Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Pełnia


Draco Malfoy wiedział, że było źle. Tragicznie wręcz i wcale nie zapowiadało się żeby było lepiej. Za każdym razem kiedy już pisał w zeszycie pytanie, na które odpowiedź mogła całkowicie go załamać i przekreślić te wszystkie złudne nadzieje, którymi się karmił, zamazywał je najszybciej jak potrafił żeby Remus tego nie przeczytał.

Bo świadomość tego, że usłyszy smutny głos Lupina mówiący: "Tak mi przykro Draco, ale jak pewnie się domyślasz, Greyback zrobił z ciebie niemowę." miał ochotę płakać. Nie robił tego od czasu kiedy uciekł z Malfoy Manor przed Aurorami i nie chciał się łamać w tej sprawie.

To nie tak, że Draco się nie starał. Próbował wydobyć z siebie chociaż jedną sylabę, krótkie słowo czy po prostu jakiś skrzek. Najczęściej ćwiczył kiedy spacerował po łąkach i lasach blisko domu Remusa, bo nie chciał, by starszy mężczyzna to usłyszał. Ale to nic nie dawało. Układał język w odpowiedni sposób, nabierał powietrze w płuca i w myślach formował to co chciał powiedzieć, ale nic się nie działo. Zupełnie nic. Jakby pazury Greyback'a nadal wbijały mu się w krtań, krew zalewała gardło. Malfoy'owi wydawało się, że przez chwilę było lepiej.

A potem ten przeklęty charłak musiał go zaatakować, wbić nóż w brzuch, a Draco ledwo żywy jakoś dotarł pod drzwi Lupina wręcz wykrwawiając się na śmierć. I zaczął się drzeć, kiedy Remus minimalnie dotknął rękojeści noża. Starszy wilkołak powiedział mu, że z jego ust zaczęła lecieć krew i Malfoy wiedział, że gdyby nie ta cała sytuacja, może by było lepiej i potrafiłby powiedzieć chociaż kilka słów.

A teraz – kiedy zostało niecałe dwanaście godzin do momentu kiedy księżyc pojawi się na niebie, a on przejdzie swoją pierwszą transformację w wilkołaka – zaczął się zastanawiać nad absolutnie głupimi rzeczami. Jak na przykład czy kiedy stanie się likantropem będzie mógł wyć do księżyca?

Draco miał ochotę zacząć się śmiać z własnej głupoty. A w następnej sekundzie, zaczął się martwić, bo na Morganę i Merlina, nie odczuwał jakoś bardzo tego czasu do przemiany tak jak Remus, ale jego wahania nastrojów od samego rana, były czymś z czym miał problem i nie za bardzo potrafił je kontrolować.

Rozejrzał się jeszcze raz po kuchni. Jego chwilowo dobry humor i przebłysk chęci zrobienia czegoś miłego dla byłego profesora, poskutkowało tym, że po raz pierwszy przygotował śniadanie. Ale teraz ta radość i produktywność zmieniła się w smutek i niezrozumienie. Malfoy starał się żeby nie było po nim nic widać, ale cholera jego oczy co chwilę przeskakiwały na wejście do kuchni mając nadzieję zobaczyć tam Remusa. Mógłby być nawet w szlafroku z podkrążonymi oczami i nie uczesanymi włosami. A nawet z tym swoim okropnym zarostem, który jeszcze bardziej dodawał mu lat. Ale niech się tylko pojawi.

W końcu, podniósł się zirytowany z krzesła i nawet nie dopijając swojej herbaty (stał przez prawie dziesięć minut przy czajniku, bo nie chciał, by ten głośno gwizdał i niechcący obudził wilkołaka, za co powinien dostać przynajmniej Order Merlina trzeciej klasy), skierował się na schody.

Z każdym krokiem, jego humor znowu się zmieniał. Draco już miał tego serdecznie dość, bo jakaś część jego miała świadomość tego, że to nie jest normalne i pewnie to wina dzisiejszej pełni, a ta druga świetnie się bawiła poddając go skrajnym emocjom w przeciągu dwóch minut. Jak w kalejdoskopie, naprawdę.

Kiedy stanął pod drzwiami do pokoju Lupina i podniósł rękę, żeby zapukać, nagle spanikował. Może Remusowi coś się stało? Leżał nieprzytomny w łóżku w otoczeniu fiolek od eliksirów przeciwbólowych? A może był martwy? Zimny i sztywny? A Draco naprawdę został sam i to akurat w momencie kiedy za kilkanaście godzin ma przejść swoją pierwszą przemianę? Dotarło do niego, że zaczął szybciej oddychać i lekko dygotać. Nie mógł zostać sam! Nie poradzi sobie, do cholery jasnej! Przeżył na ulicy dwa tygodnie tylko dlatego, że wizja znalezienia Remusa dodawała mu sił. I świadomość, że nie mógł zawieść matki.

Nie wiedział ile tak stał. Przez chwilę miał ochotę odwrócić się i w trzech krokach znaleźć się w swoim pokoju, do którego drzwi miał za plecami, ale w końcu zrezygnował. Zebrał w sobie odwagę (co wcale nie było takie proste do zrobienia i zaczął się zastanawiać jak Gryfoni to robili) i zapukał. Zaczął liczyć do dziesięciu, ale Remus się nie odezwał. Draco musiał tam wejść. I przez sekundę pomyślał, że skoro on się bał wejść do pokoju Lupina to jakim cudem niby wejdzie do piwnicy gdzie miał przeżyć pierwsze minuty przemiany.

Uchylił na kilka centymetrów drzwi. Nie poczuł żadnego przykrego zapachu, ale z drugiej strony nie wiedział jak pachnie trup. Prawie zaczął się histerycznie śmiać.

Dochodziło południe (Draco nie przyznawał się ale polubił fakt, że Remus nie ściągał go rano z łóżka tylko śniadania zawsze jedli po dziesiątej), a zasłony w oknie były mocno zasłonięte, przez co w całym pokoju Lupina panował półmrok.

Blondyn miał wrażenie, że wchodzi do jaskini potwora.

Na palcach przekradł się do okna i odsłonił – najciszej jak potrafił – ciemnofioletowe zasłony. Rozejrzał się po pokoju, ale oprócz kilku zdjęć i sześciu pustych fiolek i jednej pełnej na komodzie, nie zauważył nic podejrzanego. Remus spał, w otoczeniu całej masy koców i poduszek zwinięty na łóżku.

I w tym momencie Draco powinien się uspokoić, bo przecież Lupin żył, oddychał i nie miał zamiaru go zostawić. Ale ten strach ciągle krążył mu wraz z krwią i nie dawał chwili na rozluźnienie. W kilku krokach, które powinny być szybkie i gwałtowne, ale Ślizgon miał wrażenie, że stąpa po kruchym lodzie i wręcz ciągnął stopy po panelach, przybliżył się do łóżka Remusa. Starszy wilkołak wyglądał źle. Znaczy Draco widział go przez ostatni tydzień i z dnia na dzień było z nim coraz gorzej, ale teraz Lupin miał chyba gorączkę. Jego jasne kosmyki przykleiły mu się do czoła, a z wysuszonych warg uciekały ciężkie oddechy. Odrobinę się trząsł, nawet pod tą całą stertą kolorowych koców.

– Remus – wypowiedział bezgłośnie, samym ruchem warg. Wiedział, że to nic nie da.

Powoli wyciągnął rękę i położył ją na kołdrze, w miejscu gdzie powinien być bark mężczyzny. Zacisnął długie palce na materiale. Remus nawet chyba nie wyczuł, że ktoś nad nim stał. Przecież jego wilk, powinien go poczuć i dać znać Lupinowi, że coś jest nie tak. A Lunatyk – jak mówił o swojej wilkołaczej formie mężczyzna – nic sobie nie robił z faktu, że Draco stał nad bezbronnym Remusem. Coś musiało być nie tak. Bardzo, ale to bardzo nie tak.

Zaczął coraz bardziej, mocniej nim potrząsać i sam nie wiedział kiedy jego ciało trzęsło się równie mocno. Serce biło mu jak oszalałe. Przecież Remus obiecał mu, że wszystko będzie dobrze. Mówił, że nie zostawi go z tym samego, że będzie z nim. Nazywał go swoim szczeniakiem. Przyjął pod swój dach, otoczył opieką, której Draco tak bardzo potrzebował.

Malfoy poczuł, że łzy stają mu w oczach i widok nieprzytomnego Remusa, który nie chciał się ocknąć nieco mu się rozmazuje.

Lupin. Lupin. Lupin. Lupin.

I sam nie wiedział kiedy to się stało. Był tak bardzo skupiony na ciągłym powtarzaniu nazwiska mężczyzny oraz panicznym potrząsaniu jego ciałem, a dudnienie w uszach, które słyszał i prawie zagłuszało mu wszystkie dźwięki dookoła, nagle zniknęło.

– Lu... – wyszeptał.

Jego głos nie był głośniejszy od szeptu. Nieco zachrypnięty, a barwa głosu inna niż przed ugryzieniem i zniszczeniem gardła. Ale to nie było ważne. Udało mu się! Z jego gardła wydobył się jakiś dźwięk! I nawet udało mu się uformować coś, co brzmiało jak pierwsza sylaba nazwiska Remusa.

Miał wrażenie, że serce na chwilę przestało bić, by zaraz z radości o mało nie wyskoczyło mu z piersi. Uśmiechnął się szeroko i prawdziwie kiedy dotarło do niego to wszystko.

I wtedy spojrzał na Remusa. Na Lupina, który nadal zwinięty pod milionem koców i przekręcony na bok, ale całkowicie przytomny, patrzył na niego. A jego oczy – oczy wilkołaka – z pionowymi źrenicami i błyszczącymi żółtymi tęczówkami, wręcz go atakowały.


***


– Nie, Draco – pokręcił głową Remus. – Mówiłem ci już, że... – wziął głęboki wdech, bo te kilka słów naprawdę było dla niego wyzwaniem. – że musisz dojść do tego sam. I jak już mówiłem bardzo się cieszę, że udało ci się coś powiedzieć. Teraz już będzie tylko lepiej.

Draco patrzył na niego nie dowierzając.

Siedzieli właśnie w pokoju Remusa, który dostał śniadanie do łóżka i nadal wyglądał jakby gorączka trawiła całe jego ciało. W czasie kiedy on jadł Draco napisał mu wszystko co się stało (pominął tylko fakt, że prawie dostał ataku paniki i ubrał to w słowa, że się przejął) i wielkimi literami zaznaczył, że udało mu się powiedzieć cokolwiek oraz reakcję Remusa na jego głos, która wystraszyło go jeszcze bardziej.

A Lupin nic sobie z tego nie zrobił! I rozstrojone nerwy Draco jakoś nie mogły tego zaakceptować. Oczywiście pogratulował mu tego dużego kroku w przód jaki dokonał, ale Malfoy oczekiwał czegoś więcej. I przede wszystkim wyjaśnień.

Ale najbardziej zabolał go fakt, że kiedy się już uspokoił i próbował znów coś powiedzieć jego organizm reagował tak samo jak wcześniej. Nic się nie wydarzyło. Dlatego tak trudno było mu uwierzyć w słowa Remusa, że teraz będzie już lepiej. Draco poprawił nogi, bo prawie zjeżdżał z rogu łóżka, na którym usiadł. Chciał dać jak najwięcej przestrzeni Lupinowi, który z wysiłkiem utrzymywał filiżankę w drodze do ust.

– Ta dzisiejsza sytuacja powinna ci pokazać, że odpowiedź na twoje wszystkie pytania jest naprawdę blisko – powiedział z wysiłkiem i uśmiechnął się z trudem. – Bliżej niż ci się wydaje.


***


Słońce właśnie zachodziło kiedy Draco z Remusem wyszli przed dom. Może w innym dniu i w innej sytuacji, Malfoy zachwyciłby się tym widokiem, bo niebo wyglądało naprawdę fantastycznie. Paleta barw, której kolory mieszały się ze sobą i tworzyły niezwykłe przejścia między jednym, a drugim. Zachody słońca latem naprawdę były cudowne.

– Pamiętasz, co mówiłem – upewnił się Lupin. Draco kiwnął głową nawet nie starając się odpowiedzieć, bo przez cały dzień próbował jeszcze raz wydobyć z siebie głos ale mu nie wyszło. – Schodzimy do piwnicy, zdejmujemy ubrania i czekamy. Kiedy poczujesz, że wilk chce przejąć kontrolę pozwalasz mu na to. Potem się przemienisz. I jeśli wszystko się uda to będziemy mogli wyjść z piwnicy, bo zostawiam drzwi otwarte, dobrze? I pamiętaj. Będę przez cały czas obok.

Draco gdyby mógł to pewnie zostałby w tej okropnej ziemiance przez całą przemianę, ale Remus powiedział, że nie może. Wilk nie wytrzyma w zamknięciu. Poza tym jego druga natura – ta bardziej krwiożercza i zwierzęca – nie będzie chciała zabijać podczas pierwszej pełni. Tu chodzi bardziej o sprawdzenie swoich możliwości w ciele Dracona. Remus powiedział, że wilk po prostu musi się wybiegać i przystosować do nowego ciała. Z uśmiechem na ustach nawiązał do tego, że tak samo jak uczymy się latać na miotle, tak wilkołaki muszą nauczyć się poruszać w ich ciele. Malfoy przyjął to z wysoko uniesionymi brwiami i postawą jasno mówiącą, co sądzi o tym porównaniu.

Zaczęli się kierować w stronę ziemianki. Była to średniej wielkości jama, którą Draco miał przyjemność wczoraj zobaczyć. To tutaj miał po raz pierwszy przeżyć swoją przemianę. Kiedy otwierał kłódkę kluczykiem, który podał mu Remus i ściągnął gruby łańcuch z klamek, uchylił ciężkie drzwi do piwnicy.

Zaczęli schodzić po tych kilku schodkach w dół.

Obiecał sobie, że nie pozwoli, by strach przejął nad nim kontrolę. Całe szczęście jego karuzela uczuć minęła kiedy słońce zaczęło zachodzić, a niebo mienić się całą feerią barw. Mógł znów panować nad swoimi emocjami i zdusić je w zarodku jeśli była taka potrzeba. Jak robił to zawsze kiedy wiedział, że gdyby im się poddał nie dałby rady nic zrobić.

Kiedy Remus zapalił pojedynczą pochodnię tuż przy schodach, Draco przeszedł dreszcz. Było tu nieco upiornie. I zimno.

– Draco, lepiej zdejmij koszulę jeśli nie chcesz jej rozerwać na strzępy podczas przemiany – przypomniał mu łagodnie Remus i sam zaczął rozpinać swój kardigan.

Blondyn przez chwilę stał na środku pomieszczenia, pozwalając, by światło z pochodni tańczyło na jego postaci i tworzyło mu cień, który jeszcze przez chwilę będzie przypominał mu, że jest człowiekiem. Za kilkadziesiąt minut stanie się potworem.

Dopiero przy rozpinaniu guzików białek koszuli, zobaczył jak trzęsą mu się dłonie. Starał się to ignorować. Jak wszystko co mogło zaprowadzić go do stanu totalnego przerażenia.


***


– Dasz radę szczeniaku.

To były ostatnie słowa jakie usłyszał kiedy poczuł, że się zaczyna.

Na początku przypominało to mrowienie, które z każdą sekundą przybierało na sile. Najpierw wzdłuż kręgosłupa, rozciągając się na ręce i nogi. Potem ból w klatce piersiowej spowodował, że wypuścił całe powietrze z płuc.

Popatrzył szarymi oczami na Remusa, który siedział na ostatnim schodku schodów. W jednej chwili widział Lupina normalnie. A kiedy w kolejnej mrugnął nagle kolory jakby przyblakły. Płomień pochodni nie raził go, a zlał się po prostu z resztą szarości, która prawie z każdej strony go otaczała. Draco był ciekawy jak wygląda w takim razie świat na zewnątrz.

A potem jego głowa odleciała do tyłu, jakby ktoś ją mocno pociągnął. Wyprostował najbardziej jak mógł palce u rąk, aż go zabolały. Miał wrażenie, że paznokcie mu pękają i zaczynają krwawić. Czuł jak jego mięśnie przemieszczają pod skórą, a obrotowe stawy w kolanach, łokciach czy barkach ścierają się o siebie.

I kiedy pierwsza kość w nodze pękła mu niczym zapałka, przestał panować nad własnym ciałem. Nadal miał świadomość tego co się z nim dzieje i czuł każdą najmniejszą zmianę spowodowaną przemianą, ale nie mógł już nic zrobić.

Mrowienie na skórze głowy i poczucie, że coś się dzieje z jego włosami, dała mu znak, że zaraz twarz mu się wydłuży i zmieni w pysk z którego będą wystawać ostre kły gotowe zabić każdego człowieka na swojej drodze. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj jest czas na coś innego.

I wtedy poczuł to o czym mówił mu Remus. To był ten moment.

Nacisk na jego umysł.

Wilk wślizgnął się do jego świadomości jakby robił to od zawsze. A Draco, gdyby mógł przymknąłby na chwilę powieki, niestety jego ciało już go nie słuchało. Poczuł te wszystkie emocje, popędy i zachowania, które były tak podobne i jednocześnie różne, od tych ludzkich.

Pozwolił by wilk przejął kontrolę.





****


Uwielbiam was za te komentarze i dyskusję pod rozdziałem, która czasami odbiegała od głównego tematu, ale to nieważne i za wypisywanie do mnie w prywatnych wiadomościach, bo nawet nie wiecie jak się cieszę kiedy ktoś ma jakieś domysły, pomysły czy coś i chce się z nimi podzielić. Ja naprawdę nie gryzę, można do mnie pisać! 

No i jak nie przeszkadza wam czasami spam jak mi idzie pisanie opowiadań, albo coś to możecie zaobserwować mój profil ;) 

Draco coś powiedział! Ciekawe tylko dlaczego później już mu się nie udawało. I dlaczego Lupin tak zareagował. Podpowiedź jest w tekście serio i nie jest to nawet trudne. 

I jak wyobrażaliście sobie pierwszą przemianę Draco? W sensie sam proces, który zachodzi w ciele? Inaczej niż to jest napisane? 

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro