60.
Kiedy Jimin wrócił ze szkoły, zrobiło mu się słabo. Usiadł na kanapie w salonie i przez kilka godzin się z niej nie ruszał. Kompletna cisza. Wypełniła go cisza, której nie słyszał już dawno. O niczym nie myślał. Potrafił jeszcze nie myśleć. Nie wiedział, że przyniesie mu to takie ukojenie.
Jego matka włączyła telewizor i podskoczyła wystraszona, bo nawet nie zauważyła, że tu siedzi.
Leciał nowy odcinek dramy medycznej. I jego cisza się skończyła.
– Co ty tutaj robisz? A zresztą. Mamy do pogadania.
Spojrzał na nią niechętnie, ale się nie odezwał.
– Twój wychowawca ciągle do mnie wydzwania. A to nie jesz obiadów, a to u pielęgniarki, a to nieprzygotowany na lekcje, a to źle wyglądasz, dziwnie się zachowujesz. Wyjaśnisz mi to w końcu, czy dalej będziesz tylko tak zwracał na siebie uwagę?
Jimin objął swoje kolana i wbił wzrok w plecak, zostawiony na środku pokoju. Może i źle wtedy zrobił, że poszedł do wychowawcy, a teraz zaczął go celowo unikać. Narobił sobie problemów i nie wiedział jak je rozwiązać.
– Jimin! – krzyknęła.
Nie czuł się bezpiecznie. Jego głowę znów zalały setki natrętnych myśli.
– Co z tego, że masz zrobione włosy, skoro dalej wyglądasz jak ciężko chory?
– Skoro tak uważasz... – wydusił – to czemu nic nie robisz?
– Słucham? Jak ty się do mnie zwracasz? Ja nic nie robię? A kto cię wychował?! To przez tą cholerną szkołę publiczną! Było cię tam nie dawać!
– To nie wina szkoły! – jego głos załamał się. Nie miał już siły milczeć. Poczuł żal, ogromny żal do swojej matki. Nie powinien, wiedział, że nie może, ale był na nią okropnie zły i nie potrafił wyjaśnić dlaczego. – Kurwa. KURWA!
I znowu dostał w twarz. Tak mocno, że na moment zrobiło mu się czarno przed oczami. Chciała uderzyć go znowu, ale złapał jej nadgarstek i odepchnął.
– Przestań się już nade mną znęcać. To nie ja się pchałem na ten świat. To nie ja zapomniałem pieprzonej tabletki. Dlaczego to mnie tak bardzo nienawidzisz? Powinnaś nienawidzić siebie. Mogłaś mnie oddać. Albo zostawić ojcu i odejść, ale nie. Bo ty lubisz jego pieniądze. A on nie pozwolił ci usunąć ciąży. Ty pieprzona materialistko – zawył, wylewając kolejne łzy. Nagle przestało mu zależeć. Już nie obchodziły go konsekwecje. Czy zabierze mu kartę kredytową czy odetnie Internet, czy zrobi cokolwiek innego. To nie miało znaczenia.
Nic nie mówiła. Jej jedynym argumentem była siła, a kiedy i to zawiodło, postanowiła odejść.
– Co ty mi zrobiłaś, mamo – roześmiał się w rytm jej kroków. – Co ty mi, kurwa zrobiłaś...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro