Rozdział 4
Danielle niezmiennie uważała, że sytuacja jest ciężka, ale przylot kuzyna nieco poprawił jej nastrój. Mieli ze sobą dobry kontakt praktycznie od zawsze. Dogadywali się już od najmłodszych lat, tylko z czasem ten kontakt stał się coraz bardziej sporadyczny. Richard był od niej starszy i w momencie, kiedy zaczął pracować w policji, od razu dał się temu w pełni pochłonąć. Potrafił spędzić w swoim biurze mnóstwo nadgodzin, ile tylko potrzebował do rozwiązania sprawy i nie oczekiwał za to dodatkowego wynagrodzenia. Rich był jednym z tych policjantów, którzy potrafili zredukować ilość snu do absolutnego minimum, przychodzić do pracy o świcie i wracać w środku nocy. Poza tym praca była dla pasją, można nawet rzec, że powołaniem. Tego właśnie różowowłosa zawsze mu zazdrościła, bo on miał swoje miejsce na ziemi, zawód, w którym spełniał się i był naprawdę dobry. No i nic dziwnego, że swoją obecną partnerkę poznał w pracy, skoro tak długo tam przesiaduje. Niemniej byli szczęśliwi, a ona szybko polubiła Larę i jej niekonwencjonalne metody.
W każdym razie, wracając do sedna, między innymi przez jego pracoholizm, ale nie tylko, ich kontakt mocno osłabł. Z czasem widzieli się coraz rzadziej, chociaż wcale nie mieszkali tak daleko od siebie. Obydwoje mieszkali w Nowym Jorku i dzieliło ich około pół godziny jazdy, zależnie od pory dnia i korków. O ironio, nawet pomimo pracy mogli widzieć się co najmniej raz w tygodniu. Dlaczego tego nie robili? Dany nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Chyba obydwoje za bardzo dali się pochłonąć innym sprawom, zapominając o czymś tak ważnym jak rodzina. Przynajmniej zawsze mogli na siebie liczyć i to nie miało nic wspólnego z częstością spotkań.
Dzięki tej niewerbalnej zasadzie Richard przyjechał o świcie do Callahan Resort. Od razu wpadła mu w ramiona, bo mimo okoliczności, cieszyła się na jego widok. Nie zmienił się praktycznie w ogóle od ostatniego spotkania, które miało miejsce jakieś dwa, może trzy miesiące temu. Jak zawsze jej kuzyn trzymał się określonej diety i w miarę możliwości po pracy ćwiczył. Może i nie był szczególnie napakowany, ale za to był szczupły, szybki, zwinny i wytrzymały, co na pewno przydawało mu się w pracy.
Po krótkim i dość formalnym przywitaniu z taksówki wyłonili się również technicy. Byli ubrani po cywilnemu, bez specjalnych kombinezonów. Mieli je spakowane w torbach, żeby za bardzo nie rzucać się w oczy. Dopiero przy "miejscu zbrodni" mieli je założyć. Jako że impreza skończyła się dość późno, ośrodek był o tak wczesnej porze wyjątkowo pusty i spokojny. Goście spali w pokojach, co działało na ich korzyść.
- A jeśli ktoś ich zobaczy w okolicy jeziora?- zapytała nieco przed północą Maia z niepokojem. To było jakoś po telefonie Danielle do agentki specjalnej Lary Cross, gdy dołączyła do niej i Matteo nad brzegiem Michigan Lake. Stone poczuła się wtedy jak bohaterka serialu, która stoi nad zwłokami i zastanawia się co zrobić, bo jest w to zamieszana mniej lub bardziej. Chociaż Dany nie miała z tym nic wspólnego.
- Powiemy, że sprawdzają stan wody. Nie będą mogli tego zweryfikować, a jeśli nie zobaczą kości, to powinni w to uwierzyć- odparł Matteo.
Różowowłosa musiała przyznać, że jego pomysł miał sens. Ta wymówka była świetna. Użyliby jej, ale finalnie nie było takiej potrzeby. Goście siedzieli bliżej głównego budynku, przeważnie w swoich pokojach. Nie zauważyli nikogo kto choć trochę zbliżyłby się do jeziora.
Technicy dokładnie obfotografowali miejsce zbrodni, po czym z należytą delikatnością zapakowali zwłoki do blastikowych pudełek. Kości w ogóle się ze sobą nie trzymały. Dany nie miała pojęcia, co to oznaczało, ale zwróciła uwagę na wymienione sugestywne spojrzenia pomiędzy facetami w kombinezonach. Jej kuzyn w tym czasie wykonał telefon do niejakiej Rachel Craig, antropolog sądowej stanu Michigan. Ani Rich ani nawet Lara nie mieli z nią wcześniej do czynienia, dlatego ciężko było im ocenić na ile można jej ufać. W końcu, co było ogromnym zaskoczeniem dla Dany, Richard zataił informację o lokalizacji odnalezienia szczątków przy tej antropolożce.
Gdyby różowowłosa usłyszała coś takiego od jakiegoś współpracownika Richa, w życiu by w to nie uwierzyła. Była w szoku, iż jej kuzyn, wzór cnót i wszystkich policyjnych zasad w ludzkiej osobie, naginał zasady. Chyba jego dziewczyna miała na niego zły wpływ i bynajmniej to nie przeszkadzało Dany. Była dozgonnie wdzięczna Larze za to co zrobiła z Richem. Rzuciła na niego jakiś urok czy co?
Pomimo drobnych pretensji, antropolożka zaakceptowała fakt, że zawożą do niej szczątki. Danielle dowiedziała się, że przeważnie procedury wyglądają inaczej i antropolog jedzie na miejsce zdarzenia, osobiście wydobywając kości. Później technicy pozbyli się kombinezonów i odjechali służbowym samochodem, który podstawił im jakiś współpracownik.
Do tego momentu plan funkcjonował idealnie. Impreza z okazji otwarcia sezonu odbyła się bez żadnych niespodziewanych sensacji, szkielet był w drodze do specjalistki, a ponadto to nikt nie przyłapał ich nad jeziorem. To było aż nieprawdopodobne, iż udało im się to tak dobrze przeprowadzić. Teraz pozostało im wyjaśnić i jak najszybciej zamknąć sprawę. Wtedy CR wyjdzie z tego bez szwanku.
- Co teraz?- spytała w pewnym momencie Maia. Ulokowali się w poczekalni przy recepcji, gdzie znajdowało się kilka kanap. Poza nimi nie było tam nikogo. Adrenalina już ich opuściła i chyba wszyscy zaczynali odczuwać skutki nieprzespanej nocy.
- Teraz czekamy na wyniki ekspertyzy antropolożki Rachel Craig. Jeśli nie ma żadnych śladów, wskazujących na udział osób trzecich, sprawa zostanie zamknięta- odpowiedział jej Richard spokojnie. On ani się tą sprawą nie ekscytował, ani dołował, bo w gruncie rzeczy nic go z tym miejscem nie łączyło. Niby tak samo jak ją, dodała w myślach. Jednak z jakiegoś powodu się tym przejmowała, bo nie potrafiła tak po prostu zostawić Maii z problemem. Być może przemawiał przez nią sentyment ze względu na dawną przyjaźń.
- A jeśli takowe znajdą?- odezwał się Matteo, zyskując tym oburzone spojrzenie siostry. Wbrew pozorom, jego pytanie było całkiem rozsądne. Dobrze znać nawet najgorszą ewentualność, bo zawsze istnieje jakiś cień szansy, że on się ziści.
- Nie mów tak, Mat. Niczego nie znajdą- oznajmiła pewnie Maia, chociaż jej wyraz twarzy wcale nie sugerował tak wielkiej pewności, a raczej strach, co może się zdarzyć.
- Nie wiesz tego. No chyba że sama utopiłaś w jeziorze turystę i jesteś pewna, że nie nic sobie przy tym nie złamał- odparł zgryźliwie Matteo.
- Wiesz co? Przejrzałeś mnie, dokładnie tak było- rzuciła Maia, przewracając oczami.- Zrobiłeś się strasznie dowcipny.
Różowowłosa rzuciła kuzynowi porozumiewawcze spojrzenie. Czas przerwać tę rodzinną kłótnię, bo zaczynało się robić niezręcznie. W takich momentach Dany rozumiała, dlaczego przeważnie tylko jedno z nich było na miejscu. To pozwalało im... Nie pozabijać się wzajemnie? Szybko skarciła w myślach. W zaistniałej sytuacji takie myśli nie były właściwie, a przynajmniej nie sformuowane w taki sposób.
- Jeśli okaże się, że to było morderstwo- zaczął Rich, urywając dyskusję. Momentalnie wszyscy skupili się na nim i na jego słowach, bo to było szalenie istotne.- Wtedy nie mam dobrych wieści. Trzeba będzie rozpocząć prawdziwe śledztwo, gdzie nie będzie miejsca na akcje po kryjomu z daleka od oczu gości. Trzeba będzie określić ramy czasowe, kiedy zginęła ofiara, po czym dotrzeć do wszystkich osób, które mogły być w tym czasie w okolicy. W zależności od tego jak dawno doszło do potencjalnego morderstwa, tym bardziej będzie to skomplikowane. Poza tym będzie musiała się w to włączyć lokalna policja. Teoretycznie mógłbym współpracować z kimś z komisariatu, ale to ciągle nie jest mój teren i będę odgrywał mniej znaczącą rolę niż bym chciał.
To oznacza, że ktokolwiek zająłby się tą sprawą nie będzie miał litości dla ośrodka wypoczynkowego nad Michigan Lake. CR będzie miało przejebane, podsumowała w myślach Dany.
Po słowach Richarda zapadła cisza. Maia wlepiła wzrok w jakiś punkt w powietrzu, zapewne wyobrażając sobie czarny scenariusz przyszłości. Natomiast Matteo przeklął pod nosem. Różowowłosa zwróciła uwagę na zaciśnięte pięści i napięte mięśnie twarzy.
- Jesteśmy ci bardzo wdzięczni za pomoc i tak szybki przylot, Richardzie- odezwał się po chwili Matteo. Stone skinął głową z lekkim uśmiechem.
- Podziękuj Danielle. To ze względu na nią przyleciałem.
Różowowłosa szybko zapewniła, że to nic takiego i już jej dziękowali. Mimowolnie zwróciła uwagę na to, że Matteo był chyba jedyną osobą, którą znała i która zwracała się do jej kuzyna pełnym imieniem. Chyba właśnie z tego powodu ci dwaj tak szybko złapali kontakt i jakby wspólny front. To dziwne. Większość znanych Dany osób uwielbiało irytować Richa przeróżnymi skrótami jego imienia. Tylko Matteo respektował go na tyle, żeby używać jego pełnego imienia.
- Myślę, że to już koniec narady. Pokażę ci twój pokój, Stone. Oczywiście na koszt firmy. Mimo że przyjechałeś sam, ulokuję cię w dwuosobowym pokoju, bo jest przestronniejszy- poinformował brunet.
- Dzięki, ale obejdzie się jak dasz mi klucze i wskażesz piętro. Chciałbym porozmawiać z Danielle w cztery oczy.
Matteo przytaknął, wziął z recepcji odpowiedni zestaw kluczy i wskazał piętro. Dany wiedziała, że ma przechlapane i to nie tylko dlatego że Rich użył jej pełnego imienia. Gwoli ścisłości, robił to nadzwyczaj często. Działało to na takiej samej zasadzie jak skracanie jego imienia przez nią. Go wkurwiało zdrobnienie, a ją pełne imię, bo dosłownie nikt kto znał ją lepiej tak do niej nie mówił. Prawdopodobnie oberwie jej się za załatwianie jego przyjazdu poprzez jego dziewczynę, Larę Cross.
- Jeśli nie pojawię się tutaj do wieczora, dzwońcie po policję- szepnęła do Maii z udawaną powagą. Brunetka też odpowiedziała jej szeptem.
- Co zrobiłaś?
- Później ci to wyjaśnię- mruknęła Dany. Jej kuzyn już szedł w kierunku windy. Aż tak był na nią zły, że nawet nie mógł chwili zaczekać? Pospieszyła za nim.
Richard milczał aż do czasu, gdy zamknęły się drzwi windy.
- Możesz mi to jakoś wyjaśnić, Danielle?- zapytał policjant, już nawet nie ukrywając swojej irytacji. Aż tak mu przeszkadzało, że rozmawiała z Larą zamiast z nim? Dlaczego? Pokłócili się czy co?
- Przecież nikogo nie zabiłam i nie utopiłam w jeziorze, Richie. Z mojej skromnej specjalistycznej wiedzy wynika, że ludzkie zwłoki rozkładają się dłużej niż dwa dni, więc mam alibi. Byłam w innym mieście- odparła różowowłosa. Sam nie sprecyzował o co chodzi, więc mogła zinterpretować to w jakikolwiek sposób. Wiedziała, że pewnie jeszcze bardziej go tym rozjuszy, ale taką miała naturę. Czasami po prostu mówiła to co przyszło jej akurat do głowy, bez myślenia o konsekwencjach.
- Rozmawiałaś z Larą- stwierdził takim tonem jakby to był zarzut.- Za moimi plecami załatwiłaś, żebym tutaj przyjechał i ci pomógł. I jeszcze nauczyła cię tego nowego zdrobnienia...
- Jest urocze i żebyś przypadkiem nie zapomniał o swojej cudownej dziewczynie, będę ci o niej w ten sposób przypominać. Co ty na to?
- To nie jest zabawne.
Dla niej było, pomyślała, ale ostatecznie zrezygnowała z mówienia tego na głos. Jedynie wzruszyła ramionami.
- Powiem wprost. Nie podoba mi się, że załatwiasz sprawy dotyczące mnie najpierw z Larą. Wiesz co ona zrobiła, żebym mógł zająć się tym śledztwem?
Różowowłosa pokręciła przecząco głową, bo nie miała pojęcia. Wiedziała bardzo niewiele o procedurach i pracy policji. Richard raczej rzadko o tym mówił, a nie miała innych znajomych z policji i tam nie pracowała. Cokolwiek Cross zrobiła, odniosła sukces. Nie rozumiała, czemu jej kuzyn miał z tym problem, chociaż pewnie zaraz jej to powie.
- Zadzwoniła do jakiegoś ważnego gościa w policji, nie będę wdawać się w szczegóły, i zaszantażowała go. Zmusiła go, żeby wymyślił Program Międzystanowej Współpracy Policyjnej w ramach której przyjeżdżam tutaj i pomagam przy jakiejś sprawie. Brzmi znajomo?
Wow, pomyślała Dany. Tego po rudowłosej się nie spodziewała. Czyżby odkryła słynny sekret skuteczności agentki FBI, czyli szantaż i znajomości?
- No tak, ale... To źle? Rozumiem aspekt szantażu. To niemoralne i tak dalej, może mieć przez to kłopoty, ale gość chyba będzie milczał dla własnego dobra? Poza tym gdyby był czysty, nie miałby takich problemów.
Richard zatrzymał się na środku korytarza, unosząc brwi i obrzucając ją pełnym niedowierzania spojrzeniem. Czasami strasznie ją irytował z tym przerośniętym poczuciem sprawiedliwości. Tym bardziej nie rozumiała jak wytrzymuje z Cross, która ewidentnie miała bardziej realny pogląd na sprawiedliwość. Na świecie nie było sprawiedliwości. Jeśli świat grał nie sprawiedliwie, to też trzeba było się tego nauczyć.
- Nie rozumiesz tego?! Lara puściła w ruch większą maszynę niż podejrzewasz! Jeszcze kilka dni temu ten program nie istniał, a teraz nagle policjanci są wysyłani do innych stanów, żeby poprowadzić jakieś śledztwa!
Może pod tym względem miał trochę racji, ale różowowłosa nie prosiła o tak ogromną przysługę.
- To nie moja wina. Rozmawiasz z niewłaściwą osobą. Nie prosiłam, żeby wymyślała jakiś międzystanowy program. Poprosiłam ją tylko, żeby cię przekonała i tyle.
Kuzyn jej nie uwierzył. Jednak trochę się uspokoił i przestał aż tak się wkurzać.
- Tylko tyle? Wątpię. Dlaczego do niej zadzwoniłaś? Przecież bym ci nie odmówił, jeśli to jest dla ciebie tak ważne. Jaki jest prawdziwy powód?
Dany przewróciła oczami. Przejrzał ją.
- Może wejdźmy do pokoju. Nie chcę, żebyś ktoś jeszcze o tym usłyszał- powiedziała różowowłosa, wskazując odpowiednie drzwi. Rich zgodził się. Otworzył drzwi kluczem i weszli do środka.
Pokój kuzyna wyglądał niemal identycznie jak ten Dany. Po prawej znajdowały się drzwi do łazienki. Od drzwi przez kilka metrów ciągnął się krótki korytarz z wieszakami umocowanymi na ścianie oraz niewielką szafką na buty poniżej. W centralnej części pomieszczenia stało bardzo wygodne, duże małżeńskie łóżko. Po obu jego stronach znajdowały się komody, nad którymi na ścianie znajdowały się lampki. Naprzeciwko łóżka stała komoda z płaskim telewizorem oraz duża szafa z przesuwanymi drzwiami, a po lewej były drzwi balkonowe i duże okno obok nich. Poza tym na balkonie była wygodna kanapa oraz fotel. Właściwie było tutaj wszystko, czego potrzebowała osoba, chcąca ulokować się na kilka dni w jakimś spokojnym nowym miejscu. No i było tutaj wyjątkowo czysto, widać było że o to dbają w CR.
- Niezły ten pokój, co? Mam niemal identyczny.
- Nie zmieniaj tematu, Danielle. Chcę usłyszeć, to czego jeszcze nie zdążyłaś mi przekazać- zażądał Richard, nie dając wciągnąć się w dyskusję na zupełnie inny temat. Różowowłosa ponownie przewróciła oczami. Czemu on nie mógł jak normalny człowiek używać skrótu jej imienia, jak wszystkie bliższe jej osoby?
- Po prostu wczoraj odbyła się w Callahan Resort impreza z okazji otwarcia sezonu. Jak by to wyglądało, gdyby otwarcie zostało przerwane z powodu niezidentyfikowanych szczątków?
- Czyli nie zadzwoniliście po policję tuż po znalezieniu kości i czekaliście aż pojawię się w Michigan? Świetnie, wiesz że to jest nielegalne? Można byłoby was oskarżyć o utrudnianie śledztwa.
- Przepraszam, ale inaczej nie można było postąpić- stwierdziła Stone. Wiedziała, że o nic ją nie oskarżą. Jej kuzyn i jego dziewczyna na to nie pozwolą. Mimowolnie ziewnęła, zakrywając usta dłonią. Była zmęczona, a pomysł, żeby usiąść na łóżku kuzyna nie był dobry. Niemal czuła jak miękki materac ją do siebie wzywa. Chciała wrócić do pokoju, położyć się i przespać kilka godzin. Nigdy nie była rannym ptaszkiem. Lubiła spać, więc też raczej nie zrywała się zbyt wcześnie z łóżka w wolny dzień, a tego dnia jeszcze w ogóle nie spała.
- Porozmawiamy później. Idź spać. Widzę, że jesteś zmęczona- westchnął z rezygnacją Rich.- Też chętnie odpocznę po podróży.
Różowowłosa nie oponowała. Oczy same jej się zamykały, a jej mózg był jak wata. Odnotowywał tylko część faktów, o ile w ogóle.
- Czytasz mi w myślach. Jeszcze chwilę i usnęłabym w twoim łóżku. Cieszę się, że tutaj jesteś.
Tymi słowami Dany pożegnała kuzyna i wyszła z jego pokoju. Chciała tylko zaszyć się u siebie i zasnąć. To był pełen emocji wieczór i poranek.
*****
Claus Montero miał za sobą lata doświadczenia i kilka naprawdę głośnych, rozwiązanych w najmniejszym kawałeczku spraw. On nie zostawiał niedomówień i pytań bez odpowiedzi. Prowadził śledztwa w taki sposób, żeby stworzony przez niego obraz sytuacji był tak klarowny jak tafla krystalicznie czystego, górskiego jeziora. Metoda ta odnosiła skutki w sądzie, bo żaden adwokat nie potrafił obalić prawdziwej wersji wydarzeń zawierającej dużą ilość szczegółów. Właśnie te niedomówienia i luki pozwalały adwokatom wyciągać przestępców zza kratek.
W swojej długiej karierze zawodowej spotkał się z wieloma nietypowymi przypadkami oraz różnego rodzaju sytuacjami, a jednak to co spotkało go tego ranka przebiło wszystko. No prawie.
- Montero, do mojego biura- rzuciła inspektor Hurley. Ta kobieta nigdy nie przejmowała się przywitaniami czy zbędną gadką. Ona przechodziła do konkretów, przeprowadzając atak frontalny, jak lubił to nazywać Claus. Pewnie z tego powodu była nieliczną inspektor płci pięknej. Zasłużyła sobie na to. Montero w przeciwieństwie do niektórych kolegów, nie uważał, że jako kobieta jest mniej kompententna. Wręcz przeciwnie, skoro mimo uprzedzonych dupków tutaj dotarła, to musi być świetna. Niektórzy mieli uraz do policjantek, on miał uraz do niekompetencji w każdym wydaniu i płeć nie miała dla niego najmniejszego znaczenia.
Claus zostawił raport, zamykający jego poprzednią sprawę i udał się do biura inspektorki. Postanowił, że jak tylko od niej wyjdzie to dokończy raport. Nienawidził też pracy papierkowej, której było pełno w policji, ale z drugiej strony wiedział, że dokumentacja jest konieczna. Był bardzo ciekaw, czego chciała od niego Hurley. Czyżby nowa interesująca sprawa, która wzbogaci jego odsetek rozwiązanych śledztw?
- Dzień dobry, pani inspektor. O co chodzi?- zapytał Claus bez obaw zajmując miejsce naprzeciwko niej. Już dawno miał za sobą czasy, gdy obawiał się rozmowy z przełożonymi. Miał doświadczenie i z czasem zrozumiał, że dużo łatwiej coś załatwić z szefostwem, jeśli traktuje się ich z szacunkiem, ale również jak równych sobie.
Swoją drogą, Hurley była piękną kobietą. Mogła mieć koło czterdziestki. Z pewnością była co najmniej kilka lat od niego młodsza. Była wysoka, miała nienaganną sylwetkę, bladą ale gładką cerę oraz długie blond włosy. Jednak gdy tylko spojrzało się w jej oczy, wyzierał z nich profesjonalizm i inteligencja. Nie można było jej wziąć za idiotkę. To był ten typ kobiety, który zna swoją wartość i już po samym jej chodzie można było domyślić się jaką jest osobą. Osobiście ją podziwiał i zawsze traktował ją z należytym szacunkiem.
- Nie mam dobrych informacji, Montero. Z góry przyszło pewne polecenie i nawet jako inspektor nie mogę nic z tym zrobić- poinformowała jasnowłosa, splatając dłonie przed sobą na biurku.
Aż do tego momentu Claus niczego się nie obawiał. Jednak teraz zaczęły kiełkować w nim wątpliwości. To brzmiało poważnie. Czyżby chcieli go gdzieś przenieść? Po co? Przecież świetnie sobie tutaj radził. Nikt nie miał obiekcji co do jego pracy.
- Ktoś na szczycie postanowił utworzyć Program Międzystanowej Współpracy Policyjnej i niebawem zjawi się tutaj policjant z Nowego Jorku, z którym będziesz współpracował przy nowym śledztwie.
Program Międzystanowej Współpracy Policyjnej?! Co to, do kurwy nędzy, było?! Znowu będzie musiał pracować z jakimś dupkiem z wielkiego miasta, który będzie przekonany o swojej wyższości i nieomylności? Przeklął pod nosem. Nie miał na to najmniejszej ochoty. Wydawało mu się, że już za długo pracował w policji, żeby być wrabianym w coś takiego. Najwidoczniej był w błędzie.
- Co to za policjant? Z kim będę współpracował?
- Nazywa się Richard Stone. Był tutaj chwilę temu. Przekazał wstępny raport z miejsca znalezienia szczątków i przekazania ich w ręce specjalistki z dziedziny antropologii.
- Słucham?- spytał wyraźnie zdziwiony Montero. Tego jeszcze nie widział. Przyjeżdża gliniarz z Nowego Jorku, po czym sam wraz z pomocą techników ogląda miejsce zbrodni, zapominając o swoim partnerze. Kimkolwiek był ten Stone Claus sobie z nim porozmawia. Nie będzie pozwalał na takie akcje. Nie na jego służbie.
- Pojawił się tu i niemal od razu wyszedł. Nie rozmawiałam z nim. Nie mam pojęcia skąd miał cynk o miejscu zbrodni i jakim cudem pojawił się tutaj tak szybko. Liczę, że pan, Montero, sobie z nim poradzi. Ma pan na koncie wiele rozwiązanych spraw i nawet taka niedogodność w postaci policjanta z innego komisariatu nie zmieni pańskiego sposobu prowadzenia śledztwa. Życzę powodzenia.
Tymi słowami Hurley odprawiła go ze swojej biura. Jej komplementy mile połechtały jego ego, ale nie potrafiły zmyć niesmaku. Czuł się jakby ktoś go obraził. Dawanie mu śledztwa w towarzystwie kogoś z większego miasta odebrał niemal jako obelgę. Jakby wątpiono w jego umiejętności albo ktoś chciał nauczyć go czegoś nowego. To było dobre dla żółtodziobów, a nie doświadczonych policjantów takich jak on.
Montero wrócił do swojego biura z jeszcze bardzo cienką teczką dotycząca jego nowej sprawy. Od razu wziął się za lekturę. Momentalnie opuściła go chęć, żeby zająć się raportem. Musiał wiedzieć, co ten dupek miał tupet zrobić bez jego obecności. Już po chwili miał całkiem klarowny obraz sytuacji z pracy owego Stone'a.
W Callahan Resort znaleziono na brzegu jeziora ludzki kompletny szkielet. Technicy nie znaleźli żadnych śladów, bo w jaki sposób miałyby się one zachować w jeziorze? To fizycznie niemożliwe. Tkanki miękkie zdążyły ulec rozkładowi, więc pewnie kości trochę tam przeleżały. Na brzegu nawet nie szukano śladów, bo to nie miało sensu, biorąc pod uwagę przypuszczalny czas morderstwa czy też wypadku. Kości zostały dostarczone Rachel Craig, antropolog sądowej stanu Michigan. Śledztwo drogą naturalną utkwiło w martwym miejscu - musieli wiedzieć czy doszło do wypadku czy zabójstwa, czyli czekać na osąd Rachel. Na swoje szczęście znał ją całkiem nieźle i pod tym względem wyprzedzał Stone'a. Znał teren i ludzi, a ten typ z Nowego Jorku był osobą z zewnątrz.
Montero nawet nie pochylił się nad raportem. Postanowił zasięgnąć informacji prosto ze źródła i wykonał telefon do Rachel. Antropolożka nie miała nic przeciwko rozmowie na żywo i zaprosiła go do siebie.
*****
Pół godziny później Claus pukał do drzwi Rachel. Znał jej adres, chociaż wcześniej nie miał okazji zjawić się tutaj osobiście. Ciemnowłosa trzydziestolatka otworzyła mu z uprzejmym uśmiechem.
- Witaj, Claus. Czy mógłbyś wejść od strony laboratorium? Tam z boku są osobne drzwi. Niedawno sprzątałam i sam rozumiesz...
- Jasne, Rachel- przerwał jej policjant. Przeważnie był bardzo pozytywnie nastawiony do niezależnych ekspertów niezwiązanych z policją. Zresztą do współpracowników również, o ile nie próbowali oglądać miejsca zbrodni za jego plecami, nie uznając jego obecności za absolutnie konieczną.
Montero obszedł dom i udał się do drugich drzwi. Nie były zamknięte, więc nacisnął klamkę i wszedł do środka, gdzie zastał interesujący widok. Drewniany stół przypominając nieco ten sekcyjny tyle że nie metalowy, a drewniany. Na nim rozłożony był szkielet w taki sposób jakby leżały tam ludzkie zwłoki. Każda kostka znajdowała się na swoim miejscu, nawet te śródręcza. Przy ścianach znajdowały się regały z licznymi plastikowymi pudełkami wypełnionymi różnego rodzaju sprzętem lub kośćmi i skamielinami. Claus nie znał się na pracy antropologa, ale potrafił docenić nagromadzenie specjalistycznego sprzętu w miejscu prywatnym, bo Rachel to laboratorium urządziła we własnym domu. To się nazywa pracoholizm, ale Claus doskonale to rozumiał. Gdyby mógł to też urządziłby sobie biuro we własnym mieszkaniu i przechowywałby tam raporty.
- Słyszałem, że tą sprawą zajmuję się wspólnie z jakimś policjantem z Nowego Jorku. Szkoda, że nie miałam okazji z nim jeszcze porozmawiać. On naprawdę zbadał miejsce zbrodni bez mojej wiedzy?- powiedział Montero.
Rachel skrzywiła się lekko.
- Nie tylko bez twojej wiedzy. Do mnie ten Stone zadzwonił z informacją, że za chwilę zostaną dostarczone do mnie kości. Nie mogłam nawet zobaczyć miejsca ich odnalezienia- prychnęła antropolożka.
W tym momencie złość Montero jeszcze bardziej się wzmogła. To pogwałcenie zasad.
- Nie do wiary. Czy ten policjant w ogóle zna jakiekolwiek zasady?
- Sądząc po jego zachowaniu, wątpię- stwierdziła Rachel, kręcąc głową z dezaprobatą. Montero czuł, że zyskał sojuszniczkę. Stone sam tworzył sobie wrogów. Najpierw policjant, z którym powinien prowadzić śledztwo, a teraz antropolożka sądowa. W każdym razie Claus zamierzał to wykorzystać.
- Rozumiem, że kości znajdują się u ciebie już kilka godzin. Masz może jakieś wnioski?
- Oczywiście. Proszę spojrzeć tutaj i powiedzieć mi co pan widzi- poleciła Rachel, wskazując na kość udową. Montero podszedł bliżej i pochylił się nad kością. Nie był pewien czy akurat o to jej chodziło, ale dał odpowiedź.
- Widzę rysy.
- Tak. Te rysy sugerują, że ktoś oczyścił kości z mięsa jakimś narzędziem. Na kościach nie ma ani śladu reakcji kostnej, więc to musiało stać się post morten. Już wiesz do czego zmierzam?
Montero nawet nie próbował ukryć zaskoczenia. Ani przez moment tego dnia nie spodziewał się, że trafi na taką sprawę. Bynajmniej nie podejrzewał celowego morderstwa, choć też tego nie wykluczał.
- Czyli to zabójstwo?
Craig pokiwała głową. Wydawała się podekscytowana tą sprawą. Nic dziwnego. Nie na co dzień ktoś celowo oczyszcza kości z tkanek i porzuca je w jeziorze.
- Prawdopodobnie tak. Wysłałam zdjęcie uzębienia do zakładów dentystycznych w okolicy. Jeśli znajdą identyczne zdjęcia, będziemy mieli potwierdzenie kim jest ofiara. Jeszcze jedno. Mam do ciebie pytanie.
- Pytaj o co tylko zechcesz- zapewnił Montero, bo otrzymane od niej informacje dawały mu znaczną przewagę nad Stonem. Podobała mu się ta przewaga. No i śledztwo przedstawiało się bardzo interesująco.
- Od czasu do czasu łowisz ryby w jeziorze, mam rację?- spytała Rachel, co nieco zbiło go z tropu. Przytaknął.- W takim razie czy w jeziorze występują ryby drapieżne, czysto potencjalnie mogące żywic się zwłokami?
Montero zaprzeczył. Łowił ryby od czasów swojej młodości w Michigan Lake i nigdy nie spotkał takich okazów. Wydawało mu się czy antropolożka zbladła? W każdym razie był bardzo zadowolony z przebiegu rozmowy. To będzie kolejne istotne śledztw w jego karierze, które powiększy jego listę rozwiązanych spraw i przyniesie mu jeszcze większe uznanie w oczach kolegów i przełożonych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro