Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Rano, a dokładniej po południu, zszedłem na dół na śniadanie. Ben i Jack od rana już się bili.
-O co tym razem poszło?
-Chyba po prostu się nudzą- odpowiedziała mi trochę zaspana Jane.
-Okey...

-Idę po Jessy, nie wiem o której przyjdziemy. Cześć!- rzuciłem wychodząc.
-No cześć- usłyszałem odpowiedź Jane.

Szedłem przez las w stronę domu Jessy. Miałem zapukać do drzwi, żeby zrobić większą niespodziankę, ale że ostatnio widziała, jak wchodzę drzwiami, nie zaskoczy jej to. Wszedłem jak zwykle oknem. Nie było jej w pokoju. Zszedłem bezszelestnie na dół. Siedziała na kanapie w salonie i oglądała jakiś horror. Widziałem, że trochę się bała. Podszedłem do niej powoli. Dotknąłem jej ramienia. Pisnęła i odwróciła się w moją stronę.
-Jeff, ty debilu! Chcesz, żebym zawału przez ciebie dostała?!
-Przepraszam kochanie, nie chciałem cię przestraszyć...- musnąłem jej policzek.
-Ale przestraszyłeś...- powiedziała ściszonym głosem.
-Jak mam ci to wynagrodzić?
-Posiedź tu ze mną...- usiadłem koło dziewczyny i mocno ją przytuliłem.
-Mam dla ciebie wiadomość...
-Jaką?- popatrzyła na mnie pytająco.
-Wyremontowaliśmy dla ciebie stary pokój Slendiego, tak jak chciałaś.
-Mogę potem zobaczyć ten pokój?
-Możesz nawet teraz.
-Za chwilkę, chcę trochę pobyć z tobą- wtuliła się w mój tors. Zacząłem gładzić jej śliczne, ciemne włosy.
-Wiesz Jeff, czuję się teraz bezpieczniejsza... co chyba jest trochę dziwne, bo jesteś seryjnym mordercą, do tego psychopatą, ale... przy nikim innym nie czuję tego ciepła- popatrzyłem na nią. Poczułem, jak delikatny rumieniec pokrywa moją twarz.
-Też się teraz dziwnie czuję. Od tego wypadku wszyscy mnie unikają jak ognia. Aż nagle znowu spotykam ciebie...- patrzyła na mnie swoimi słodkimi oczami.

Siedzieliśmy w domu Jessy jeszcze około godziny. Po tym czasie dziewczyna zebrała się i wyszliśmy z domu. Było dosyć ciepło, w sumie była końcówka lata. Postanowiliśmy pójść trochę dłuższą drugą wzdłuż rzeki. Promienie słońca stykały się z taflą wody. Usiedliśmy na spotykanym po drodze moście. Rozmawialiśmy. Śmialiśmy się. Razem. Oczywiście nie obyło się bez wrzucenia do wody. Zepchnąłem Jess do wody. Ta spadając złapała mnie za rękę i pociągnęła ze sobą. Kiedy cali mokry siedziałem wraz z dziewczyną w wodzie podszedłem do niej i pocałowałem jej mokre jeszcze usta. Potem wziąłem ją na ręce i wyniosłem z rzeczki.
-Musimy chyba wrucić do mnie po suche ubrania...
-Nie trzeba. Jane kupiła trochę dla ciebie. Chyba spodziewała się, że mogą się przydać- uśmiechnąłem się zadziornie. Jessy odwzajemniła uśmiech.

Kiedy stanęliśmy w progu, przywitała nas Sally.
-Jessy!!! Jeff!!! Jesteście!!! Czemu macie mokre ubrania?
-Wiesz Sally, byliśmy przy rzece... Zresztą, zaraz wszystko wam opowiemy- Jessy oznajmiła dziewczynce.
-To może pokarzę ci twój pokój, co Jessy?- powiedziałem.
-Dobrze, chodźmy.

Weszliśmy do pokoju Jessy.
-Wygląda prawie jak mój tyko... jest jeszcze lepszy! Dziękuję!!!- dziewczyna rzuciła się na mnie i objęła mnie.
-Nie ma za co... To co? Przebierasz się?- popatrzyłem na mokre ubranie Jess.
-A tak, widzimy się na dole!- rzuciła kiedy wychodziłam. Poszedłem do swojego pokoju. Chciałem tak jak ona zmienić ubranie na coś suchego. Zmieniłem spodnie ale nie było żadnej mojej bluzy ani koszulki.
-Jane!!!- krzyknąłem.
-Co znowu?- dziewczyna weszła do pokoju.
-Gdzie moje bluzy?
-Mokre. Myślałam, że choć raz wrócisz czysty i suchy, więc je wyprałam.
-I niby w czym mam teraz chodzić?
-No nie wiem, albo w mokrej, albo bez. Wybieraj- wyszła z mojego pokoju. Ona kiedyś doprowadzi mnie do szału. Normalnie drugi Jack...

*****
Witam kochani! Pewnie już zauważyliście, że zmieniłam nazwę ^^ to trochę bardziej do mnie pasuje, przyzwyczajać się :P nam nadzieję, że rozdział się spodobał i że będziecie ze mną dalej :* do następnego!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: