Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

xviii. i lent down to kiss you then erased my name

Malfoy Manor nie zmieniło się od jej ostatniej wizyty. Nadal było mroczne i zakurzone. Lillian ostrożnie rozejrzała się po korytarzu, w którym się pojawiła. Był pusty, ale z parteru dobiegły ją podniesione, zdenerwowane głosy kilku osób; rozpoznała w nich głos Draco, Zabiniego i Pansy. Pierce wiedziała, że o coś się kłócą, jednak nie była w stanie dosłyszeć, czym jest owe coś. Ostrożnie zeszła po schodach w dół uważając na to, aby nie wydać nawet najmniejszego dźwięku.

Podeszła do lekko uchylonych drzwi, co pozwoliło potwierdzić jej domysły. Blondyn stał przy kominku i energicznie gestykulował, podczas gdy ciemnoskóry mężczyzna siedział w fotelu, obok którego znajdowała się kobieta. Pozostali Śmierciożercy panoszyli się po salonie, przysłuchując się rozmowie owej trójki.

- Więc Draco, przystajesz na moją propozycję? - Rozległ się głos Blaise'a.

- A mam inne wyjście? - zapytał sarkastycznie Dracon.

- Oczywiście - szepnęła Pansy Parkinson, zbliżając się do niego. Położyła mu ręce na ramionach, co wywołało obrzydzenie na twarzy Malfoya. - Możesz zginąć z naszych rąk, a potem zginie ta mała szlama, Pierce...

- Jeśli dołączę do was, zostawicie ją w spokoju? - Blondyn zwrócił się do Zabiniego, ignorując gest brunetki.

- Masz moje słowo. W końcu jestem twoim przyjacielem i chcę dla ciebie jak najlepiej - oznajmił Blaise. - Jednak nie wrócisz już do Hogwartu, więc i jej nigdy więcej nie zobaczysz.

- Dobrze - odparł po kilku minutach zamyślenia Dracon. - Niech tak będzie.

Lillian nawet się nie zastanawiała. Po prostu wpadła zdenerwowana i zrozpaczona do salonu, a wszystkie spojrzenia skupiły się na jej drżącej sylwetce. Wyciągnęła różdżkę, którą wycelowała w Pansy Parkinson i potraktowała ją zaklęciem, co sprawiło, że kobieta opadła na dywan. Wszyscy szybko zreflektowali się i w odpowiedzi stanęli z różdżkami skierowanymi w jej osobę. Blaise podniósł się z fotela, a Draco zamarł na moment.

- Spokojnie, moi drodzy - oznajmił, podchodząc do Pierce. - Ta dziewczyna nie jest już dla nas dużym zagrożeniem.

- Tak sądzisz? - warknęła Lillian, celując w niego różdżką, jednak w tym samym momencie ktoś ją jej pozbawił.

- Co ty tutaj robisz, Pierce?! - krzyknął Draco, nareszcie zabierając głos, co trochę ją uspokoiło. Stanął między nią a Zabinim, łapiąc ją za ramiona.

- Nie zostawię cię, tak? Pamiętasz? - odparła stanowczo, patrząc prosto w jego stalowoszare oczy. Widziała w nich przerażenie.

- Wracaj do Hogwartu i nigdy więcej tutaj nie wracaj - oznajmił, odwracając się od niej.

- Nie tak prędko, Draco - wtrącił Blaise. - Nie wiemy, ile z naszej rozmowy usłyszała. Nie może tak szybko wrócić do Hogwartu.

- Obiecałeś... - zwrócił się w jego stronę Malfoy.

- Bezpieczeństwo Śmierciożerców jest dla mnie ważniejsze niż jakaś tam ruda szlama - wzruszył ramionami, odpychając blondyna na bok i podchodząc do dziewczyny - Avada Keda...

- Blaise, pozwól mi to zrobić - wtrąciła Pansy, podchodząc do niego. Ciemnoskóry posłał jej zdenerwowane spojrzenie i machnął głową.

- Nie, on to zrobi. - Wskazał różdżką na postać Draco. Lillian sparaliżowana i pozbawiona różdżki, czuła jak przerażenie wypełnia ją po brzegi duszy.

- Draco, proszę... - szepnęła w jego kierunku, gdy blondyn wyciągnął swoją różdżkę z kieszeni marynarki.

- Przepraszam - powiedział ledwie słyszalnie. Po policzkach Pierce spłynęły gorące łzy. Była wprost przekonana o tym, że Malfoy nie może zrobić jej krzywdy, ale w tej chwili cała ta pewność uleciała z niej niczym powietrze z przebitego balona.

- Draco...

- Kocham cię - wyszeptał tuż nad jej uchem i przelotnie, wprost niezauważalnie ucałował jej usta. Następnie cofnął się, stając przed nią. Różdżkę miał wycelowaną w jej pierś.

- Ja ciebie też, Draco - powiedziała spokojnie, patrząc prosto w jego oczy.

- Obliviate. - Blondyn machnął różdżką, a po jego policzkach popłynęły łzy.

Reszta docierała do niego w zwolnionym tempie. Zdenerwowany krzyk Blaise'a i uporczywy śmiech Parkinson, która potraktowała drobną postać Pierce Drętwotą. Dziewczyna upadła z hukiem na dywan, a kiedy Draco pojawił się przy jej ciele, w chwilę później został od niego odciągnięty przez dwóch nieznanych mu Śmierciożerców. Pansy zaproponowała zostawić dziewczynę gdzieś w lesie albo w górach, ale Zabini, widząc rozpacz w oczach Malfoya, swojego najlepszego przyjaciela z czasów szkolnych, zadecydował o tym, że dziewczyna wróci do Hogwartu. W towarzystwie Parkinson pozwolono Draconowi aportować się do Hogsmeade, aby tam ją zostawić.

Trzymając Lillian na rękach, w milczeniu przyglądał się jej spokojnemu obliczu. Wyglądała tak niewinnie, gdy spała. Krocząc ciemną uliczką Hogsmeade, z Pansy u boku, chłonął bliskość dziewczyny. Czuł jej zimną skórę pod palcami i pragnął jeszcze mocniej przytulić ją do siebie, jednak wiedział, że to już koniec, że nie może nic zrobić. Kochał ją, naprawdę ją kochał, ale aby ją chronić, był w stanie poświęcić wszystko, nawet ich uczucie. I to właśnie się stało. Czuł się tak, jakby ktoś żywcem wyrwał serce z jego piersi i zdeptał na jego oczach.

- No już, zostaw ją tutaj - rozkazała Pansy, gdy pojawili się przed drzwiami do Pubu Pod Trzema Miotłami. - Pomyślą, że wypiła za dużo Ognistej Whisky.

Draco stał z Lillian na rękach w miejscu, gdzie jeszcze dzień wcześniej rozmawiali i nie mógł jej wypuścić ze swoich objęć. Stali tak krótką chwilę; po czym Parkinson chrząknęła znacząco i dała mu do zrozumienia, że zaraz zwymiotuje od nadmiaru uczuć. W sercu jednak była zazdrosna o to, że taka prosta dziewczyna, jak ona, jak Pierce, była w stanie rozbudzić w Draconie miłość, co jej się wcześniej, w latach szkolnych nigdy nie udało. Malfoy zawsze nią gardził i może dlatego kobieta tak bardzo pragnęła śmierci Ślizgonki. Jednak taki stan rzeczy, choć lekko rozczarowujący, nadal wywoływał na jej twarzy złośliwy uśmieszek. Blondyn ułożył Lillian w wygodnej pozycji i wsunął kosmyk miodowych włosów za jej ucho. Przesunął wierzchem dłoni po jej mokrym policzku, a następnie ostatni raz ucałował malinowe usta.

Gdy aportowali się z powrotem do Malfoy Manor, uświadomił sobie, że w tej walce nie przegrał tylko wolności, stracił coś o wiele ważniejszego. Sens swojego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro