Rozdział 15
Poszedłem na dół. Oczywiście bez bluzy, bo pani "na pewno wrócisz czysty i suchy" wszystko wyprała. No cóż, muszą raz (nie pierwszy i nie ostatni) przeżyć. Kiedy wszedłem do salonu wszyscy na mnie popatrzyli.
-Gdzie znowu zgubiłeś bluzę?- spytał Jack.
-Jane mi wszystkie wyprała, bo stwierdziła, że "wrócę czysty i suchy"- odpowiedziałem. Popatrzyłem na Jessy i zobaczyłem na jej twarzy rumieniec. Uśmiechnąłem się do niej zadziornie.
-A ty co taki uśmiechnięty?- Jane popatrzyła na mnie, a potem na Jessy. Chyba już nie muszę odpowiadać.
-Jessy, mogę cię prosić na słowo?- spytał Ben mojej kochanej Jess.
-Dobrze- powiedziała trochę niepewnie. Popatrzyłem na chłopaka zabójczym wzrokiem.
-Spokojnie, nie zabije ci jej- szepnął do mnie kiedy odchodzili.
-Jack, mam do ciebie proźbę- powiedziałem spokojnym tonem.
-Jaką?
-Czy mógłbyś z łaski swojej nie włączać w środku nocy muzyki na głośnikach?
-Popieram- dodała Jane.
-A co ci przeszkadza moją muzyka?- popatrzyłem na niego jak na debila.
-Już jesteśmy- powiedział Ben wchodząc razem z Jessy do pokoju.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę.
-Ej, ja chyba pójdę. Nie żeby coś ale...
-Rozumiemy- odpowiedziała jej Jane.
-Jeff, chcesz iść ze mną?- uśmiechnęła się.
-Oczywiście, że chcę.
-Tylko może weź bluzę...
-Dalej mokre, wezmę w rękę- znów uśmiechnąłem się zadziornie do dziewczyny.
-No dobra, chodźmy. Cześć wszystkim!- pożegnała się z resztą. Usłyszeliśmy tylko pożegnalne teksty typu "cześć", "do zobaczenia", itd.
Szliśmy przez las w ciszy, przytuleni do siebie. Bluza już w miarę wyschła, więc miałem ją na sobie. Doszliśmy do domu Jessy. Oderwała się ode mnie, musiała przecież jakoś otworzyć drzwi.
-To co chciałabyś robić?- podniosłem brew i uśmiechnąłem się jak jakiś zboczeniec.
-Spokojnie, Jeffy, nie myśl o tym- zaczęła się śmiać... Zaraz! Czy ona zaczęła zarabiać moje imię? Coś się dzieje...
-Jeffy? Czy ja o czymś nie wiem?- dziewczyna wyglądała na zakłopotaną. Cały czas patrzyła na mnie ślicznymi oczkami, które, chociaż widzę tak często, ciągle mnie zaskakują i... Stop!!! O czym ja myślę?!
-Nad czym się tak zastanawiasz?- teraz ja poczułem, że wpadłem w bagno. Co nam jej niby powiedzieć? "A wiesz, myślę o twoich oczach, jakie to są piękne i cudowne, że je kocham jak i całą ciebie"... Wróć!!! Znowu o tym myślę! Jeff, ogarnij się!
-O niczym...
-Słabo kłamiesz.
-A ty niby lepiej?
-A skąd wiesz, że nie?- podszedłem do niej, przytuliłem.
-Nie kłóćmy się...- szepnąłem.
-Nie wiesz, jak się odgryść?
-Nie, nie chcę cię stracić...
-Nie stracisz, obiecuję...
-Czasem obietnice zawodzą...
-Tak samo jak ludzie, ale zawsze trzeba dać im szansę na lepszy dzień...
-Słodkie... Ale nie słodsze od ciebie... Kocham cię...
-Ja ciebie też, Jeffy... Ja ciebie też...
*****
Pam pam pam pam!!! Powraca wena i to na najwyższych obrotach!!!
Chcę się odnieść do końcówki rozdziału. Rozmowa ma podstawę na tym, czego doświadczyłam ostatnio dzięki mojemu Szymkowi :*
Do następnych rozdziałów, trzymajcie się, narazie, papa!!! :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro