Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Wieczorem nie chciało nam się wracać do domu, więc Jessy pozwoliła nam wszystkim u siebie nocować. Jack miał spać na kanapie w salonie, Jane dostała pokój, ten sam, w którym było okno, z którego skakaliśmy do basenu, a ja wybłagałem Jessy, żeby pozwoliła mi ze sobą spać. Oczywiście pod warunkiem, że nie będę kombinował (jeśli wiecie, o co mi chodzi). No cóż, nie tym razem.

Leżeliśmy razem z Jess w łóżku. Nie spała. Patrzyłem na nią, na jej śliczne oczy.
-Mówił ci już ktoś, że masz piękne oczy?
-A mówił ci już ktoś, że jesteś uroczy?- zaśmiała się cicho.
-Nie, ale możesz być pierwsza.
-Mój kochany- powiedziała z uśmiechem i pocałowała mnie w przecięty policzek.
-Kocham cię, słodka-  wyszeptałem jej do ucha.
-Wiem Jeffy, wiem...

Zasnąłem po około godzinie dalszego wpatrywania się w oczy Jessy. Dziewczyna zasnęła wcześniej ode mnie. Wyglądała jak anielica. Chociaż czasem bardziej zachowywała się jakby była z piekła. Ale jednak, nie ważne czy grzeczna czy nie, to moja kochana Jess i nie zamieniłbym jej za żadne skarby świata.

Rano obudziłem się pierwszy. Wszyscy jeszcze spali. Dziwne. Zazwyczaj spałem najdłużej z nas wszystkich a ostatnio coś się ze mną dzieje. To dziwne, żeby największy śpioch i leń jakiego znam wstawał tak wcześnie. Postawieniem spróbować jeszcze się przespać. Udało się. Kiedy się znów zbudziłem Jessy już nie było w łóżku, a z dołu słuchać było głos Jack'a. Zobaczyłem karteczkę na poduszce Jess:

,,Do zobaczenia na dole, mój kochany śpioszku.   ~Jessy"

Ubrałem się i zszedłem na dół do salonu. Wszyscy siedzieli przy stole i jedli śniadanie.
-Cześć- rzuciłem i usiadłem obok Jess. Kiedy przechodziłem obok niej, musnąłem jej policzek.
-No cześć- entuzjazm Jack'a. Jak zwykle.
-Co na śniadanie?
-Naleśniki- Jessy delikatnie się uśmiechnęła.
-Super, kocham naleśniki.
-Wiem, dlatego je zrobiłam- uśmiech nie znikał z jej ust.
-Ale z was śliczna parka- powiedziała Jane na ten widok.
-Parka?- zdziwiłem się. Czy ja o czymś nie wiem?
-Jane, nie teraz- Jessy puściła oczko do dziewczyny. Wtedy Jane wyszeptała jej coś na ucho patrząc na mnie.
-Dobra, nie siedzimy tu tak dłużej! Idziemy na przechadzkę do lasu!- krzyknął Jack.

Zebraliśmy się i wyszliśmy z domu. Jack prowadził, bo nikt z nas nie wiedział, dokąd idziemy. Doszliśmy na jakąś polankę.
-A teraz niespodzianka! Ben i Slendi obiecali zająć się Sally, więc robimy biwak!- Jack nieźle nas zaskoczył, ale spodobał nam się ten pomysł. Nie wzięliśmy żadnych rzeczy więc się rozdzieliliśmy. Jack poszedł po namioty i drewno na ognisko, Jane po jedzenie, picie i zapalniczkę, a Jessy i ja dostaliśmy wolną wolę. Mieliśmy za zadanie zebrać to, co naszym zdaniem jeszcze się przyda.
-Może kamienie do ogrodzenia ogniska i pnie do siedzenia?- pomysł Jessy spodobał mi się. Ja zciąłem drzewo i podzieliłem na dwa większe i cztery mniejsze części. Jessy nazbierała kamieni. Zostawiliśmy wszystko na polanie.
-A może jakiś stolik?- zaproponowałem.
-Niezły pomysł. Z mojego domu?
-Okey, chodźmy.

Kiedy wróciliśmy ze stołem wszystko było już przyniesione.
-To co? Może niech dziewczyny zajmą się ogniskiem, a my weźmiemy się za namioty?- spytałem.
-Dobra- potwierdziła Jane. Poszliśmy z Jack'iem rozkładać namioty.
-Jack, dlaczego są tyko trzy namioty? Nas jest czwórka...
-Ty i Jessy śpicie razem. Specjalnie dla was wziąłem większy namiot.

Kiedy skończyliśmy ognisko było już gotowe. Razem z Jack'iem poukładaliśmy pnie i przesunęliśmy stół, na którym dziewczyny położyły jedzenie. Było już dosyć późno i wszyscy zgłodnieliśmy. Jane miała kiełbaski, więc upiekliśmy je sobie nad ogniskiem. Zaczynało się ściemniać.

*****
Udało się!!! Nareszcie!!! Myślę, że się spodoba i że zostawcie po sobie gwiazdkę i komentarz. Do następnego, cześć! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: