Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Współlokator

Harry nigdy nie jadł posiłków w ciszy. Kiedy był u Dursley'ów – nawet jeśli nie siadał z nimi przy jednym stole, a był w kuchni czy w swojej komórce pod schodami lub pokoju – to zawsze słyszał tubalny głos wuja Vernona czy śmiech Dudley'a, gdy kolejnej osobie w filmie w widowiskowy sposób odrąbano głowę. W Hogwartcie jadł w Wielkiej Sali ze wszystkimi uczniami, a nawet gdy przebywał w Skrzydle Szpitalnym to pani Pomfrey zawsze kręciła się gdzieś w pobliżu.

Teraz siedząc przy stole w kuchni profesora Lupina i obserwując jak Draco wyjmował z szafek odpowiednie naczynia, a Remus stał przy kuchence i mieszał cały czas coś na patelni, nie mógł znieść ciszy jaka rozbrzmiewała w pomieszczeniu. Harry miał wrażenie, że tylko jemu to przeszkadzało. Kręcił się na krześle, a jego palce wybijały rytm piosenki, którą słyszał kilka dni temu w kuchni ciotki Petunii i przyglądał się wszystkiemu co miał w zasięgu wzroku. Jasne szafki, przy których kręcił się Malfoy w swojej rozpiętej do połowy koszuli i lnianych spodniach, już uspokojony po tym co się stało na piętrze. Mimo to Harry widział jego ostrożne ruchy i spiętą sylwetkę. Remus za to był jego zupełnym przeciwieństwem. Zrelaksowany, ubrany w jeden ze swoich swetrów i uśmiechający się delikatnie do garnka z gotującym się makaronem i zaraz po raz kolejny chwytając łyżkę potrzebną do mieszania.

– Ładnie pachnie – rzucił Harry, by przerwać w końcu panującą ciszę.

– Dziękuję Harry – odpowiedział uradowany Remus i zmniejszył gaz pod garnkiem makaronem. – Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Nie jesteśmy z Draco jeszcze w formie żeby przygotować coś większego na obiad, a po pełni apetyt u wilkołaków jest naprawdę duży.

– Jasne, rozumiem. – Uśmiechnął się w odpowiedzi i poprawił okulary spadające z nosa. – Na pewno nie chcecie pomocy? – zapytał jeszcze raz. Harry naprawdę nie był przyzwyczajony do tego żeby siedzieć bezczynnie i nic nie robić.

Zanim Remus odpowiedział Draco postawił komplet talerzy i sztućców na stole tuż obok chłopaka. Harry wzdrygnął się odrobinę na ten gwałtowany ruch i spojrzał na blondyna, który rzucał mu ostre spojrzenie. Zaraz potem przeniósł wzrok na naczynia i z powrotem na Pottera. Chłopak miał wrażenie, że przestał oddychać, bo nie spodziewał się po tej całej sytuacji na górze, Draco zbliży się do niego na odległość wyciągnięcia ramion. Harry nie był głupi, zrozumiał, że Ślizgon nie chciał, by dotykał Remusa i dlatego się odezwał.

Draco jeszcze raz zerknął na Pottera i z powrotem na talerze, które położył z impetem na stole.

– Tak, Malfoy, nie ma problemu, mogę rozłożyć talerze – westchnął Harry.

Rozszyfrował spojrzenia Draco i jego niezadane pytanie, chociaż wątpił, by chłopak o cokolwiek go prosił. Gdyby mógł się odezwać pewnie byłoby to bardziej w stylu, że skoro Harry chciał się przydać, to niech ruszy swoją gryfońską dupę. Nie miał wątpliwości, że właśnie tak to by wyglądało. Merlinie, Potter nie miał pojęcia jak niby oni przeżyją razem pod jednym dachem i nie zabiją się gdzieś w połowie tygodnia.


***


Draco zaciskał po raz kolejny zbyt mocno palce na widelcu. Potter mówił. I może nie było to coś czego, by nie robił przez ostatnie pięć lat ich znajomości, ale teraz różnica polegała na tym, że Malfoy nie mógł mu odpowiedzieć. Przy Remusie nie odczuwał tego, aż tak bardzo, ale Potter był całkowicie inny. Draco tak bardzo chciał mu coś powiedzieć, rzucić uwagę czy po prostu zapytać jak, na Morganę, udało mu się zostać animagiem nie kończąc nawet szkoły. Nie wierzył, że ten głupi Gryfon po raz kolejny dokonał niemożliwego. – Na pewno nie będzie problemem jak zostanę?

– Harry, mówiłem ci już. Będę naprawdę szczęśliwy jeśli zamieszkamy tutaj we trójkę. – Remus spojrzał na siedzącego na swoim stałym miejscu Draco, a Lunatyk wydawał się uspokojony kiedy blondyn nie zareagował w żaden nerwowy sposób, ani nie pachniał jakoś inaczej. – Po obiedzie napiszę do profesora Dumbledore'a, że dotarłeś cały i zdrowy i zostaniesz z nami do końca wakacji. I zajmiemy się szybkim remontem na górze. A teraz jedzmy – uśmiechnął się.

– Remus...

– Tak?

– A czy Dyrektor musi wiedzieć, że dotarłem tutaj jako szakal?

Draco przewrócił oczami na to pytanie. Może on i jego wilk sądzili, że Dumbledore jest starcem, który faworyzował Gryfonów i był zbyt naiwny, ale nigdy nie było można uznać go za głupca.

– Myślę, że profesor Dumbledore już wie, Harry – odpowiedział spokojnie Remus.

– Och... okej.


***


Po skończonym obiedzie, cała trójka przeniosła się do salonu. Potter zgłosił się do umycia naczyń, a Remus w tym czasie zaparzył dzbanek herbaty. Siedzieli teraz – każdy z filiżanką i Draco starał się nie warczeć na Harry'ego. A okazało się, że to było naprawdę trudne, bo Gryfon cały czas rozmawiał z Lupinem. Malfoy nie za bardzo nadążał na jaki temat i tak naprawdę nie interesowało go to za bardzo. Chyba coś na temat sowy Gryfona, ale to naprawdę nie było nic ważnego. Liczyło się to, że Potter chociaż siedział w fotelu z dala od starszego wilkołaka i nie dotykał go, zostawiając swój zapach. Na tym wilkowi Draco zależało najbardziej.

– Draco?

Głos Remusa przebił się przez jego burzę myśli i pragnień wilkołaka. Spojrzał na niego znad filiżanki herbaty, która wyjątkowo nie miała żadnego uszczerbku i podniósł brwi w niemym pytaniu dlaczego wilkołak powiedział jego imię.

– Jak czuje się twój wilk?

Wziął urywany wdech, a jego ręce zatrzęsły się tak, że płyn w filiżance tylko cudem nie wylał mu się na nogi. Chciał ją odłożyć żeby wziąć zeszyt i długopis, by napisać odpowiedź na pytanie Remusa. Nie za bardzo wiedział co, ale przecież to nie tak, że mógłby wyrzucić z siebie to wszystko co się w nim kłębiło od kilkunastu godzin.

– Odpowiedz mi, Draco. Otwórz usta i powiedz. Wiem, że potrafisz – namawiał go Remus, a Malfoy po prostu mu zaufał w tej kwestii. Wziął kolejny płytki oddech kiedy poczuł jak Remus przysunął się bliżej niego. Wilk Draco zawył krótko, ale radośnie z tego powodu. – Dasz radę.

– Ja... – kątem oka zobaczył jak Potter drgnął zaskoczony kiedy po raz kolejny usłyszał jego głos. Sam Draco miał świadomość tego, że brzmiał inaczej. Bardziej szorstko, mniej szyderczo. Ale Remus nadal uśmiechał się delikatnie, a światło wpadające przez okno salonu, padało na jego blizny tylko je podkreślając. Draco nie miał świadomości, że Harry miał podobne wrażenie na temat jego śladów pazurów na szyi i rękach. – Wszystko jest dobrze.

Skrzywił się jak tylko to powiedział. Nie brzmiał ani odrobinę przekonująco czy pewnie. Ale Remus nie wydawał się zły, że go okłamał.

– Wiem, że nie jest, szczeniaku. Ale obiecałem ci coś jak tylko tutaj przyszedłeś. – Draco kiwnął głową potwierdzając, że pamiętał. – Nie zostawię cię z tym samego. Przejdziemy przez to razem.

Draco przełknął ślinę i pozwolił sobie (nie patrząc na to, że Potter właśnie dość słabo udawał, że wcale nie przypatruje im się nachalnie) na pokazanie tych wszystkich emocji, które kłębiły się w nim od czasu kiedy szakal, który przyszedł za nim do domu okazał się Harrym Potterem. Jego maska opanowania z elementami zirytowania czy wściekłości, której nie mógł zmniejszyć, po prostu opadła. A Remus mógł dojrzeć to jak Draco bardzo się starał żeby nie było po nim widać tych wszystkich emocji.

– Och, Draco...

I musiał to przyznać, był po prostu zazdrosny. Jego wilk był zazdrosny o Lunatyka. Był zły, że Potter się tutaj pojawił i nie był zadowolony, że zamieszkał tutaj, ale wizja tego, że mógłby sprawić Remusowi przykrość, nie zgadzając się na to, powodowała tylko jeszcze większy ścisk w sercu. I po prostu wraz z przybyciem Gryfona zrozumiał, że przez ostatnie tygodnie bardzo dobrze udawał, że jego poprzednie życie nie istniało i skupiał się na teraźniejszości. Dumbledore to wszystko zapoczątkował swoim przybyciem i pytaniami. A Draco po prostu czuł się przez to wszystko przytłoczony.

Jedynym plusem tego wszystkiego był fakt, że gardło nie bolało go jakby ktoś drapał je od środka tak jak to miało miejsce na górze. Chociaż minęły jakieś dwie godziny od tamtego zdarzenia. Dlatego stwierdził, żeby korzystać z okazji dopóki jego gardło znowu nie odmówiło współpracy.

– Nie chcę stracić kontroli – wyszeptał. Merlinie, nie sądził, że przyznanie się do własnych słabości w towarzystwie osób trzecich czy po prostu Pottera będzie takie trudne. Remus widział go w gorszym stanie i Draco nie miał takich oporów, bo początek ich znajomości opierał się na tym, że Malfoy przyszedł zakrwawiony i umierający, a Remus go uratował.

– Draco – zaczął pewnie Remus – nie stracisz jej. Świetnie sobie radzisz.

– Ale Potter...

– Malfoy. – Głos Pottera spowodował, że Draco obrócił się w jego stronę gwałtownie. Harry jednak nie zachowywał się jakby był przestraszony. Siedział wyprostowany i naprawdę skupiony. Chociaż i tak wyglądał idiotycznie ze swoimi roztrzepanymi włosami i okularami na nosie. – Obiecuję, że będę idealnym współlokatorem. Bo nie tylko ty dotarłeś tutaj w poszukiwaniu pomocy i wsparcia. Bo nie tylko ty go potrzebujesz, chociaż wiem, że prędzej wsiadłbyś na Hardodzioba niż przyznał mi się do tego. Ja po prostu naprawdę chciałbym tu zostać i nie zostać zjedzonym przez twojego Wilka.

Harry wzruszył ramionami jakby to co powiedział nie było niczym wielkim. I mimo że Potter był Gryfonem, miał w sobie coś ze Ślizgona, który zauważył okazję i ją wykorzystał. Jeśli to był moment, w którym mógł przekonać do siebie Draco to chciał z niego w pełni skorzystać. I nawet nie łudził się, że to nie było podyktowane uczuciami, które od jakiegoś czasu czuł do blondyna. Po prostu chciał skorzystać z możliwości tego żeby przestać być z Draco wrogami. W ich relacji to i tak będzie naprawdę duży sukces.

– Wiecie – odezwał się Remus i upił łyk herbaty i oparł się wygodnie o oparcie kanapy. – Mam przeczucie, że czekają nas piękne tygodnie.


***


Draco leżał nieco sztywno na swoim łóżku z rękami ułożonymi na brzuchu i wsłuchiwał się w ciszę jaka była w pokoju. Miał świadomość tego, że jest naprawdę późno, ale jakoś nie miał ochoty wstać i szykować się do pójścia spać. I leżał w łóżku tylko dlatego, że Potter wyszedł kilkanaście minut temu do łazienki i Draco mógł chwilę pomyśleć. Patrzył przy okazji na ramę, drewniane deski i materac nad swoją głową, które miały robić za łóżko dla Pottera. Zaczął się zastanawiać skąd Lupin znał takie zaklęcie transmutacyjne, żeby zrobić łóżko piętrowe. Musiał przyznać, że był pod małym wrażeniem.

Przekręcił głowę w prawo, by zobaczyć, że Potter zdążył się już rozpakować. Jego Błyskawica stałą oparta obok biurka. Draco musiał oddać Harry'emu trochę miejsca w szafie i dwie szuflady komody, by ten mógł wypakować ubrania z kufra, który przyniósł tutaj Dumbledore. I zauważył przy okazji, że Potter ma naprawdę mało rzeczy, które nie byłyby jak pegazowi z gardła wyjęte. Jedynymi rzeczami jakie traktował z szacunkiem był album ze zdjęciami, miotła i klatka tego białego ptaszyska, które nadal się tutaj nie pojawiło. Nie żeby Draco wyczekiwał tej hałaśliwej sowy.

Poza tym, że musiał dzielić z Potterem pokój, doszedł do wniosku, że na razie nie ma ochoty go zabić. Jego wilk nieco już się uspokoił i nie warczał kiedy tylko wyczuł odrobinę zapachu chłopaka na jakiejś rzeczy w domu. Może dotarło do niego, że to by było bez sensu skoro Potter ma spać w tym samym pokoju.

I wtedy usłyszał krzyk, dźwięk tłuczonego szkła oraz całą masę innych, które spowodowały, że zerwał się z łóżka na równe nogi i wyskoczył z pokoju. Jego pierwszą myślą było to, że coś się stało Lunatykowi. Dopiero po sekundzie dotarło do niego, że mężczyzna, by tak nie krzyczał.

I kiedy zobaczył, że równie zdezorientowany Remus otworzył drzwi do swojego pokoju, zrozumiał, że przecież nie byli tutaj we dwójkę. Już nie.

Lupin musiał to zrozumieć szybciej niż Draco, bo od razu spojrzał na drzwi do łazienki.

– Harry?!

W kilku krokach oboje znaleźli się przy zamkniętych drzwiach. Remus bez wahania je otworzył. Draco pierwsze co zobaczył to to, że było ciemno i jedyne światło jakie wpadało do pomieszczenia pochodziło z przedpokoju. Drugą był zarys postaci Harry'ego owiniętego jedynie w ręcznik i pachnącego najprawdziwszym strachem, a jego mocno bijące serce słyszał wręcz doskonale.

– Harry! Nic ci nie jest, szczeniaku?! – Remus wydawał się naprawdę przestraszony kiedy zobaczył stojącego Pottera pośród tych wszystkich odłamków szkła, zdartej zasłonki prysznicowej, porozrzucanych kosmetyków. Woda cały czas leciała w umywalce i topiła przy okazji okulary Harry'ego. Draco patrzył na to wszystko szeroko otwartymi oczami i przez myśl mu przeszło czy to miał na myśli Potter kiedy powiedział mu, że będzie idealnym współlokatorem. Jeśli tak, to Malfoy obstawiał, że dom może spłonąć jakoś w przyszłym tygodniu. Jego wilk natomiast obruszył się obrażony na fakt, że Lunatyk nazwał Pottera szczeniakiem jakby to słowo było zarezerwowane tylko dla Ślizgona.

– Przepraszam – powiedział zawstydzony Harry i rozejrzał się po bałaganie jaki zrobił. – Po prostu światło nagle zgasło i zrobiło się ciemno... i ja no...

– Nic się nie stało, Harry. Nie stało się nic czego nie można, by naprawić zaklęciami.


***


Po tej całej sytuacji w łazience, Draco znowu wylądował w swoim pokoju, ale tym razem już w pidżamie i towarzystwie Pottera. Gryfon nadal zawstydzony z powodu tego co się stało w łazience wszedł szybko na swój górny materac i zakopał się w kołdrze. Malfoy poszedł i zasłonił mocniej zasłony w oknie. Nie miał ochoty rano obudzić się przez słońce. Był naprawdę zmęczony i chciał się wyspać, a podejrzewał, że z Gryfonem w jednym pokoju to nie będzie proste.

– Malfoy... – usłyszał z piętrowego łóżka i zaczął szykować się na nieuniknione. – Mógłbyś rozsunąć zasłony? Chociaż trochę...

Draco odwrócił się i wbił spojrzenie w postać ukrytą pod kołdrą. W pokoju paliło się jeszcze światło i dzięki niemu mógł dostrzec, że głowa Potter'a nie jest przykryta, a oczy, nie ukryte za grubymi szkłami, miały dość intensywny kolor, o którym wspominał mu dzisiaj Remus gdy rozpoznał po nich, że szakal to tak naprawdę Harry. Cały czas stał w pidżamie i z rękami założonymi na piersi. Nie miał zamiaru odpuszczać w tej sytuacji.

Kiedy cisza się przeciągała, Potter chyba zrozumiał, że musi coś powiedzieć.

– No dobra. – Draco wyczuł w jego głosie irytację i przez chwilę poczuł się jak dawniej. On na wygranej pozycji wkurzając Pottera, któremu naprawdę niewiele brakowało, by osiągnąć ten stan. Jak on to uwielbiał. – Rób co chcesz – rzucił zły.

– Potter – wyszeptał i w końcu poczuł jak bardzo dzisiaj przesadził z mówieniem, z którym kiedyś nie miał absolutnie żadnych problemów i była to jego największa broń. Teraz stało się luksusem. Głos mu się odrobinę załamał pod koniec, ale udało mu się wypowiedzieć nazwisko chłopaka, a nawet nie był pod wpływem dużych emocji.

Harry za to zadrżał kiedy usłyszał swoje nazwisko z ust Draco, które brzmiało tak zupełnie inaczej niż przez ostatnie pięć lat. Nadal zawarte w tym krótkim słowie była cała mieszanka drwiny i czegoś charakterystycznego kiedy Malfoy je wymówił, ale przez zmienione brzmienie głosu, robiło to jeszcze większe wrażenie.

– Po prostu, boję się ciemności, okej! – wyrzucił z siebie. Merlinie jakim on był idiotą, że po prostu przyznał się do tego Draco. Który może i się zmienił, ale nadal był Malfoy'em, a Harry chyba o tym zapominał kiedy nie słyszał bolesnych, ale i trafnych uwag co pięć sekund z jego ust. – Boję się ciemności – powiedział już spokojniej. – Dlatego spanikowałem kiedy żarówka w łazience się wypaliła, dlatego proszę cię teraz jak ostatni dzieciak żebyś nie zasłaniał tych cholernych zasłon do końca, by w pokoju nie było tak ciemno. Ale pewnie ty, zasłonisz je jeszcze bardziej, bo jestem tylko żałosnym Gryfogłupkiem, który przyznał ci się do swoich słabości, a ty jak rasowy Ślizgon to wykorzystasz.

Gdyby Draco miał komukolwiek powiedzieć czemu nie zachował się jak rasowy Ślizgon, którym był do tej pory i za jakiego uważał go Potter, to nie wiedział. Może to był przebłysk jego dobrej woli, może mógłby to zrzucić na zachowania Wilka, albo po prostu na fakt, że chyba stawał się innym czarodziejem po tym ugryzieniu, ale odwrócił się z powrotem w stronę okna i rozsunął odrobinę ciemnoniebieskie zasłony. A potem zgasił światło i położył się do swojego łóżka. Dopiero kiedy ułożył się wygodnie, usłyszał głos z góry mówiący:

– Dzięki, Malfoy.





****

Och, nie bijcie. Lojalnie uprzedziłam, że rozdziału przed Świętami nie będzie, ale nie powiedziałam ile będzie trzeba czekac na niego po nich... 

Jak podoba wam się tutaj osoba Harry'ego? Czy może nie podoba? 

I z radością przyjmę jakiś pomysł jak Draco mógłby nazwać swojego wilka!  

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro