21
Harry wybiegł z domu nie zważając na wołania matki, ojczyma i siostry. W głowie przyświecał mu jedynie jeden cel. Znaleźć i pozbyć się Todd'a raz na zawsze. Jadąc z zawrotną prędkością wybrał numer do Zayn'a, który wiedział wszystko i znał wszystkich.
-Halo? - odezwał się chłopak.
-Todd ma nadal siedzibę pod Chester?
-Harry co ty wyprawiasz? - odezwał się zaniepokojony przyjaciel. Harry był nieprzewidywalny. Nie tylko w słowach, ale i w czynach.
-Do cholery Zayn! Pod Chester? - krzyknął przyspieszając.
-Czekaj sprawdzę. - po chwilowej ciszy wrócił. - Tak. Harry coś się stało?
-Tak. Blair tam jest. Todd ją porwał. Zabije sukinsyna. - zakończył połączenie i z zaciśniętą szczęką jechał w stronę miasta. Po godzinnej drodze wystarczająco zdenerwowany przez roboty drogowe zaparkował pod starym magazynem. Powybijane z okien szyby, z dachu spadające dachówki, a wszędzie śmierdziało grzybem i wilgocią. W takich warunkach ostatnie dni spędziła Blair. Chłopakowi łamało się serce. Zakrył częścią kurtki broń, którą chciał pozbawić życia Todd'a i członków jego ekipy. Po cichu wszedł do magazynu i szedł ciemnym korytarzem, w stronę jasnego pomieszczenia, z którego biło złociste światło. Nagle do uszu chłopaka doszedł przeraźliwy krzyk połączony z jękiem bólu i płaczem. Blair. Wyciągnął broń i przyspieszył kroku. Wszedł i wychylił głowę przez framugę. Na środku magazynu przypięta do filaru sznurem znajdowała się Blair. Jej ciało było szare, czego nie dało się przeoczyć nawet z tak dużej odległości. Harry miał nadzieję, że to tylko za sprawą dziwnego światła pomieszczenia. Naprzeciwko dziewczyny stał Todd. Uśmiechał się z pogardą, a w dłoni trzymał drewniany kij. Mimowolnie dłonie Harry'ego zacisnęły się mocniej na broni. Oprócz Todd'a przy stole w rogu siedziało dwóch mężczyzn. Chyba grali w karty. Nagle ktoś pociągnął chłopaka za ramię w tył. Styles odwrócił głowę mocno zaskoczony i wymierzył bronią w nieznajomego. Zaskoczony przyjrzał się mężczyznom przed nim. Rozpoznał w nich czterech kumpli Zayn'a. Skąd oni tu....? Zayn. Przejął rolę Liam'a opiekuna? Jeden z przybyłych na migi zapytał Loczka ilu jest facetów. Chłopak wyciągnął trzy palce i cała piątka wiedziała, że jest na wygranej pozycji. Pięciu na trzech. Harry podniósł pistolet chcąc zastrzelić najpierw Todd'a. Ktoś jednak był szybszy. Odwrócił głowę w stronę bruneta z wyciągniętym przed siebie pistoletem.
-Nie chcę żebyś miał krew na rękach. Zajmij się dziewczyną. My bierzemy resztę. - wyszeptał i ponownie strzelił. Chłopaki poradzili sobie z pozostałą dwójką i wszyscy weszli do centrum pomieszczenia. Harry podbiegł do Blair, a przybyli go ubezpieczali. Skóra Greenie była szarawa, poraniona, a gdzieniegdzie była zaschnięta krew. Miała podbite oko, a co najbardziej rzucało się w oczy była naga.
-Ha..Ha..Harry. Jesteś. - wyszeptała prawie niesłyszalnie. Chłopak kucnął przed nią i leżącym niedaleko nożem przeciął sznury, którymi ją związano. Dziewczyna wpadła w jego ramiona i płakała. Ale nie tylko ona. Harry również się rozpłakał. Szybko zdjął swoją bluzę i założył ją na poranione ciało ukochanej.
-Jestem. Spokojnie. Zabiorę cię do domu. -szeptał gładząc ją po głowie. -Musimy wstać kochanie. - dziewczyna jednak nie chciała go puścić. Styles posłał porozumiewawcze spojrzenie dwójce brunetów. Podeszli oni do pary i pomogli Loczkowi wstać z Blair na rękach. Dziewczyna z przerażeniem patrzyła na towarzyszy swojego chłopaka i schowała twarz w zagłębieniu jego szyi.
-Spokojnie skarbie. To kumple Zayn'a. Pomogli mi dzisiaj. - pocałował ją w skroń - A teraz wracamy do domu.
Harry w eskorcie czwórki chłopaków wyszedł z magazynu. Położył Blair na tylnych siedzeniach samochodu i okrył ją kocem, który zawsze woził w samochodzie.
-Harry, boli. - jęknęła gdy samochód przejechał przez próg spowalniający.
-Wytrzymaj jeszcze chwilkę skarbie. Za raz będziemy w domu. - powiedział łamiącym głosem, ścierając łzy z policzków.
*****
-Harry, chcę z tobą porozmawiać. Chodź na chwilkę. - Anne uchyliła drzwi do pokoju syna. Siedział na łóżku, gdzie leżała Blair odpoczywając po opatrzeniu ran. Jedną dłonią chłopak obejmował jej drobną, a drugą gładził jej głowę szepcząc coś do ucha. Na głos swojej matki odwrócił wzrok ukazując zaszklone, ale szczęśliwe oczy. Szepnął coś ukochanej do ucha, po czym delikatnie wstał i wyszedł z sypialni.
-Liczę na wyjaśnienia. I nie tylko ja. - powiedziała łagodnie, ale stanowczo zakładając ręce pod piersi. Harry wciągnął gwałtownie powietrze i potarł dłońmi skronie.
-Więc chodźmy. - westchnął i ruszył za Anne do salonu. Nie wiedział czy mówić całą prawdę i powiadomić o przeszłości z nielegalnymi wyścigami, czy dla dobra sprawy nagiąć trochę prawdę? Nie był tego pewny do pierwszych wypowiedzianych przez siebie słów.
-Słuchajcie. Sprawa wygląda tak. Dostałem od Liam'a wiadomość, że londyńska policja namierzyła porywacza. Pojechałem na miejsce z policją i przywiozłem tutaj Blair.
-Więc dlaczego nie możemy jej zawieść do szpitala? Te rany powinien obejrzeć lekarz! - oburzyła się Gemma i wstała gwałtownie, lecz na prośbą Robin'a usiadła ponownie.
-Blair jest w szoku. Boi się ludzi i nie chcę narażać jej na niepotrzebny stres. Jutro wracamy do Londynu. Tam mieszka mój przyjaciel, który jest lekarzem. Przyjedzie i obejrzy ją. - powiedział szybko. Wszystko brzmiało dość prawdziwie.
-Dobrze Harry. Tylko błagam, zadzwoń do nas i powiedz co i jak. - Anne podeszła do syna i potarła dłonią jego ramię. Chłopak przytaknął i po pocałunku w czoło od mamy wyszedł z salonu. Nacisnął powoli klamkę i po cichu wszedł do swojej sypialni. Blair spała, jej klatka piersiowa przykryta kołdrą unosiła się miarowo. Włosy dziewczyny były rozrzucone po całej poduszce. Gdyby nie rany na jej ciele można byłoby powiedzieć, że jest cudowną dziewczyną, która cieszy się szczęściem. Szkoda, że życie ograniczyło jej szczęście do minimum. Harry pobiegł do łazienki i wskoczył pod prysznic. Zimna woda otulała jego rozgrzane przez nerwy ciało. Potrzebował tego. Po kilku minutach wyszedł z łazienki przebrany w bokserki i czarną koszulkę. Spiął włosy i wszedł do sypialni. Dziewczyna nadal spała. Położył się delikatnie obok niej i przykrył kołdrą.
-Już nigdy nie pozwolę żeby stała ci się krzywda. Niech wezmą mnie, nie mojego anioła. - wyszeptał i pocałował ją w czoło, a następnie zasnął szybciej niż zwykle.
*****
-Jesteśmy w domu. - wyszeptałem i dotknąłem posiniaczonego policzka ukochanej. Otworzyła powieki ukazując cudowne oczy. Spojrzała przez szybę i delikatnie się uśmiechnęła. Wyszedłem z samochodu i podszedłem do tylnych drzwi. Otworzyłem je i włożyłem głowę do środka. - Dasz radę iść sama czy mam cię zanieść?
-Dam radę. Pomóż mi tylko wyjść. - podała mi ręce, za które złapałem. Pociągnąłem ją do góry i pomogłem wysiąść. Otuliłem jej ramiona kocem i pocałowałem w czoło. Wtuliła się w moje ramie i nie chciała puścić. Moja mała małpka. Wyciągnąłem nasze torby, co z pewnością nie należało do zgrabnych ruchów. Weszliśmy do domu i odłożyłem torby na miejsce obok schodów. Zaprowadziłem Blair do salonu i zapaliłem w kominku.
-Za raz będzie ciepło. Biegnę zrobić herbatę, a ty się nie ruszaj. - poprosiłem szybko i pobiegłem do kuchni. Nalałem do czajnika wody i włączyłem go. Następnie zabrałem torby, które wyniosłem na piętro. Zabiorę jej rzeczy do mnie. Od teraz śpi ze mną. Słysząc dźwięk gotującej wody zbiegłem ze schodów i wpadłem do kuchni. Wyłączyłem wodę i szybko wystawiłem dwa kubki. Wrzuciłem torebki herbaty i zalałem wodą. Dodałem cytrynę oraz cukier. Kubki postawiłem w salonie na stoliku naprzeciwko sofy.
-Nie biegaj tak, bo się spocisz. - zaśmiała się, a ja w głębi duszy skakałem z radości na jej czyn.
-Kochanie, proszę nie żartuj sobie ze mnie. - odwzajemniłem uśmiech i podałem jej kubek. - Ciepło ci?
-Tak. Posiedź tutaj chwilę.
-Tak, tak. Zadzwoniłem do mojego przyjaciela. Tego lekarza, który badał cię za pierwszym razem.
-A tak. Miły człowiek. - otuliła się kocem.
-Przyjdzie wieczorem zobaczyć twoje rany. Opatrzyłem to wprawdzie, ale ze mnie taka pielęgniarka, jak z Louis'a malarz. - zaśmiała się na moje porównanie, a ja uśmiechnąłem. Udało mi się ją rozśmieszyć.
-Harry ja przepraszam. - wyrzuciła nagle. - Mogłam tamtego wieczoru iść z tobą do samochodu. Nic by się nie stało. - pociągnęła nosem.
-Kochanie, ale nie przepraszaj. To nie twoja wina. Mogłem cię bardziej pilnować. Jak zwykle musiałem zawalić. - westchnąłem.
-Harry nie mów tak. Proszę. - mówiła ze łzami w oczach. - Nie wiń siebie. - wyciągnęła dłoń w moją stronę i pogładziła mój policzek.
-Tęskniłem za tobą. - powiedziałem zgodnie z prawdą i wtuliłem się w tą gładką dłoń teraz pokrytą siniakami.
-Ja za tobą też. Mówili, że nie żyjesz. - wyszeptała, a ja podniosłem na nią zaskoczony wzrok. - Martwiłam się o ciebie. Myślałam, że już cię nigdy nie zobaczę. - rozpłakała się już na dobre. Przysunąłem się do niej i przyciągnąłem delikatnie do siebie. Myślałem, że mnie odrzuci zważywszy na ostatnie wydarzenia. Nie zrobiła tego. Wręcz przeciwnie. Wtuliła się bardziej.
-Kocham cię Aniołku. - wyszeptałem do jej ucha.
-Ja ciebie też kocham Harry. - odpowiedziała, a moje serce napełniło się radością i szczęściem. Podniosła na mnie zatroskany wzrok, a ja starłem łzy z jej policzków. - Bardzo cię kocham. - dodała, a po chwili mogłem smakować jej malinowych ust. Ust, które całować mogłem tylko ja.
*****
-Gdzie byłeś? - spytała Blair, gdy wszedłem do sypialni. W pomieszczeniu świeciły się jedynie lampki nocne po obu stronach łóżka oraz ozdobna lampa w rogu pomieszczenia.
-Dzwoniłem do mamy. Prosiła, żeby zadzwonić i powiedzieć co i jak. - uśmiechnąłem się i zasłoniłem okna roletami. - Jak się czujesz?
-Już lepiej. Twój przyjaciel dał mi leki przeciwbólowe i tu mam całą rozpiskę tego co nam będzie potrzebne. - podniosła białą kartkę, którą szybko przejąłem. Żadna z nazw nic mi nie mówiła, oprócz wyraźnego napisu BANDAŻE.
-Zadzwonię do Liam'a. Pojedzie jutro rano po wszystko. - widziałem, że chciała coś powiedzieć, więc jej to uniemożliwiłem. - Spokojnie. Payne zrobi to z wielką radością. Cała czwórka martwiła się o ciebie. Gdyby nie Zayn, a dokładniej jego kumple miałbym krew na rękach. - widziałem lekkie przerażenie w jej oczach na moje ostatnie słowa. - Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, co sama widziałaś. - uśmiechnąłem się. - Co to za ponura mina? Czyżby doktor Styles miał przepisać pani łaskotki na poprawę humoru? - zapytałem z podstępnym uśmiechem podchodząc do niej.
-O nie. Tylko nie to. - krzyknęła rozbawiona i podniosła ręce w geście obronnym.
-Niech będzie. Tym razem pani podaruję. - usiadłem obok niej. Wziąłem do ręki telefon i napisałem wiadomość do Payne'a, z prośbą o zrobienie jutro zakupów w aptece. Chłopak zgodził się od razu, więc umówiliśmy się, że jutro o dziewiątej przyjedzie po receptę. Chciałem wejść na Twittera zobaczyć czy przypadkiem paparazzi nie zrobili nam jakiś zdjęć, gdy poczułem palec w boku. Odwróciłem głowę w stronę Blair. Siedziała obok uśmiechnięta i dźgała mnie w coraz mocniej.
-Harry przyniesiesz mi z biurka kartkę. Tą złożoną na kilka części. Wiesz którą. - uśmiechnęła się ładnie, a moje serce się roztopiło. Ach ten stan zakochania.
-Jasne.
-I jeszcze laptop i ołówek. - dodała, a ja udałem, że to za wiele dla mnie.
-Ale siłacz z ciebie. I jakie to poświęcenie dla pana, panie Styles. - dodała kiwając śmiesznie głową, gdy podałem jej przedmioty. Usiadłem obok niej i spoglądnąłem co robi. Otworzyła na laptopie przeglądarkę i wpisała Tower Bridge. Rysuje go?
-Co się gapisz? I tak ci nie pokażę. - powiedziała, gdy zrobiłem słodkie oczka. Fuknąłem i podniosłem się. - Tak, możesz iść zrobić mi kakao, a ja sobie porysuję. - wywróciłem oczami i w akompaniamencie jej śmiechu wyszedłem zrobić jej napój. Czego się nie robi dla ukochanej?
***********
Moi Drodzy. Zastanawiam się czy kontynuować Sketch Tower Bridge. Pojawia się mało komentarzy, najczęściej od dwóch osób, a i liczba wyświetleń nie jest wysoka. Napiszcie czy chcecie kontynuacji, bo rzeczą jasną jest to, że nie ma sensu ciągnięcia czegoś co interesuje bardzo mało osób.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro