Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

eight

Obudziłam się przez promienie słoneczne wpadające do mojego pokoju. Jęknęłam i schowałam twarz w poduszkę, przeklinając siebie, że nie zasunęłam rolet. Wczoraj byłam zbyt rozkojarzona Dylanem, by zrobić cokolwiek innego niż położenie się załamana do łóżka.

Bo ja go... lubiłam. Cholera, lubiłam nawet bardzo. Najmniejsza drobnostka czy kłótnia sprawiały, że przejmowałam się nim jak głupia, a nie powinnam.

Ale czemu on przejmował się mną? Dlaczego nie miał mnie gdzieś? Nie chciałam ukrywać przed sobą, że z każdym dniem, Dylan podobał mi się coraz bardziej, co sprawiało, że... byłam zawstydzona. Nie chciałam być tym typem dziewczyny, która zakochuje się w chłopaku po dwóch tygodniach znania go.

Ale to co czułam, nie było zakochaniem. Po prostu mi się podobał.

Nie zrozumcie mnie źle, ale wiem, gdy zauroczenie przechodzi w zakochanie, a to co czułam, na pewno nie było nawet silnym zauroczeniem — tylko jednym z jego pierwszych etapów.

Westchnęłam, wstając z łóżka i nałożyłam na stopy swoje puchate, różowe kapcie. Spojrzałam przez okno — słońce świeciło tak mocno, iż od razu chciało mi się wychodzić z mieszkania.

A czułam, że cały dzień spędzę w domu.

Weszłam pospiesznie do łazienki z zamiarem wzięcia prysznica. Wskoczyłam pod wodę, namydlając swoje ciało lawendowym żelem, myśląc o Dylanie i o jego pojawieniu się wczoraj w moim pokoju.

Życie było dziwne.

Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica, owijając swoje ciało puszystym ręcznikiem. Poszłam do mojej szafy i wyciągnęłam potrzebne ciuchy, kiedy usłyszałam dźwięk wiadomości w moim telefonie.

kat: "co zrobiłaś mojemu bratu? zachowuje się tak, jakby miał okres!"

Zaśmiałam się cicho i odpisałam.

phoebe: "masz ochotę na kawę o 12:00?"
kat: "zawsze i wszędzie."

Pisnęłam ucieszona, że nie spędzę dzisiejszego dnia w domu. Odłożyłam telefon na bok i wróciłam do łazienki, by ubrać się w przygotowane prze mnie wcześniej ciuchy. Rozczesałam włosy, umyłam zęby, nałożyłam lekki makijaż — nie lubiłam mieć pełnego makijażu, gdy na zewnątrz było gorąco — i wyszłam z łazienki. Weszłam do holu, gdzie roznosił się zapach dopiero co zrobionego śniadania. Uśmiechnęłam się lekko i wkroczyłam do jadalni, gdzie siedzieli Bryan i mój ojciec.

— Cześć. — przywitałam się z nimi. Mój tata uśmiechnął się do mnie promiennie, a Bryan mruknął coś niezrozumiałego.

Nałożyłam na talerz jednego naleśnika i parę owoców.

— Phoebe?

— Tak, tato?

— Czy chciałabyś może odwiedzić swoich dziadków w Londynie? — zapytał mnie, spoglądając znad swojej gazety. Uśmiechnęłam się miękko na wspomnienie o dziadkach. — Pomyślałem, że mogłaś się za nimi stęsknić.

— Oczywiście! — rzuciłam entuzjastycznie, a tata uśmiechnął się szeroko.

— Zarezerwuję bilety, będziemy lecieć w przyszłym tygodniu. — oznajmił. Skinęłam głową i wróciłam do jedzenia swojego naleśnika.

Świadomość, że zobaczę moich dziadków, przyjaciół, Max'a i pójdę na grób mamy, sprawiła, że od razu polepszył mi się humor.

Ciekawe czy mogłabym zabrać ze sobą swoich przyjaciół...

Uśmiechnięta od ucha do ucha, poszłam odnieść talerz do zmywarki, przy okazji  witając się z Mary.

— Jak tam pobyt w Bostonie? — uśmiechnęła się lekko.

— Bardzo dobrze. Kiedyś cię tam zabiorę. — obiecała, na co skinęłam głową. — A teraz  idę na zakupy.

Pożegnała się ze mną i wyszła z kuchni. Nalałam sobie soku z grejpfruta i wróciłam do jadalni, gdzie nadal siedział mój brat, podpierając głowę na ręce.

— Co tam, Bryan?

— Spać. — mruknął krótko, na co zachichotałam. — Pieprzony O'Brien. Wymyślił, żebyśmy poszli na siłkę, bo musi się na czymś wyładować.

— No cóż. Życie. — mruknęłam niby obojętnie, ale samo wspomnienie jego imienia sprawiało, że miałam ciarki.

Huh.

— Ale nie mogliśmy pójść po południu? — jęknął i przejechał dłonią po twarzy. — Nieważne, idę się przygotować. — oznajmił i wstał od stołu, oczywiście po sobie nie sprzątając.

Westchnęłam głęboko i zaczęłam sprzątać po swoim bracie, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Pobiegłam szybko do przedpokoju i otworzyłam je, oczekując w nich...

Dylana.
I och, stał tam taki piękny i silny.

— Hej. — zadrżałam, gdy przeszły mnie ciarki.

Uraczył mnie jedynie krótkim spojrzeniem i bez słowa wszedł do środka, nawet nie zdejmując butów.

Ouch.

Skierował się w głąb korytarza, a ja patrzyłam się za nim, jakby mając nadzieję, że jednak się odwróci.

Ale się nie odwrócił.

Lekko przybita wzięłam moją torebkę i przejrzałam się w lustrze, przy okazji poprawiając włosy. Bryan, słysząc zapewne moje krzątanie, wychylił głowę zza framugi drzwi.

— Wychodzisz?

— Um, tak. Idę z Kat na kawę. — wyjaśniłam i ubrałam swoje białe superstary.

— Weź klucze, bo nie wiem, kiedy wrócę, a tata gdzieś wyszedł. — powiedział i wrócił do swojej rozmowy z Dylan'em.

Wzięłam klucze i schowałam je do mojej torebki, wychodząc z domu. Skierowałam się do windy, która właśnie przyjechała na moje piętro. Drzwi rozsunęły się, a ku mojemu zdziwieniu, wyszedł z nich Christopher. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam szybko jego gest. Cieszyłam się, że nie jest na mnie zły za wczorajszą sytuację, a między nami było w porządku.

— Rozumiem, że też idziesz na siłownię? — zapytałam, ukradkiem spoglądając na torbę sportową przewieszoną przez jego ramię.

— Bryan powiedział mi, że nie chce iść sam, ponieważ Dylan nie jest za bardzo rozmowny i miły... — wyjaśnił i wzruszył ramionami. — Zresztą jak zwykle.

Skinęłam krótko głową, przełykając cicho ślinę.

Był zły przez wczorajszą sytuację.
Zapewne.

Christopher musnął mnie w policzek, wyminął i wszedł do środka. Pomimo tego, że nie lubiłam go w ten sposób, uśmiechnęłam się lekko, bo jednak...

Był słodki.

Nacisnęłam odpowiednie przyciski i zjechałam windą na dół. Wyszłam z chłodnego budynku na skwar miasta, włączając muzykę i skierowałam się do najbliższego Starbucksa, gdzie miałam spotkać się z Kat

♡♡♡

W ciągu następnych piętnastu minut, byłam w mojej ulubionej kawiarni. Weszłam do niej, rozglądając się za moją przyjaciółką — siedziała już przy stoliku. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie promiennie, wskazując, bym do niej podeszła.

Przybliżyłam się do niej, zajmując miejsce naprzeciwko.

— No? To wyjaśnisz mi, co zrobiłaś mojemu bratu? — zapytała mnie, popijając Mango Juice.

— Nic konkretnego na dobrą sprawę.  — wzruszyłam ramionami. — Powiedziałam mu, że podoba mi się inny chłopak.

— Jaki chłopak? — zmarszczyła brwi.

Westchnęłam.

— Dylan przyszedł wczoraj do mnie po imprezie i zaczął zadawać miliony pytań: "Czy spotykam się z Christopherem?" "Czy podoba mi się jakiś inny chłopak", "Jaki to jest chłopak" itd. — wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok. Miałam nadzieję, że Kat nie zorientuje się, iż Dylan mi się podobał.

— O mój Boże... — wyszeptała i odłożyła swoje picie na stół. — On naprawdę cię lubi.

— Nie sądzę, Kat... my... — wzięłam głęboki wdech. — My znamy się zbyt krótko.

— Znam swojego brata, Pho. — odparła uparcie i z przekonaniem — Wiem, jak się zachowuje, kiedy podoba mu się jakaś dziewczyna.

— Nie, Kat. — ponownie pokiwałam głową.

— Przypominasz mu ją. — stwierdziła, na co uniosłam pytająco brwi. — Przypominasz mu Alexę.

— Alexę? Jego byłą dziewczynę? — zapytałam oniemiała.

Jeśli Alexa była dziewczyną, którą widziałam na jego facebooku, mogłam śmiało stwierdzić, że nie byłyśmy do siebie podobne nawet w jednym procencie.

— Tak. — westchnęła ciężko, jakby to sprawiało jej mały, lecz widoczny ból. — Alexa była wspaniałą dziewczyną. Była zabawna, miła, współczująca, uczciwa, szczera, grzeczna. — wyznała Kat, rysując szlaczki na swoim kubku. — Ale potem zginęła w wypadku samochodowym. Miała toczeń.

— Przykro mi. — wyszeptałam. — Lecz to nie zmienia faktu, że nie jestem do niej podobna. Jesteśmy zupełnie inne.

Uśmiechnęła się smutno.

— Jesteś, Phoebe. — zaprzeczyła brunetka, przytakując głową. — Może trochę inna, ale podobna.

♡♡♡

Leżałam płasko na plecach, gapiąc się na nieskazitelnie biały sufit. Określenie, że miałam mętlik w głowie, nie oddawał nawet w procencie tego co naprawdę działo się w moim mózgu. Nic nie łączyło się w logiczne fakty:

Jeśli Kat miała rację, podobałam się Dylanowi.
Podobałam się cholernemu O'Brienowi.
Chciałabym, by była to prawda.

Chciałabym w najbliższej przyszłości zacząć nowe życie miłosne i jeśli miałoby to być z Dylanem, byłabym najszczęśliwsza. Naprawdę.

Podobał mi się.

Sprawdziłam godzinę na mojej komórce i westchnęłam. Za chwilę mieliśmy wszyscy razem pójść do Pizzy Hut. Czy chciałam? Nie. I próbowałam wymyślić coś, czym mogłabym przekonać moich znajomych.

Wstałam szybko z łóżka, wyszłam z mojego pokoju i zapukałam do mojego brata. Krzyknął "proszę", więc weszłam do pokoju. Bryan jak zwykle grał na konsoli, siedząc na kanapie i pożerając samo niezdrowe jedzenie.

— Co się stało, Pho? — zapytał mnie, stopując swoją grę.

— Um, troszkę źle się czuję. — skłamałam. — Nie pójdę z wami dzisiaj na pizzę.

— Co się dzieje?

— Boli mnie brzuch. — ponownie skłamałam, faktycznie czując się coraz gorzej, ale nie fizycznie, lecz psychicznie.

Bry westchnął i skinął głową.

— Masz...okres?

Zaśmiałam się z jego poważnego tonu i przytaknęłam.

— Tak, ale to naprawdę nie jest straszna choroba. Po prostu boli mnie brzuch.

— Dobrze. — odetchnął. — Będę się już zbierał. Potrzebujesz czegoś?

— Nie, dziękuję. Pójdę się położyć. — oznajmiłam i wróciłam do mojego pokoju, uprzednio życząc Bryan'owi miłego spotkania.

Przebrałam się w krótkie, materiałowe, czarne spodenki i wskoczyłam pod moją kołdrę, spuszczając rolety.

Włączyłam laptopa, gdy usłyszałam, jak Bryan wychodzi z domu i zamyka drzwi. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że przynajmniej dzisiaj uniknę spotkania z Dylan'em i resztą ferajny.

♡♡♡

Siedziałam na moim, puszystym dywanie z laptopem na kolanach, przeglądając wszystkie portale społecznościowe, na których byłam zarejestrowana — nic nowego się nie wydarzyło.

Usłyszałam dzwonek do drzwi i uniosłam zaskoczona brwi.

Bry nie powinien wrócić tak szybko.

Podniosłam się do pionu i pomknęłam szybko do drzwi, spoglądając przez wizjer. Otworzyłam szybko drzwi, unosząc brwi ze zdziwienia.

— Dylan? Co ty tutaj robisz?

Wzruszył ramionami i wszedł do środka.

— Sądziłem, że możesz być samotna.

Przewróciłam oczami, gdy zauważyłam, że chłopak zmierza do mojego pokoju, jak zwykle nie zdejmując butów.

— Nie wolałeś posiedzieć ze swoimi przyjaciółmi? — zapytałam, zamykając dokładnie drzwi i modląc się, by Mary nie usłyszała, że przyszedł do mnie Dylan.

— Są irytujący. — odparł, ponownie wzruszając ramionami.

Westchnęłam i usiadłam na moim fotelu, podkurczając nogi. Patrzyłam się na niego bezustannie, kiedy on bawił się moim pluszakiem na łóżku.

— A tak naprawdę? Po co tutaj przyszedłeś?

Odłożył misia i spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami.

— Nie wiem. Po prostu... Poczułem taką wewnętrzną siłę, która kazała mi tutaj przyjść. — wyjaśnił i westchnął, spuszczając wzrok. — Poza tym, Bry powiedział, że źle się czujesz i masz...okres.

Zaśmiałam się krótko, gdy zauważyłam, jak zakłopotany spuszcza wzrok.

— Czemu, wy chłopcy, tak wyolbrzymiacie sprawę okresu? — zapytałam go retorycznie. — To śmieszne.

— To chore. — odpowiedział, kiwając głową. — Okres to jakaś masakra. Kat zachowuje się wtedy jak przewrażliwiona suka.

Zachichotałam i zaczęłam bawić się skrawkiem mojej koszulki.

— Przepraszam, Phoebe. Nie powinienem się tak zachowywać. — odparł, patrząc się na mnie przenikliwie.

— O co tak naprawdę chodzi, Dylan? — zapytałam, chcąc wreszcie uzyskać odpowiedź na większość swoich pytań.

— Nie wiem, Pho. Przyciągasz mnie niczym magnes. Wkurzam się, ilekroć widzę cię z Chris'em. Ciągle o tobie myślę... Ja... — przerwał i przygryzł wargę. — Nie wiem, co się dzieje. Nigdy czegoś takiego nie czułem.

Spojrzałam na niego, ukrywając radość. Wiedziałam, co to oznacza.

Podobam mu się.

Przęłknęłam ślinę i przygryzłam wargę, zamierzając wypowiedzieć słowa, których tak naprawdę nie chciałam wypowiedzieć, lecz nie mogłam postąpić inaczej. Nie byłam gotowa na to, by mu ulec czy stworzyć związek.

Lecz nie zmieniało to faktu, że chciałam zrobić to w najbliższej przyszłości.

— Dylan, naprawdę cenię sobie ciebie jako mojego przyjaciela i nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo chciałabym, by między nami było w porządku. — przerwałam i spojrzałam na niego. — Po prostu zostańmy przyjaciółmi. — uśmiechnęłam się do niego lekko. — Na razie.

Dylan skinął krótko głową i uśmiechnął się lekko.

— Przyjaciele.

♡♡♡

Wiem, rozdział nie najlepszy i nudny, ale musiałam wyprostować sytuację między Pho, a Dylan'em :)
Mam nadzieję, że i tak spodobał wam się rozdział :*
Zostawcie votes lub komentarze <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro