Rozdział 21
Wróciliśmy z Jack'iem do domu. Poszedłem do siebie. Zaczęło mi się kręcić w głowie, położyłem się i zasnąłem.
Rano zszedłem na dół i usiadłem na kanapę nie zwracając uwagi na nikogo. Jane musiała to zauważyć.
-Jeff? Co ci jest?
-Nic, dlaczego?- powiedziałem wyciągając z kieszeni nóż. Zacząłem poprawiać swój krwawy uśmiech.
-Ostatni raz robiłeś to zanim poznałeś Jessy...
-I odrazu, jeśli robię to, co lubię, musiało się coś stać?!- byłem zdenerwowany.
-Jack, co się wczoraj działo?- spytał chłopaka Ben myśląc, że tego nie słyszę.
-Czy wy mnie nie rozumiecie? Nic się nie działo! I dalej nic się nie dzieje!- krzyczałem.
-Zgodzę się z Jeff'em. Nic się wczoraj nie działo- powiedział dosyć spokojnie Jack.
-Mówiłem?!
-Jeffy, czemu krzyczysz? Obudziłeś mnie- powiedziała Sally, która już była obok mnie.
-Możecie się wszyscy odwalić?!- poszedłem do swojego pokoju. Kiedy wchodziłem na górę znowu zakręciło mi się w głowie. Prawie spadłem. Zszedłem na dół.
-Wróciłeś, żeby jeszcze trochę pokrzyczeć?- spytała Jane.
-Co? Nie... Nie wiem co się dzieje- przyznałem.
-Już nie krzyczysz?- spytała Sally.
-Nie, już nie- powiedziałem, a dziewczynka mnie przytuliła.
-To dobrze, idę spać.
-Ej, która godzina?- spytałem.
-Koło 12, a co?- odpowiedział Ben.
-Jessy już wróciła- powiedziałem ciszej i wybiegłem z domu.
Byłem już prawie u Jess. Wskoczyłem oknem. Nie było jej, zszedłem na dół. Siedziały razem z Nicką i oglądały jakiś film.
-Cześć dziewczyny- powiedziałem stając obok nich.
-O, Jeffy, jesteś- Jessy uśmiechnęła się.
-Jestem- pocałowałem ją na powitanie.
-Co u ciebie?- spytała Nicka.
-A szkoda gadać, a jak szkoła?- powiedziałem sarkastycznie.
-Wspaniale- odpowiedziała też z sarkazmem Jessy.
-Hej, dawno się nie widzieliśmy!- w drzwiach stał Jack.
-Witamy Jack, może przywitasz się ze swoją ukochaną?- zaśmiałem się.
-Weź sie odczep co?- gdyby nie miał maski napewno by się zarumienił. Za to twarz Nicki oblał rumieniec.
-A pamiętasz jak zmusiłeś mnie do przyznania się, że kocham Jessy? Powiem tak: zemsta jest słodka!- zacząłem się śmiać.
-Jack, możemy porozmawiać sami?- spytała chłopaka Nicka.
-Okey, chodźmy- odpowiedział, po czym razem wyszli. Zrobiło mi się słabo, obraz zaczął mi się rozmazywać przed oczami. Nie zdążyłem nic zrobić kiedy wszystko nagle wróciło do normy.
-Jeffy? Wszystko okey?
-Czy wy jesteście normalni?! Ciągle ktoś myśli, że coś mi jest!
-Ale...
-Nie ma "ale". Nienawidzę jak ktoś mi coś wmawia!
-Może po prostu się o ciebie troszczymy a ty nie potrafisz tego docenić!- krzyczała Jessy ze łzami w oczach.
-Nie potrafię bo nie mam co docenić! Nie ma tu nikogo normalnego! Wszyscy mnie wkurwiacie, rozumiesz?!
-Myślałam, że mnie kochasz!
-Ale tak nie jest! Pomyliłaś się!- wyciągnąłem nóż- A najchętniej to bym was wszystkich pozabijał, a ciebie pierwszą!- przyłożyłem go do gardła dziewczyny, zacząłem delikatnie podcinać jej gardło i...
*****
Polsat!!! Sorki, musiałam :P jak myślicie, co się będzie działo dalej?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro