Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nineteen + konkurs

Konkurs!

Ze względu na Waszą aktywność, mam mały konkurs.

Kolejny rozdział zadedykuję dwóm osobom, które jako pierwsze skomentują i zagłosują za ten rozdział oraz jeszcze jednej dodatkowej - wylosowanej.

Start?

Kylo

Uciekam. Na ogonie siedzi mi jakaś zamaskowana postać. Łowca nagród? Cokolwiek to jest - rzuca mi się na plecy, a ja pod wpływem ciężaru - upadam w miękką trawę. Odwracam twarz. Moim oczom ukazuje się dziewczyna o nienawistnym spojrzeniu. Zdejmuje zaskłonkę. Rzuca ją za siebie, nakłada mi kajdanki.

- Mam nadzieję, że dostaniesz surowy wyrok. - mówi zatrzaskując metal na moich poranionych nadgarstkach.

Zaciska je bardzo ciasno.

- Ruszaj się! - warczy, a jej teraz szklisty wzrok przerża mnie.

Nie ma po co prosić ją o wypuszczenie. Wypełnia rozkazy Ruchu Oporu. Tak jak ja kiedyś Snoka. Tak jak cały czas... nawet po jego śmierci... jego nauki żyją we mnie. Mechaniczne wykonywanie pewnych czynności zamieniło nas w zombie...

Budzę się. Przecieram oczy. Siadam na brzegu łóżka. Rey śpi przewrócona na prawy bok w stronę ściany po drugiej stronie pokoju. Jej włosy opadają na ramiona, a ręce ma skrzyżowane na piersi. Nie porusza się, więc nie chcąc jej zaniepokoić - wstaję bezszelestnie, wychodzę. Oparty o metalową windę, nabieram łapczywie powietrze. Te koszmary są rodzajen pokuty, za moje grzechy i dobrze o tym wiem. Mimo to, chciałbym ich nie mieć. Uspokajam się dopiero po pół godzinie. Półmrok panujący w wąskim przejściu usypia mnie, więc kiedy wchodzę do kajuty opadam na swoją pryczę wyczerpany. Moc jednak nakazuje mi dźwignąć się jeszcze raz. Co czynię. Dostrzegam, iż posłanie Rey jest puste. Rozszerzam oczy, aby lepiej widzieć. Jej cały czas nie ma. Wybiegam jak oszalały. Mijam jakiegoś małego szarego robota, admirała oraz sprzątacza.
Nikogo kto wiedziałby dokąd udała się brunetka. Wchodzę na mostek, który jest dobrze oświetlony. Przed olbrzymim oknem stoi moja zguba. Jej drobna, ale pewna siebie postać wpatruje się bezemocjonalnie w gwiazdy. Wyczuwa mnie mocą, bo po chwili odwraca się. Posyła mi lodowate spojrzenie - jak to z dzisiejszego snu. Bardzo mrocznego snu.

- Czego wypatrywałaś? - pytam głośno, sprawiając wrażenie groźnego.

Brunetka nie wzdyga się, lecz nie chce odpowiedzieć. Podchodzi do niej siwy generał.

- Pani, trzy transportowce zostały przechwycone przez rebelianckie... -nie kończy, bo dusi go mocą.

- Czyżbyś chciał powiedzieć ŚMIECIE? - odparła znenerwowana i... wściekła.

- Lady... - próbuje ją obłagać.

- Zapamiętaj sobie, Ruch Oporu to nie śmiecie. - warczy i puszcza go.

Mężczyzna zbiera się z podłogin wracając do panelu sterowania.

- Naprawdę - zbieram słowa - to było imponujące, Lady Rey.

- Możliwe.

- Więc, pani, dlaczego tutaj przyszłaś? Jest środek nocy.

- Nie tylko ty masz koszmary.

- Zrozumiałe, a więc o czym był?

Rey blokuje szczelnie umysł.

- Kylo - nie mal wypluwa te słowa - nie dowiesz się o mnie niczego.

Mija mnie.
Zatrzymuję ją mocą.

- O czym był?

- Nie powiem.

- O czym był!? - krzyczę.

Puszczam ją.

- O tobie! - warczy, a po jej czole spływa kropelka potu. - Ten koszmar był o tobie.

Ból.

Rozdziera mi serce.

Nie zatrzymuję jej już.

Kieuje się do kajuty, a ja zostaję.

Wraz z przerażającą pustką.

Słowa, myśli, czyny ranią.

Rey mnie rani...

Dlaczego jestem na to wszystko podatny?

Jej straszliwy wzrok jest obecny przy mnie jak i we śnie, tak i w realji...

Rey

Idę do swojej kajuty. Gdy do niej docieram nigdzie nie widzę Nolji, ani Trei. Mojej uwadze nie ucieka fakt, że wyczuwam obecność kogoś złego w moim pokoju. Teoretycznie powinnam powaidomić o tym Rena, ale nie mogę się ugiąć. Wchodzę sama.

- Kogo moje piękne oczy widzą. - prycha sarkastycznie nie kto inny jak Armitage Hux. - Władzy się zachciało, Lady?

Towarzyszący mu szturmowcy śmieją się pod nosem, a jeden z nich wyciąga w moją stronę blaster. Najnowszy model tej broni, toteż nawet przy moim refleksie nie dam rady go przechwycić. Generał trzyma w rękach sznur. Gruby, zielony sznur.

- Ach, naiwna złomiarka... - miętoli linę w rękach - Myślała, że uratuje całą galktykę. A wiesz co ci powiem? - kieruje na mnie swoje oszalałe spojrzenie. - Ja tu rządzę. Po tobie zajmę się tym twoim rycerzykiem, jak mu tam... Kylo Renem. - uśmiecha się z pogardą.

Uspokajam swój umysł. Przenoszę telepatyczną wiadomość do Bena.

Ratuj. Jestem w kajucie.

Kylo

Ratuj...

Głos Rey rozdziera mi umysł. Musi być w niebezpieczeństwie, skoro z bólu głowy ledwo ustaję na nogach.

Gdzie jesteś?

Pytam ją, zamierając w bezruchu.

W... ka... jucie...

Zbieram trzech żołnierzy i dwóch admirałów. Moje buty nadają charkterystyczny stukot o czarną wypolerowaną podłogę. To co widzę na środku sprawia, że automatycznie włączam miecz świetlny. Czerwona klinga roztacza jasną poświatą po szarawym pomieszczeniu.
Rey leży skąpana we własnej krwi, ma ślady duszenia na szyi
i ppsiada liczne zadrapania
oraz poważniejsze rany na lewej ręce. Dostrzegam też ślad po wystrzale z blastera na nodze.
Odpowiedzialni za to zdrajcy, na czele z Huxem mierzą we mnie bronią.

- Ren, coż za niespodzianka. - kpi rudzielec. - W samą porę.

- Najwyższy wodzu, co mamy teraz zrobić? - pyta admirał stojący za mną.

- Zabić ich. - wydaję polecenie,ale nikt się nie porusza.

Dociera do mnie, że słowa skierował nie do mnie, a do tej wstrętnej kreatury.

- Zabić ich. - mówi Armitage.

Robię unik, walczę.

Rey

Dochodzą do mnie krzyki...

Ktoś woła moje imię?

Na pewno mi się wydaje...

Kylo

Odcinam przedramię jakiegoś szturmowca, a potem zabijam.
Nie poddam się.

Rey

Unoszę powieki, choć wzrok mam zmętniały. Dźwigam się, lecz zaraz kulę pod wpływem spazmu bólu w nodze. Potem nadchodzi przeraźliwe pieczenie dłoni. Ogromna rana jest świeża i bardzo krwawi. Opatulam ją o materiał mojej tuniki i wtedy go dostrzegam.

Kylo

Jej oczy patrzą na mnie.

Nie są lodowate...

Są kojące...

Piękne...

W cudownej barwie...

Zatroskane...

Słyszę szloch dziewczyny i czuję
jak wtula się we mnie....

Rey

Wyczuwam jego oddech.

On żyje.

Więc, w ten oto sposób doszliśmy do dziewiętnastego rozdziału.
Kolejna część będzie ostatnią.

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. 😀

Spokojnie, nie odchodzę z wattpada.

Po zakończeniu tego reylo, rozpocznę kolejne - z nową, jezcze bardziej niespodziewaną fabułą. Będą w niej zaskakujące zwroty akcji i nie tylko...






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro