Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wyprawa poza mury - Erwin x Reader (N)

Przygotowania do dzisiejszej wyprawy poza mur szły gładko. Jak dla mnie te całe wyjazdy są niezrozumiałe... Niby tytani przedarli się przez shiganshinę, ale po co poświęcać tak wielu ludzi? Nie wiem. Ja tego nie popieram. Powód dla którego tu jestem jest prosty. Zmusili mnie. Nie dostałam się do żandarmerii. Niestety. A teraz muszę ganiać za tytanami pod przywództwem tego jełopa Erwina... On poświęci wszystko dla zwycięstwa.
Po chwili  podeszła do mnie Isabel z mnóstwem rzeczy w rękach.

-(twoje imię) mogłabyś mi z tym pomóc? - poprosiła

-Jasne że tak. Musimy sobie nawzajem pomagać - oznajmiłam pociesznie

-Jak myślisz tym razem też zginie tak wielu zwiadowców? - spytała ze strachem w oczach

-Zapewne.. Z takim przywódcą jak Erwin daleko nie zajedziemy.. - potwierdziłam jej obawy

-Wolę o tym nie myśleć. O tym, że to może być moja ostatnia wyprawa... - wyznała Isabel

-Masz rację.. Wiesz, ten dupek zrobi wszystko, by tylko zostać przy życiu - powiedziałam,

dochodząc powoli do celu naszej podróży

- Dzięki za pomoc, widzimy się po drugiej stronie - podziękowała - a i jesteśmy w pierwszej linii razem z  tym ,,dupkiem'', haha - zaśmiała się dziewczyna

Tylko nie to... Co się stało z moim dotychczasowym szczęściem, którego nie ma nigdy, gdy jest mi potrzebne? No to mam przechlapane. Jeżeli nie powstrzymam swojego ciętego języka, to już po mnie...
Ażeby go tytan pożarł.. To zbyt wiele.. Lepiej ruszę w kierunku głównej bramy.

-Tak więc dzisiejsza wyprawa ma na celu odkrycie słabości tytanów. Musimy dać z siebie wszystko. Nawet za cene swojego życia. Nie pozwólmy, by następne ludzkie istnienia ginęły na marne!! Do dzieła zwiadowcy!

Zgodny chór odpowiedział Erwinowi gromkimi oklaskami i okrzykami radości

Ludzie wy nie wiecie w co się pakujecie - pomyślałam

> 1 godzinę później <

Pierwsza godzina jazdy przebiegła spokojnie, lecz po chwili ujrzałam czerwoną flarę informującą o pojawieniu się tytana. Kolejne oddziały odpalały flary w kierunku głównego oddziału. Tytan biegł do nas ze wschodu.

-(twoje imię) potwierdź zmianę kierunku

-Jasne..

Jakbyś sam nie mógł.. - pomyślałam

Wystrzeliłam czarną flare, po czym kapitan zmienił kierunek

-Erwin.. Odpowiedz mi szczerze, tak właściwie to dlaczego wyjeżdżamy na te wyprawy? Dlaczego nie prowadzimy badań na tych tytanach, których zlapalismy? Dlaczego poświęcamy tylu ludzi?! Jaki to ma sens?? - wybuchłam nie mogąc już wytrzymać w obecności mordercy

-(twoje imię), a jak myślisz, czy bez tego ruszylibyśmy naprzód? Czy wiedzielibyśmy to, czego się dowiedzieliśmy? Nie można ciągle polegać na murach. W końcu i one nas zawiodą. Trzeba myśleć na przód. Nie przejmować się i przeć przed siebie - wytłumaczył

-Gadasz głupoty, wiesz?! Każdemu wciskasz taki sam kit.. Każdego w ten sposób okłamujesz!! - skwitowałam wzburzona jego beztroskim wywodem

-(twoje imię), proszę uspokój się.. Chyba nie chcesz mieć problemów - szepnęła przyjaciółka lekko mnie szturchając

Jak on może?! Jak?!?!
Mój monolog myślowy przerwał nietypowy widok. Wielki dwudziesto metrowiec, bodajże odmieniec, pędził w naszą stronę i jeszcze żadna grupa nas o tym nie poinformowała!
To niemożliwe.. Tam musiały zginąć setki istot... Setki młodych ludzi. Matek, Ojców, Synów i Córek. Istna rzeź. To samo za chwilę ma spotkać i nas.

-Erwin! Do cholery, gdzie ty masz oczy?! Zrób coś! Tytan biegnie w naszą stronę!!! Musimy zgłosić to wschodniej części konwoju! Zaraz, gdzie moja fla.. - urwałam słysząc głos Erwina

-To nic nie da.. Nie zdążymy zmienić kursu. Musimy uciekać. Nie damy rady z odmieńcem - oświadczył beznamiętnie kapitan

-Chcesz zostawić wschodnią flotę na pastwę losu??

Czy ty masz coś z głową?! Nie pozwolę na większy wylew krwi.. Ja to zrobię. - oświadczyłam zdeterminowana

Pogodzona z porażką ruszyłam w stronę tytana nie pytając o zgodę

-Wracaj! To rozkaz!! - wykrzyknął Erwin przywódczym tonem

Ignorując dzikie okrzyki dowódcy zbliżałam się do celu. Trzy metry przed tytanem wyskoczyłam z konia i wspięłam się na grzbiet wielkoluda.
Wszystko byłoby w porządku, ale słowa które w tym momencie wypowiedział Erwin zbiły mnie z rytmu i nie trafiłam w kark tytana.
Przeleciałam mu przed twarzą. Widząc wielką rękę zmierzającą ku mojej osobie poczułam paralizujący strach. Obezwladnił mnie na tyle skutecznie, bym mogła się tylko przyglądać jak chwila mojej śmierci zbliża się nieubłaganie.
Nagle przed moimi oczami pojawił się Erwin i w ostatniej chwili mnie osłonił

-ERWIN NIEE!! EEERWIIIIN!!! - krzyczałam rozpaczliwie patrząc na to jak ręka tytana odrzuca Erwina w przeciwną stronę.
Lot, który trwał mogłoby się zdawać wieczność był straszny. Upadając uderzyłam się w głowę o kamień, ale nic po za tym.
Patrząc na kapitana który był cały we krwi i zamortyzowal mój upadek, zaczęłam myśleć o tym, że jednak nie był taką złą osobą. Powoli zaczęłam się rozklejać. Zabiłam go.. Lecz już za późno...

-To m-mojaa.... Moja wina!! - obwinialam się szlochając jak mały dzieciak

-(twoje imie)!!! - wrzasnęła Isabel z daleka

Erwin umarł przeze mnie.. Nie wybaczę sobie tego. Chwila, która w moim mniemaniu trwała nieskończoność, dłużyła się. Postanowiłam dokonać zemsty, lecz przerwał mi głos. Głos... Kaprala!

-J-ja.. - odezwał się Erwin

-ERWIN! Nie umieraj, proszę! Naprawdę, zrobię wszystko..... Tylko nie rób mi tego! - zaszlochałam

-Pocałuj mnie - rozkazał

-Twoje życzenie moim rozkazem Heichou.. - zapewniłam

Po tych słowach przysunęłam się w stronę Erwina. Był naprawdę piękny. Nigdy tego nie dostrzegałam.. Jego usta.. Smak wiśni na jego wargach był tak kuszący.. Erwin jest moim bohaterem. Będę jego dłużniczką do końca życia. Pierwszą rzeczą jaką zrobię, będzie zabicie tego tytana.

-Erwin nie ruszaj się stąd - rozkazałam stanowczo

-Isabel pilnuj kapitana! - poleciłam


Zostawiając dowódcę z przyjaciółką
Skoczyłam raz jeszcze, tym razem byłam opanowana i stanowcza. Nic nie byłoby w stanie wtrącić mnie z równowagi. Byłam żądna krwi..
Unikając płynnie ciosów tytana cięłam każdy centymetr jego ciała, aby mógł umrzeć w męczarniach.
Na koniec jednym czystym ruchem odcięłam mu część karku i po wszystkim. Nie miał ze mną najmniejszych szans.
Szybko znalazłam się z powrotem u boku Erwina. Był cały rozpalony. Pewnie gdzieś wdała się infekcja. Muszę go opatrzyć

-Isabel podaj mi apteczke - poprosiłam roztrzęsiona

Nienawidzę krwi. Na jej widok i smętny zapach kręci mi się w głowie. Ale czego się nie robi dla ważnej w naszym życiu osoby?
Czekaj... Co? Jakiej ważnej? Erwin? Jeszcze niedawno go nienawidziłam. Zresztą, potem to rozważę

-Proszę, oto ona. Mogę ci jakoś pomóc? - zaproponowała się
d

ziewczyna

-Tak, jedź poinformować wschodni konwój o wypadku. Niech się wycofają w pobliże murów. Tam będzie bezpieczniej - mówiłam zdejmując koszulkę Erwina, aby zawiązać mu bandaż.

-Już jadę. Poradzicie sobie? - zapytała z nutą powątpiewania w głosie

-Ja się nim zajmę. Nie martw się. Nie mamy czasu do stracenia - pośpieszyłam dziewczynę

-W takim razie trzymajcie się - zażyczyła troskliwie

-Yo

Brzuch Erwina zdawał się już nie krwawić. Po chwili zauważyłam ogromną dziurę w nodze, która przeszywa ją na wylot. Podczas lądowania jego sprzęt wbił mu się w nogę.

-Erwin.. Wszystko w porządku?

-Dziękuję... Nie wiedziałem, że jeszcze kiedykolwiek bedzie mi na kimś zależało. Jesteś jedyną bliską mi osobą (twoje imię) - oznajmił szczerząc się do mnie

-Czekaj.. Ale jak to. Erwin, to ty mi uratowałeś życie - oznajmiłam ze łzami w oczach

-To nie tak.. Ja poświęciłem tysiące ludzkich istot.. A ty? Ty miałaś odwagę zaprzestać moją tyradę i nie wachałaś się poświęcić - powiedział z żalem

-Erwin.. - zaniemówiłam z zaskoczenia, oczyszczając nogę kaprala

Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Czas stanął w miejscu. Jedna minuta zdawała się trwać wieczność. Do tej pory czułam takie coś tylko w obecności Erwina.. Co to może oznaczać?

-

Kapralu..j-ja nie wiem co czuję.. Serce bije jak szalone i nie mogę złapać oddechu.. Co się ze mną dzieję? - zapytałam chcąc poznać odpowiedź na to pytanie

-Hm.. To może oznaczać tylko jedno... Jesteś zakochana. We mnie - stwierdził kapitan uśmiechając się do mnie promieniście

-Nie.. Tego nie wiemy. To nie może być to... - zaprzeczyłam będąc zbyt słabą, aby powiedzieć to stanowczo

-Chcesz abym potwierdził swoją tezę? Zamknij na chwilę oczy - polecił

Ciekawe o co mu chodzi..

Wiśnie... Po chwili poczułam smak wiśni wpijający się w moje wargi. Ciśnienie podskoczyło, a świat wokół zawirował. Otworzyłam oczy i zrozumiałam że.. Że to prawda...
Jestem zakochana w Erwinie Smithie... Załapałam go szyję i włożyłam ręce we włosy Erwina oddając mu pocałunki. Ma takie puszyste włosy... Po chwili jego ręce powaliły mnie na ziemię i wisząc nade mną uśmiechnął się triumfalnie.

-I jak? Mało ci dowodów? - dopytywał

-Hmm... Jeszcze nie jestem pewna, co do moich uczyć - powiedziałam

-W takim razie.. - uśmiechnął się szmelowsko

Momentalnie uderzyła we mnie n

astępna fala ciepła.. Czułam się jak w niebie. Ręce Erwina poruszające się coraz to niżej, parzyły moją skórę. Poczułam motyle. Erwin podwinął moją bluzkę. A co jak ktoś nas zobaczy?

-Erwin.. - odepchnęłam go lekko -nie teraz, za chwilę mogą tutaj przyjechać. Może.. Może najpierw wrócimy do garnizonu? - zaproponowałam czerwona niczym burak

-Niech ci będzie. Wracajmy. Tylko nie zostawaj w tyle, bo znów będę cię musiał ratować! - ostrzegł
ż

artobliwie

-Ha-ha, nie bądź śmieszny, to przez ciebie się zdekoncentrowałam! A tak właściwie, to co mi powiedziałeś? Z tego całego stresu wyleciało mi to z głowy.

.

-To nic.. Zapomnij - odpowiedział zażenowany

-Erwin no... Mamy całą drogę powrotną, tak więc mógłbyś mi powiedzieć. Mamy czas - zapewniłam

-Ehh... Dlaczego ty tak naciskasz? To nie było nic ważnego. Naprawdę - odpowiedział kapral

-Chciałabym wiedzieć... - jęknęłam

-Skoro nalegasz.. Umówmy się, że powiem ci gdy wrócimy - poszedł na ugodę

-Okej.. - zgodziłam się niechętnie

Nie mogę się już doczekać.. Ciekawe, co mi wtedy powiedział. Jeśli aż tak mi to przeszkodziło w poruszaniu się, to musiała być ważna rzecz...

> 1 godzinę później <

Bramy miasta już od 5 mil stały do nas otworem. Ogrom ludzi powitał nas na miejscu gromkimi oklaskami.

-Jedź szybkiej, chyba nie możesz się już doczekać, co? - zaczął mnie podpuszczać

-Już weź mnie tak nie zachęcaj, przecież wiem - oznajmiłam ponuro

Gdy dojechaliśmy do garnizonu korpusu zwiadowczego, zawołał nas Armin :

-Heej! (twoje imię), kapralu! Wróciliście - wykrzyknął Armin radośnie - Nic wam nie jest? - spytał troskliwie chłopak - Pixis kazał mi was powitać

-Kadecie Arlert, wszystko z nami w porządku. Pozwól, że sami się sobą zajmiemy - powiedział, tajemniczo na mnie spoglądając

-Tak Armin, powinniśmy odpocząć - zgodziłam się, cała zawstydzona

Nie mogę w to uwierzyć... Erwin i ja.. Czekaj. Ale on nie powiedział, że mnie kocha. Pocałunek to było tylko potwierdzenie moich uczyć. A jeśli.. Jeśli Erwin mnie wykorzysta?..

-(Twoje imię) - szturchnął mnie Erwin - ile razy mam cię wołać? Armin już poszedł - oznajmił kapitan, z uśmiechem na twarzy

-J-ja... Źle się czuję. Chyba pójdę do łóżka - powiedziałam n

iepewnie

-Do mnie jest szybciej - potwierdził

I co teraz? Żeby dowiedzieć się jego uczyć wobec mnie, powinnam z nim pójść..

-Okej, chodźmy. Prowadź

- powiedziałam bez namysłu

Co ja najlepszego zrobiłam?! Nie chcę!

-Chyba serio źle się czujesz.. Cała blada jesteś... Podejdź do mnie, wezmę cię na ręce - zaproponował wyciągając do mnie dłonie w zapraszającym geście

Ani mi się śni! Muszę mu się postawić..

-No chodź. Inaczej sam cię wezmę.. - o
s

trzegł

Ach te głupie skojarzenia... O czym ja myślę?!

-Aaa! Erwin!!! Puść mnie! To rozkaz! - gdy mnie złapał zaczęłam się wyrywać

-Położę cię tylko do łóżka. Ty.. Ty mi nie ufasz? - spytał, zraniony swoim odkryciem

Skamieniałam.. Nie powinnam go ranić. Co się dzisiaj ze mną dzieje?! Trudno. Najwyżej się zawiodę. Raz kozie śmierć..

> 10 minut później <

Stresuje się jak nikt... Ręce mi się pocą, a nogi mam jak z waty. Stoimy właśnie przed drzwiami, a Erwin je otwiera.

-

Zapraszam. Wejdź do środka - zachęcił

-Yhym.. - zamruczałam

-Chodź za mną, zaprowadze cię do sypialni - zaoferował Erwin

Jego sypialnia była bardzo wszechstronna i w starym stylu. Małżeńskie łoże na środku zajmowało większą część pokoju

-Proszę. Połóż się, już późno. Jeśli będziesz mnie potrzebować, to zajrzyj do salonu. Te drzwi na prawo. A łazienka, to te na lewo - powiedział wskazując owe pomieszczenie - nie będę ci przeszkadzał. Wiesz gdzie mnie szukać

O nie... Nie odchodź.. Zostań ze mną...

-Erwin! Ja... Nie zostawiaj mnie!! - wykrzyknęłam spod kołdry

-Hę?.. Haha.. Jak sobie życzysz - zgodził sie rozbawiony - to samo powiedziałem, chwilę przed wypadkiem.. - wyznał kładąc się na łóżku obok mnie

-Hę? Erwin... - zaszlochałam - t-ty też mnie nie... Nie opuszczaj! - rozkleiłam się na dobre, tuląc do siebie Erwina.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro