epilog
– Jeongguk! Nie zabrałeś mojej walizki z podjazdu! Musisz zawrócić! – zawołał dwudziestoczteroletni mężczyzna. Miał bujne blond włosy, ciemnoróżowe usta i pulchne policzki. Cały czas się uśmiechał.
– Nie wkręcaj mnie, bo spóźnimy się na samolot!
– Dlatego zawróć, bo nasi klienci nie będą czekać na nasz przylot dwa dni!
Czerwone auto sportowe przejechało tę samą trasę na wstecznym. Jimin wysiadł i wsadził niebieską walizkę do bagażnika.
– Już?
– Tak, jedź, zanim zrobią się korki – zapiął pasy, po czym ruszyli.
Im bliżej lotniska, tym bardziej Jimin się stresował.
– Nie bój się. Osobiście uważam, że to będzie nasza najlepsza kampania.
– Mówisz tak o każdej!
– Ale ta jest wyjątkowa. Bo właśnie mija osiem lat.
– Nadal to wszystko liczysz?
– Tak. A kiedy skończymy... Skoczymy na soju i barbecue. W Seulu są świetne knajpki.
– Nie mogę się doczekać, już jestem głodny!
Przeszli odprawę i zajęli swoje miejsca w biznes klasie. Chwilę przed planowanym startem fotel na przeciwko został zajęty przez spóźnionego pasażera.
Ściągnął maseczkę i przypadkowo nawiązał kontakt wzrokowy z Jiminem.
A Jimin uśmiechnął się szeroko.
– Min Yoongi?
Pasażer spojrzał na niego nieco wystraszony.
– Skąd pan zna moje imię?
– Jimin, nie zagaduj innych, to nie ekonomiczna – Jeongguk złapał go za ramię.
– Jesteś pianistą – powiedział, patrząc w jego oczy.
Nieznajomy uśmiechnął się.
– A więc lubi pan muzykę klasyczną?
– Bardzo.
– Bywał pan na moich koncertach?
– Wiele razy. Czuję się, jakbym znał pana bardzo dobrze.
Jeongguk zamilknął. Nie przypominał sobie, żeby Jimin kiedykolwiek interesował się tym tematem.
A później sobie przypomniał.
Gdy jego choroba zaczęła postępować, wymyślił sobie postać o takim imieniu. Mówił o nim przez cztery lata w szpitalu psychiatrycznym. Był zamknięty w innej rzeczywistości i najwyraźniej nadal nie potrafił zrozumieć, że Yoongi, którego ponoć odwiedzał to tylko wyobrażenie. Gdy spojrzał na tego pasażera, mógł w końcu zrozumieć, że był inspirowany kimś, kto naprawdę istnieje. Światowej sławy pianistą, z którym jakimś dziwnym trafem teraz rozmawia naprawdę.
A więc nie była to jego Ana...
• koniec •
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro