Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wyznanie - Levi x Eren (N)

-Kadecie Yeager! Za mna. Żadnych sprzeciwów - rozkazał Levi
I tak to się kończy, gdy się obija na jego treningach... Nie zawracam sobie głowy nazywaniem go kapitanem, dowódcą, czy też kapralem, jak to w zwyczaju mają inni. To po prostu Levi. A czym on się od nas różni?
-Hai hai... Już idę - oznajmiłem ochoczo

Po paru minutach znaleźliśmy się pod drzwiami głównej siedziby korpusu zwiadowczego. To z tego miejsca zarządzają ważne osobistości. Nie chodzi mi oczywiście o tego króla oblecha, który całymi dniami się obżera... Mówię między innymi o Hanji naszej ekspertce od tytanów, Erwinie dowódcy i niezłym strategu, Miche, który wyczuje tytana z kilku kilometrów i innych.
-Tak więc? Chyba wiem, po co mnie tu wezwałeś.. - stwierdziłem z przekąsem, opadając na wygodną kanapę
Ackerman mierzył mnie wzrokiem przez dłuższy czas. Widząc że nie zamierzam przeprosić, czy nawet czegokolwiek powiedzieć, podszedł i usiadł koło mnie, czego kompletnie się nie spodziewałem, więc podskoczyłem przerażony.
-Powiedz mi co z tobą nie tak Yeager? Jesteś za leniwy czy za głupi, żeby zrozumieć co się do ciebie mówi, hę?! - stracił cierpliwość Levi, nie okazując tego choćby mimiką twarzy.
Zaskoczony zaistnialą sytuacją i słowami Levi'ego oblałem się soczystym rumieńcem.
-Siedzisz za blisko! - pomyślałem, gorączkowo poszukując ratunku.
Moje serce bije szybciej zawsze, gdy czuję na sobie dotyk Levi'ego. Dlaczego on mnie tak podnieca?! Przecież ja jestem mężczyzną! On, z tego co wiem, też nim jest.. Chociaż mogę się mylić.
Czerwień na twarzy z każdą sekundą była coraz bardziej bordowa. Postanowiłem coś zrobić, zanim się z tego gorąca przegrzeje!!!
-E-ekhem.. J-ja muszę już iść! - krzycząc wybiegłem z pokoju najszybciej jak umiałem, zostawiając, bodajże zaskoczonego Levi'ego, czego i tak nikt nie zauważy.

-Mikasa! Wróciłem... - wysapałem, zmęczony ciągłym biegiem.
Po chwili ciszy przybiłem sobie mentalną piątkę. W twarz...
Przypomniałem sobie, że Mikasa wybierała się na urodziny Christy. Z tego całego stresu wyleciało mi to z głowy.
-Lepiej się położę - pomyślałem idąc do swojego pokoju

Powodem mojego godzinnego wiercenia się w łóżku, był nie kto inny jak Levi. Myślałem o swoich uczuciach względem niego... I... Postanowiłem już nigdy przenigdy nie wychodzić z tego domu. Co w tym złego? Mikasa będzie mi przynosić jedzenie, a ja będę zastanawiał się, nad swoją jakże ciekawą przyszłością.. Proste...
-Ehh, gdyby życie było takie łatwe... - powiedziałem, a moje słowa echem odbiły się od ścian pomieszczenia
-Lepiej pójdę i coś zjem, bo umrę tutaj z głodu... - wpadłem na pomysł, opuszczając mój bezpieczny Anty-Levi schron.

Idąc wzdłuż ulic muru Rose, zauważyłem swojego druha, a zarazem najlepszego przyjaciela Armina
-Co ty tutaj robisz Armin? Myślałem, że jest już po godzinie obiadowej - oznajmiłem lekko zaskoczony.
-Masz rację, ale ja nie wracam z obiadu. Byłem na spacerze - uśmiechnął się chłopak.
-Armin... Mam ci coś ważnego do powiedzenia - stwierdziłem z nutą dramatyzmu w głosie.

-To miejsce jest odealne - powiedziałem i usiadłem na jednym z powalonych pni drzew.
-Tak więc Eren? - zapytał rozkojarzony, śledząc wzrokiem piękny krajobraz morza, rozlanego aż po horyzont

Po wyjaśnianiu całej sytuacji związanej z Levim, zacząłem się stresować tym, co powie chłopak
-Eren... Nie powinieneś tego ukrywać przed kapralem.. - objaśnił - powiedz mu to, co czujesz i niech się dzieje, co chce! Pamiętasz, jak obiecaliśmy sobie, że wydostaniemy się poza mury? - spytał - Eren, do odważnych świat należy! Bez walki niczego nie zdobędziesz, a teraz leć i wyznaj swoje uczucia kapitanowi - zachęcił z podekscytowaniem w oczach.

Nie czekając już na nic, popędziłem w kierunku siedziby głównej. Potrącając ludzi, w myślach układałem idealne słowa. Na nic... Zanim zdążyłem się zorientować, już stałem przed drzwiami, przez które uciekłem dzisiaj rano. W tej chwili nie miałem czasu:
-LEVI, NIE OBCHODZI MNIE, CO O MNIE SĄDZISZ, B-BO WIESZ CO?! KOCHAM CIĘ, KARZEŁKU!!! - wydarłem się wprost na drzwi, nie myśląc o tym, kto tam jest i czy w ogóle ktoś tam jest...
Wyczerpany opuściłem głowę, próbując złapać oddech. Słysząc skrzypienie zawiasów, natychmiast zerwałem się na równe nogi, uderzając tym sposobem w nisko osadzoną głowę nieznajomego. Po chwili ogarnąłem, co się właściwie wydarzyło...
Walnąłem z rozmachu osobę, której przed chwilą wyznałem uczucia!!!
-Le-..
Moje przeprosiny przerwał gwałtowny i namiętny pocałunek ze strony Levi'ego. Momentalnie poczułem, jak moje kolana miękną, a oddech staje się płytki...
Niezdolny do jakiegokolwiek ruchu, zamknąłem oczy, do czasu, gdy Levi nie zaprzestał swoich pieszczot.
-Takie wyznanie ci wystarczy, czy mam się wydzierać na pół garnizonu, jak ty przed chwilą, głupku? - spytał retorycznie ósmy cud świata, opierając się o framugę drzwi.
W tej pozycji wyglądał przekomicznie!!! Nie mogę... Ta powaga na twarzy!!!
-Hahahahaha!!! Daj że oddychać! - wybuchłem niepochamowanym śmiechem.
-Smarku, nie myśl sobie, że teraz jak wiesz co do ciebie czuję, to spuszczę z tonu! - ostrzegł Levi
-Dobrze, już dobrze... - powiedziałem, biorąc małego na ręce i zanosząc do pokoju. Zapowiada się niezapomniane popołudnie...

To kolejny one shot!!! W moim wykonaniu! Yayyyy *-* Mam nadzieję że się podoba i do następnego kochani, papa!
~N ^~^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro