Wyznanie - Levi x Eren (N)
-Kadecie Yeager! Za mna. Żadnych sprzeciwów - rozkazał Levi
I tak to się kończy, gdy się obija na jego treningach... Nie zawracam sobie głowy nazywaniem go kapitanem, dowódcą, czy też kapralem, jak to w zwyczaju mają inni. To po prostu Levi. A czym on się od nas różni?
-Hai hai... Już idę - oznajmiłem ochoczo
Po paru minutach znaleźliśmy się pod drzwiami głównej siedziby korpusu zwiadowczego. To z tego miejsca zarządzają ważne osobistości. Nie chodzi mi oczywiście o tego króla oblecha, który całymi dniami się obżera... Mówię między innymi o Hanji naszej ekspertce od tytanów, Erwinie dowódcy i niezłym strategu, Miche, który wyczuje tytana z kilku kilometrów i innych.
-Tak więc? Chyba wiem, po co mnie tu wezwałeś.. - stwierdziłem z przekąsem, opadając na wygodną kanapę
Ackerman mierzył mnie wzrokiem przez dłuższy czas. Widząc że nie zamierzam przeprosić, czy nawet czegokolwiek powiedzieć, podszedł i usiadł koło mnie, czego kompletnie się nie spodziewałem, więc podskoczyłem przerażony.
-Powiedz mi co z tobą nie tak Yeager? Jesteś za leniwy czy za głupi, żeby zrozumieć co się do ciebie mówi, hę?! - stracił cierpliwość Levi, nie okazując tego choćby mimiką twarzy.
Zaskoczony zaistnialą sytuacją i słowami Levi'ego oblałem się soczystym rumieńcem.
-Siedzisz za blisko! - pomyślałem, gorączkowo poszukując ratunku.
Moje serce bije szybciej zawsze, gdy czuję na sobie dotyk Levi'ego. Dlaczego on mnie tak podnieca?! Przecież ja jestem mężczyzną! On, z tego co wiem, też nim jest.. Chociaż mogę się mylić.
Czerwień na twarzy z każdą sekundą była coraz bardziej bordowa. Postanowiłem coś zrobić, zanim się z tego gorąca przegrzeje!!!
-E-ekhem.. J-ja muszę już iść! - krzycząc wybiegłem z pokoju najszybciej jak umiałem, zostawiając, bodajże zaskoczonego Levi'ego, czego i tak nikt nie zauważy.
-Mikasa! Wróciłem... - wysapałem, zmęczony ciągłym biegiem.
Po chwili ciszy przybiłem sobie mentalną piątkę. W twarz...
Przypomniałem sobie, że Mikasa wybierała się na urodziny Christy. Z tego całego stresu wyleciało mi to z głowy.
-Lepiej się położę - pomyślałem idąc do swojego pokoju
Powodem mojego godzinnego wiercenia się w łóżku, był nie kto inny jak Levi. Myślałem o swoich uczuciach względem niego... I... Postanowiłem już nigdy przenigdy nie wychodzić z tego domu. Co w tym złego? Mikasa będzie mi przynosić jedzenie, a ja będę zastanawiał się, nad swoją jakże ciekawą przyszłością.. Proste...
-Ehh, gdyby życie było takie łatwe... - powiedziałem, a moje słowa echem odbiły się od ścian pomieszczenia
-Lepiej pójdę i coś zjem, bo umrę tutaj z głodu... - wpadłem na pomysł, opuszczając mój bezpieczny Anty-Levi schron.
Idąc wzdłuż ulic muru Rose, zauważyłem swojego druha, a zarazem najlepszego przyjaciela Armina
-Co ty tutaj robisz Armin? Myślałem, że jest już po godzinie obiadowej - oznajmiłem lekko zaskoczony.
-Masz rację, ale ja nie wracam z obiadu. Byłem na spacerze - uśmiechnął się chłopak.
-Armin... Mam ci coś ważnego do powiedzenia - stwierdziłem z nutą dramatyzmu w głosie.
-To miejsce jest odealne - powiedziałem i usiadłem na jednym z powalonych pni drzew.
-Tak więc Eren? - zapytał rozkojarzony, śledząc wzrokiem piękny krajobraz morza, rozlanego aż po horyzont
Po wyjaśnianiu całej sytuacji związanej z Levim, zacząłem się stresować tym, co powie chłopak
-Eren... Nie powinieneś tego ukrywać przed kapralem.. - objaśnił - powiedz mu to, co czujesz i niech się dzieje, co chce! Pamiętasz, jak obiecaliśmy sobie, że wydostaniemy się poza mury? - spytał - Eren, do odważnych świat należy! Bez walki niczego nie zdobędziesz, a teraz leć i wyznaj swoje uczucia kapitanowi - zachęcił z podekscytowaniem w oczach.
Nie czekając już na nic, popędziłem w kierunku siedziby głównej. Potrącając ludzi, w myślach układałem idealne słowa. Na nic... Zanim zdążyłem się zorientować, już stałem przed drzwiami, przez które uciekłem dzisiaj rano. W tej chwili nie miałem czasu:
-LEVI, NIE OBCHODZI MNIE, CO O MNIE SĄDZISZ, B-BO WIESZ CO?! KOCHAM CIĘ, KARZEŁKU!!! - wydarłem się wprost na drzwi, nie myśląc o tym, kto tam jest i czy w ogóle ktoś tam jest...
Wyczerpany opuściłem głowę, próbując złapać oddech. Słysząc skrzypienie zawiasów, natychmiast zerwałem się na równe nogi, uderzając tym sposobem w nisko osadzoną głowę nieznajomego. Po chwili ogarnąłem, co się właściwie wydarzyło...
Walnąłem z rozmachu osobę, której przed chwilą wyznałem uczucia!!!
-Le-..
Moje przeprosiny przerwał gwałtowny i namiętny pocałunek ze strony Levi'ego. Momentalnie poczułem, jak moje kolana miękną, a oddech staje się płytki...
Niezdolny do jakiegokolwiek ruchu, zamknąłem oczy, do czasu, gdy Levi nie zaprzestał swoich pieszczot.
-Takie wyznanie ci wystarczy, czy mam się wydzierać na pół garnizonu, jak ty przed chwilą, głupku? - spytał retorycznie ósmy cud świata, opierając się o framugę drzwi.
W tej pozycji wyglądał przekomicznie!!! Nie mogę... Ta powaga na twarzy!!!
-Hahahahaha!!! Daj że oddychać! - wybuchłem niepochamowanym śmiechem.
-Smarku, nie myśl sobie, że teraz jak wiesz co do ciebie czuję, to spuszczę z tonu! - ostrzegł Levi
-Dobrze, już dobrze... - powiedziałem, biorąc małego na ręce i zanosząc do pokoju. Zapowiada się niezapomniane popołudnie...
To kolejny one shot!!! W moim wykonaniu! Yayyyy *-* Mam nadzieję że się podoba i do następnego kochani, papa!
~N ^~^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro