Rozdział 19
Dany siedziała w gabinecie Richa i Montero na posterunku policji. Kuzyn niestety musiał wyjść i zostawić ją ze współprowadzącym śledztwo policjantem, czyli Montero. Była z tego powodu mocno niezadowolona. Ciągle pamiętała jak podczas poprzedniego przesłuchania dotyczącego znalezienia szczątków Ashy, policjant sugerował jej, że byłaby idealną podejrzaną. Kwestionował wszystko co mówiła, przerywał jej i zadawał idiotyczne pytania. Nic dziwnego, że nie chciała powtórki.
Jednak zanim Richard zostawił ją w towarzystwie Montero, wyjaśnił jej, dlaczego nie może być obecny przy przesłuchaniu. To miało sens.
- Chciałbym i wolałabym zostać, ale nie mogę. Claus zażądał, że chce przesłuchać cię na osobności. W innym okolicznościach nie byłbym z nim taki zgodny, tyle że... Jesteśmy rodziną i po raz kolejny pojawiasz się w śledztwie. Na szczęście nie w charakterze podejrzanej, ale rozumiesz, że to i tak śliska sprawa.
Różowowłosa to rozumiała. Chociaż to wcale nie zmieniało faktu, iż nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać z Montero. Ten gość był upierdliwy i nawet nie starał się ukrywać, że jej nie lubi. Ona odwdzięczała mu się tym samym. Zapowiadało się świetne popołudnie, prawda?
- Witam, proszę usiąść, panno Stone. Rozumiem, że wie pani, dlaczego się tutaj pani znajduje?
Bardzo formalny wstęp, pomyślała Dany. Cóż, i tak nie zamierzała mu niczego ułatwiać. Wszystko co wiedziała, a nie było tego wiele, powiedziała kuzynowi. Nie miała nic więcej do dodania.
- Niezupełnie. Wydaje mi się, że wszystko już powiedziałam. Poza tym, jeśli dobrze rozumiem, to nie jestem podejrzana? To jest zwykła rozmowa, którą mogę w każdej chwili przerwać, mam rację?
Czy go prowokowała? Trochę. Specjalnie używała pozornie uprzejmego tonu. Jej rozmówca robił identycznie.
- To nie jest taka znowu zwykła rozmowa, ale nie jest pani podejrzana i ma pani prawo przerwać rozmowę i wyjść w dogodnym momencie. Powiem jednak w sekrecie, że takie wyjścia zazwyczaj sugerują, iż ktoś ma coś do ukrycia. Zazwyczaj później bierze się pod lupę taką osobę.
- Och, doprawdy? Interesujące.
No i znowu zaczynało się to samo. Montero starał się dać jej do zrozumienia, że gdyby miał jakąkolwiek sposobność, to chętnie wsadziłby ją za kratki. Chociaż, tak na serio, chyba nie myślał, że byłaby w stanie kogokolwiek zabić? To była tylko jakaś jego dziwna gra. W jakim celu to robił? Nie miała pojęcia. Zamiast z nią rozmawiać, mógłby w tym czasie zrobić coś dla śledztwa. Coś co potencjalnie mogło doprowadzić go do Smakosza.
- Więc co to za pytania?- ponagliła go różowowłosa. Naprawdę chciała szybko odwalić tę rozmowę, a potem spędzić czas w zdecydowanie milszym towarzystwie.
- Rozumiem, że wie pani co znaleźliśmy na miejscu znalezienia szczątków Tracey Parkin? Poznaje pani to zdjęcie?- zapytał Montero, podsuwając w jej stronę zapewne kopię tamtego zdjęcia. Oryginał pewnie dalej znajdował się w laboratorium albo przynajmniej był szczelnie zapakowany w foliowej torbie.
- Tak, widziałam je już raz na tym komisariacie.
- Czy wie pani kto je zrobił? Albo w jakim celu?- kontynuował policjant, na co zaprzeczyła. Nie zamierzała się przesadnie produkować. Chciała się ograniczyć do jak najkrótszych, lakonicznych wypowiedzi.- W takim razie proszę opowiedzieć o tamtym dniu, kiedy zrobiono zdjęcie. Widziała pani kogoś?
- Nie, nie widziałam kto mi zrobił zdjęcie. Przyleciałam tego dnia do Callahan Resort. Przed lotniskiem złapałam taksówkę i przyjechałam do CR. To jest ten moment.
- Rozumiem. Rozmawiała pani wtedy z kimś? Może kogoś pani sprowokowała?
Różowowłosa przez chwilę starała się zrozumieć pytanie. Ona miałaby sprowokować mordercę do zrobienia jej zdjęcia?! Przecież widać, że nie pozowała. To było całkowicie przypadkowe zdjęcie!
- Nie rozumiem. Ja miałabym kogo sprowokować?
- Fotografa, prawdopodobnie mordercę. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale zawsze jest coś, co przykuwa jego uwagę w ofiarach.
- Nie wydaje mi się, żebym była jego ofiarą- zauważyła Stone, nie mogąc się powstrzymać.- I nie wiem czym miałabym go sprowokować.
- To może być cokolwiek. Ubiór, zachowanie- podsunął Montero, przyglądając się jej badawczo.
To przesłuchanie robiło się coraz dziwniejsze. Skąd miała to wiedzieć, do cholery?!
- Nie mam pojęcia, co ten psychopata sobie myśli. Jeśli nie ma pan więcej pytań, to ja sobie pójdę.
Montero nie odpowiedział jej ani słowem tylko skinął głową w kierunku drzwi. Odchylił się na krześle do tyłu. Dany wymamrotała pod nosem ciche pożegnanie, wzięła torebkę i wyszła z gabinetu. To przesłuchanie było wyjątkowo dziwne. Ten policjant zachowywał się tak... Nawet nie wiedziała jak to opisać. Nietypowo? Jego pytanie też były dziwne.
Idąc w kierunku wyjścia, zobaczyła Richa. Zatrzymała się w miejscu niby szukając czegoś w torebce, po czym złapała z kuzynem kontakt wzrokowy. Wskazała głową w kierunku wyjścia. Chciała z nim porozmawiać. Miała nadzieję, że zrozumiał, co usiłowała mu przekazać.
Z przyjemnością wyszła na zewnątrz i odetchnęła świeżym powietrzem. To przesłuchanie sprawiło, że czuła jakby zaczynała się dusić. Nie dosłownie, ale na zewnątrz czuła się dużo lepiej.
Nie musiała długo czekać na kuzyna. Rich wyszedł praktycznie zaraz za nią.
- Jak było?
- Świetnie- odpowiedziała głosem ociekającym sarkazmem.- Montero pytał się czym sprowokowałam mordercę.
Mimowolnie przypomniała sobie, że Owen wyciągnął podobne wnioski. Konkretnie zastanawiał się, co takiego zwróciło uwagę mordercy akurat w niej. Pytanie było trafne, ale to nie ją powinni o to pytać. W każdym razie, Owen po prostu myślał na głos. O nic ją nie oskarżał w przeciwieństwie do Montero. Ten niemal zasugerował, że ubrała się nieodpowiednio i to uzasadnia zachowanie faceta z nagrania. Typowe szowinistyczne podejście.
- Nie przejmuj się nim. Nic nie zrobiłaś, więc nawet gdyby chciał, to nie może cię o nic oskarżyć.
- Bardzo pocieszające- skwitowała Dany. Nie chciała już myśleć o tym przesłuchaniu, więc dobrze byłoby o tym nie rozmawiać.- Ale co ze śledztwem? Macie go?
Rich rzucił jej pobłażliwe spojrzenie. Poczuła ukłucie rozczarowania. Dalej nic nie mieli? Dlaczego? Przecież minęło kilka godzin. Na pewno zrobiliby więcej, gdyby na przykład Montero nie tracił czasu na idiotyczne przesłuchanie, które niczego nowego nie wniosło.
- To nie jest takie proste, Danielle. To jest kilka dni nagrań. Nawet w przyśpieszonym tempie przeglądnięcie ich dokładnie zajmie sporo czasu.
Może jej kuzyn miał rację. Faktycznie, gdyby nie to, że razem z Maią miały na myśli dwa konkretne przedziały czasowe, pewnie zajęłoby im to znacznie więcej czasu. W każdym razie, miała jeszcze kilka pytań.
- A co z dniem, kiedy zrobił zdjęcie? Dał się nagrać od tyłu. Sprawdziliście czy widać gdzieś jego twarz?
- Oczywiście, to był mój priorytet. Niestety, nie udało się. Żadna z kamer nie złapała go pod odpowiednim kątem. Dlatego teraz przeglądamy pozostałe dni i sprawdzamy czy kręcił się wokół ciebie. Może w inny dzień dał się nagrać tak, żeby dało się go zidentyfikować.
Różowowłosa pokiwała głową. To nie była dobra wiadomość. Smakosz ciągle był na wolności, a dalej nie wiedziała, czego od niej chciał. Wzdrygnęła się na samą myśl, że morderca co najmniej dwóch osób czegoś od niej chciał. Przerażające.
- Czyli nic nowego?- podsumowała Stone.
- Niestety. Wiesz, że robimy co się da.
Różowowłosa uśmiechnęła się lekko. Miała nadzieję, że to nie wyglądało wymuszenie. Na serio ufała Richowi.
- Jasne. Jak coś to dzwoń, Richie. Wracam do CR.
- Musisz używać tego skrótu?- zapytał Rich. Owy skrót niemal na pewno kojarzył mu się z Larą i właśnie o to jej chodziło. Nie mogła pozwolić na to, żeby o niej zapomniał. Oni musieli do siebie wrócić.
- Zdecydowanie i doskonale wiesz dlaczego, Richie.
Jej kuzyn nie odpowiedział. Miała nadzieję, że jednak rozważa pogodzenie się ze swoją partnerką.
Nagle z komisariatu wyszedł Montero. Z uśmiechem, co już samo w sobie nie zwiastowało niczego dobrego, podszedł do nich. Czego on od niej jeszcze chciał? Miała ochotę wydać iście męczeński jęk. Czy ten facet nie mógł dać jej spokoju?! O tak dużo prosiła?! Miała nadzieję, że jednak chodziło o Richa. Oby tak było.
- O, panna Stone, tak się cieszę, że panią złapałem- oznajmił Montero pozornie uprzejmym tonem. To był zły znak. Czyli jednak o nią chodziło. Może dlatego milczał po zakończeniu przesłuchania? Może specjalnie czekał aż wyjdzie, żeby z powrotem zaciągnąć ją na komisariat? Nie ma mowy. Nie wróci tam. Mogła zakończyć rozmowę w każdym momencie, sam jej to potwierdził.
- O co chodzi?- spytała bez grama uprzejmości. Ten policjant ją irytował. Miała go dość. Jeszcze przerwał jej rozmowę z kuzynem, kiedy niemal weszli na temat agentki specjalnej Lary Cross!
- Zapomniałem wspomnieć o pewnym szczególe. Nie mieszkasz tutaj na stałe, mam rację?
Dany przytaknęła. Nie podobał jej się kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa. Spojrzała na Richa pytająco. Czy on coś wiedział? Jednak kuzyn zamiast odpowiedzieć, odwrócił wzrok. Teraz tym bardziej jej się to nie podobało. On jej o czymś nie powiedział. Dlaczego to Montero musi jej przekazywać złe wieści? Zdecydowanie wolałaby, żeby przekazał jej je Rich na osobności.
- W takim przypadku musisz zostać w Michigan aż do czasu rozwiązania śledztwa. Jeśli wyjedziesz, nie dość że będziesz wyglądać bardzo podejrzanie, to jeszcze będziesz miała konsekwencje prawne. Nie radzę tego próbować.
Różowowłosa aż uchyliła usta z zaskoczenia. Nie wiedziała co powiedzieć. Ponownie spojrzała na kuzyna. Dlaczego akurat w tym momencie Richie milczał, do jasnej cholery?! Dlaczego jej nie powiedział?!
- Ale ja mam pracę w Nowym Jorku. Urlop mi się kończy za dwa dni. Potem muszę być w pracy, bo zostanę zwolniona- zauważyła Dany. W jej myślach ciągnęła się jedna długa wiązanka przekleństw. Nie chciała stracić pracy w archiwum!
- Przykro mi, ale to niemożliwe.
Jego ton głosu wcale nie brzmiał tak jakby było mu przykro.
- Czy on mówi poważnie, Rich?- różowowłosa zwróciła się do kuzyna, szukając u niego ratunku. Na pewno istniało jakieś wyjście, prawda? Mogła zapewnić, że w razie konieczności przyleci do Michigan nawet jeśli to nadszarpnie jej budżet. To i tak będzie lepsze niż utrata pracy.
- Niestety tak. Nie jesteś o nic podejrzana, ale jesteś ważnym świadkiem. Wiesz z jakiego powodu. Żałuję, że nic nie mogę dla ciebie zrobić, ale musisz zostać.
Kurwa po prostu cudownie, pomyślała z sarkazmem. Utknęła w CR do czasu rozwiązania śledztwa. W międzyczasie straci pracę. Chciała zmian, więc je dostała. Zostanie bezrobotna. Dlaczego akurat ją to musiało spotykać?!
*****
Różowowłosa wróciła do CR. Rich pewnie w ramach wyrzutów sumienia zaproponował jej podwózkę. Zgodziła się. Dlaczego nie?
Może i jeszcze niedawno twierdziła, że wyjazd będzie trudniejszy niż początkowo zakładała. Jednak to wcale nie znaczyło, że chciała z niego rezygnować i rzucić pracę. Zwłaszcza po usłyszeniu informacji o zdjęciu znalezionym nieopodal szczątków. Perspektywa oddalenia się od mordercy była kusząca. W każdym razie teraz mogła o tym zapomnieć.
Tak bardzo nie znosiła Montero. Dlaczego on nie mógł jej tego od razu powiedzieć?! Wolał milczeć i przekazać jej to później.
W każdym razie tuż po powrocie udała się do pokoju i odpaliła swojego laptopa. Musiała powiadomić Ghostface'a o swoim położeniu. Może nie straci pracy, skoro chodzi o trwające śledztwo policyjne? W końcu nie była podejrzaną, tylko świadkiem. W mailu starała się możliwie dokładnie nakreślić sytuację, podkreślić, że jest jej przykro i że wróciłaby na czas, gdyby miała taką możliwość. Na koniec zapytała czy jej nieobecność w pracy będzie równoznaczna ze zwolnieniem. Przejrzała ostatni raz mail, po czym go wysłała. Co innego mogła zrobić?
Czuła się bezsilna, jakby wyprana z wszystkich emocji. Początkowo była wkurzona na swojego kuzyna i Montero, głównie na tego drugiego... Ale teraz złość już jej przeszła. Pozostało nieznośne uczucie utraty kontroli nad własnym życiem. No i było jej przykro z powodu utraty pracy, którą naprawdę lubiła. Nie było to jakieś mega ekscytujące zajęcie - archiwum przypominało jedną wielką zakurzoną bibliotekę. Można tam było sprzątać godzinami, a kurz i tak się znalazł.
Większość czasu siedziała tam i nic nie robiła. Mnóstwo czasu przegadała z Beth. Trochę też z innymi osobami przewijającymi się przez archiwum. Na przykład ten samotny starszy pan, który przychodził dla towarzystwa. Czasami pomagała w znalezieniu starych dokumentów lub informacji o przodkach. Raz pomogła w śledztwie kryminalnym prowadzonym przez Larę Cross, dziewczynę Richa. To było ciekawe...
Niby teraz też brała udział w śledztwie kryminalnym, ale tamto jej się bardziej podobało. Krótka, ograniczona czasowo pomoc, brak jakiegokolwiek kontaktu z mordercą, już nie mówiąc o zdjęciach robionych z ukrycia... Niebawem będzie musiała pomyśleć o szukaniu nowej pracy. Oby tylko wystarczyło jej oszczędności do tego czasu. W końcu cały czas płaciła za wynajem swojego niewielkiego, ale przytulnego mieszkanka. Nawet jego lokalizacja była idealna do pracy. Miała raptem dziesięć minut spacerkiem do archiwum.
Wprost nie mogła uwierzyć, że przez taki niewinny wyjazd miała to wszystko stracić. To miał być zwykły urlop! Kilka dni wolnego, które zamierzała spędzić w towarzystwie dawnej przyjaciółki i nowo poznanych osób. Do tego plaża, basen, jezioro, chociaż do tego ostatniego właściwie ani razu nie weszła. Jakoś przeszła jej na to ochota po tym jak znaleźli z Matteo szczątki na brzegu.
Dany wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała zadzwonić do Beth i przekazać wieści. Jeszcze nie była na to gotowa. Oczami wyobraźni już widziała pełne niedowierzania, strachu o nią oraz oskarżycielskie spojrzenie koleżanki. Na pewno zwróci uwagę na to, że radziła jej wyjechać. Gdyby tylko posłuchała jej rady, to nic takiego by się nie wydarzyło.
Tak czy siak, już nie można cofnąć czasu. Mogła jedynie iść do przodu i zmierzyć się z konsekwencjami swoich decyzji. Czy żałowała, że nie wyjechała wcześniej? Ciężko powiedzieć. To się dopiero miało okazać w przyszłości. Zawsze istniał cień szansy, że Ghostface jej nie zwolni. To nie jej wina, że policja chciała ją zatrzymać w mieście.
Stone zamknęła pokój na klucz, po czym poszła szukać Maii. Chciała z nią porozmawiać. Nie tylko chciała się wygadać, ale też musiała zapytać o pokój. Będzie musiała się przenieść do innego? Nie miała pojęcia jak duże mieli obecnie obłożenie. Na pewno trochę zmalało, ale o ile tego nie potrafiła określić.
Dany krążyła po Callahan Resort. Nigdzie nie widziała Maii. Może powinna była do niej zwyczajnie zadzwonić? Może była gdzieś na mieście albo opalała się na plaży? W końcu spotkała Matteo. Nie miała powodu, żeby go unikać, więc po prostu się przywitała.
- Wiesz gdzie się podziała twoja siostra? Szukam jej, zwiedzając całe CR i nigdzie jej nie ma.
- Nie mam pojęcia. Niestety nie mogę ci pod tym względem pomóc. Dlaczego właściwie jej szukasz?
Różowowłosa zastanawiała się czy powinna mu mówić, że jednak zostaje. Biorąc pod uwagę ich rozmowę w środku nocy na parkingu przed Midnight, to nie był dobry pomysł. Czy nagle znowu będzie próbował ją poderwać czy zaciągnąć do łóżka? Niby do tej pory jedynie próbował ją pocałować, ale w wielu przypadkach to była jedynie gra wstępna do wiadomo czego. Niemniej, dalej znajdowała się w CR jedynie tymczasowo. Nawet jeśli spędzi tutaj tydzień czy dwa więcej, dla niej to nic nie zmienia. Nie będzie się angażować w żaden przelotny romans. W końcu uznała, że nie ma sensu tego ukrywać. Prędzej czy później i tak się dowie. Najpóźniej dowiedziałby się tego za dwa dni wieczorem, gdyby dalej była na terenie ośrodka.
- Zostałam uziemiona w CR- wyjaśniła niechętnie, nie ukrywając swojego niezadowolenia spowodowanego tym faktem.
- To znaczy? Odwołali ci lot? Na pewno są inne może trochę droższe, ale...
- Nie o to chodzi. Zostałam wezwana na komisariat, ponieważ Montero chciał mnie przesłuchać w związku z tym zdjęciem... Nie żebym miała cokolwiek do powiedzenia w tej sprawie, ale to nie jest ważne w tej chwili. Powiedział mi, że nie mogę opuścić miasta do końca śledztwa. Mam pracę, znajomych, całe życie w Nowym Jorku i nie mogę tam wrócić przez niewiadomo jak długo!
Mówiąc to z frustracji Dany zaczęła chodzić wzdłuż korytarza. Dalej ją to wkurzało.
- Szkoda i co z twoją pracą?
Różowowłosa wzruszyła ramionami. Też by to chciała wiedzieć, ale jeszcze nie dostała odpowiedzi na swojego maila. Może i jej laptop został w pokoju, ale na bieżąco kontrolowała swoją skrzynkę na telefonie.
- Dobre pytanie, chociaż pewnie zostanę zwolniona. Ciężko powiedzieć jakim typem szefa jest Ghostface. Nie widziałam go ani jeden pieprzony raz na oczy.
- Wiesz, pewna osoba niedawno mówiła mi coś optymistycznego. Nie wiesz czy zostaniesz zwolniona. Może twój szef okaże się wyjątkowo wyrozumiałym gościem i ta ksywka nie okaże się właściwa?
Dany mimowolnie się uśmiechnęła. To ona była tą osobą tryskającą optymizmem? Niewykluczone, chociaż pozytywne nastawienie działało w jej przypadku bardziej w stosunku do innych niż siebie. O ironio, wcześniej to ona pocieszała Matteo, a teraz on ją.
- Może- wzruszyła ramionami.
Matteo skrzyżował ramiona na piersi, po czym wbił w nią uważne spojrzenie. Nie odezwał się. Świetnie, kolejny, który lubi torturować ją milczeniem. Nie miała teraz humoru zastanawiać się, co to znaczy.
- Można wiedzieć, czemu się tak gapisz bez słowa?
- Nie przekonałem cię- ocenił. Przewróciła oczami. Co mogła powiedzieć? Była sceptycznie nastawiona do życia.- Zabieram cię na kawę, a później może gdzieś wyskoczymy?
Kawa brzmiała dobrze, ale to wyjście... Czy on chciał powtórzyć wycieczkę krajoznawczą, która prawie skończyła się na całowaniu? Czyżby miała rację, myśląc, że nie powinna była mówić mu, iż zostaje?
- To że zostaję trochę dłużej w CR nie znaczy, że zmieniłam zdanie- odparła, starając się brzmieć na wyluzowaną. Jakby temat rozmowy był zwyczajny, a nie dotyczył... Tego co dotyczył. Po prostu nie przywykła do szczerości z facetem, który jej się podobał.- Poza tym Rich mówił, żebym nie wychodziła z CR w miarę możliwości.
Brunet nie wydawał się ani odrobinę urażony tym co powiedziała. Może wcale nie planował randki?
- Chcę ci tylko poprawić nastrój w ramach rewanżu za wieczorną rozmowę nad jeziorem. To zwykła przyjacielska propozycja i wcale nie musimy nigdzie iść. Myślałem o kinie, ale równie dobrze możemy skorzystać z sali kinowej na terenie ośrodka. Pozwolę ci wybrać film.
Propozycja brzmiała kusząco. Jakiś głos w jej głowie krzyczał, że to kiepski pomysł. Niezależnie od tego co mówiła, Matteo jej się podobał. Jednak sam to powiedział. Przyjacielskie wyjście. Czy potrzebowała pakować się w friends zone? Raczej nie, ale nie potrafiła mu odmówić. Naprawdę potrzebowała rozerwać się po tym jak jej dotychczas poukładane życie w Nowym Jorku zaczynało się rozpadać.
- Zgoda. Najpierw kawa, potem seans. Mam już nawet pomysł na film. Tylko nie krytykuj go tak od razu. Zobaczysz, rozkręci się. Jest świetny.
*****
Jess siedziała przy swoim biurku w redakcji. Miała ostatnio za sobą dwa fenomenalne artykuły. W związku z tematem były bardzo chwytliwe i miały mnóstwo wyświetleń. Ludzie lubili czytać o szokujących zbrodniach, do których z pewnością zaliczały się te Smakosza.
Blondynka żałowała jedynie, że wcześniej nie wykorzystała tego pseudonimu. Był bardzo chwytliwy i brzmiał dobrze. Na tyle na ile może dobrze brzmieć pseudonim dla zabójcy dwóch osób oczywiście... A według policyjnych pogłosek zdobytych od zakochanego w niej technika to był dopiero początek serii. Kontakty w jej pracy były niezwykle istotne, wręcz kluczowe. Z kolei temat był obiecujący.
Dziennikarka była świadoma, że trochę utrudniła sobie sprawę kończąc współpracę z właścicielami... Chociaż z drugiej strony wątek kanibalizmu był przerażający i intrygujący zarazem. Czytelnicy to lubili. Kontrowersje, skandale, specyficzne zbrodnie. Nie mogła postąpić inaczej. Miała to zignorować? Jej szef był wniebowzięty jak usłyszał, czego się dowiedziała. Stała się jego ulubienicą w redakcji, chociaż do tej pory to miejsce było zajęte przez jej kolegę Patricka. Kto wie, może niedługo dostanie awans?
Jak każda dobra dziennikarka, Jess wiedziała, że trzeba ciągnąć temat póki jest nowy, chwytliwy i przyciąga ludzi. Problem polegał na tym, że nie wiedziała, co mogła na ten temat napisać. Jej kontakty ograniczały się do technika policyjnego. Do samej policji, szczególnie Stone'a i Montero, którzy prowadzili owe śledztwo, nie miała dojścia. Jak miała dalej pociągnąć ten temat?
Zdecydowanie zbyt długo się nad tym zastanawiała. Była sfrustrowana i niezadowolona. Na ogół była bardzo ambitna, więc wszystko co nie szło po jej myśli, powodowało frustrację. Szczególnie w tym przypadku, bo czuła, że to jej szansa, trampolina do sławy w świecie dziennikarzy. Być może też jej upragniona przeprowadzka do innego miasta. Jeśli chciała, żeby jej plany się ziściły, musiała się postarać.
Prcoblem polegał na tym, że nie wiedziała co zrobić i od kogo zdobyć informacje. Policja nic jej nie powie. No chyba że zadzwoni do Nicka... Chociaż on zajmował się głównie badaniem miejsca zbrodni, a to już dawno zostało zbadane. Jednak z braku innych pomysłów postanowiła do niego zadzwonić. Wybrała numer znajomego technika.
- O, cześć Jess- przywitał się Nick. Mogłaby się założyć, że teraz uśmiecha się szeroko w nadziei, iż chce umówić się z nim na randkę. Nie o to jej chodziło. Nigdy nie zamierzała mu robić nadzei. Po prostu nie mogła zaprzepaścić takiej szansy.
- Hej, Nick. Może mógłbyś mi pomóc? Wiesz, że opisuję sprawę Smakosza- zaczęła blondynka, urywając w pół zdania. Nick i tak już pewnie zorientował się czego chciała po takim wstępie.
- A ja naiwnie myślałem, że dzwonisz do mnie w bardziej towarzyskim celu- westchnął jej rozmówca.- Mam wolny wieczór i chętnie bym go spędził w miłym towarzystwie.
Nick mógł narzekać ile chciał, ale koniec końców zawsze jej ulegał. Miał do niej słabość i tyle. Za to ta propozycja... Jak miała go łagodnie spławić i nie stracić materiału na artykuł?
- Obawiam się, że nie mam czasu. Będę pracować do późna. No chyba że ktoś mi da nieoficjalne informacje. Wtedy istnieje szansa, że wyjdę wcześniej.
Czy go zwodziła? Być może. Ewentualnie mogła zrobić wyjątek i pójść z nim gdzieś. Raz, oczywiście jako znajomi. Nawet mu to powie i powtórzy, jeśli będzie taka konieczność.
- Masz czas do mnie przyjechać? To nie jest temat na telefon.
Jess rozpromieniła się. Wiedziała, że to dobry pomysł. Pośpiesznie zebrała swoje rzeczy, wyszła z redakcji, po czym wsiadła do swojego samochodu. Auto nie było najnowsze, miało kilka rys, ale ciągle jeździło i na tym jej zależało. Po drodze tylko odrobinę przekroczyła prędkość. Cierpliwość nie była jej mocną stroną.
*****
Nick przywitał ją z uśmiechem. Zaskakująco chętnie dzielił się z nią informacjami, biorąc pod uwagę, że to mogłoby go kosztować utratę pracy. W każdym razie, nie zamierzała narzekać. Dla niej to było na rękę.
- Od razu ostrzegam, że to brzmi bardzo nieprawdopodobnie. Pewnie możesz mieć wątpliwości czy ktoś nie ubarwił tej historii albo jej nie zmyślił, ale zapewniam cię, że tak nie jest.
Zapowiadało się ciekawie. Jess usiadła na wolnym krześle, po czym wyciągnęła notes. Notatki były dla niej istotne. Dzięki temu nic jej nie umykało. Zapisywała je na papierze, co mogło wydawać się staromodne w przypadku dwudziestolatki, ale tak była przyzwyczajona. Większość jej znajomych z Michigan Post nagrywało rozmowy albo zapisywało notatki w telefonie czy na tablecie. Była chyba jedyną osobą posiadającą notatnik w redakcji.
Nick niezgrabnie zaczął wyjaśniać jak to nieoczyszczona z tkanek dłoń wskazała na zakopane w piasku zdjęcie. To było mocne. Jess z zadowoleniem zapisała szczegóły dotyczące dłoni. Palec wskazujący i kciuk były proste, a reszta palców zgięta. Za tę drobną inscenizację zdecydowanie odpowiadał morderca.
- Super. To znaczy... To jest straszne i intrygujące zarazem. Co było na tym zdjęciu?
Blondynka spojrzała na Nicka. Niemal czuła unoszące się w powietrzu napięcie, oczekiwanie. To będzie kluczowa informacja. Jej długopis zawisł nad kartką.
- Raczej kto. Danielle Stone. Nie wiem czy ją kojarzysz.
Harrison obrzuciła Nicka zszokowanym spojrzeniem. Dany?! Smakosz zrobił jej zdjęcie i je zakopał koło miejsca podrzucenia szczątków?! Wprost nie mieściło jej się to w głowie. Co miała teraz zrobić? Opublikować tekst i wymienić Dany z imienia i nazwiska. W zaistniałej sytuacji nie wydawało jej się to odpowiednie.
Głowiła się nad tym, co owe zdjęcie miało znaczyć. Dany miała być jego kolejną ofiarą? A może wręcz przeciwnie morderca chciał zmylić policję? Co to, do cholery, znaczyło?! Dziennikarka nie miała pojęcia, ale nie wiedziała czy publikowanie imienia i nazwiska osoby ze zdjęcia było właściwe. Ta sytuacja i tak musiała być dla Dany ciężka. Jess nie mogła sobie wyobrazić, co ona w tej chwili przeżywa. Bycie celem mordercy... To musiało być istny koszmar.
W końcu zdecydowała się, że na razie podgrzeje atmosferę. Opisze położenie ręki i fakt odnalezienia zdjęcia, ale nie poda szczegółów. Będzie tajemniczo. Czytelnicy z niecierpliwością będą czekać aż odsłoni dalsze karty, w tym przypadku kolejne fakty. To świetny pomysł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro