Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#SMS 11

*

-Osobiście uważam, że to całe zamieszanie jest zbędne. - mruknęłam po długiej ciszy spędzonej w samochodzie. Mama prowadziła bez grającego radia i tak jakoś było sztywno. W zasadzie jedyne co miałam na pocieszenie to swój własny telefon.

-Nie jest zbędne. - odburknęła, niezadowolona moją 'postawą' - Od pewnego czas zachowujesz się dziwnie i uważam że psycholog powinien wyłapać twój problem.

-'Mój problem'? A to ja mam jakiś problem? - skrzywiłam się. Mama stanęła na światłach, nawet nie patrząc na mnie.

-A nie masz problemu? - tym razem na mnie popatrzyła.

-No skoro ja go nie widzę? - podniosłam ramiona wyżej. - Nie wiem czego wy z tatą próbujecie się we mnie dopatrzeć, skoro wszystko ma się ok?

-Nic nie ma się 'ok', Lillie. - ruszyła. - Uciekłaś z obozu, szlajasz się z flejtuchami i chcesz ciągle wychodzić z domu.

-Mamo, nie jestem już dwulatkiem, no zrozumcież na litość... - oparłam dłoń na czole. - Wy myślicie że jakiś psycholog mnie zmieni?

-On nie ma Cię zmienić, tylko wyłapać twój problem w zachowaniu, powiedzieć nam i wskazać działania, - przełknęła ślinę - takie żebyśmy z tatą mogli wobec ciebie podjąć.

-Wy chcecie mnie tresować, czy co? - skrzywiłam się już całkiem, patrząc na nią z wyrzutem.

Rzuciła mi 'groźne' spojrzenie.

-Zastanów się dziecko co ty do mnie mówisz, może co? - odburknęła.

-Ja nie wierzę... - westchnęłam. - Czy ty chociaż raz, mogłabyś schować tą swoją dumę do kieszeni i pogadać ze mną jak matka z córką?

-Lillie! - krzyknęła, niemal uderzając w klakson.

-No co?! - odwróciłam się do niej. - Może mi powiesz że nie mam racji i mam się przymknąć, co?! - uniosłam ręce na boki - Może chociaż raz spróbowałabyś ze mną porozmawiać zamiast ciągle warczeć o byle głupotę i mieć pretensje o wszystko?!

Nie powiedziała nic, mimo zmarszczonych brwi.

-Traktujesz mnie jak swoją lalkę i wyżywasz na mnie swoje niespełnione ambicje, zamiast po prostu dać mi żyć. - poczułam że to jest moment, w którym chyba powiem wszystko co mi leży i nie będę się przejmować tym, co sobie pomyśli.

-I co? Może najlepiej by ci było, gdybyśmy pozwolili się wyprowadzić i zamieszkać z jednym z tych marginesów ?! 

-Czy możesz nie obrażać moich przyjaciół?! Na serio nie masz nic ambitniejszego przeciwko mnie? Tylko na takie argumenty Cię stać? - zaczęłam ironicznie wypytywać.

-Jesteś bezczelna. - warknęła ostro, zatrzymując mało 'delikatnie' samochód, na terenie czyjejś posesji.

-Wiem. - odwróciłam twarz w jej stronę. - Ostatnimi czasy po części sama mnie tego nauczyłaś.

Jej mina zrzedła. Nie spodziewała się aż takiego ataku arogancji z mojej strony. 

Cóż. Postanowiłam ją 'dobić', swoją ostateczną docinką, która leżała we mnie najgłębiej i bolała mnie najbardziej.

-Wiesz, - zaczęłam kiedy mama zgasiła silnik i miała wysiadać - czasami to nawet nie wiesz jak cholerną przykrość robisz mi faktem, że nie masz czasu nawet na to żeby ze mną porozmawiać i choć spróbować zrozumieć to, jak się czuję. - zaszczypało mnie w koniec nosa - Przez te wasze wywyższanie się i traktowanie mnie jak kogoś drugorzędnego, - uniosłam ramiona w górę - ja, nie mam do was zaufania. Ja nie umiem się wam wygadać. Nie umiem o niczym powiedzieć.

Patrzyła na mnie trochę niemo, jakby [chyba] próbując zrozumieć co chcę jej przekazać.

-'TO' powinno być waszym problemem. Powinniście zacząć od siebie a nie ode mnie. - ugryzłam się we wnętrze policzka. - Ten psycholog wam NIE POMOŻE, dopóki sami nie zechcecie się zmienić. Bo dopóki macie do mnie takie nastawienie jakie macie, - przekrzywiłam głowę w bok - ja nie mam do was zaufania i absolutnie o niczym wam nie powiem.

Rzuciłam, czując ulgę na sercu i odpięłam pas, po chwili wychodząc z samochodu.

*

harry: czyli mówisz że zadowolona nie była?

ja: nie

ja: ale przynajmniej mam to z głowy

ja: może coś do niej dotrze

harry: chociaż z tego mogę być dumny!

ja: weź przestać

ja: jest mi teraz przykro

ja: nie chcę tu być

harry: wybacz..

harry: ale sama wiesz że to tylko trzy dni

harry: wcale nie musisz mu o niczym mówić

harry: bądź sobą a on zrozumie w czym problem

ja: gdyby to takie proste było...

harry: a nie jest?

ja: no, do pewnego momentu

harry: a potem?

ja: a potem pojawia sie ten chory z*eb który nie mam pojęcia co wymyśli

harry: faktycznie.

harry: to w takim razie ja mam go zgłosić?

ja: ty nie masz żadnych dowodów

ja: tak mi sie teraz przypomniało

harry: w sensie?

ja: no ja mam wszystkie smsy

ja: zdjęcia

ja: sukienke

ja: a ty w zasadzie prawie nic

harry: to co

harry: poczekać aż wrócisz?

ja: spróbujmy poczekać

ja: może akurat za ten czas nie odwali niczego głupiego

harry: no wiesz

harry: w sumie to do tego całego psychologa jakoś daleko mi nie ma

harry: zawsze mógłbym cię odwiedzić czy coś

ja: tak, wiem

ja:

harry:

ja:

harry:

ja:

harry: lillie?

ja: hm?

harry: rozchmurz sie

harry: jak wrócisz to urwę cię na jeden dzień gdzieś

harry: pojedziemy sobie gdzieś we dwójkę

ja: w poniedziałek?

harry: no może we wtorek

harry: akurat wolne wypada

ja: no to ok x

harry: lepiej ci?

ja: lepiej xx

harry: to dobrze

harry: rozpakuj się i napisz po obiedzie ok? czy co tam będziesz mieć

ja: no ok

ja: ogółem nie będę ci zabierać czasu jak nie będzie takiej potrzeby więc spokojnie możesz wyjść gdzieś z domu

harry: phi

harry: a co ty myślałaś że ja w domu cały weekend przesiedzę?

ja: .

ja: no to żeśmy się dogadali.

harry: luv ya lile xx

#

nie miejcie mi za złe, że niczego nie było przez te ostatnie dni. miałam kilka mega dużych spraw do ogarnięcia i po prostu mój mózg nie miał siły na nic więcej poza snem

tak że ten

no

jedziecie gdzieś na długi weekend? 

#przerywnik

wgl wracając do opowiadania, stwierdziłam że to najwyższa pora, żeby ona w końcu powiedziała matce na głos to, co ją boli

myślicie że do niej dotarło czy raczej nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro