Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Zacząłem delikatnie podcinać jej gardło i w tym momencie do domu wszedł Jack z Nicką.

*Z.P.W. Jessy*
Czułam zimne ostrze noża na swoim gardle, po czym spływające po nim delikatne, ciepłe krople krwi. Całe szczęście w odpowiednim momencie wróciła nasza parka.
-Jeff? Co ty, do cholery, robisz?! Chcesz ją zabić?!- krzyknął Jack.
-Tak chcę ją zabić! Wystarczająco mnie...
-Chłopaku, ogarnij się! Znowu to samo?
-Nie, teraz nareszcie przejrzałem na oczy. Już nie mam tej rządzy krwi...
-Jeffy, proszę puść mnie- zaczęłam płakać. Chłopak odepchnął mnie od siebie.
-Zrozumiałaś?! Nienawidzę cię, a tym bardziej nie kocham!- te słowa zabolały mnie o wiele bardziej niż to, co zrobił mi przed momentem. Zaczęłam płakać. Ale chciałam mu się postawić, chciałam, żeby wiedział że też potrafię być silna.
-Wiesz co Jeff? Jesteś idiotą! Niczego nie wartym idiotą! Wynoś się stąd, rozumiesz?!- krzyczałam przez łzy. Chłopak wyszedł, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
-Jessy! Nic ci nie jest?- pytała mnie Nicka.
-Gardło się zagoi, gorzej z sercem...
-Chodź mała- Jack wziął mnie na ręce i położył na kanapie. Chciałabym, żeby to był Jeff.
-Nie musicie tak mnie pilnować, nic mi nie jest- powiedziałam. Ktoś zapukał do drzwi. Jack poszedł otworzyć. W nich stał Jeff.
-Czego chcesz? Mało zamieszania zrobiłeś?- pytał go szatyn.
-Nie rozumiesz, ja... znowu coś się dzieje, nie wiem co to jest. Teraz pamiętam wszystko, ale nie mam nad tym kontroli... Jessy, przepraszam...- zobaczyłam w jego oczach... łzy? Jeff... płakał? Brunet przepchnął się obok Jack'a i podbiegł do mnie.
-Jeffy...
-Ciii, nic nie mów. Miałaś rację kiedy mówiłaś, że jestem idiotą, ale ja naprawdę nad tym nie panuję...
-Wierzę ci i... nie jesteś idiotą, mówiłam to...-przerwał mi Jack.
-To może my pójdziemy a wy sobie pogadajcie- oboje wyszli.
-Mówiłam tak, bo byłam zła i... smutna, bo powiedziałeś...
-Wiem, co powiedziałem, ale to nie prawda. Ja cię kocham...

Siedzieliśmy w ciszy, nikt nie miał odwagi nic powiedzieć. Patrzyłam tylko w te śliczne oczka Jeff'a.
-Muszę ci to wynagrodzić- powiedział, delikatnie przejeżdżając palcami po nacięciu na mojej szyi.
-Jak niby?
-Może jakiś wyjazd na weekend? Razem z Nicką i Jack'iem. Co ty na to?- spytał chłopak.
-Super!- krzyknęłam i podskoczyłam z kanapy.
-Ej, spokojnie, jeszcze coś ci się stanie...
-Nic mi nie jest, chodźmy do Nicki i Jack'a!

Poszliśmy z Jeff'em na dwór.
-Hej! Nicka! Jack! Czekajcie!- krzyknęłam, kiedy ich zobaczyłam.
-Jessy? Powinnaś odpoczywać! Co ty robisz?- rzuciła szybko Nicka.
-Przecież nic mi nie jest. Mamy dla was niespodziankę!
-Jaką?- spytał Jack.
-Jedziemy nad jezioro!- krzyknęłam szczęśliwa.
-Jak to? Tam jest pełno ludzi- powiedział smutny szatyn.
-Nie martw się o to. Tam, gdzie będziemy nie ma nikogo- powiedział Jeff i przytulił mnie.
-Jeff, chodź na chwilę- Jack wziął bruneta na bok. My dalej fascynowałyśmy się wyjazdem.

*****
Dzięki za komentarze, widzę, że się rozkręcacie ^^ czytam wszystkie, piszcie śmiało i do następnego :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: