xiv. would you leave me if i told you what i've done?
Od ich powrotu do Hogwartu minął ponad tydzień. Lillian Pierce poruszała się po korytarzach z nieobecnym wzrokiem, była wciąż zamyślona, trochę smutna i nawet towarzystwo znajomych nie potrafiło wprowadzić ją w lepszy nastrój. Zaś Dracon Malfoy był wciąż wściekły i zły, a z czasem zauważył nawet, że na nowo pojawiają się w nim cechy, których tak w sobie nie znosił – pogardliwe i nienawistne podejście do każdego i do wszystkiego. McGonagall nigdy nie dowiedziała się, z czyjej inicjatywy wrócili do zamku, bo oboje, zaraz po pojawieniu się na jego terenie, rozeszli się w milczeniu, nawet na siebie nie patrząc. Pierce, w przeciwieństwie do Draco, chciała zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się w Malfoy Manor. Pragnęła wrócić do swojego normalnego życia, jednak od Balu Rocznicowego nic nie było normalne. Dyrektor Hogwartu, niezadowolona z powrotu dziewczyny do szkoły, obiecała troszczyć i opiekować się nią, dopóki cała sprawa, która nabrała większych obrotów, się nie rozwiąże.
Okazało się, że coraz więcej osób z Ministerstwa Magii ginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, a Zabini nadal był nieuchwytny. Uznano, że jest on przywódcą upadłych Śmierciożerców, którzy na nowo próbują przejąć władzę nad światem magicznym. Według profesora Tennanta robili to trochę nieudolnie i chaotycznie, ale nie zmieniało to faktu, że lista zabitych z dnia na dzień wzrastała, a Ministerstwo nic nie mogło na to poradzić. Wszyscy się bali, ale szkolne życie trwało – McGonagall nie chciała pozwolić panice rozprzestrzenić się po zimnych murach zamku.
Jej szkolny plan się nie zmienił. Horacy Slughorn został w Hogwarcie i na nowo powrócił do swojej funkcji nauczyciela eliksirów, dzieląc z Malfoyem grupy między siebie. Bez wahania wziął pod swoje skrzydła klasę Pierce, ratując ją jednocześnie od codziennych konfrontacji z Malfoyem, który także jej jakby unikał. Nauczyciel nie pojawiał się na żadnej uczcie, rzadko widywała go na korytarzach, wszystkie zadania dla Prefekta Naczelnego przekazywała jej albo McGonagall, albo szkolna sowa, od znajomych dowiedziała się tylko tyle, że Malfoy stał się jeszcze zimniejszy i bardziej wredny. Jakby to było możliwe, pomyślała z przekąsem, przypominając sobie swoje pierwsze lekcje eliksirów. Odszedł z jej życia, a ona poczuła, jak kamień spada jej z serca. Z czasem jednak uświadomiła sobie, że on wcale nie zniknął, a zaczął jeszcze bardziej ciążyć.
Lillian i Vincent, mocno trzymając swoje dłonie splecione, wracali z patrolu powolnym krokiem. Pierce, mimo zagrożenia ze strony Śmierciożerców, nie pozwoliła na to, aby stracić swoją funkcję Prefekta Naczelnego – za bardzo ją lubiła. Gryfon akurat opowiadał jej zabawną sytuację, która miała miejsce podczas porannego treningu quidditcha, podczas gdy dziewczyna śmiała się głośno, a łzy ciurkiem płynęły po jej rumianych policzkach. Wood nie mógł przestać na nią patrzeć; była piękna. I tak bardzo cieszył się, że była także jego.
Od jej powrotu Wood nie opuszczał jej nawet na chwilę, czując się odpowiedzialnym za jej bezpieczeństwo. Uważał, że skoro szkoła nie może jej tego zagwarantować, to chociaż on spróbuje. Pierce była mu za to ogromnie wdzięczna, ale szczęśliwą czuć się nie mogła, bo po prostu nie potrafiła. Gdy wróciła do Hogwartu, odkryła w sobie okropną pustkę, jakby coś tam zostawiła, tam, w Malfoy Manor. Tęskniła za tymi dniami, które spędzała z Draconem na rozmowach. Brakowało jej jego śmiechu, choć rozbawić było go ciężko, więc rzadko miała okazję słyszeć jego radosny chichot. Wciąż przed oczami widziała moment, gdy budząc się z krótkiej drzemki na miękkiej sofie w salonie, odkryła, że jest przykryta swetrem Malfoya, a on sam siedzi w fotelu naprzeciw i przygląda jej się uważnie. Wytłumaczył się wtedy tym, że po prostu ją pilnował; Lillian mianowała to wspomnienie jednym z najlepszych podczas tamtych dni.
Brakowało jej wysokiego blondyna, o stalowoszarym spojrzeniu, szczupłych dłoniach i mlecznej skórze, jednakże uznała, że lepiej będzie dla nich dwojga, kiedy zostawi go w spokoju. Ona będzie mogła spać spokojnie, on zaś będzie mógł na nowo zasilić armię Śmierciożerców.
– ... ziemia do Lily. – Z zamyślenia wyrwał ją głos Wooda. Machnął dłonią przed jej oczami, a ona mrugnęła kilkukrotnie. – O czym tak intensywnie myślisz?
– Uhm – zająknęła się, szukając w umyśle jakiegoś dobrego kłamstwa. – Próbowałam przypomnieć sobie, czy napisałam już wypracowanie na jutrzejszą lekcję eliksirów. Przepraszam?
– Nic się nie stało. – Uśmiechnął się do niej serdecznie, obejmując w pasie, a ona pocałowała go czule. Nagle usłyszeli huk zamykanych drzwi. Vincent cofnął twarz, patrząc prosto w orzechowe tęczówki Lillian. – Co to było?
– Nie wiem, ale chyba dochodziło z szóstego piętra – odpowiedziała szeptem, wskazując wzrokiem na górę, a kiedy Gryfon chciał coś powiedzieć, przyłożyła palec do jego ust i dodała ledwo słyszalnym głosem. – Shh, pójdę tam i to sprawdzę, okej? Zostań, w razie czego, gdyby nasz gość pojawił się tutaj.
– Nie puszczę cię tam samej – sprzeciwił się, gdy dziewczyna zabrała dłoń sprzed jego twarzy. – A jeśli to znów ta...
– Hogwart jest zbyt dobrze chroniony na taką powtórkę z rozrywki – przerwała mu gwałtownie, nie do końca wierząc w prawdziwość swoich słów. – Poza tym, znając życie, to pewnie Irytek, no ale mimo wszystko ktoś musi tutaj zostać. – Wood nadal nie był przekonany. – Wiesz, że dostanę się tam o wiele szybciej i ciszej. W końcu jestem Ślizgonką. – Posłała mu lekki, ledwo dostrzegalny uśmiech.
– Dobrze, idź już – mruknął, widząc, że i tak z nią nie wygra. Skrzyżował ręce na piersi, patrząc w ślad za biegnącą po korytarzu drobną postać Lillian Pierce.
Dziewczyna nie do końca wiedziała, dlaczego to zrobiła. Dlaczego kazała mu zostać, idąc samej na szóste piętro, kiedy cała szkoła jest opustoszała, a jej może grozić niebezpieczeństwo. Przez chwilę przebiegła jej myśl o tym, że chce sprowokować sytuację z nadzieją, że za nią pojawi się on, Draco Malfoy, i znów jej pomoże, jednak pozbyła się tego, idiotycznego w jej mniemaniu, pomysłu, tak szybko, jak on się pojawił, pokonując cichymi krokami kolejne schody. Bardziej skłaniała się ku temu, że po prostu poczuła potrzebę bycia samej, chociaż przez krótki moment, bo od jej powrotu do Hogwartu, jeśli nie była w łazience lub nie spała, nikt nie odstępował jej na krok. Alice z Emmą towarzyszyły jej podczas śniadania, lekcji oraz lunchu, ale także spędzały wspólnie wieczory w pokoju wspólnym Slytherinu. Kiedy nie była z nimi dwiema, u jej boku, jak z podziemi, wyrastał Vincent, dbając o to, żeby do ostatniej chwili, czyli zamknięcia drzwi od jej sypialni, nie była sama.
Rozpaczliwie potrzebowała świeżego powietrza.
Kiedy dotarła na szóste piętro, nie zobaczyła nikogo ani niczego, co mogłoby wzbudzić jej zainteresowanie. Przeszła się wzdłuż korytarza, aby upewnić się, że żaden z pierwszoroczniaków nie próbuje wykręcić jej jakiegoś kawału, a następnie ruszyła w drogę powrotną. I potem przypomniało jej się, że nie zajrzała do łazienki, choć męskiej, to nadal łazienki, gdzie ktoś mógł się ukryć przed jej dociekliwym wzrokiem. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni i podeszła do drewnianych drzwi, które ostrożnie pchnęła do przodu, a następnie wślizgnęła się do środka, nie wydając nawet najmniejszego dźwięku.
Jakie zaskoczenie musiało malować się na jej twarzy, gdy zobaczyła pochylającą się nad umywalką tak dobrze znaną jej postać. Miał na sobie ciemne spodnie kontrastujące ze śnieżnobiałą koszulą z podwiniętymi rękawami. Opuściła różdżkę, wciskając ją ostrożnie w wewnętrzną kieszeń szaty i podeszła bliżej.
– Profesorze? – Zrobiła kilka niepewnych kroków do przodu.
Draco gwałtownie obrócił się na pięcie, ukazując jednocześnie, w jak opłakanym stanie się znajdował. Był jeszcze bledszy, niż zazwyczaj, choć Lillian nie była pewna, czy to w ogóle możliwe; jego policzki były zapadnięte, a oczy przekrwione i mokre od łez. Jej wzrok powędrował wzdłuż jego sylwetki, zatrzymując się na odsłoniętym tatuażu przedstawiającym węża – Mroczny Znak, symbol rozpoznawczy wszystkich Śmierciożerców. Był on odrobinę wyblakły, ale nadal można było dostrzec wszystkie szczegóły składające się na niego. Malfoy, zorientowawszy się, gdzie Pierce patrzy, prędko przesłonił go drugą dłonią.
– Lily – powiedział ostrym, zimnym tonem. Dziewczyna zadrżała.
– Nie ma potrzeby go chować – szepnęła, wskazując palcem na przedramię blondyna.
– Nie chciałem tego – oznajmił cicho, łamiącym się głosem, a następnie wrzasnął głośno. – Nigdy tego nie chciałem! Nigdy nie chciałem takiego życia!
– Więc dlaczego to zrobiłeś? – zapytała całkiem poważnie, stając przed nim. Ujęła ostrożnie jego rękę i przesunęła palcem po tatuażu. Malfoy przyglądał się jej uważnie. – Dlaczego zostałeś Śmierciożercą?
– Gdybym tego nie zrobił, on zabiłby wszystkich, których kocham. Zabiłby moją matkę, ojca – wyjaśnił wprost kipiąc nienawiścią. – Skrzywdziłby wszystkich, na których mi zależy. Dlatego to zrobiłem.
Lillian bez słowa przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła. Czuła drżenie jego ciała, przyspieszone bicie serca, nieregularny oddech na odkrytym skrawku szyi. Nie miała zielonego pojęcia, co doprowadziło go do tego stanu, ale to już nie miało dla niej większego znaczenia. W obecnej chwili ważne dla niej było tylko to, że jest obok, że czuje jego obecność, że czuje jego skórę pod opuszkami palców. Miała wrażenie, jakby ktoś w końcu połączył ją w całość, wypełnił pustkę, która nie opuszczała jej od powrotu do Hogwartu. I tak samo dla niego to wszystko było ważne – Lillian nareszcie była u jego boku, trzymała go w swoich ramionach, nie pozwalając rozpaść się na więcej części. Dopiero w tej chwili uświadomił sobie, jak cholernie mu jej brakowało przez ten cały czas.
– Lily. – Przesunął dłonią po jej miodowych włosach. – Musisz mnie zostawić. Idź już. Proszę.
– Nie – powiedziała cicho. – Nigdzie nie pójdę. Nie zostawię cię.
– Lily, musisz. – Odsunął ją od siebie na chwilę, patrząc prosto w jasnobrązowe oczy. – Miałaś rację, twierdząc, że nie jesteś ze mną bezpieczna, bo choćbym nie wiem, jak się starał, nigdy nie przestanę być zły. Mam to we krwi, rozumiesz?
– Wcale nie jesteś zły. – Potrząsnęła gwałtownie głową. – Jesteś po prostu zagubiony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro