Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Choroba (Marco x reader)

Życie jest często pasmem nieszczęść, porażek i, kolokwialnie mówiąc, kopnięć w dupę, które każdego mogą wyprowadzić z równowagi. Jednakże czasami nawet tak wredna istota, jak ono, potrafi mieć dzień dobroci dla swych podwładnych, czyli ludzi, którzy wciąż wierzą w niego, i pomóc im w ciężkich chwilach. Jak na przykład tobie. Był czwartek, wieczór, a ty czułaś się, jakby ktoś założył ci spinacz na noc i oblał gorąca wodą. Przeziębiłaś się. Jeszcze nie miałaś gorączki, ale czułaś, że jutro może być gorzej. Czy to nie wspaniale?! Akurat wtedy jedna z nauczycielek zapowiedziała, że będzie pytać z ostatniego tematu ,,tak na dobry początek nowego semestru". Odrzuciłaś wszystkie książki i, z paczką chusteczek pod pachą, wyszłaś do pokoju rodziców.
-Mamo... chyba bierze mnie jakaś choroba.- mruknęłaś. Kobieta popatrzyła na ciebie, odwracając wzrok od telewizji.
-Weź pięć Cerutinów i Scorbolamid.- powiedziała typową formułkę.
-Ale wiesz, jutro piątek. Może zostanę w domu, a przez weekend zdążę wyzdrowieć?- spytałaś. Twoja mama zamyśliła się chwilę, patrząc na ciebie uważnie.
-W sumie... to chyba dobry pomysł. Lepiej, żebyś trzy dni przesiedziła w łóżku teraz, niż siedem później.- powiedziała. Uśmiechnęłaś się i przytuliłaś ją.
-Dzięki.- odparłaś i pocałowałaś ją w policzek. Wróciłaś do pokoju i padłas szczęśliwa na łóźko. I wtedy cię olśniło. Marco, twój chłopak. Będzie zły. No dobra, to anioł w ludzkiej skórze, on nie umie być zły. Będzie mu przykro, że nie ma cię w szkole i go o tym nie powiadomiłaś. Złapałaś za telefon i wysłałaś mu wiadomość.

Kochanie, jutro mnie nie będzie w szkole...

Nawet nie zdążyłaś zablokować telefonu, a już przyszła odpowiedź.

Czemu? Stało się coś?

Uśmiechnęłaś się na widok tej wiadomości. Brunet, zresztą jak zwykle, bardzo się o ciebie martwił.

Nic poważnego. Chyba się rozchoruję...

Przyjdę do ciebie jutro, dobrze? Ktoś powinen się tobą opiekować!

Nie musisz, naprawdę, mam tylko mały katarek!

Nic więcej nie odpisał. Wzruszyłaś ramionami i opatuliłaś się kolorowym kocem w jednorożce. Już miałaś plany na jutrzejszy dzień...
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Obudziłaś się koło dziesiątej dwadzieścia. A dokładniej, obudziło cię pukanie do drzwi. Bardzo niechętnie wstałaś, założyłaś szlafrok i poszłaś zobaczyć, kto śmiał ci przerywać najważniejsze zajęcie, czyli spanie. Spojrzałaś przez wizjer i pisnęłaś zaskoczona. Otworzyłaś szybko drzwi.
-Mówiłam, że nie musisz przychodzić!- powiedziałaś do, stojącego w progu, Marco. Chłopak uśmiechnął się niewinnie i pocałował cię w czoło.
-Chyba masz gorączkę. Zmykaj do łóżka.- rozkazał. Już chciałaś zaprzeczyć, ale zakrył ci usta ręką, a drugą wskazał pokój. Westchnęłaś i poszłaś tam. Położyłaś się i przykryłaś kołdrą po sam czubek głowy. Po chwili chłopak wszedł do pokoju.
-Mierzyłaś temperaturę?- spytał. Pokręciłaś przecząco głową. Chłopak westchnął i wyszedł. Po chwili wrócił z potrzebym przyrządem.
-Skąd wiedziałeś, gdzie jest?- zdziwiłaś się. Chłopak tylko uśmiechnął się niewinnie i podał ci przedmiot.
-Pięć minut pod pachą. Ja w tym czasie zrobię ci herbaty.- powiedział, znowu opuszczając twój pokój. Jęknęłaś cicho, ale posłusznie wykonałaś jego polecenie. Po pięciu minutach spojrzałaś na termometr. Wtedy brunet wrócił do pokoju.
-Ile?- spytał
-37.2- odparłaś zgodnie z prawdą. Chłopak kiwnął głową i wrócił do kuchni. Po chwili przyszedł z dwoma kubkami parującej herbaty. Jedną postawił na szafce obok ciebie.
-Jeszcze gorąca, poczekaj chwilę.- powiedział, gdy odruchowo sięgnęłaś ręką po kubek. Kiwnęłaś głową i popatrzyłaś na swoje dłonie. Niezbyt wiedziałaś, jak masz się teraz zachować.
-Co jest? Wstydzioszek się załączył?- zaśmiał się chłopak. Zarumieniłaś się na tę uwagę i poniosłaś na niego wzrok.
-Sam jesteś. Ciesz się, że masz herbatę, bo bym cię skopała.- warknęłaś, jednak uśmiechnęłaś się delikatnie. Brunet zaśmiał się i napił herbaty.
-Ai, gorąca!- pisnął, odstawiając kubek koło twojego. Zaśmiałaś się, po czym zakasłałaś.
-Czuję się, jak jakaś babcia.- powiedziałaś niezadowolona. Brunet usiadł bliżej ciebie i objął ramieniem. Wtuliłaś się w niego. Mimo że nie był jakoś specjalnie umięśniony, to i tak bardzo lubiłaś jego ciało. Jak i jego samego, oczywiście! Ale mimo wszystko, wygląd to jedna z najbardziej popularnych cech,których dziewczyny wymagają od chłopaków. Tobie wyjątkowo jakoś na tym nie zależało, a i tak trafił ci się przystojny, czasami nawet uroczy, piegus. Brunet pogłaskał cię drugą ręką po głowie.
-Zarazisz się...- mruknęłaś.
-Gdzie tam, ja nigdy nie choruję.- odparł. Rzeczywiście, nie pamiętałaś, kiedy ostatni miał chociaż katar czy kaszel, a co dopiero jakąś gorszą chorobę.
-Gorąco mi. I zimno. Jeść mi się chce. A jednak nie...- marudziłaś pod nosem.
-Kiedy jadłaś śniadanie?- spytał.
-Nie jadłam.- odparłaś, już wiedząc, co powie. Czekałaś tylko na reakcję.
-Jak możesz być taka nierozsądna?! Mama cię nie uczyła, jak ważne jest śniadanie?!- jęknął chlopak. Uśmiechnęłaś się w duchu. Anioł. Inaczej nie byłaś w stanie go nazwać, on byl po prostu aniołem stróżem! Mruknęłaś coś pod nosem i podrapałaś się po karku.
-No bo powiedziałam mamie, że sama sobie zrobię i nie musi się martwić, ale wreszcie się obudziłam dosyć późno...- zaczęłaś swój niezwykle emocjonującąy argument, gestykulując jednocześnie dłońmi. Chłopak westchnął i kolejny raz wyszedł z pokoju. Poszłaś za nim zaciekawiona. Chłopak założył różowy fartuszek twojej mamy. Krzątał się po kuchni, od garnka do lodówki. Obserwowałaś go przez dłuższy czas.
-Co robisz?- spytałaś.
-Rosół, bo pewien głuptas nawet kanapki z masłem sobie nie zrobi.- odparł z uśmiechem.
-A próbowałeś to cholerstwo rozsmarowsać?! Kurwicy przy tym dostaję!- odparłaś, udając oburzenie. Brunet zaśmiał się i postawił przez tobą miskę z parującą zupą.
-No już na mnie nie krzycz, tylko jedz. Chyba że mam cię karmić.- dodał z uśmiechem. Zarumieniłaś się prawie niewidocznie i wzięłaś łyżkę do ręki.
-Łaski bez, poradzę sobie...
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Cały dzień minął ci stanowczo zbyt szybko. Po zjedzeniu rosołu, którym i tak Marco cię karmił, poszłaś do łóżka, a brunet ciągle ci... usługiwał! Biegł do sklepu, gdy miałaś ochotę na ciastka czy czekoladę, robił co pół godziny herbatę, ale co najważniejsze, dużo z tobą spędzał czasu, rozmawiając i śmiejąc się. Leżeliście obok siebie, całkowicie ignorując zarazki czy wirusy. Bawiłaś się włosami chłopaka, robiąc mu małe kiteczki i warkoczyki. Nawet nie próbował ci przerywać.
-W poniedziałek pewnie pójdę normalnie do szkoły.- mruknęłaś, niezbyt zadowolona. Akurat wtedy miałaś kolejne sprawdziany. Jakby ludzie nie mieli co robić, tylko całymi dniami szykować testy, kserować je, a potem sprawdzać.
-Nareszcie. Nie wytrzymałbym tam bez ciebie.- mruknął, uśmiechając się uroczo. Zbliżyłaś swoją twarz do jego, chcąc go pocałować. Jak na złość, akurat wtedy kichnął, plując na ciebie.
-Przepraszam!- krzyknął i znowu kichnął. Podałaś mu chusteczki.
-Tylko ty się nie rozchoruj.- zagroziłaś. Brunet pociągnął nosem.
-Chyba już za późno...




























~·~·~·~·~·~·~
Shot specjalnie dla @Alka498
Mam nadzieję, że się podoba :3

Tak trochę się wzorowałam na moim katarze... w sumie nie tylko moim, wszyscy chorują! Więc zdrówka życzę!

Przepraszam za błędy i papa, Kasztanki! ♥♥♥♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro