Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Durna sowa...

- Feliks - język polski

#####

Strzał zrzucił mnie z krzesła. Ciężko się podniosłem, rozmasowywując guza na głowie.

Z wyrzutem spojrzałem na Amerykę. Dureń nawet nie wyglądał na zmartwionego.

A to na mnie mówią debil. Włożyłem moją maskę głupoty, którą potrafili przebić nieliczni. Do tego grona zaliczali się tylko Prusy, Węgry, Austria, Niemcy, Rosja i Kanada. Ale na pomoc mogłem liczyć tylko od Gilberta, Elizabety, Rodericha i Matthewa.

- Uważaj jak rzucasz, palancie! Bo totalnie użyję polskiego prawa by Warszawa stała się twoją stolicą! - krzyknąłem w stronę Ameryki, dla dramatyzmu jeszcze wskazując go palcem.

- Jasne, jasne. - Alfred zbył mnie jak dziecko. Pamiętam czasy gdy to on był w powijakach, a ja trząsłem Europą. To były czasy.

Usiadłem na swoim miejscu, między Prusami a Austrią. Gilbert przysunął mi karteczkę

"Was is das? Jesteś nieswój dzisiaj"

"To nic. Miałem flashback. Zdarza się"

Gilbert spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym "i tak mi potem wszystko wyśpiewasz".

HUK!

- Francja! Zostaw Liechtenstein!

Krzyk i strzał z pistoletu Szwajcarii został przez większość zignorowany. Byli do tego przyzwyczajeni. Z kolei ja nie. Na szczęście, potrafię zminimalizować odruch ucieczki i chęci schowania się pod stołem. No, ale oni nie musieli walczyć o każdą ulicę w mieście, czy chować się po lasach, jak wilki.

Poczułem, jak Austria delikatnie, mimochodem, ociera się o mnie ramieniem, dodając mi otuchy. Siłą woli stłumiłem drugiego mnie. Skupiłem się na Anglii wykładającemu Ameryce angielską gramatykę.

Nagle Anglia odwrócił się w stronę okna. Zignorowałem to, pewnie to jeden z jego "wyimaginowanych" przyjaciół. Ehem, raczej nie, bo też ich widziałem, tylko się nie przyznaję. 

Ale potem w sali rozniosło się stukanie.  Razem z innymi spojrzałem w tamtą stronę. Zdążyłem zauważyć, jak Anglia otwiera okno, gdy przez nie wleciała... sowa? Z listem w dziobie.

- Co tu robi sowa z Hogwartu? - wymamrotał Anglia. Hogwart? Czy to przypadkiem nie była szkoła magii, z której był tak dumny? Ale podobno przyjmowali dzieci od 11 do 17 lat. Jedyne osoby w tym przedziale, nawet jeśli tylko z wyglądu, to byli Liechtenstein, Łotwa i Sealandia.

Sowa zakołowała pod sufitem... i pofrunęła prosto w moją stronę. Że co do Matki Boskiej Częstochowskiej?!

Ku zdziwieniu krajów, w szczególności Anglii, sowa wylądowała z gracją przede mną i upuściła trzymaną w dziobie kopertę.

To chyba jakieś żarty. A przynajmniech chciałbym, żeby tak było. Niestety, to totalnie był autentyczny list z Hogwartu.

Pan H. Potter
Sala konferencyjna ONZ
Genewa
Szwajcaria

Że co? Niby tak się nazywałem kiedyś, dawno w przeszłości? Jeszcze zanim poznałem Mieszka i dał mi imię Feliks? Generalnie, głupia nazwa.

Nim zdążyłem otworzyć pergaminową kopertę (kto w dzisiejszych czasach używa jeszcze pergaminu?) została mi ona wyrwana przez Anglię

Spojrzał na adres i skamieniał. Totalnie jakby zobaczył oczy bazyliszka.

Nawet nie pytając mnie o zdanie, chwycił mnie za rękę i wykonał międzynarodowy skok. Prosto do jego domu. Potem zaczął się krzątać, przygotowywując herbatę i wyglądając jak wniebowzięty.

Obserwowałem to z podejżliwością. Anglia to chyba zauważył.

- Harry, nie musisz się bać. Po prostu cieszę się, że cię znalazłem!

Z uśmiechem postawił przede mną filiżankę. Poczułem, jak drga mi warga, chcąc odsłonić zęby.

- Przestań pieprzyć, Anglia. - warknąłem, mimowolnie przechodząc na polski. Po jego zdezorientowanej minie wywnioskowałem, że kompletnie mnie nie zrozumiał. Więc przeszedłem na angielski - Nie jestem głupi, Arthur. Zapomniałeś, jaki naprawdę jestem. Nie jestem Harrym Potterem, więc przestań mnie tak nazywać. A, i do twojej wiadomości, to dwa razy zakradłem się na Pokątną. Wiem, co czarodzieje myślą o Harrym Potterze.

- Wiedziałeś? - filiżanka zastygła w połowie ruchu do ust Anglii

- Nie wiedziałem, że kiedyś nazywałem się Harry Potter. Miałem chyba sześć ludzkich lat, gdy przeniosłem się do X wieku i zostałem Polską. Nigdy nie poznałem swojego imienia.

Oczy Angli się rozszerzyły. Chyba coś właśnie zrozumiał.

- Dyrektor Hogwartu, Dumbledore, mówił mi, że jesteś bezpieczny z kochającą rodziną. Podobno w wieku sześciu lat porwali cię słudzy Voldemorta. Zrobili akcję poszukiwawczą w całej Wielkiej Brytanii.

Uśmiechnąłem się drwiąco.

- Ale szukali nie tam, gdzie było trzeba. Poza tym, to nie była kochająca rodzina. Wolałbym, gdyby nikt się nie dowiedział o mojej dawnej tożsamości. Nawet nie mam blizny na czole.

Chociaż, tego ostatniego nie musiałem dodawać. Moja fryzura odsłania czoło. Bliznę od razu byłoby widać.

- No dobra, Feliks. Ale pozostaje pytanie "Czy idziesz do Hogwartu?". I co zamierzasz zrobić z Dumbledorem? Okłamał nas wszystkich.

Tym razem nie mogłem powstrzymać mięśni mojej twarzy i na światło dzienne wychynął drapieżny uśmiech.

- Wiesz, my, Polacy, lubimy się zabawić. Pozwól mi zabrać Gilberta, a pójdę. Co do Dumbla, to mam wprawę w takich sprawach.

Podałem mu dłoń. Potrząsnął nią, pieczętując umowę.

##############

Trochę to pokręcone (jak projekt ustawy) ale w następnym rozdziale postaram się większość wyprostować.

Wasza Nieuchwytna

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro