Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oh, you can't hear me cry

Na początek chce tylko powiedzieć, że inspiracją dla mnie była piosenka So Cold, którą macie w mediach i na jej szkielecie napisałam ten one shot (tzn wplotłam jej fragmenty w tekst, zauważycie o co mi chodzi, więc nie będę przedłużać). 

Życie chyba nigdy nie może być takie jakim je sobie zaplanujemy. Setki niespodzianek. Nie koniecznie miłych niespodzianek. Jesteśmy zaskakiwani na każdym kroku.

Marzymy o przyszłości pośród gwiazd, a po latach otwieramy oczy i zdajemy sobie sprawę, że nadal błądzimy na ziemi. Mamy kiepską pracę, dzięki której ledwo dajemy radę opłacić rachunki i kupić najpotrzebniejsze rzeczy.

Niektórym udaje się sięgnąć swoich marzeń, a inni muszą zmagać się z szarą codziennością. Ja niestety należę do tej drugiej kategorii. Do kategorii ludzi, którym nie udało się osiągnąć sukcesu.

Nasze życie zależy tylko i wyłącznie od naszych decyzji i wyborów. Nie ma nikogo u góry, kto by zaplanował naszą przyszłość. Nie ma też wielkiej siły, która by nas pokierowała tam gdzie zechce. Pech i szczęście to pojęcia względne. Dla każdego mogą znaczyć coś zupełnie innego. Dla mnie po prostu nie ma czegoś takiego, ale ludzie w nie wierzą, bo nie chcą czuć się odpowiedzialnymi za spotykające ich przykrości. Ludzie nie lubią być nazywani winnymi, a jeszcze bardziej nie lubią sami sobie tego uświadamiać. A prawda jest taka, że każdy jest kowalem własnego losu. Naszą winą jest to co się nam przytrafia i nie mamy prawa winić za to Boga, losu czy też ludzi wokół nas.

Ja wybrałam kilka razy źle... Zbyt wiele razy wybrałam źle i przez to dziś jestem tu gdzie jestem.

Nazywam się River Fosters, mam 23 lata i teraz opowiem Wam jak znalazłam się przemoczona i zapłakana na przystanku w jakiejś miejscowości 14 mil od mojego rodzinnego Brighton, mimo iż mieszkam w Londynie.

Przygotuj się więc drogi czytelniku na najboleśniejszy epizod z mojego życia. Idź po popcorn, żelki i coś do picia. Usiądź wygodnie. Mamy całą noc na tę opowieść.

***

Właściwie to historie powinno zaczynać się od początku. Ta zaczęła się w szpitalu i mimo, że to nie jest wymarzone miejsce na rozpoczęcie mojej opowieści nie mamy większego wyboru i musimy to przeboleć.

***

- Hej, co tutaj robisz? - usłyszałam za swoimi plecami znajomy męski głos.

- Czekam na wypis.

- River, stało się coś? Wydawałaś się zdrowa kiedy widziałem cię tydzień temu w parku.

- Fizycznie jestem.

Wstałam nim pojął sens moich słów. Ruszyłam przed siebie i zapukałam do drzwi gabinetu doktora Walkera. Usłyszawszy ciche "proszę" weszłam do środka.

- Panna...

- Fosters. River Fosters. Miałam zgłosić się po wypis.

- Tak, tak. Oto on. - podał mi kartkę papieru, zapisaną tak nieczytelnie, że chyba gorzej się nie dało. Czy każdy lekarz nie umie normalnie pisać? - Jeżeli to wszystko pozwól, że zabiorę się za swoją pracę. - Subtelnie wyprosił mnie z gabinetu.

- Oczywiście. - mruknęłam niesłyszalnie i wyszłam.

Ruszyłam prosto do wyjścia z budynku. Nim jednak opuściłam szpital oddałam w recepcji wypis i zabrałam stamtąd swoje rzeczy.

Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam wsłuchiwać się w melodię. Moją playlistę rozpoczynało So Cold. Ta piosenka opisywała po części mój obecny stan. Było mi wewnętrznie tak zimno. Wewnętrznie umierałam. Nie byłam sobą odkąd ON znalazł sobie inną.

- Poczekaj River! - usłyszałam za sobą ten sam głos co na korytarzy szpitalnym. Nie miałam jednak wcale zamiaru się odwracać. Przyspieszyłam kroku.

Szybko wyminęłam ludzi na chodniku. Weszłam do mojego bloku, którego drzwi jak zwykle były otwarte na oścież. Że też ci ludzie nie boją się złodziei.

Nie miałam najmniejszej ochoty czekać na windę, która i tak pewnie nie działała, więc weszłam po schodach na swoje piętro. Na szczęście nie mieszkałam na dziesiątym, a zaledwie na drugim.

Włożyłam klucze do zamka, ale nim zdążyłam otworzyć poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.

- Ciężko było cię dogonić Riv. Możemy porozmawiać?

- Niby o czym Tommy?

- O tym co powiedziałaś mi w szpitalu. O co chodziło? Czemu w ogóle się tam znalazłaś River?

- Ciszej. - mruknęłam lekko zła na wścibskiego chłopaka. Po chwili wypuściłam głośno powietrze z ust. - No dobra, ale wejdź do środka. Nie chcę by słyszeli nas wszyscy sąsiedzi.

- Dzięki.

Weszliśmy do mieszkania. Zamknęłam za nami drzwi. Zaprowadziłam chłopaka do salonu. Usiadł na kanapie.

- Chcesz coś? Kawy, herbaty, wody?

- Poproszę wodę.

Zabrałam z szafki w kuchni szklanki i nalałam do nich wody. Wzięłam je i usiadłam na kanapie obok Tommy'ego kładąc napój na stoliku do kawy.

- No więc?

- Co "więc"?

- Czemu byłaś w szpitalu? - Nie odpuszczał. Zupełnie jak przed laty.

Tommy był kiedyś moim przyjacielem, ale gdy poznałam mojego byłego już chłopaka, Nicolasa, nasz kontakt się urwał. On wpadł w wir pracy i nauki, a mnie kompletnie zaślepiła miłość do Nick'a. Byłam wtedy taka głupia.

- To nic wielkiego. Po prostu byłam na badaniach. - próbowałam zwieść chłopaka.

- Nie umiesz kłamać River.

Spojrzałam na podłogę. Zdawała mi się ciekawsza od rozmowy w tej chwili.

Oh, you can't hear me cry
See my dreams all die
From where you're standing
On your own

- To nie było nic wielkiego Tom. Nie masz się czym przejmować. - chciałam go uspokoić. Miałam nadzieję, że jakoś odwiodę go od dopytywania o dokładny powód mojego pobytu w szpitalu.

Chłopak popatrzył mi w oczy i chwycił za rękę. Podwinął rękaw mojego swetra i ujrzał jeszcze nie zagojone rany. Odwróciłam głowę by nie musieć spotykać się z jego spojrzeniem.

- Czemu? - zapytał lekko drżącym głosem. Wiedziałam, że go to zabolało.

- Nie jestem już z Nicolasem. - powiedziała wyrywając rękę z jego uścisku. Naciągnęłam z powrotem rękaw zakrywając blizny. Te stare jak i nowe rany. - Jest mi ciężko Tommy. Zostałam zupełnie sama. Nie radzę sobie. - Nie widziałam już sensu w okłamywaniu chłopaka, które przecież niegdyś znał mnie na wylot.

- Masz przecież przyjaciół, masz mnie. Czemu się nie odzywałaś? Przecież pomógłbym ci przez to przejść.

It's so quiet here
And I feel so cold

- Nie chciałam ci się narzucać. Masz własne życie. A reszta? Myślę, że po tym co naopowiadał im o mnie Nick już nie mam przyjaciół.

- Jak mogłaś pomyśleć, że... DO CHOLERY! RIVER! Jestem twoim przyjacielem! To nie jest narzucanie się!

- Myślałam, że po tym wszystkim... no wiesz... Myślałam, że nie chcesz mnie znać... - powiedziałam cicho, prawie niesłyszalnie. Tommy jednak usłyszał.

- Jestem twoim najlepszym przyjacielem od piaskownicy River Fosters. Jak mógłbym kiedykolwiek się od ciebie odwrócić? - chwycił mój podbródek bym spojrzała w jego oczy.

Zrobiło się trochę niezręcznie kiedy tak wgapialiśmy się w siebie.

- A więc... to jest twoje nowe mieszkanie? Przytulnie tu.

- Tiaa... Na początku mieszkał ze mną Nicolas, ale po tym jak zerwaliśmy wyprowadził się.

- To zrozumiałe.

Zapanowała między nami cisza. Po roku rozłąki ciężko nam było ze sobą rozmawiać w ten sam sposób co kiedyś.

- Może chciałabyś gdzieś ze mną wyskoczyć? Musimy nadrobić ostatni rok.

- Byłoby miło.

- Jeszcze zgadamy się jakoś. Masz ten sam numer co kiedyś? - przytaknęłam. - Zadzwonię do ciebie. Teraz muszę się zbierać. - powiedział patrząc na zegarek. Pamiętam, że kochał zegarki. Zawsze miał ich całą masę.

Odprowadziłam go do wyjścia. Pożegnałam się z nim. Zamknęłam drzwi i odwróciwszy się oparłam o nie. Zsunęłam się na ziemię i znów zaczęłam płakać.

This house no longer
Feels like home

***

Dzień jak co dzień. Wstałam z łóżka, wzięłam prysznic, ubrałam się, umalowałam. Wyszłam punktualnie o 7.15 z mieszkania, by o godzinie 8.00 zacząć pracę w mało popularnej londyńskiej kawiarni.

Chyba nie ma sensu bym opowiadała Wam jak dokładnie przebiegł ten dzień, więc przejdźmy do konkretów. O 15.45 byłam już praktycznie gotowa do wyjścia, mimo, że do końca dnia pracy zostało jeszcze 15 minut. Już dawno umyłam stoliki i podłogi, a w kawiarni nie było klientów, których mogłabym jeszcze obsłużyć.

Myślałam, że ten dzień minie mi spokojnie i będę mogła szybko wrócić do domu. Myliłam się.

Niestety w tym czasie w tępej główce mojego eks zaświtał głupi pomysł: powkurwianie mnie tego dnia w mojej własnej pracy.

Na moje nieszczęście tego dnia szefowa była w kawiarni. Na moje nieszczęście moja zmiana nadal trwała. Na moje nieszczęście Bethany, z którą pracowałam wzięła chorobowe. Na moje nieszczęście byłam jedyną pracownicą dzisiejszego dnia.

Chłopak niczym pan we własnym domu wszedł do budynku i skierował się wraz ze swoją nową dziewczyną, niejaką Ashley Price, prosto do stolika znajdującego się najbliżej baru i mojej szefowej zliczającej właśnie dzisiejszy utarg.

Głęboko westchnęłam próbując się opanować. Na usta założyłam najmniej sztuczny uśmiech jaki tylko potrafiłam. Podeszłam do chłopaka i Ashley.

- Dzień dobry, co podać? - zapytałam jak gdyby był zwykłym klientem. Nie był. On i kawiarnie to było połączenie tak złe, że nie potrafię nawet znaleźć do niego porównania.

- O witaj Riri, nie wiedziałem, że tu pracujesz. - powiedział z cwanym uśmieszkiem na ustach. Wiedział doskonale, że tu pracuję. Właśnie dlatego tu przyszedł. Właśnie dlatego z nią.

- No wiesz jak to bywa, tak się złożyło. Co za przypadek nie uważasz? - próbowałam grać w jego gierkę, mimo, że wykańczało mnie to wewnętrznie. Jakby jakaś bestia pożerała mnie od środka.

Oh,when you told me you'd leave
I felt like I couldn't breath
My aching body fell to the floor
Then I called you at home
You said that you weren't alone

- To ta szmata była przede mną? - blondi się odezwała.

- Tak, i "ta szmata" cholernie tego żałuje. - próbowałam naśladować jej głos mówiąc "ta szmata". - To co podać?

- Karmelowe latte dla Ash, dla mnie zwykłe latte, a dla ciebie cappucino.

- Ja podziękuję. Dwa razy latte. Jasne.

Ruszyłam prosto do baru, a w moich oczach pojawiły się pojedyncze łzy. Szybko je otarłam uważając równocześnie na swój makijaż. Nie wierzę, że zastąpił mnie takim plastikiem.

I should've known better
Now it hurts much more.

Wraz z zamówionymi kawami wróciłam do stolika parki, która oczywiście miziała się tak bardzo jak to tylko możliwe w miejscu publicznym.

Podałam im kawy.

- Usiądź Riri, powspominamy stare czasy, poznasz lepiej moją misię. - Kiedyś to ja byłam na jej miejscu.

- Nie dzięki, mam jeszcze dużo pracy. - Na moje nieszczęście słyszała nas właścicielka.

- Nie masz skarbie. Możesz usiąść z przyjaciółmi, ja zajmę się uprzątnięciem baru. - Serio? ten dzień nie mógł być gorszy...

Niechętnie usiadłam na miejscu pomiędzy Ashley a Nickiem, którzy trzymali się za ręce na stoliku.

- Jak ci się układa Riri? Znalazłaś sobie już kogoś? My z Ash jesteśmy tacy szczęśliwi...

- Tylko nie udławcie się tym szczęściem. - mruknęłam cicho.

- Mówiłaś coś? Nie dosłyszałem.

- Nic takiego. Tylko, że cieszę się z waszego szczęścia. A u mnie po staremu.

You caused my heart to bleed and
You still owe me a reason
Cause I can't figure out why...

- Nadal jesteś sama?

- No niestety.

- Przykro mi Ri. Bardzo ci współczuję. - powiedział sarkastycznie. Szkoda tylko, że wyłącznie ja poczułam ten sarkazm.

- Takie jest życie.

- Ja jestem teraz naprawdę szczęśliwy z moją rybką. - Bo się zaraz porzygam. - Szkoda, że tobie się nie ułożyło...

- Tiaa... Ciekawe przez kogo wszystko potoczyło się w ten sposób.

- Ktoś cię skrzywdził Ri? - nadal mówił to tak sztucznie, że nawet dziecko zorientowałoby się, że coś jest na rzeczy.

- Nie udawaj Nicolas. Przez ciebie prawie umarłam.

- O czym ty mówisz Riri? Dobrze się czujesz?

- Wyśmienicie. - wybiegłam zapłakana z kawiarni.

Nie widziałam go, ale w moim umyśle zobaczyłam jego twarz, zobaczyłam ten triumfalny uśmiech i pełne wyższości spojrzenie.

Zniszczył mnie pół roku temu temu. Dobił mnie teraz.

Why I'm alone and freezing
While you're in the bed that she's in
I'm just left alone to cry.

Nie chciałam wracać do domu. Pobiegłam przed siebie. Dotarłam na przystanek. Wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu i pojechałam. Nie wiem nawet dokąd jechał. Kilka razy przesiadałam się do innych autobusów. Dotarłam do Crawley.

Stamtąd ruszyłam drogą na południe. Szłam tak jakieś 3 godziny nim znalazłam się w Bolney gdzie zaczął padać deszcz. Nim jednak odnalazłam schronienie, jakim okazał się być mały przystanek, zdążyłam całkowicie przemoknąć.

I tak to się tu znalazłam się 13.5 mili od mojego rodzinnego Brighton. W miejscowości, której do tej pory nawet nie kojarzyłam. Ot cała fascynująca historia.

Jest tutaj tak cicho,
I jest mi tak zimno.

Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Zobaczyłam kilka nieodebranych połączeń. Domyśliłam się, że to numer Tommy'ego, więc postanowiłam oddzwonić.

Jeden sygnał... Drugi... Trzeci...

- Halo? River?

- Ym... hej. Widziałam, że dzwoniłeś... i... no wiesz...

- River gdzie ty jesteś? Czemu słyszę, że płakałaś? Zaraz do ciebie przyjadę!

- Nie fatyguj się. Chyba, że chce ci się jechać 40 mil tylko po to, żeby mnie pocieszyć.

- Co?! Gdzie ty jesteś?!

- Na przystanku autobusowym w Bolney.

- Co ty tam robisz?! River?

- Ja... To za długa historia.

- Riv możesz jakoś wrócić do domu? Przyjechać po ciebie?

- Nie bardzo. Autobusy już nie jeżdżą i okropnie pada... A ty zostań w domu. Ja już chyba nie wrócę do domu Tommy. Żegnaj.

Rozłączyłam się, schowałam telefon i położyłam na ławce na przystanku.

*narracja trzecioosobowa*

Gdy River przerwała połączenie zdenerwowany Thomas zabrał kurtkę i kluczyki do samochodu po czym wybiegł z mieszkania.

Chłopak łamał po drodze wszelkie możliwe zakazy byle tylko zdążyć na czas. Niestety, nie zdążył.

Ujrzawszy leżącą na ławce, ubraną jedynie w bordowy sweter, czarne leginsy i tego samego koloru trampki, przemoczoną River wysiadł z samochodu i podbiegł do dziewczyny. Była zimna. Sprawdził oddech. Nie oddychała. Zaczął reanimację. Nie pomogło. Rozpłakał się nad ciałem swojej przyjaciółki i po raz ostatni spojrzał na nią.

Była blada, wręcz biała. Blond włosy były mokre. Popękane, sine usta lekko rozwarte. Mimo, że wyglądała wtedy okropnie dla niego była przepiękna. Po raz pierwszy i ostatnio oddał na jej usta pocałunek.

- Kocham cię River Fosters. Zawsze cię kochałem. Tak cholernie żałuję, że nie powiedziałem ci tego kiedy mogłem. Żałuję, że o ciebie nie walczyłem. Przepraszam cię Riv. Przepraszam...

Szlochał, a jego łzy spływające po twarzy spadały na nią przytuloną do jego ciała. Była martwa. To nie wstyd było ją opłakiwać.

River Fosters zmarła, bo nie dała sobie rady z przytłaczającą rzeczywistością. A on, Thomas Wels, już nigdy nie poczuł do nikogo tego co do niej. W zasadzie nie miał nawet okazji. Popełnił samobójstwo skacząc pod pędzący pociąg tydzień po jej pogrzebie. Nie wytrzymał świadomości, że jej już nie ma.

Oh, you can't hear me cry
See my dreams all die
From where you're standing
On your own.
It's so quiet here
And I feel so cold
This house no longer
Feels like home...

***

2271 słów biczys!!!!!!!!
I'm back!

Jak się podobał taki OS? Chcecie więcej? Zostaw po sobie komentarz jeśli tak! 

Piszcie w komentarzach jak Wam się podobało, możecie zostawić gwiazdkę czy coś xD

Miłego dnia, wieczoru, nocy (w zależności kiedy to czytasz)

Love ya! 

~Foxie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro