18. Powitanie
Draco czuł jak gorący strumień wody spływał po jego plecach. Pozwoliło mu się to trochę zrelaksować po nocy pełnej koszmarów. Znowu śnił o pogrzebie na cmentarzu rodowym Blacków, rozkopywaniu grobu i odkryciu, że on sam leży w trumnie. Widział ledwo trzymającą się na nogach Narcyzę, Pansy, która wbijała paznokcie w ramię Blaise'a i stojących obok nich Vincenta i Gregory'ego mających spuszczone głowy, a ich ramiona drgały nieznacznie. Tłum obcych ludzi otaczał ich z każdej strony, by zaraz zacząć krzyczeć do niego, że jest mieszańcem, potworem i niegodnym bycia nazywania Malfoy'em. Obudził się z palcami mocno zaciśniętymi na kołdrze i urywanym oddechem. Jego wilk był tak samo zdezorientowany jak sam Draco gdy oskarżenia nagle się urwały, a zamiast twarzy pełnych obrzydzenia zobaczył jasne ściany sypialni i słońce wpadające przez okno, które nie było zasłonięte ciemnymi zasłonami.
Podniósł głowę do góry i pozwolił, by woda dostała mu się do oczu, które zacisnął mocno. Przed oczami znowu pojawiła mu się scena kiedy widzi własne martwe spojrzenie i ciało ułożone w trumnie, do której nie mógł się dokopać. Po omacku sięgnął i zakręcił kurek z ciepłą wodą, która zaraz przestała płynąć. Westchnął głęboko i otworzył oczy.
Wychodząc spod prysznica, starał się nie poślizgnąć na kremowych kafelkach i wodzie, której udało się wydostać zza zasłonkę i zalać podłogę w łazience. Stanął przed zaparowanym lustrem z ręcznikiem przewieszonym przez biodra i wodą, która spływała mu po całym ciele i włosach. Nie za bardzo miał siłę, by się wytrzeć i ubrać. Nadal był otępiony, a ból, który czuł nie pomagał mu w skupieniu myśli. Stał tak więc w małej łazience, zaciskając ręce na umywalce i starając się zebrać w sobie, by cokolwiek zrobić. Żarówka, która wisiała centralnie nad nim zamigotała szybko, powodując, że na ułamek sekundy w pomieszczeniu zrobiło się ciemno.
Kiedy światło się unormowało, podniósł rękę i przetarł zaparowane lustro wiszące nad umywalką. Zobaczył własną, pociągłą twarz – szpiczasty podbródek, mocno zarysowane kości policzkowe. Szare oczy i cienie pod oczami. Mokre włosy miał zgarnięte na tył i nie opadały mu na twarz. Podniósł nieco głowę i zobaczył cztery, długie ślady pazurów, które ciągnęły przez jego całe gardło. Wyglądały okropnie. Zagojone rany wcale nie wyglądały dobrze, a sam fakt, że były tak na widoku i to jak bardzo skomplikowały mu życie wcale nie pomagały w patrzeniu na nie. Widząc je za każdym razem przypominał sobie jak bardzo się bał gdy Czarny Pan otworzył klatkę gdzie był Fenrir i wszyscy mogli zobaczyć jak wilkołak pastwi się nad jego ciałem.
Wziął głęboki wdech. Wczoraj po rozmowie z Lupinem i przemyśleniu tego wszystkiego, postanowił, że jakoś dojdzie do tego co musi zrobić, by znowu zacząć mówić. Niezależnie od tego czy jest to kwestia jego blokady psychicznej, zniszczonych przez Greybacka strun głosowych czy czegoś związanego z jego emocjami. Wiedział, że znalezienie powodu czemu nie mówi bardzo mu by ułatwiło pracę nad tym by znowu płynnie mówić i przestać posługiwać się długopisem i stertą kartek do porozumiewania się z innymi, ale im dłużej o tym myślał tym bardziej się denerwował. A świadomość tego, że jego wilk podczas pełni mógł normalnie wyć była nie do wytrzymania! Przecież dzielili jedno ciało, więc jakim cudem, na Merlina i Morganę, wilk mógł normalnie się komunikować, a Draco nie? Przecież problemy Malfoy'a z mówieniem powinny mieć wpływ również na wilka, a tak nie było. I Draco w tym momencie musiał uznać fakt, że jedynym wytłumaczeniem tej sytuacji, było to, że to wszystko siedzi w jego psychice. A to powodowało jeszcze więcej niewiadomych i pytań bez odpowiedzi. Bo to nie tak, że blondyn nie chciał mówić.
Pragnął tego, bo w momencie gdy to stracił bardzo mocno poczuł utratę głosu i czuł się jakby utracił część siebie. Tą wyszczekaną, sarkastyczną i gotową do słownych potyczek w każdej chwili. Otworzył usta i przygotował sobie w myślach to co chce powiedzieć. Ćwiczył to zdanie od wczoraj i nie było widać żadnych efektów. Z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk, ale późnym wieczorem Draconowi wydawało się, że brakowało już naprawdę niewiele do upragnionego rezultatu.
Nazywam się Draco Malfoy.
Wziął kolejny wdech, zwilżył językiem wargi i uformował je w odpowiedni sposób przygotowując się do wypowiedzenia pierwszej litery.
Nic.
Cisza.
Z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Draco wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. Jego wilk był naprawdę zawiedziony jego nieudanymi próbami, a to tylko jeszcze bardziej powodowało, że Malfoy miał dość. Kolejne próby nic nie dały. Spędził paręnaście minut stojąc prawie nagi w łazience, by jedyne co osiągnąć to trzęsące się ciało. Sam nie wiedział czy z zimna, bo ciepła para już dawno zniknęła czy może z nerwów, że jego próby spełzły na niczym. Ostatkiem sił powstrzymał się od rozwalenia czegokolwiek w łazience (lustra, kosmetyków czy zasłonki od prysznica, było mu to obojętne, byle tylko móc dać upust swoim emocjom). W końcu się poddał i zaczął ubierać.
***
Wybraniec nadal nie odnaleziony! Biuro Aurorów odmawia jakiegokolwiek komentarza w tej sprawie. Więcej na stronie 2.
Korneliusz Knot odchodzi ze stanowiska Ministra Magii! Czy znajdzie zastępcę, który nie będzie się bał objąć władzy w momencie kiedy Sami-Wiecie-Kto powrócił?
Takie nagłówki przywitały Draco kiedy ten sięgnął po leżącego na kuchennym stole Proroka Codziennego. Nie miał zamiaru czytać żadnego artykułu na temat Pottera. Skeeter miała z tej historii duże używanie. A wiadomość o odejściu Knota była absolutnie do przewidzenia. Ten człowiek nie poradzi sobie z niczym do czego trzeba nieco sprytu, inteligencji i myślenia dalekosiężnego. A tylko tacy przywódcy byli w stanie wytrzymać na wysokich stanowiskach w czasach wojny.
Remus kończył swój posiłek. Był w nieco lepszym stanie niż wczoraj. Eliksiry, które tak chętnie pił pomagały mu, a rany nie wydawały się już krwawić. Jednak na twarzy było widać duże zmęczenie, a ciemna otoczka wokół oczu tylko dodawała mu lat. Draco skinął mu głową na przywitanie. Remus patrzył na niego z dużym uśmiechem na twarzy i czymś w oczach przez co Malfoy pomyślał, że Lunatyk musiał jakoś zareagować na jego pojawienie się w kuchni. Nie był to zwykłe spojrzenie Lupina, ale sam wilk Draco był z tego bardzo zadowolony i cieszył się z tego, że znaleźli się w jednym pomieszczeniu ze starszym mężczyzną.
– Dzień dobry, Draco – przywitał się Remus. – Mam nadzieję, że się wyspałeś.
Kiwnął głową w odpowiedzi, a jego wilk tak bardzo chciał pokonać przeszkodę w postaci stołu i móc dotknąć Lunatyka. Poczuć jego zapach i powiedzieć coś co by go uspokoiło. Nawet jeśli miałyby być to same kłamstwa. I Draco nie mógł z tym walczyć, może też nie za bardzo chciał. Dlatego niby przypadkiem wybrał nieco okrężną drogę do lodówki, przez co przeszedł koło Lunatyka, biorąc głęboki wdech kiedy był tuż za nim. Poczuł jego zapach, który zmieszany był z cytrusowym mydłem (którego Draco nie cierpiał, ale nie miał własnych kosmetyków i również go używał) i maścią leczniczą, której główny składnik był dość specyficzny. Nie pozwolił sobie na nic innego, chociaż wyciągnął ręce, by chociaż dotknąć remusowego swetra luźno zwisającego z przygarbionych barków. Jego wilk zaczął skomleć niepocieszony w umyśle.
Remus odezwał się dopiero jak Draco usiadł przy stole wraz z wyciągniętym z lodówki dżemem owocowym. Na stole stała patelnia z jajecznicą i ugotowane parówki. Chleb wraz z dzbankiem kawy stały blisko Remusa. Draco czuł wszystkie te zapachy i prawie rzucił się na jedzenie, ale przerwał mu głos Remusa.
– Draco rozmawialiśmy wczoraj na ten temat. – Remus zaczął mówić tym swoim profesorskim tonem znanym Malfoy'owi z trzeciego roku. – Nie możesz skrywać pragnień wilka. Rozumiem, że może to był dla ciebie trudne, nauczyć się żyć z instynktem wilka, jego pragnieniami, ale musisz z nim współpracować. Pozwalać sobie na pewne ustępstwa w sprawie podstawowych wilkołaczych lub ludzkich czynności. Nie możesz go cały czas poskramiać, ograniczać i walczyć z nim, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. Możesz zacząć od czegoś prostego i nieszkodliwego. Nie ma nic złego jeśli twój wilk pragnie dotyku czy potrzebuje poczuć jakiś zapach.
Draco gdyby był wstydliwym Gryfonem to zarumieniłby się na słowa Remusa. Miał świadomość tego o co chodziło starszemu wilkołakowi. Musiał wiedzieć, że Malfoy go obwąchał i chciał dotknąć, ale się powstrzymał. I Draco oczywiście pamiętał o tym wszystkim. Walka na każdym etapie z wilkiem nie przyniesie mu nic dobrego, ale jakoś nie umiał się przemóc. – A teraz zjedz coś.
***
Draco wyszedł z domu kiedy słońce wisiało wysoko na niebie. Było dość ciepło, a on potrzebował się przejść. Wiedział, że nie da rady pójść zbyt daleko od domu, bo po pierwszej przemianie nadal odczuwał ból. Jego wilk był bardzo zadowolony z tego, że wychodzą i będą na świeżym powietrzu. Draco to rozumiał. Wczoraj w lesie kiedy rozmawiał z Remusem czuł spokój i zadowolenie, a kiedy usłyszał sarnę również i chęć podążenia za instynktem myśliwskim. Podwinął rękawy białej koszuli, którą miał na sobie i odpiął jeszcze jeden guzik u góry. Trochę przeszkadzał mu kołnierzyk, bo przy każdym ruchu dotykał śladów pazurów Greybacka. Nie umiał jednak chodzić codziennie w zwykłych podkoszulkach. Był przyzwyczajony do koszul z mankietami i zapinanymi na prawie wszystkie guziki.
Coraz bardziej doceniał spokój i brak kogokolwiek w sąsiedztwie domu Remusa. Zszedł ze żwirowanej ścieżki, która była łącznikiem z miasteczkiem. Wszedł między długie kępy trawy, roślin i kwiatów. Wyciągnął ręce i pozwolił sobie, by pod palcami poczuć zielone listki. Czuł spokój, którego tak bardzo potrzebował.
***
Harry przystanął na chwilę. Z tego co pamiętał dom Remusa był nieco oddalony od reszty miasteczka, w którym właśnie był. Starał się unikać takich miejsc jak dworzec czy centrum, ale na samych obrzeżach gdzie przeważały małe domki czy sklepy z różnymi rzeczami życie jakby jeszcze bardziej tętniło energią. Wszędzie było dużo małych dzieci z rodzicami czy grup nastolatków, którzy zbyt głośno się śmiali, a niektórzy z nich mieli małe odtwarzacze płyt CD z muzyką i słuchawki na uszach. Harry starał się ukrywać gdzieś w cieniu. Po reakcji tej kobiety w Kościele nieco bał się pokazać ludziom na ulicy. Nie zniósłby jeśli znowu zaczęliby krzyczeć.
– Mamo, a czy mogę iść w weekend z Cindy do kina?
Harry drgnął i jeszcze bardziej się skulił za ścianą jakiegoś budynku. Nie miał pojęcia kim jest Cindy, ani dziewczynka, która o oto spytała, ale jej głos był naprawdę blisko.
– Mówiłam ci, że nie. Jedziemy w sobotę do babci, a potem...
Dalszej części Gryfon już nie usłyszał, bo matka z córką za bardzo się oddaliły. Odetchnął z ulgą i wyszedł z kryjówki. Rozejrzał się uważnie i z ulgą przyjął, że nikogo w pobliżu nie widział. Nie za bardzo wiedział, w którą stronę miał teraz iść, bo jego poszukiwania adresu domu profesora Lupina na komputerze Dudley'a nie były, aż tak dokładne. Zdecydował jednak, że najlepiej będzie zdać się na intuicję (Harry nie wiedział czy swoją czy może tą należącą do szakala, ale wolał o tym nie myśleć zbyt długo) i skręcił w prawo coraz bardziej oddalając się od domów i innych zabudowań.
Nie miał już problemów z opanowaniem poruszania się na czterech łapach czy zapanowaniem nad ogonem, który nadal nie za specjalnie chciał go słuchać i ruszał się jakby trochę samoistnie. Kiedy nie widział już miasteczka, a przed nim rozrastał się widok pól i lasu, jeszcze bardziej przyspieszył. Czuł jak wiatr smagał jego futro, a łapy rytmicznie uderzały o ścieżkę. Pozwolił sobie nawet na wywieszenie języka na bok i nie mógł się powstrzymać od myśli jak bardzo chciałby by Syriusz w swojej postaci czarnego, dużego psa biegł obok niego.
Był już prawie u celu.
Wręcz widział dom położony prawie przy samym lesie wśród łąk, do którego prowadziła ścieżka, którą właśnie biegł. Z jego wzrokiem szakala miał problem z rozróżnieniem kolorów, ale samą bryłę budynku widział dość dobrze.
Aż nagle coś poczuł i zatrzymał się gwałtownie. Jego zmysły szakala wręcz zawyły na alarm, a futro zjeżyło się odrobinę. Harry dyszał ciężko, bo nie miał pojęcia o co właściwie chodziło. I z kolejnym podmuchem wiatru to poczuł. Zapach innego zwierzęcia pomieszanego z człowiekiem. Nie za bardzo wiedział jak to możliwe, ale bardziej chciał wiedzieć teraz gdzie znajduje się źródło. Rozejrzał się na boki i wtedy to dostrzegł. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Ktoś spory kawałek dalej przechadzał się i chyba w ogóle nie zauważył Harry'ego.
Potter powiódł spojrzeniem od postaci do domu, który był jego celem i tak kilka razy. Nie był pewien czy to może być Remus. Z drugiej strony nikt inny chyba by nie oddalał się tak daleko od miasteczka, a jednocześnie dość blisko domu profesora Lupina. I ten ktoś też na pewno nie był Śmierciożercą, bo oni przecież nie wybierali się na zwykłe spacery po polach, na Merlina!
Harry podjął decyzję kiedy ta dziwna mieszanka zapachu znowu do niego dotarła. Wszedł między kępy trawy, przez którą ledwo widział tą postać, ale zaufał swoim zwierzęcym zmysłom i zaczął się kierować po węchu. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że stąpał prawie bezszelestnie, a jego uszy były wysoko postawione, nasłuchując najmniejszego szelestu.
Coraz dokładniej słyszał kroki tej osoby. Im bliżej był tym bardziej zapach wydawał mu się w jakimś stopniu znajomy, ale ta zwierzęca nuta nie dawała mu spokoju. Jeśli to był Remus to chyba mógł to wytłumaczyć faktem, że Lupin był likantropem. Nie miał jednak pojęcia czy wilkołaki w ogóle pachną inaczej niż ludzie, bo jako człowiek nigdy tego nie wyczuł.
Równie dobrze osoba, do której coraz bardziej się zbliżał mogła mieć ze sobą jakieś zwierzę i to przez to była ta dziwna mieszanka. Im bliżej był odkrycia kim jest ta osoba, tym trawa i inne zielone łodygi oraz kwiaty wydawały się coraz rzadziej rosnąć i Harry mógł zobaczyć coś więcej niż kolejne listki, które uderzały go w oczy czy nos, by zaraz potem zaplątać się w sierść. W powietrzu nie czuł już nic innego jak ten zapach, który go tutaj przyprowadził.
Pierwszym co zobaczył to jasne, dość luźne, lniane spodnie i buty ze smoczej skóry, które wyglądały na bardzo drogie, bo to właśnie znajdowało się na poziomie jego wzroku. Zrozumiał, że to mężczyzna, dość wysoki i pachnący tak dziwnie. Osoba stanęła naprzeciwko niego i jakby zastygła w oczekiwaniu co Harry zrobi. Stanął tuż przed nim w swojej postaci szakala. Nie usłyszał żadnego krzyku czy nerwowej groźby żeby stąd znikał. Zaczął podnosić wzrok do góry, mimochodem rejestrując podwinięte rękawy koszuli i rozpięte guziki prawie do połowy.
Elegancka koszula na spacer po polu, no naprawdę.
Ale kiedy już prawie miał zobaczyć jego twarz, dostrzegł blizny na szyi, które wyglądały naprawdę paskudnie. Jakby ktoś chciał rozerwać mu gardło. I Harry w tym momencie zrozumiał, że to nie Remus, a ktoś obcy przed nim stoi. Zjeżył się odrobinę na karku.
Malfoy?
Patrzył niezrozumiale na twarz Dracona i nie do końca rozumiał całą sytuację. Harry nie miał pojęcia co Ślizgon mógłby tu robić. Patrzył oniemiały na jego jasne włosy, które w świetle słońca i przez delikatny wiatr wydawały się wręcz jak płynąca platyna. Jego twarz zastygła w pełnym oczekiwaniu, a oczy były wbite w Harry'ego. Potter czekał na jego reakcję, a sam w tym czasie opuścił oczy.
Czekał.
Na krzyk, odpędzenie czy kolejne bolesne słowa, które niezależnie od tego w jakiej formie stał przed Draco zawsze następowały. Jakby Malfoy nie umiał inaczej niż szydzić z drugiej istoty. A on i tak nie potrafił zrezygnować z kontaktu z nim choćby miał słyszeć z jego ust tylko obelgi skierowane w niego czy jego przyjaciół. Ale teraz Draco milczał i Harry nic z tego nie rozumiał. Tą napiętą ciszę między nimi (która była jedynie przerywana przez śpiew ptaków i wiatr) zniszczył Draco. Harry wyczuł, że Malfoy się ruszył i zareagował naprawdę odruchowo odskakując gwałtowanie, cały się zjeżając i wystawiając kły w pokazie agresji i udowodnienia, że jest w stanie się bronić. Nie zaczął warczeć, ale niewiele mu brakowało. Draco pozostał jednak niewzruszony i wyciągnął w jego kierunku dłoń. Harry miał wrażenie, że podoba sytuacja miała na ich pierwszym roku przed Ceremonią Przydziału. Malfoy też wtedy wyciągnął dłoń z propozycją przyjaźni, ale Potter ją odrzucił. Teraz jednak tego nie zrobił i zbliżył się powoli do wyciągniętej dłoni. Dotknął ją zimnym nosem i obwąchał. Czuł wyraźnie zapach Draco, mydła cytrusowego i coś zwierzęcego, czego nie potrafił nazwać. Przeniósł wzrok na przedramię chłopaka i zobaczył tam kawałek skóry niezasłoniętej przez koszulę gdzie widniały ślady zębów. Kilka ugryzień i śladów wbitych naprawdę mocno pazurów, zdobiły ciało Draco. Harry odsunął się odrobinę, a Malfoy zabrał rękę i nadal się nie odezwał co dla Potter'a było naprawdę niepojęte. Sam miał milion pytań.
Harry znowu spojrzał na ślady pazurów na gardle.
Co ci się stało Malfoy?
Draco zaskoczył go po raz kolejny i ukucnął naprzeciwko niego. I gdyby Harry akurat nie spojrzał na jego twarz, pewnie by mu to umknęło. Otwarcie bladych warg, które najczęściej widział wygięte w grymasie nienawiści i pogardy, teraz układały się jedno, krótkie przywitanie.
Cześć.
Ale Harry nie usłyszał jego głosu i tego charakterystycznego przeciągania głosek. Nadal wokół nich rozbrzmiewała cisza. I Potter może i nadal nie miał pojęcia co Draco tu robił, jak trafił tak blisko domu Remusa, ale skojarzył pewne fakty i czuł jak zadrżał z przerażenia.
To to Prorok miał na myśli kiedy mówił o zaznaczeniu zmiany statusu, a on poświęcił naprawdę dużo czasu, by zrozumieć o co chodziło. Draco został przemieniony w wilkołaka. Nie miał pojęcia kiedy, jak i dlaczego, ale ślady pazurów i ugryzień mówiły jasno za siebie. I najgorsze było to, że Malfoy nie mówił.
Harry zaskomlał nagle przestraszony, a Draco spojrzał zdziwiony na szakala nie mając pojęcia co się działo. Malfoy wyciągnął przed siebie rękę i niepewnie wsunął ją w futro zwierzęcia, kładąc ją na jego głowie między oklapniętymi uszami. Poruszał lekko palcami zaczynając głaskać go uspokajająco.
Dopiero po kilku minutach dostrzegł, że wszystko już było w porządku. Draco wyprostował się i spojrzał na szakala z góry. Nie miał pojęcia co miał teraz zrobić z tym dziwnym zwierzakiem, ale chciał już wrócić do domu.
Draco próbował go przegonić, ale Harry się nie dał przestraszyć czy odpędzić. Gdy Malfoy robił kilka kroków, od razu do niego dołączał. Widział jak ten się spina czy wykrzywiał twarz w grymasie niezadowolenia. Kilka razy machał rękami odpędzając go, ale Potter całkowicie świadomie zbliżał się do niego jeszcze bardziej i merdał ogonem, nad którym nie miał do końca jeszcze wpływu. Podobała mu się taka zabawa z Draco. W końcu jednak Malfoy uległ.
A potem zaczęli powoli iść w stronę domu i Draco nie mógł zaprzeczyć, że podobała mu się wizja tego, że nie wracał do domu sam. Szakal dreptał za nim wesoło, czasami wybiegając w przód, ale zaraz potem szybko wracał. Malfoy mógł wtedy bez przeszkód podziwiać jego dziwne umaszczenie, merdający ogon czy wywieszony język. I naprawdę się uśmiechnął kiedy zwierzak wpadł na jakąś roślinę, która go poparzyła lub pokuła i zaczął na nią szczekać.
Kiedy weszli do domu Remus akurat schodził do schodach z naręczem pustych fiolek po Eliksirze Tojadowym. Widok Draco z szakalem spowodował duże zaskoczenie. Starszy mężczyzna wyczuł, że coś jest nie tak zanim dostrzegł zwierzę. Lunatyk zamruczał zadowolony jakby rozpoznając szakala. Remus nie miał pojęcia co się stało.
– Draco? – zapytał zaskoczony i zszedł ze wszystkich schodów, wpatrując się w chłopaka. Draco był lekko zakłopotany i Remus bardziej wyczuł zapach tej emocji niż zobaczył ją na twarzy czy w postawie Ślizgona. Schylił się i dostawił fiolki po eliksirze na ostatni schodek. – Czemu przyprowadziłeś go do domu? – Wskazał na szakala, który siedział grzecznie i merdał szaleńczo ogonem.
I wtedy to zobaczył. Lunatyk prawie zaczął wyć ze szczęścia i Remus czuł jak przez jego ciało przebiega dreszcz kiedy emocje wilka były naprawdę duże. Lupin spiął się próbując nad tym zapanować. Draco jakby wyczuwając, że coś się z nim dzieje również wydawał się ostrożniejszy i przypatrywał mu się jakby czekając na coś. Remus patrzył w niesamowicie, zielone oczy szakala. Tak bardzo znane.
– Harry? To ty? – Lupin nie był do końca przekonany czy nie zrobił z siebie idioty zadając te pytania. Ale przecież znał ten, nietypowy kolor oczu. Widział go tyle razy w połączeniu z rudymi włosami i delikatnym uśmiechem Lily Evans, a potem Potter'a.
Kiedy zobaczył Harry'ego po raz pierwszy po latach, po tym jak Dementorzy zaatakowali pociąg, wiedział, że to on, przez te oczy właśnie. Kolor, który był nie do pomylenia z żadnym innym. Reakcja zwierzęcia była natychmiastowa. Zaczął popiskiwać i kręcić się wokół nóg, prawie przewracając Remusa. Lupin nie mógł nawet podchwycić wzrokiem puszystego ogona z białą końcówką, który ledwo nadążał z machaniem. Draco zaczął przypatrywać się mu się jeszcze bardziej natarczywie. Remus zerknął na niego i zobaczył jak chłopak ze zmarszczonymi brwiami i założonymi na piersi rękoma stał oparty o framugę drzwi prowadzących do kuchni.
Potter?
Remus wyczytał to pytanie ze sposobu w jaki uformowały się blade usta Dracona.
– Jego oczy, Draco – wyjaśnił Remus w odpowiedzi. – Widziałeś jego oczy?
Zwierzę jakby wiedząc, że chodziło o niego przestał biegać wokół Lupina i prawie nie wywracając się na drewnianej i dość śliskiej podłodze jak na jego gust, podszedł do Malfoy'a. Draco spiął się odrobinę i przestał opierać się o framugę. Usiadł przed chłopakiem, a ogon cały czas merdał energicznie i sunął po panelach tyle, że odrobinę wolniej niż wcześniej. Blondyn spojrzał w zielone tęczówki. Wiedział, że Potter miał zielone oczy, ale przez jego czarne włosy, które tworzyły wręcz gniazdo na jego głowie i przysłaniały twarz, oraz grube i okrągłe okulary, nie umiał stwierdzić, że te w które teraz się patrzył są takie same. I nigdy w szkole nie przypatrywał im się zbytnio. Malfoy przeniósł spojrzenie na Remusa i wzruszył ramionami z nieodgadnioną miną. Jeśli Remus miał rację to właśnie przyprowadził do domu Pottera w animagicznej formie. Chociaż musiał przyznać, że to on przyszedł za nim.
– Harry – odezwał się Lupin i wyciągnął różdżkę z kieszeni. Zwierzę od razu reagując odwróciło się w jego stronę. – Rzucę na ciebie teraz zaklęcie, dobrze? Pamiętasz jak ono działa? Wrócisz do swojej ludzkiej postaci.
Remus wyciągnął różdżkę i wycelował nią w Harry'ego. Wypowiedział odpowiednią formułę zaklęcia. Niebieskie światło pomknęło w kierunku zwierzęcia. Draco patrzył na to wszystko z dość sceptyczną miną. Jeśli naprawdę zaraz na ich podłodze pojawi się Potter...
W momencie kiedy zaklęcie dotknęło tego pso-liso-wilka jego sierść, uszy oraz ogon zaczęły znikać. Łapy wydłużać się i zmieniać w ręce oraz nogi. Reszta tułowia wykręcała się pod dziwnymi kątami. Największe zmiany było można zaobserwować kiedy pysk wracał do owalu ludzkiej twarzy. Malfoy przypatrywał się temu zainteresowany czy podobnie wygląda dla kogoś innego, przemiana w wilkołaka. Kiedy cały proces się zakończył, a Remus opuścił różdżkę, Harry Potter siedział dość mocno oszołomiony na podłodze w przybrudzonych i zbyt dużych jak dla siebie ubraniach. W jego włosach było można zauważyć liście i kawałki małych gałązek.
– Harry. Czy Syriusz podczas uczenia cię animagi nie wspomniał, że pierwsza całkowita przemiana powinna być maksymalnie na kilka minut i to w asyście kogoś kto będzie potrafił rzucić zaklęcie, by w razie czego zmienić cię z powrotem w człowieka?
Remus założył ręce na piersi i spojrzał się na Harry'ego z naganą. Draco w tym czasie starał się nad sobą zapanować. Po wczorajszej rozmowie z Dumbledor'em miał świadomość tego, że Potter tu przybędzie. Dyrektor przyniósł tu nawet jego rzeczy, ale to nie zmieniało faktu, że wilk Draco nie był z tego powodu zadowolony. Nienawidził Pottera. I nie miał zamiaru zaakceptować faktu, że ten przeklęty Gryfon prędzej czy później miał się tutaj pojawić. Ale, na Morganę, nie spodziewał się, że nastąpi to już następnego dnia od rozmowy z Dyrektorem! Wziął głęboki oddech i od razu się skrzywił. Jego wilk wyczuł bardzo mocny zapach Pottera. Zaczął powoli sunąć w stronę Lupina, by być bliżej niego. Nie było to takie trudne, bo przedpokój, w którym stali, był dość mały. Remus spojrzał na Draco kiedy ten stanął koło niego cały czas nie spuszczając z oczu swojego szkolnego wroga. Lunatyk nie był zadowolony z emocji jakie wyczuł od blondyna. Remus musiał się z nim zgodzić.
– Dobry, panie profesorze – przywitał się dość niepewnie Harry. Nadal siedział na podłodze i był dość zamroczony, przez to, że znowu czuł swoje ręce i nogi, nie miał ogona czy mógł znowu widzieć całą feerię barw. – Cześć Malfoy.
****
Nawet, nie wiecie jak napisanie tego było katorgą. Polarnagwiazdka może potwierdzić ;d
Ale mam nadzieję, że wam się to czytało lepiej niż mi pisało. I chciałam bardzo podziękować za nowe wyświetlenia, gwiazdki i komentarze, nawet nie wiecie jak się cieszę jak widzę nowe osoby, które czytają Skazanego :D
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro