45.
Jimin od godziny siedział sam w salonie. Owinął się kocem i nie zapalił światła. Jeongguk musiał wrócić do domu ostatnim autobusem, żeby zdążyć na jutrzejsze lekcje.
Drzwi były otwarte tylko przez chwilę, ale i tak poczuł zimno.
– A ty co tu tak siedzisz? Nie masz dziś nic do roboty? – spytała pani Park. Położyła swoją torebkę na stole razem z innymi siatkami.
– Nie...
– Widziałam, że Jeongguk był u ciebie.
Skinął głową.
– On to ma wszystko... Wysoki, przystojny, taka figura, że tylko pozazdrościć – zaczęła rozmyślać. Soo-ah nie może się go nachwalić, wcale się nie dziwię.
Jimin wydał jakiś dźwięk, jednak nie brzmiał jak żadne słowo.
– A ty nie myślałeś, żeby zacząć ćwiczyć na siłowni? Zaraz kończysz szkołę, a nie sądzę, że pójdziesz na studia. Chociaż wyglądem byś nadrobił.
Jego chude dłonie drżały. Usta miał wyschnięte na wiór. Stwierdził, że nie będzie nic pił, żeby szybciej to skończyć.
– Kupiłam ci trochę nowych ubrań, bo widzę, że w kółko chodzisz w tym samym. Nie wiem co ty już nosisz za rozmiar, najwyżej sobie wymienisz.
Wcisnął pięść do ust, by stłumić płacz. Nadal na niego nie patrzyła.
– Wciąż nie chcesz lustra w pokoju? Kiedyś ładne zdjęcia ci przy nim wychodziły. Może byś wrócił na swój Instagram? Coś ostatnio tracisz motywację.
– Do wszystkiego – wyszeptał.
– Co mówisz?
– Nic mamo.
Zapaliła światło. Zobaczyła jego zniszczone, przydługie włosy z dużymi odrostami.
– Idź do tego fryzjera, no jak ty wyglądasz?
– Czemu to akurat takie ważne? – spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem.
Już dawno chciał wrócić do pokoju i położyć się spać, ale czuł się za słabo, by podjąć taki wysiłek.
Matka rzuciła mu pytające spojrzenie.
– Jutro też nie chcesz iść do szkoły?
– Czemu mnie ignorujesz?
Położyła rękę na jego czole. Była chłodna, więc na moment poczuł się dobrze.
– Masz chyba dalej temperaturę. Jeongguk ci nowego wirusa nie przywlókł? Wiesz, że on ciągle między ludźmi, a ty łapiesz każdą infekcję od niego. Nie mogłeś poczekać, aż wyzdrowiejesz i wtedy się z nim spotkać?
Jimin ciężko westchnął. Ściskało mu gardło. Jej wzrok był obcy, a on chciał jedynie, żeby mu powiedziała, że go kocha.
Poczuł, że leci mu krew z nosa. Była jasna, rzadka i spływała w dół jak woda. Poczuł jej smak na ustach, więc odchylił głowę w tył, żeby nie wybrudzić kanapy. Prawie natychmiast spłynęła po jego szyi. W tym czasie milczał i spoglądał na matkę, która rozpakowywała ubrania. Jego dramat rozgrywał się w zupełnej ciszy, chociaż myślami krzyczał i błagał, żeby ktoś go z tego wyciągnął.
Chciał tylko zgubić parę kilo, a zanim się obejrzał, zupełnie utracił kontrolę nad swoim życiem.
Krew spłynęła mu do gardła, zadławił się i zaczął kaszleć.
– Teraz masz jeszcze kaszel? Może cię umówić do le-
Zaniemówiła, kiedy zobaczyła jego zakrawioną twarz i ręce. W pierwszej chwili nie potrafiła stwierdzić co się stało. Szybko złapała za chusteczki i przycisnęła do jego nosa. Trochę za mocno. Brudnymi rękoma złapał jej okryte jasną bluzką ramiona, dusił się własnym żalem do wszystkiego.
– No, co ty robisz, Jimin! – krzyknęła. – Puść mnie, ty myślisz, że to zabawne? Przestań się tak uśmiechać, wiesz, że tego nienawidzę!
Ale on nie mógł przestać się uśmiechać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro