Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyjaciel... chyba (Erwin x reader)

Uwaga! Lemon! Sceny erotyczne i tak dalej! R18!
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~



















Czasem zdarza się tak, że znasz kogoś, ta osoba zna ciebie, przyjaźnicie się, spędzacie razem czas, a nagle coś się psuje i wszystko znika. Siedziałaś właśnie przed salą, czekając na wykład. Podszedł do ciebie Jean, twój chłopak. Na twarzy miał jakiś dziwny spokój. U niego to coś nowego!
-Hej, [Imię]...- mruknął pod nosem.
-Cześć, kochanie! Stało się coś?- spytałaś, dając mu całusa w policzek. Zrobił krok w tył i popatrzył na ciebie poważnie.
-Pamiętasz ten nasz wyjazd, który planowaliśmy na wakacje? Ten nad morze.- mówił.
-Chyba nadal go planujemy, Jean. Odrzucili nam rezerwację?- spytałaś. Bardzo chciałaś, żebyście spędzili ten czas razem. Ostatnio zaczęliście się od siebie oddalać.
-No, właśnie go nie planujemy. Wiesz, wiele się zmieniło...-
-W jeden miesiąc?- spytałaś, zakładając ręce na piersiach. Czułaś coraz większą złość. Wiedziałaś, o co mu chodzi i aktualnie robił jakiś dziwny popis, który tylko pogarszał sprawę.
-Owszem, pozmieniało się. Ale nie zrozum tego źle. Mamy dwa różne charaktery, nie dogadujemy się...- mówił.
-Jakoś półtora roku temu byłam taka sama. Wiesz, co wtedy było? Nasza pierwsza randka. Ale kontynuuj.- niech zna łaskę pana. Do czasu.
-No, ale nadal nie rozumiesz! Wiesz, zacząłem częściej rozmawiać z Mikasą i...- to jedno imię zniszczyło całą twoją cierpliowść! Miałaś dość tej rozmowy i kłamstwa, jakie próbował ci wcisnąć! Już nie raz, podczas waszej wymiany zdań, temat schodził na czarnowłosą.
-Rozumiem, Kirschtein. Przecież to normalne, że nasze więzi zanikają. Idź sobie do Mikasy, nie kręuj się.- powiedziałaś spokojnym głosem, jednak przesiąkniętym jadem. Już miałaś go zacząć wyzywać w myślach...
-Cieszę się, że rozumiesz! Pamiętaj, że nadal cię lubię!- dodał wesoło i gdzieś pobiegł.
-Co za debil! To był sarkazm! Po prostu... jebany kutas!- wrzeszczałaś w myślach. Odechciało ci się słuchania wykładów. Wyszłaś z uczelni i wyjęłaś z torby telefon. Wystukałaś numer, przyłożyłaś komórkę do ucha i usłyszałaś sygnał oczekiwania. Błagałaś, aby chociaż on cię teraz nie olewał.
-Cześć, [Imię]! Ty nie masz przypadkiem teraz wykładów?- spytał męski głos po drugiej stronie.
-Hej, Erwin. Tak, mam, ale jakoś... Możemy się spotkać?!- wypaliłaś z pytaniem.
-Czyli coś się stało. Gdzie jesteś?- jego głos od razu spoważniał.
-Pod ucze...- nie dokończyłaś zdania.
-Będę za trzy minuty.- przerwał ci blondyn i rozłączył się. Słyszałaś jeszcze brzęk kluczy i jakiś szelest. Pewnie wybiegał z mieszkania. Westchnęłaś, chowając telefon do torby.
Poznałaś Erwina jakieś dwa lata temu. Zawsze był wesoły i opiekuńczy, nigdy się nie wściekał. Był takim, bardzo dobrym przyjacielem.
Potarłaś zmarźnięte ramiona. Było chłodno, a ty miałaś tylko czarne spodnie i [fajny kolorek] T-shirt. Minęły dokładnie trzy minuty, a przed nos zajechał ci zielony notocykl z namalowanymi skrzydłami, granatowym po lewej i białym po prawej (kiedyś sobie taki sprawię!). Kierowca zdjął kask, zszedł z pojazdu i pacnął cię w głowę.
-Powaliło cię? Głupia, może i jest wiosna, ale, żeby tak się rozbierać!- skarcił cię, uśmiechając się. Zdjął kurtkę i kazał ci ją założyć.
-Ale ty zaraz zmarźniesz!- powiedziałaś, odpychając ubranie.
-Trudno. Ty masz teraz zaliczenia, więc nie możesz się rozchorować.- odparł, jeszcze raz wpychając ci kurtkę w ręcę. Mruknęłam coś pod nosem i włożyłaś ubranie.
-Dzięki.- powiedziałaś cicho. Mężczyzna podał ci kask i po chwili jechałaś z nim do jego mieszkania. Przytuliłaś się do niego, żeby cię aż tak nie owiało.
Po kilku minutach byliście na miejscu.
-Gdzie reszta?- spytałaś, gdy weszłaś do mieszkania. Było tu zbyt cicho.
-Mike wyjechał do rodziny, Levi do znajomych, a Hanji siedzi w pracy.- odparł mężczyzna. Kiwnęłaś głową. Przyzwyczaiłaś się, że zawsze, gdy tu przychodzisz, ktoś cię obwąchuje, ktoś inny krzyczy na cały blok, a inna osoba gania ją z miotłą. Minusy wspólnego mieszkania. A może plusy...
-Herbaty, kawy?!- zawołał Erwin z kuchni.
-To, co zwykle!- krzyknęłaś i poszłaś do niewielkiego salonu. Usiadłaś na miękiej białej kanapie, wpatrując się w wyłączony telewizor. Zaraz przyszedł Erwin z dwoma kubkami w ręku. Podał ci jeden z namalowanym Gudetamą (*.*). W środku była gorąca czekolada z bitą śmietaną i posypana wiórkami czekoladowymi. Na raz wypiłaś połowę zawartości naczynia. Blondyn zaśmiał się, pociągając łyk swojej zielonej herbaty.
-Więc? Co się stało?- spytał po chwili. Odłożyłaś kubek na stolik kawowy.
-Jean ze mną zerwał.- powiedziałaś smutno. Dopiero teraz z twoich oczów wypłynął potok łez.
Akurat w momencie, gdy miałaś wiele egzaminów, próbowałaś szybko wyrobić sobie paszport na wyjazd i szykowałaś się na imprezę urodzinową Armina, on ci powiedział coś takiego. Jakby chciał cię jeszcze dobić i pogrążyć. Albo po prostu był tak głupi, że nie domyślił się, jak bardzo zawalił sprawę, mówią ci to w takiej chwili! Erwin objął cię ramieniem, a ty ufnie wtuliłaś się w jego tors.
-Spokojnie. On nie jest warty pękniętej prezerwatywy, a co dopiero twoich łez.- szepnął mężczyzna. Zaśmiałaś się przez łzy.
-Dlaczego nie mogę sobie znaleźć takiego faceta, jak ty?- mruknęłaś. Blondyn prztylił cię mocniej.
-Możesz.- powiedział. Podniosłaś głowę, patrząc na niego zdziowiona. On nic nie odpowiedział, tylko cię pocałował. Zupełnie inaczej, niż Jean. Jego pocałunki były brutalne, bez żadnych starań. Natomiast Erwin wkładał w to wiele uczucia. Robił to delikatnie i spokojnie, jakby nie istaniało coś takiego, jak czas. Zszedł pocałunkami na twoją szyję. Poddałaś się mu. Bliskość blondyna była niesamowita. Czułaś się bezpieczna. Wiedziałaś, że nie robił tego z przymusu. Sam tego chciał. Poczułaś jego dłonie pod twoją bluzką, na brzuchu, a zaraz na piersiach. Ściskał je delikatnie przez stanik, nie przestając obsypywać twojej szyi pocałunkami.
-Erwin...- szepnęłaś. Mężczyzna puścił cię i cofnął się trochę.
-Przepraszam, to było głupie i egoistyczne z mojej strony. Nie powinienem...- zaczął, przepraszającym tonem.
-Nie powinieneś przerywać. Błagam, kontynuuj.- poprosiłaś, kładąc mu dłonie na klatce piersiowej. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Wbił się w twoje usta. Całował z jeszcze większym uczuciem, niż wcześniej. Zdjął z ciebie bluzkę, przechodząc pocałunkami na biust. Zaczęłaś sciągać jego koszulę, specjalnie zostawiając bolo z zielonym kamieniem (kurna, ile ja się naszukałam tej nazwy!). Erwin w tym czasie rozpiął twój stanik i zaczął ssać sutki. Jęknęłaś głośo, czując, jak zatacza językiem kółeczka na twoich piersiach. Dłońmi zszedł niżej, zdejmując twoje spodnie i bieliznę. Sapałaś i jęczałaś pod nim, nie mogąc się opanować. Był to twój pierwszy raz, gdy byłaś tak bardzo podniecona. Jeśli zaraz Erwin nie przejdzie do rzeczy, z pewnością dojdziesz.
-Erwin, proszę...- nic więcej nie mogłaś wydusić. Jednak mężczyzna trafnie zrozumiał to krótkie błaganie. Zdjął pozostałe części garderoby, siedząc przed tobą nago. Mimowolnie spojrzałaś na jego penisa, będącego już w pełnej erekcji. No, Bozia nie była dla niego skąpa. Pochylił się nad tobą i zaczął całować cię po udach. W między czasie wsadził w ciebie dwa palce. Pisnęłaś cicho z zaskoczenia.
-Chyba nawet nie muszę cię przygotowywać.- mruknął mężczyzna, wyjmując palce.
-Erwin! Kondom.- powiedziałaś, w przebłysku rozumu. Kiwnął głową i sięgnął do kieszeni spodni, wyjmując prezerwatywę. Odpakował ją i założył na swojego członka. Czyżby był przygotowany na taką okazję?
-Odwróć się.- powiedział, a ty posłusznie obróciłaś się na brzuch. Złapał cię za biodra i wszedł w ciebie. Jęknęłaś, wyginając plecy w łuk. Blondyn zaczął się powoli poruszać, całując cię po karku, a dłońmi masując twoje biodra. Oczywiście, dojście nie zajęło ci wiele czasu, ale stałaś, żeby mężczyzna też mógł szczytować. Stało się to chwilę po twoim orgaźmie. Erwin wykonał jeszcze kilka pchnięć i wyszedł z ciebie. Zdjął prezerwatywę i wyszedł ją wyrzucić. Zaraz wrócił i przytulił się do ciebie.
-Kocham cię, [Imię].- szepnął, całując cię w policzek. Wtuliłaś się w niego.
-Ja ciebie też.-
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-[Imię]! Erwin! Wchodźcie!- zawołał wesoło Armin, otwierając drzwi mieszkania. Wraz z blondynem złożyłaś mu życzenia i dałaś prezent. Ty książkę, a Erwin alkohol. I tak pewnie Armin tego nie wypije, no ale może kiedyś...
-[Imię]! Hej! Możemy pogadać?- zawołał Jean. Kiwnęłaś niechętnie głową. Poszliście do mniej zaludnionej części domu, czyli kuchni.
-Więc?- spytałaś. Jean podrapał się po karku.
-Wtedy z tym zerwaniem, to był żart! Wiesz, chciałem cię rozweselić przed egzami...- przerwał, gdy czyjaś ręka uderzyła w ścianę przed jego twarzą. Popatrzył przerażony na Erwina.
-To miał być jakiś pierodlony żart? Żart?! Czy ty sobie, kurwa, zdajesz sprawę, jak ona przez ciebie płakała?! Nie zasługujesz na kogoś takiego!- krzyknął. Uniósł pięść, chcąc go uderzyć, ale położyłaś mu dłoń na ramieniu. Uśmiechnęłaś się i sama sprzedałaś chłopakowi cios z łokcia w twarz. Erwin zaśmiał się, złapał cię za rękę i poszliście do salonu, świętować urodziny Armina.

























~·~·~·~·~·~·~·~·~
Wow! Ale miło mi się pracowało przy tym rozdziale! Naszła mnie nagła wena po pewnym wydarzeniu w szkole (spoko, chłopak ani dziewczyna ze mną nie zerwał, bo nawet nie mam XD ale jestem chętna ^.^) i zamiast uczyć się na fizykę, to pisałam! I tak nie poprawiłam oceny...

No i ostatni rozdział nie zbyt mi się spodobał i czułam, że nim was zawiodłam. No, to uznałam, że napiszę coś ciekawszego! A skoro była prośba o lemona z Erwinem to... well...

UWAGA! W DNIACH 13-17 CZERWCA MOŻLIWE, ŻE NIE BĘDZIE MNIE NA WATTPADZIE!

I tyle! Chyba skończyły mi się informacje XD
Papa, Kasztanki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro