Rozdział 12
Danielle była pogrążona w śnie, kiedy do jej świadomości zaczął przedzierać się pewien dźwięk. Przez chwilę go ignorowała, ale później domyśliła się co było jego źródłem. Ktoś do niej dzwonił. Niechętnie rozchyliła powieki i spojrzała na wyświetlacz. Przez moment zastanawiała się czy aby przypadkiem to nie była dalsza część snu. Beth do niej dzwoniła? Zdecydowanie się tego po niej nie spodziewała. Beth była jej koleżanką z pracy, która układała grafiki. Zawsze żartowała, że Stone jest jej ulubioną pracownicą, bo nie prosi cały czas o wolne i nie narzeka na ułożenie zmian.
- Cześć- rzuciła do telefonu różowowłosa, uprzednio zerkając na zegarek. Prawie dziewiąta. Odpowiednia godzina, żeby wstać. Dany przeciągnęła się, po czym ziewając zakryła usta dłonią.- Co się stało? Obrabowali archiwum, a może Ghostface postanowił mnie zwolnić?
- Obudziłam cię? Sorki, czasami zapominam, że większość ludzi wstaje później ode mnie- odparła Beth. Ona zdecydowanie była rannym ptaszkiem. W każdym razie nie odpowiedziała na jej pytanie. Co się stało?! Skoro dzwoniła, a to do niej niepodobne, to coś musiało się zdarzyć!
- No dobra, obudziłaś mnie, ale nie ma problemu. Już prawie dziewiąta- mruknęła Dany, przecierając zaspane oczy. Starała się jakoś obudzić i pozbierać myśli.- Ale powiedz mi w końcu, co się stało. Wiesz, że nie lubię być trzymana w niepewności, więc skończ te tortury i mów.
- Ale o czym mam ci powiedzieć?- spytała Beth. W jej głosie brzmiało autentyczne zaskoczenie jakby faktycznie nie wiedziała, dlaczego o to pyta. A podobno to ona jeszcze się nie obudziła.
- Mam ci powiedzieć, kiedy ostatnio do mnie dzwoniłaś? To było... W okolicach świąt jakoś? Dlatego pytam, co się stało, bo zakładam, że tak jest- wyjaśniła różowowłosa. Miała nadzieję, że to co mówi brzmi sensownie.
W odpowiedzi usłyszała śmiech koleżanki z pracy po drugiej stronie. Jej to wcale nie bawiło. Pytała poważnie.
- Można wiedzieć, z czego się tak śmiejesz? Martwię się o swoją posadę.
- Wyluzuj, wszystko w porządku- zapewniła ją Beth, co kompletnie zbiło ją z tropu.- Dzwonię bez powodu. Chciałam zapytać jak ci mija czas, czy tęsknisz za mną i tak dalej. Bawi mnie twoja reakcja. Zachowujesz się jakby to było coś dziwnego.
Znały się dwa lata i na palcach jednej ręki, może dwóch, Stone mogłaby policzyć sytuacje, kiedy do niej zadzwoniła. W takim przypadku to całkiem uzasadnione pytanie czy coś się stało!
- Bo to jest coś dziwnego- zaoponowała różowowłosa, czesząc włosy, które obecnie wyglądały jak niezbyt ogarnięte, kolorowe gniazdo. Zawsze jej włosy tak wyglądały rano.- Bardzo rzadko do mnie dzwonisz, więc nie dziw się, że jestem zaskoczona.
- Nie przesadzaj. Ile można ze sobą gadać? Najpierw cały dzień w pracy, a potem mam jeszcze do ciebie wydzwaniać?
Stone przewróciła oczami. Oczami wyobraźni widziała już pełną oburzenia twarz koleżanki. Oczywiście było to jedynie pozorne oburzenie, bo Beth nie umiała się zbyt długo gniewać.
- Zapomniałam. Za dużo kontaktu szkodzi...
- A poza tym sporo do ciebie piszę- przerwała jej Beth. Dany nie była pewna czy nie usłyszała jej komentarza czy świadomie go zignorowała. Obie wersje były równie prawdopodobne.- Przeważnie. To też forma kontaktu, co nie?
- No dobra. To opowiadaj. Coś ciekawego dzieje się w archiwum?
Beth zaczęła jej opowiadać różne historie z pracy. Sporo się tego uzbierało, chociaż nie miały kontaktu zaledwie tydzień. Wbrew pozorom, w archiwum działy się ciekawe rzeczy. Mimo otoczenia, przywodzącego na myśl osoby siedzące po uszy w książkach, zjawiały się tam też różnego rodzaju indywidua. Czasami też ktoś próbował znaleźć informacje o rodzinie albo odkryć jakiś sekret z przeszłości. To było interesujące, choć rzadkie. W każdym razie jej koleżanka z pracy rozgadała się jak to miała w zwyczaju. Dany zrewanżowała się opowieścią o tym, co ją spotkało w CR.
- O ja pierdolę- skwitowała z przejęciem Beth.- Spotkałaś gościa, który ci się podobał w liceum? Super! Pewnie teraz jest jeszcze bardziej hot!
Różowowłosa miała ochotę się schować. Okej, wspomniała jej o Matteo, ale... Właściwie nie była pewna dlaczego. Może dlatego że Beth była wystarczająco daleko, żeby mogła jej się wygadać? To znaczy, na pewno się tutaj nie pojawi i nie zobaczy na własne oczy jak Dany robi z siebie idiotkę przed Matteo, udając że w ogóle jej nie zależy. W sumie cokolwiek jej powie, zostanie to pomiędzy nimi. Na szczęście Beth nie znała Maii, Matteo, ani nikogo innego z Callahan Resort. Nawet nie wiedziała jak brunet wygląda i bardzo dobrze, bo wtedy dopiero komentowałaby sytuację.
- Powiedziałam ci o morderstwie na terenie ośrodka, a ty zwracasz uwagę na ten szczegół?!- zapytała Dany z niedowierzaniem. Zresztą, nie powiedziała ani słowa na temat tego, że brunet faktycznie jest jeszcze przystojniejszy niż w liceum. Dodatkowo pominęła wątek kanibalizmu i kości. Lepiej nie przesadzać z informacjami, a Beth i tak zdawała się rejestrować zaledwie część faktów. Nie tę właściwą część faktów, gwoli ścisłości.
- Bo znaleźliście te zwłoki razem, no nie? Faktycznie takie rzeczy zbliżają?
Przez moment różowowłosa miała ochotę odpowiedzieć, że wręcz przeciwnie. Zanim zauważyła kości byli z Matteo całkiem blisko... Chociaż to wcale nie znaczyło, że między nimi miało do czegoś dojść. W każdym razie ugryzła się język. Jeśli chce wybić Beth z głowy takie myśli, nie może jej o tym mówić.
- Jezu, nie. Ogarnij się, Beth, bo ostrzegam cię, że zaraz się rozłączę- poinformowała koleżankę Stone z całą powagą, na jaką ją było stać.
- Nie przesadzaj, Dany. Po prostu chciałam jakoś rozluźnić atmosferę. Znalezienie zwłok to musiał być koszmar. Chciałam, żebyś pomyślała o czymś przyjemniejszym. Co za historia...
Różowowłosa poczuła ulgę, mogąc się komuś wygadać. Jasne, rozmawiała z wieloma osobami. Zawarła całkiem sporo nowych znajomości w CR, ale z nikim nie mogła być tak całkowicie szczera. Poza tym chyba trochę stęskniła się za Beth. Może i nie rozmawiała z nią zaledwie przez tydzień, ale czuła jakby minęło dużo więcej czasu. Pobyt w CR był trochę nierealny. Wszystko było tutaj dla niej nowe i znacząco różniło się od tego co znała. Z jednej strony jej się bynajmniej nie dłużyło, a z drugiej czuła się jakby znalazła się w jakimś miejscu poza czasem. Nie potrafiła tego inaczej opisać.
- Wybacz, ale muszę kończyć- powiedziała po dłuższej chwili Beth. Trochę się rozgadały, a właściwie jej koleżanka była w pracy... Ups. Tym razem to Dany zapomniała, że nie wszyscy mają urlop, a właściwie niektórzy muszą pracować, aby inni mogli polecieć na wakacje.- Steve przyszedł.
Różowowłosa przytaknęła ze zrozumieniem. Oczami wyobraźni widziała jak Beth przewraca oczami. Steve był całkiem sympatycznym starszym panem, który oficjalnie interesował się zasobami archiwum. Nieoficjalnie po prostu potrzebował towarzystwa i upatrzył sobie ją i Beth jako idealne towarzyszki do rozmowy. Rzecz jasna, nie zachowywał się w stosunku do nich ani odrobinę niestosownie. Zwyczajnie potrzebował towarzystwa, bo jego rodzina nie mieszkała w Nowym Jorku. To znaczy, jego dzieci i wnuki. Jego żona umarła i od tego czasu czuł się samotny. Dany mu współczuła. Nawet nie potrafiła wyobrazić sobie sytuacji, gdy traci się kogoś po prawie pięćdziesięciu latach małżeństwa. Steve i jego żona spędzili ze sobą większość ich życia, więc nic dziwnego, że bez niej czuł się zagubiony i samotny. Utrata bliskiej osoby zawsze była trudna, zwłaszcza na starość.
- Jasne, nie trzymam cię. Pozdrów go ode mnie. No i zadzwoń w wolnej chwili- zakończyła połączenie Dany.
Różowowłosa zmieniła piżamę na zwykłe ubrania - jeansowe szorty i biały top, po czym zeszła do restauracji. Po drodze nie spotkała praktycznie nikogo, ani z obsługi ani z gości. To dziwne, pomyślała, rozglądając się za kimś kogo mogłaby zapytać o ten nietypowy stan rzeczy.
Jeszcze większy szok przeżyła, gdy znalazła się w opustoszałej restauracji. Tutaj też nie było żywej duszy, chociaż zazwyczaj o tej porze co najmniej połowa stolików była zapełniona. Niemniej zwróciła uwagę na kilka talerzy, kubków czy niedokończonych posiłków. Przynajmniej wiedziała, że ktoś tutaj był... Ale gdzie się wszyscy podziali, do cholery?! Dany nic nie rozumiała. Wyszła na zewnątrz i znowu jej oczom ukazał się pusty basen, a wokół leżaki z ręcznikami, torbami i różnymi innymi rzeczami. I znowu żadnej żywej duszy.
Stone z coraz większym niepokojem i zarazem ciekawością udała się w kierunku plaży. Po chwili zobaczyła pokaźny tłum w okolicy brzegu. Więc tutaj wszyscy byli. Od razu zaczęła się zastanawiać, co ich wszystkich oderwało od jedzenia czy odpoczynku nad basenem. Miała złe przeczucia. Tym bardziej, kiedy zobaczyła techników policyjnych ubranych w specjalne kombinezony. Zdecydowanie zdarzyło się coś złego.
Dany podeszła do tłumu i zaczęła przepychać się w kierunku centrum i obiektu, wokół którego zebrało się tyle gapiów. Nie wiedziała, czemu się tam pchała, ale cokolwiek się wydarzyło, chciała to zobaczyć na własne oczy. Wiedziała, że tego pożałuje, ale nie potrafiła postąpić inaczej.
W końcu udało jej się dostać do miejsca, gdzie gapiów od oddzielała od policji żółta taśma policyjna. Na środku leżało coś włożone do ciemnego worka. Z całą pewnością nie mogła tego określić, ale kształt... Był bardzo ludzki. Przełknęła nerwowo ślinę, czując ulgę, że nie musi tego widzieć. Wokół kręcili się technicy, zbierający ślady i zabezpieczający odciski butów na mokrym piasku oraz fotograf, który przeglądał zdjęcia na swoim aparacie. Chyba już skończył swoją pracę, bo zapakowano ciało. Rzecz jasna, różowowłosa ucieszyłaby się, gdyby to jednak nie było ciało. Jednak nie potrafiła znaleźć innego wytłumaczenia dla tego zbiegowiska.
- Możemy pogadać, Rich?!- zawołała Dany w kierunku kuzyna. Chociaż stał do niej tyłem w odstępie kilku metrów, obrócił się w jej stronę na dźwięk ksywki. Tutaj nikt go tak nie nazywał poza nią. Policjanci z komisariatu oraz technicy jak już coś używali jego pełnego imienia "Richard" albo zwracali się do niego po nazwisku.
Kuzyn skinął głową, po czym bez zbędnych wyjaśnień przeszedł pod taśmą, a później razem z nią oddalił się od tłumu. Chyba jeszcze nie mieli tutaj dziennikarzy, bo nikt go po drodze nie zatrzymał w celu wyjaśnień. Tłum składał się z gości i personelu Callahan Resort.
- Co się stało i co... Jest w worku?- zapytała różowowłosa z niepokojem. To nie był moment na small talk czy uprzejmości. Rich rzucił jej ponure spojrzenie, które tylko potwierdziło jej przypuszczenia. Znaleźli zwłoki. Kolejne. Czy to był początek serii morderstw dokonanych przez jakiegoś szaleńca mieszkającego w okolicy?!
- Póki co nie wiemy, co się wydarzyło. Próbujemy to ustalić. Na razie mamy jedynie... Ludzkie szczątki.
Dany przeklęła cicho pod nosem. Wiedziała i w tym przypadku naprawdę oddałaby wszystko, żeby nie mieć racji. Kolejna osoba zginęła... Kto tym razem? Inny pracownik CR czy może któryś z gości, a może mieszkaniec z okolicy?
- Nie możesz tego nikomu powiedzieć, Danielle. Ani słowa tej dziennikarce- zauważył kuzyn wyjątkowo poważnie. Kiwnęła potakująco głową. Po jego tonie wnioskowała, że chciał jej powiedzieć coś istotnego. Swoją drogą, nie miała pojęcia skąd wiedział o Jess. Czy to możliwe, że już ukazał się jej artykuł, a może Maia i Matteo uprzedzili go o współpracy z prasą? Ona na pewno mu o tym nie mówiła.- Nie znam się szczególnie na antropologii sądowej, ale dwie rzeczy mogę stwierdzić... To kobieta i jedna z jej rąk, która... Nie była oczyszczona z tkanek... Nosiła ślady zębów.
Przez moment Dany nie mogła wydobyć z siebie głosu. Niby się tego spodziewała, ale usłyszenie tego na własne uszy to zupełnie co innego. To było zdecydowanie gorsze. Kolejna ofiara tego samego wariata kanibala. Wzdrygnęła się. Raczej w okolicy nie było ich wielu. To nie mógł być zbieg okoliczności. Rich chyba myślał o tym samym, chociaż on dużo lepiej znosił tę informację. W końcu miał już doświadczenie. Raz już miał do czynienia z seryjnym zabójcą w Nowym Jorku. Nazywano go Kolekcjonerem. Tamta sprawa była równie makabryczna, co ta obecnie.
- Jedna z rąk?- powtórzyła po nim różowowłosa z niezrozumieniem.
- Jedna z rąk nie była oczyszczona z tkanek. Była całkiem świeża, chociaż nie jestem specjalistą, jeśli chodzi o określanie czasu zgonu. Trzeba poczekać na wyniki autopsji. Na pewno nie śmierdziała aż tak bardzo...
- Oszczędź mi szczegółów- poprosiła Danielle. Cieszyła się, że jeszcze nie miała okazji poczuć tej okropnej słodkawej woni rozkładu, która towarzyszyła zwłokom w zaawansowanym stadium rozkładu.
- Przepraszam. Skrzywienie zawodowe- rzucił Rich, przypominając sobie że nie wszyscy są tak przyzwyczajeni do tego rodzaju szczegółów.- Właściwie to wszystko, co jak na razie wiadomo. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? Być może będę w stanie ci odpowiedzieć, ale niczego nie gwarantuję.
- Czy myślisz, że to... Ten sam morderca?
Stone wzruszył ramionami, ale jego wyraz twarzy sugerował, że tak. Dany wzięła głęboki wdech. Starała się zachować spokój i myśleć logicznie. Pewnie prędko nie będzie miała okazji, żeby znowu porozmawiać z kuzynem. W najbliższym czasie na pewno będzie bardzo zajęty przez te nowe... Zwłoki czy szczątki... Nazwa nieszczególnie ją obchodziła w tym momencie. Przed oczami miała ten okropny czarny worek.
- Czy Maia i Matteo już wiedzą?
- Tak, byli tam w tłumie. To znaczy, Maia nie widziała tego na własne oczy. Matteo nie pozwolił jej podejść bliżej, a ona też się przy tym nie upierała.
Przez ułamek sekundy na twarzy Dany zagościł lekki uśmiech, ale tylko przez moment, bo później znowu w jej głowie pojawił się tamten czarny worek. Jednak czasami Matteo potrafił zachować się przyzwoicie w stosunku do siostry. Niby cały czas się kłócili, ale w ważniejszej sytuacji miał na względzie jej dobro. Nie chciał, żeby to widziała. To miło z jego strony.
- Powinienem wracać do pracy. Jak coś to będę pod telefonem, Danielle.
- Jasne- przytaknęła różowowłosa. Jej kuzyn obrócił się i już chciał wrócić do miejsca zbrodni, ale zawołała go.- Richie?
- Tak?- spytał kuzyn, nieudolnie maskując irytację. Ach no tak, skrót imienia. Jakoś samo jej się to wymsknęło, bo tym razem wcale nie miała ochoty go denerwować. Dlaczego on miał z tym taki problem? Dany nie znała żadnej innej osoby, która czułaby się urażona, że używa skrótu zamiast całego imienia.
- Nie wiem czy ci dziękowałam, że w ogóle tutaj przyleciałeś i zajmujesz się tym śledztwem, chociaż wcale byś nie musiał... Dzięki.
Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że to wcale nie jest niewinne śledztwo dotyczące wypadku sprzed lat. Morderca mógł być gdzieś w okolicy, a jej kuzyn był zagrożony. Co jeśli za bardzo zbliży się do prawdy i morderca postanowi go sprzątnąć?
- To drobiazg. Właśnie dla takich spraw zostałem policjantem. Mam realny wpływ na dorwanie mordercy, więc zrobię wszystko, co w mojej mocy.
Dany uśmiechnęła się. Patrzyła jak sylwetka jej kuzyna się oddala. To niewiarygodne, pomyślała. Rich tak bardzo się w to angażował i był zaskakująco oddany swojej pracy. Do tego stopnia, że ryzyko potencjalnego zagrożenia nie robiło na nim wrażenia. Wow. Też by chciała mieć pracę, której byłaby tak oddana i która przynosiłaby jej tyle satysfakcji. Chciałaby coś takiego znaleźć i w przyszłości zamierzała to zrobić. Przecież nie spędzi całej swojej kariery zawodowej w zakurzonym, chociaż niewątpliwie posiadającym urok archiwum.
Stone zawróciła w kierunku hotelu. Chciała znaleźć Maię i Matteo. Ta pierwsza na pewno będzie potrzebowała wsparcia. No i może podziękuje Matteo za jego świetny pomysł. Oszczędził okropnego widoku Maii. To dobrze, że o tym pomyślał. Do tej pory nie była pewna czy aż tak troszczy się o młodszą siostrę. Najwidoczniej jednak się starał.
*****
Jess akurat siedziała w redakcji. Pisała artykuł o szczątkach Ashy O'Brien w Callahan Resort. To była dla niej ogromna szansa. Cała ta współpraca mogła się dla niej okazać przepustką do sławy w świecie dziennikarzy. Od zawsze marzyła o opisaniu czegoś istotnego, a nie o głupotach w rodzaju życiu celebrytów czy, co gorsza, plotkach. Niestety, miała okazję czatować naprzeciwko czyjegoś okna, żeby zdobyć materiał na artykuł. Nie wspominała tamtego zdarzenia zbyt dobrze. Szlag ją trafiał i walczyła ze sobą, żeby nie rzucić tej roboty w cholerę.
Teraz czuła, że jej cierpliwość się opłaciła. W dalszej perspektywie miała wielką sensację, a potem liczyła, że dostanie ofertę pracy od większej redakcji. Może Skylight albo New York Post? Zawsze chciała mieszkać w Nowym Jorku, ale żeby się tam utrzymać, musiałaby mieć załatwioną pracę. Dlatego nie pozostało jej nic innego jak wspominać się po szczeblach kariery i czekać na obiecującą ofertę, którą z przyjemnością przyjmie.
Blondynka napisała ostatnie, dające do myślenia zdanie, po czym uważnie przejrzała cały tekst. Na jej oko, artykuł był niezły. Zdążyła się już przekonać, że jej szef, inni pracownicy oraz liczni czytelnicy Michigan Post oceniają jej teksty podobnie. Dlatego zawsze starała się wyciągnąć z tematu jak najwięcej. Z pełnym zadowolenia uśmiechem zapisała plik, po czym wysłała go do Patricka, który zajmował się korektami. Każdy tekst przechodził najpierw przez jego ręce. Początkowo to ją denerwowało. Nie lubiła jak ktoś grzebał w jej artykułach, czepiając się szczegółów. Dopiero później zrozumiała, że to wychodziło jej na dobre, a jej kolega z pracy i przełożony zarazem miał dobre oko. Pokusiła się nawet o drobny dopisek poza załącznikiem w mailu.
To będzie bomba. Zresztą zdobyłam sprawę Callahan Resort na wyłączność, więc szykuj się - to dopiero początek!
To zdecydowanie nie było w jej stylu. Nie lubiła się chwalić. Była raczej skromna. Nie wiedziała, co w nią wstąpiło, ale czuła że niebawem faktycznie zdobędzie jakąś ciekawą ofertę. Michigan Post nie było takie złe, ale chciała rozpocząć nową przygodę. Przeprowadzić się, zacząć wszystko od nowa, po swojemu. Intuicja mówiła jej, że to jest najlepsze, co może ją spotkać, a jej intuicja była absolutnie niezawodna.
Po chwili poczuła wibracje w torebce. Zmarszczyła brwi. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że wyciszyła telefon, żeby nikt jej nie rozpraszał. Gdyby nie to, że akurat miała torebkę pod ręką, nie zorientowałaby się, że ktoś próbował się do niej dodzwonić.
Wyjęła telefon i zobaczyła aż pięć nieodebranych połączeń z jednego numeru. Nieznanego numeru, swoją drogą. Kto aż tak pilnie próbował się z nią połączyć i dlaczego?
- Mówi Jessica Harrison z Michigan Post. Z kim mam przyjemność?- rzuciła do telefonu. Zauważyła, że wspominanie o pracy w lokalnej gazecie bardzo pomaga pozbyć się natrętów. Nie raz zdarzyło jej się odstraszyć potencjalnych rozmówców, którzy na dźwięk słów "Michigan Post" odkładali telefon albo mamrotali coś o pomyłce. Jednak jeśli ktoś faktycznie chciał z nią rozmawiać, to ta informacja go nie zniechęcała.
- Tutaj Matteo. W Callahan Resort znaleziono kolejne szczątki. Ludzie już wiedzą, więc jeśli chcesz mieć temat jako pierwsza, to musisz się pośpieszyć- odpowiedział rozmówca.
- Wybacz, nie wiedziałam, że to ty. Mam zapisany numer do twojej siostry. Już jadę. Dzięki za info.
W biegu, pospiesznie zbierając potrzebne rzeczy, Jess zapisała numer Matteo w kontaktach. Cieszyła się, że dał jej cynk, a z drugiej strony wyrzucała sobie, że wcześniej nie pomyślała o zdobyciu numeru również do niego, a nie tylko do Maii. Przecież współwłaścicielka nie zawsze mogła mieć czas i wtedy przydałaby jej się alternatywa w postaci bruneta. Jednak kiedy kończyły rozmowę, Matteo gdzieś się zmył.
W każdym razie teraz to nieistotne. Kolejne zwłoki? To znaczyło, że musiała się pośpieszyć z publikacją pierwszego tekstu i błyskawicznie napisać kontynuację. To będzie pracowity dzień, stwierdziła w myślach. Podobała jej się ta myśl.
Przeklęła pod nosem, zaglądając do gabinetu Patricka. Gdzie on się, do cholery, podział?! Akurat kiedy był potrzebny, to pracował zdalnie. Niestety nie miała do niego numeru. Jedyne co mogła zrobić to wysłać mu ponaglającego maila, którego być może odczyta. Bez sensu. Nagle wpadła na genialny pomysł. Podeszła do praktykantki, która nieudolnie udawała, że jest czymś zajęta.
- Cześć. Wiem, że się nie znamy, ale potrzebuję twojej pomocy. Znajdź Patricka i przekaż mu, że na mailu ma tekst, który musi jak najszybciej wylądować na stronie. Mam kolejny artykuł do serii.
Dziewczyna uniosła wzrok znad ekranu laptopa. Jako że urządzenie stało przodem do praktykantki, a tyłem do Harrison, nie widziała co tamta robiła, ale była przekonana, iż nie pracowała.
- Wiem który to Patrick, ale skąd miałabym wiedzieć, gdzie do znaleźć? Rozumiem, że nie ma go w biurze, prawda?
Tupet tej laski był zdumiewający. Zamiast być wdzięczną, że ma praktyki w Michigan Post to jeszcze nie chciała się wysilać. Jess uśmiechnęła się do praktykantki unosząc brwi.
- Nie udawaj idiotki. Dobrze wiesz, gdzie go znaleźć. No chyba że bzykacie się tylko w redakcji, w co wątpię- powiedziała blondynka. Jej rozmówczyni wyraźnie się zdenerwowała i nie wiedziała, co powiedzieć. Naprawdę myślała, że w tak niewielkiej redakcji można ukryć romans? Cóż za naiwność.- Posłuchaj, nie mam interesu w ujawnianiu romansu. Nie obchodzi mnie z kim sypia Patrick. Po prostu go znajdź i przekaż, że to sprawa życia i śmierci. Dobrze?
- Jasne. Już do niego dzwonię- przytaknęła praktykantka, która nagle przypomniała sobie, że ma numer do Patricka. Co za nagłe i kompletnie przypadkowe olśnienie.
Jess podziękowała, po czym wybiegła z redakcji. Musiała wyglądać śmiesznie, pędząc do swojego samochodu jak na złamanie karku w centrum miasta. Niemniej, miała to gdzieś. Teraz liczyła się dla niej jedynie sensacja. Jej samochód to był grat, szczerze mówiąc. Ale jeszcze jeździł, a póki co nie było jej stać na nic lepszego. Musiała się zadowolić tym co miała.
Najszybciej jak tylko mogła pojechała do CR. W miarę możliwości starała się przestrzegać przepisów... Kogo ona okłamywała? Złamała sporo przepisów po drodze, przekraczając prędkość, ale starała się nie doprowadzić do żadnego wypadku. Udało jej się, więc żadna nieprzewidziana sytuacja jej nie spowolniła.
Harrison udała się do hotelu, gdzie zastała właścicieli oraz Dany. Zapamiętała jej imię, bo wydawała się sympatyczna, a poza tym słyszała, że to właśnie ją Stacey prosiła, żeby przekonała właścicieli do współpracy z prasą. Zapytała ich co się stało. Opowiedzieli jej wszystko co wiedzieli i niestety było tego niewiele.
- Czyli policja nie wie na razie nic więcej?- podsumowała Jess, zapisując hasła w notatniku. Wolała zapisywać myśli zanim jej uciekną. Poza tym dzięki notatkom miała pewność, że nic nie przegapiła.
- Dokładnie- potwierdziła różowowłosa.
- Jak tylko będziecie wiedzieć coś więcej, to dzwońcie. Oczywiście wyślę wam tekst do autoryzacji.
Ten wcześniejszy tekst wysłała od razu do Patricka, bo już wcześniej konsultowała się z Maią i Matteo w kwestii treści, które może przekazać. Tego dnia robiła ostatnie szlify i większość poprawek dotyczyła aspektów kosmetycznych, jak to można ująć.
Jess wiedziała, że jest późno. Prawdopodobnie już zabrali zwłoki, ale liczyła, że jeszcze kogoś spotka na miejscu. Musiała się dowiedzieć, dokąd zabierają ciało. Do kostnicy czy antropolożki sądowej? Przed chwilą słyszała, że jedna z rąk ofiary miała tkanki. Nie oczyszczono jej, a to znaczyło że powinien zająć się nią koroner. Tyle że reszta... To były same kości. Może odetną rękę i wyślą ją do kostnicy, a resztę dadzą antropolożce? Interesujący aspekt sprawy, skonstatowała w myślach.
Blondynka dotarła na miejsce zbrodni, a właściwie miejsce znalezienia szczątków. Nie sądziła, żeby morderca zabijał swoją ofiarę w tak ogólnodostępnym miejscu na plaży. To byłoby bez sensu. Ktoś by go z pewnością zobaczył.
Jess musiała przyznać, że dopisało jej szczęście. Na miejscu spotkała znajomego, który pracował jako technik policyjny. Wiedziała o tym, chociaż zdążył już zdjąć specjalny kombinezon i był ubrany w cywilne ubrania. Osoba, który by go nie znała, uznałaby go za jednego z gości.
- Hej, Nick. Mogę ci zająć chwilę?- zapytała dziennikarka, siląc się na jak najbardziej uprzejmy ton. Uśmiechała się przy tym. Wiedziała, że Nick ma do niej słabość i zamierzała wykorzystać to przeciwko niemu. Nie chciała robić mu złudnych nadziei, ale... Temat był ważniejszy, prawda?
- Jess...- mruknął na jej widok blondyn, przeczesując nerwowo włosy. Wiedział, gdzie pracuje. W dodatku mu się podobała. Chyba sam przeczuwał, że szybko pęknie i wyśpiewa jej wszystko.
Tak się stało. Okazało się, że miała rację. Ręka pojechała do zakładu medycyny sądowej, a reszta do antropolożki. Teraz pozostawało jej pytanie... Gdzie najpierw pojechać? Wybór padł na kostnicę. Badanie kości było bardziej złożone i prawdopodobnie czasochłonne.
*****
Blondynka bez mrugnięcia okiem wmówiła recepcjonistce, że czeka na znajomego, który pracował w kostnicy. Tamta obrzuciła ją powątpiewającym spojrzeniem, ale nie wyrzuciła jej. Jess usiadła na plastikowym krzesełku, po czym cierpliwie czekała na okazję, żeby przekraść się dalej. Udało jej się, gdy kobieta odebrała telefon i pogrążyła się w rozmowie.
Jess udała, że idzie do toalety, po czym kucnęła i przekradła się za kontuarem. Zobaczyła rząd drzwi. Na chybił trafił naciskała klamki i sprawdzała czy ktoś był w środku. Jeśli kogoś spotkała, przepraszała i mówiła, że to pomyłka.
W końcu trafiła na groteskowy widok. Mężczyznę pochylonego nad ręką leżącą na stole sekcyjnym. Koroner już chciał się oburzyć, ale przerwała mu z uśmiechem.
- Zanim pan mnie stąd wyrzuci, proszę się zastanowić. Może się to panu opłacić- poinformowała Harrison, wyjmując plik banknotów. To były jej pieniądze, ale zamierzała uzyskać zwrot od szefa. W końcu starała się, zdobyć temat dla Michigan Post.
Mężczyzna obrzucił ją pełnym wątpliwości spojrzeniem, po czym jego wzrok spoczął na pieniądzach. Wiedziała, że się zgodzi i już po chwili wyrazić chęć współpracy. Wręczyła mu gotówkę.
- Ale nie wie pani tego ode mnie, rozumiemy się?- spytał koroner, mimowolnie zerkając na dłoń jakby zastanawiał się co z nią zrobić. Przytaknęła.- Jeszcze nie spotkałem takiego przypadku w swojej pracy, żeby przywieziono mi tak... Niewielkich rozmiarów denatkę, a właściwie tylko jej część.
- Co może mi pan powiedzieć o denatce i skąd ma pan pewność, że to kobieta?
Koroner odsłonił końcówki dłoni. Oczom Jess ukazały się pomalowane na różowo paznokci i smukłe palce. To wszystko wyjaśniało.
- Pudrowy róż. Jak pani sądzi? Gej czy kobieta? Nie żebym miał coś przeciwko homoseksualistom, ale to raczej oczywiste, że w tym przypadku mamy do czynienia z kobietą. Może mieć najwyżej kilkanaście godzin. To świeża sprawa. No i ma ślady zębów.
Blondynka przerwała mężczyźnie z niedowierzaniem. Kilka godzin?! Znowu ktoś bawił się w przyśpieszanie procesu rozkładu? Ale to nie było jeszcze wszystko.
- Chce pan powiedzieć, że...?
- Rozmiar szczęki i rozstaw zębów wskazują na człowieka... Ten świat schodzi na psy, zgodzi się pani?
Jess zatkało. Jeszcze to osobliwe poczucie humoru lekarza medycyny sądowej... Jednego była pewna. Jej artykuł to będzie bomba, ogromna sensacja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro