♦32: Nadzieja♦
W momencie, w którym każdy kolejny oddech jest trudniejszy od poprzedniego, uświadamiam sobie tak wiele.
Kiedy po zrobieniu kroku na przód, cofam się o dwa, gdy po dołożeniu jednej cegły, na głowę spadają mi dwie kolejne, tracę Nadzieję na cokolwiek.
Nie mam Nadziei na uzdrowienie - nie wierzę w cuda.
Nie mam Nadziei na Twój powrót - nie żyjemy w bajce.
W końcu Nadzieja matką głupich.
Leżąc w tym nieziemsko białym łóżku, w białym pomieszczeniu, z jednym, małym, wymagającym czyszczenia oknem z którego widzę tylko szare niebo, pozbywam się z głowy wszystkiego.
Z Tobą jest nieco komplikacji, ale nic nie jest niemożliwe.
Nie mam Nadziei na częstsze wizyty mojej rodziny. Sądzę, że mieć siostrę, dziecko chore i psychicznie i fizycznie musi być dla nich hańbą. Skazą na osi pokoleń.
Nie mam Nadziei na zobaczenie ich przed kopnięciem w kalendarz - nie zawsze życie jest zaskakujące.
Ale...
Mam Nadzieję, że nie będzie bolało.
I że kiedyś przeczytasz te wszystkie, głupie listy.
Bo niestety Nadzieja umiera ostatnia.
********
Daję jeden, a kolejny - nie wiem kiedy.
Powoli zmierzamy do końca.
~ May ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro