Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

01. Przywitanie ze śmiercią

Draco Malfoy bał się umrzeć. Strach przed śmiercią był silniejszy niż wszystko inne. A przez ojca modlił się o nią. Nie uwierzył kiedy Lucjusz przekazał mu rozkaz Czarnego Pana. Prawie roześmiał się kiedy usłyszał, że miał stanąć przed Greybackiem i dać się ugryźć. Miał stać się wilkołakiem, bo Czarny Pan stwierdził, że to będzie odpowiednia kara dla Lucjusza za to co się stało w Departamencie Tajemnic. Jego matka – Narcyza – rozpłakała się kiedy to usłyszała. Draco po raz pierwszy widział jej łzy i to wstrząsnęło nim równie mocno.

− Już czas, Draconie – usłyszał delikatny głos matki. Odwrócił się i zobaczył ją jak stała w drzwiach do jego komnaty w ciemnej długiej sukni. Miała zaczerwienione oczy i była przeraźliwie blada, zresztą tak samo jak Draco. Kiedy do niej podszedł od razu go przytuliła. Młody Malfoy poczuł mocny zapach jej perfum i ciepło bijące z ciała. Starał się nie myśleć, że to może ostatni raz kiedy widział się z matką.

− Boję się, mamo – wyznał Draco. Nie chciał jej martwić jeszcze bardziej, ale musiał to powiedzieć na głos. Chciał usłyszeć, że wszystko będzie dobrze, chociaż to byłoby kłamstwo.

− Musisz być dzielny Draco. Rozumiesz synku? Musisz być dzielny – powtarzała Narcyza. Ona też się bała, bo posyłała swojego jedynego syna na śmierć. Była też wściekła na męża równie mocno co na Czarnego Pana. Odsunęła się od Draco, by ostatni raz poprawić mu czarną szatę, w której miał iść na spotkanie z Lordem. Układając kołnierz śnieżnobiałej koszuli, spojrzała w szare oczy syna. Widziała w nich strach, wręcz przerażenie, przez które coś ściskało ją w sercu. Gdyby tylko była w stanie jakoś ochronić Draco przed tym wszystkim.

Mogła tylko patrzeć jak jej jedyne dziecko idzie w ręce samej śmierci.

− Draconie.

Wejście Lucjusza wszystko zniszczyło. Draco ostatni raz pozwolił matce pocałować się w policzek i ucałował jej dłoń na pożegnanie. Potem skierował się wraz z ojcem w stronę wyjścia z Malfoy Manor, aby teleportować się na spotkanie z Czarnym Panem.


***


Draco wiedział, że umrze. Był zbyt słaby by przeżyć ugryzienie i miał tego świadomość. Kiedy usłyszał o tym wszystkim trzy dni temu był załamany. Miał tylko kilka marnych dni, by zakończyć wszystkie swoje sprawy. Napisał listy do wszystkich, którzy powinni znać prawdę. Rozmawiał z ojcem jak to wszystko będzie wyglądać. Spędzał dużo czasu z mamą, bo wiedział, że to dla niej dużo znaczyło. Nadal jednak nie czuł się przygotowany na to wszystko.

Przeczytał również wszystkie dostępne książki z biblioteki w Malfoy Manor na temat wilkołactwa i z każdym zdaniem miał coraz większe obawy. Bał się bólu jaki będzie towarzyszył mu przy każdym ugryzieniu. Jak kły Greybacka wbiją mu się w skórę, a jad zacznie rozprzestrzeniać się w krwi. Później dojdzie do zakażenia. Jego organizm nie wytrzyma obcej substancji w krwiobiegu i zacznie atakować.  Kiedy jad dojdzie do organów, one po prostu się wyłączą. Miał nadzieję, że serce przestanie bić jako pierwsze, a wtedy umrze w miarę szybko.

Nawet nie rozważał co się stanie jeśli jednak przeżyje. Co będzie się działo jak następnego dnia obudzi się jako wilkołak.

− Jesteś gotowy synu? – spytał Lucjusz. Stali przed opuszczonym dworem gdzie urzędował Czarny Pan. Rezydencja była położona w środku lasu, który dodawał całej atmosferze jeszcze większej grozy. Było ciemno, ale i tak Draco dostrzegł, że budynek był dość wysoki i miał dwie małe wieże. Brama, do której się skierowali była dużo mniejsza niż ta w Hogwarcie, ale i tak robiła wrażenie. Żelazne skrzydła zaskrzypiały otwierając się kiedy tylko się do nich zbliżyli.

− Tak, ojcze – skłamał chłopak. Zaraz potem zaczęli kierować się w stronę drzwi wejściowych. Przemierzali puste korytarze, które oświetlone były jedynie małymi świeczkami zwisającymi nad sufitem. Wyglądało to podobnie do dekoracji w Wielkiej Sali w Hogwarcie. Draco starał się nie myśleć o szkole, bo zaraz docierało do niego, że nigdy więcej nie wejdzie do lochów Slytherina. Dotarli do dużych dwudrzwiowych wrót prowadzących na miejsca spotkania.

− Ojcze? – szepnął cicho Draco. Chciał jeszcze o tylu rzeczach z nim porozmawiać. Pragnął by ojciec okazał mu wsparcie i wysłuchał go. By był dla niego tatą. Chociaż ten jeden raz. 

− Bądź silny Draco – odpowiedział również szeptem Lucjusz. – Musisz być Malfoy'em do samego końca, rozumiesz?

Draco nie rozumiał. Nie pojmował tego jak dla ojca nazwisko może być ważniejsze niż jego własny syn. Zamiast odpowiedzieć po prostu zmusił się do jedynego aktu odwagi i pchnął drzwi.

Komnata była duża, a z boku stał długi drewniany stół. Jedyne światło jakie było to to z pochodni, które powieszone były na ścianach. W głównej sali byli już wszyscy Śmierciożercy, którzy stali w szeregu i Czarny Pan, obok którego w dużej klatce rzucał się wściekły Fenrir w formie wilkołaka. Na ten widok Draco zatrzymał się przerażony. Jego ojciec natomiast szedł dalej, by pocałować skrawek szaty Czarnego Pana. Greyback kiedy wyczuł obecność nowej osoby zaczął gryźć kraty. Młody Malfoy czuł jak serce wali mu z prędkością światła i gdyby mógł uciekłby z tego piekła.

− Och, jest nasz gość honorowy – powiedział z radością Tom Riddle. – Podejdź Draconie.

Malfoy z ociągnięciem zaczął iść między dwoma szeregami ubranymi w czerń Śmierciożerców. Starał się nie patrzeć im w twarz, ale czasami rozpoznawał niektórych. Widział pracowników Ministerstwa, współpracowników ojca i zbiegów z Azkabanu. Kiedy stanął naprzeciwko Czarnego Pana spuścił głowę. Nie miał odwagi, by zobaczyć tą wężową twarz – bez nosa i z czerwonymi gadzimi oczami. Wilkołak w tym czasie zaczął głośno węszyć i próbował wysunąć łapę, by dosięgnąć Draco. Chłopak jak tylko to zobaczył to drgnął i odsunął się w bok. Spowodowało to, że Śmierciożercy zaczęli się głośno śmiać.

− Draco, Draco. Nie musisz się bać – pocieszał go Czarny Pan. - Greyback cię nie skrzywdzi. On cię zniszczy!

Na te słowa wszyscy jeszcze głośniej zaczęli się śmiać. Draco miał ochotę płakać. Trząsł się tak bardzo, że stojący niedaleko Lucjusz to zauważył i miał ochotę podejść do syna, by kazać mu się uspokoić. Przecież nie mogli sobie pozwolić na to, by Śmerciożercy zobaczyli go w takim stanie.

− Lucjussszu. – zagrzmiał głos Voldemorta, co spowodowało, że znowu zapadła cisza. Malfoy odwrócił się w prawo i wystąpił z szeregu.

− Tak, panie?

− Mam nadzieję, że pożegnałeśśś się ze ssswoim dziedzicem? – wysyczał Czarny Pan. Nie czekał jednak na odpowiedź swojego marnego sługi tylko otoczył wszystkich wyznawców zaklęciem chroniącym. Kiedy byli już w bezpiecznej bańce, a poza nią został tylko młody Malfoy i Greyback, Czarny Pan powiedział ostatnie słowa do blondyna.

- Żegnaj, Draconie.

Potem niewerbalnie otworzył drzwi klatki. Draco trząsł się już tak, że nie wiedział jakim cudem jeszcze stoi na nogach. Na twarzy miał ślady łez i szeroko otwartymi oczami patrzył się na wilkołaka. Na jego brudną sierść, grube łapy i długi pysk. Ale najbardziej przerażały go te złote oczy, które były utkwione w nim.

Nie chciał umierać.

Na Merlina, on naprawdę nie chciał umierać.

Fenrir powoli wyszedł z klatki i postawił łapy na marmurowych kafelkach głównej sali. Draco na ten ruch cofnął się przerażony. Różdżkę musiał zostawić u siebie w komnacie, więc nie miał jak się bronić. Poza tym bardzo niewiele zaklęć mogło zaszkodzić wilkołakom w czasie pełni.

Draco odwrócił się tyłem do Fenrira – co w sumie było głupotą, ale Malfoy nie myślał o tym w tamtej chwili – i zobaczył jak wszyscy przyglądają mu się zza bezpiecznej zasłony. Ojciec miał kamienną maskę obojętności na twarzy, ale ręka mocno zaciśnięta na lasce wskazywała jak Lucjusz to wszystko przeżywa. Czarny Pan kazał mu patrzeć jak wilkołak rozrywa jego syna na strzępy. Sam Lucjusz wolałby żeby Draco zginął dzisiaj. Nie mógł sobie pozwolić żeby w jego rodzinie był wilkołak. Przez te trzy dni analizował każdą ewentualność i śmierć Dracona byłaby najlepsza.

- Podoba ci się przedstawienie jakie zapewnił nam Czarny Pan? – wysyczała mu do ucha zachwycona Bellatrix Lestrange. Stała tuż koło niego i wręcz nie mogła się doczekać prawdziwej akcji. I mało ją obchodziło, że to jej siostrzeniec. Lucjusz nawet nie miał zamiaru jej odpowiadać.

Jedyny dźwiękami jakimi dochodziły do Draco to jego szybki oddech i bicie serca. Krew szumiała mu w uszach, ale mimo wszystko słyszał coraz głośniejszy warkot jaki wydobywał się z pyska wilkołaka.

Odwrócił się z powrotem w stronę Greybacka, który stanął teraz na dwóch łapach i Draco z zaskoczeniem stwierdził, że wilkołak jest bardzo wysoki. Duży, silny i owłosiony. Sam Malfoy pocił się ze strachu, a w głowie miał pustkę. Jedna myśl przewijała mu się ciągle i gdyby był odważniejszy może wykrzyczałby mu to prosto w twarz.

Płacę za twoje błędy, ojcze. Czy chociaż teraz jesteś ze mnie dumny?

Potem zaczęło się najgorsze. Draco miał wrażenie, że wrota piekieł właśnie się otworzyły, a on stoi u ich bram. Wiedział, że sam Diabeł przyszedł żeby go przywitać. Powinien czuć się zaszczycony, a miał ochotę zwymiotować.

Śmierć przyszła do Draco, rzuciła go na podłogę i wbiła mu pazury w klatkę piersiową.

Śmierć zaraziła go likantropią.





**** 

Hej, wszystkim :D 

Opowiadanie oficjalnie ruszyło! 

Z ważnych informacji. Postaram się żeby rozdziały pojawiały się regularnie - w weekend/poniedziałek. Miałam czas, by napisać rozdziały na zapas, ale nie wyszło i będę musiała je pisać na bieżąco.

Nie przedłużając. Piszcie jak wrażenia po pierwszym rozdziale, bo widziałam, że kilka osób dodało tą historię do biblioteki :D 

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro