"Wariatka"
Jakie tortury zastosuje Fedir, mszcząc się za mnie na pieprzonym Domenico? Mam nadzieję, że zmiażdży mu jądra obcęgami, pokroi jego fiuta rozgrzanym do czerwoności tasakiem, po czym wepchnie smażone mięsko prosto do jego ust, sekatorem obetnie mu wszystkie palce, woskiem usunie wszystkie włosy na jego ciele, po czym zmusi go do połknięcia bomby, by ta rozerwała jego seksowne, ale zgniłe od wewnątrz ciało.
No w każdym razie ja bym tak postąpiła...
Fedir jest odrobinkę kreatywniejszy.
- Zniszczyłeś mi fryzurę, pojebany draniu! - fukam, gdy mercedes mknie przez puste ulice Rzymu. Próbuję rozczesać poszarpane włosy, lecz bez dużej dawki odżywki nic z nimi nie zrobię. Ten gnój zasługuje na to, by zdechnąć. To przez niego straciłam kierowcę, nie skończyłam paznokci, a teraz jeszcze wyglądam jak czarownica ze zniszczonymi włosami.
- Świetnie - kwituje poirytowany, po czym gwałtownie skręca w lewo, więc wpadam na niego, jak Dmitrij w friendzone. - Może zapnij pasy? - sugeruje zaciekle ciemnowłosy gnój, jednocześnie odpychając mnie od siebie.
- Może naucz się jeździć - stwierdzam z rozdrażnieniem, ale dla własnego fizycznego bezpieczeństwa, sięgam po pas.
- Nie mam zamiaru z tobą dyskutować. - wypowiada przez zaciśnięte zęby. Zerka w lusterko wsteczne, po czym klnie pod nosem. - Kurwa mać.
- Co? Zdałeś sobie sprawę, że wcale tak ładnie nie wyglądasz, primo balerino? - parskam śmiechem, na co Domenico spogląda na mnie z niesmakiem.
- Stul dziób. - wypowiada zaciekle, po czym przyśpiesza. Mija samochody slalomem, więc mam ochotę zwymiotować. Czuję jak zawartość żołądka wraca mi do przełyku. - Ja pierdole! - uderza dłonią o kierownicę. Sygnalizacja świetlna przed nami pokazuje kolor czerwony, lecz Domenico nawet nie wciska pedału hamulca.
Szlag!
Zamykam oczy, a spocone dłonie zaciskam na skórzanym obiciu fotela.
- Co się dzieje? - pytam spanikowana, a samochód przejeżdża przez skrzyżowanie. Nie mam pojęcia w jaki sposób wciąż oddychamy.
- Ooo, moja dziewczynka czegoś jednak się boi. - nabija się.
- Wiesz co? - otwieram oczy, by posłać mu jadowite spojrzenie, które za każdym razem sprawia, że faceci uciekają z mojej sypialni, wyskakując przez balkon. Z piątego piętra. Na beton. - Palant z ciebie, wiesz? - To się popisałam, prawda? Riposta godna pijanego menela spod monopolowego, ale na swoją obronę mam, nieuniknioną wizję zwrócenia dzisiejszego lunchu. Domenico zerka na mnie z politowaniem, po czym ponownie skupia swoją uwagę na lusterku wstecznym.
- Mamy towarzystwo - wypowiada ze złością. Tym razem odwracam się i przez tylną szybę dostrzegam dwa czarne Land Rovery, próbujące nas dogonić.
- Jakaś twoja sympatyczna rodzinka? - pytam z rozbawieniem, lecz nie mam zamiaru zginąć przez takiego pojebanego drania, jakim jest Domenico. Instynkt przetrwania pobudza mnie do działania, dlatego mam zamiar trochę sobie postrzelać. Ulice Rzymu są niemalże puste, więc nikt niepożądany nie ucierpi.
- Ta - burczy pod nosem i przyśpiesza, by zgubić natrętów. Ja natomiast odpinam pas, wyjmuję ze schowka broń...No co? Nie tylko w torebce ją mam!
- Co ty kurwa robisz?
- Próbuję przeżyć. - mamroczę i otwieram szyberdach. - I przy okazji udowadniam, że potrafię strzelać.
- Siadaj na dupę, wariatko!
- Prowadź samochód tak, by nas nigdzie nie rozbić! A jak to zrobisz to cię ukatrupię! - płynie we mnie krew mojego ojca, największego mafiosa w całej Rosji. Mam w żyłach to samo DNA, co Fedir, dlatego nie zginę przez ciołka skazanego na śmierć. Dwa Land Rovery prędko nas doganiają, więc nie tracę czasu. Celuję w oponę pierwszego giganta i kula trafia w punkt. Kierowca samochodu traci nad nim panowanie i rozbija się o słup. Uśmiecham się z triumfem, po czym ponownie naciskam za spust, a nabój rozbija przednią szybę drugiego Land Rovera, więc wystrzelam po raz drugi, a kierowca traci życie...
Cholera!
Zabiłam człowieka!
Ja pierdole!
Będę miała o czym z Fedirem plotkować! W końcu!
Czarny samochód bez kierowcy wyjeżdża z pasa ruchu i uderza o barierkę i niemal natychmiast następuje wybuch.
- No to po problemie - stwierdzam dumnie, gdy z powrotem sadowię tyłek na fotelu pasażera.
- Co ty właśnie kurwa zrobiłaś? - krzyczy Domenico.
- Uratowałam ci dupę po raz drugi tego dnia, więc odrobina szacunku mi się należy!
- Kurwa! Nie rozumiesz! - uderza z impetem o kierownicę. - Chciałem się ciebie pozbyć na lotnisku, ale teraz to już jest niemożliwe. Jesteś kretynką! Ściągnęłaś na siebie śmierć! Masz pojęcie kim byli ci ludzie?
- Ta - mamroczę. - Jakby to powiedział mój znajomy. To były bardzo złe mordeczki.
- Ja pierdole! Będą cię ścigać! Dociera to do ciebie, czy twój mózg jest jedynie zaprogramowany na pedicure?
- Nie jestem tępą idiotką, parszywy gnoju! - krzyczę. - Uważasz się za króla wszechświata? Zamiast być wdzięcznym to się wydzierasz!
- Za co mam być wdzięczny? Za to, że spędzę z tobą więcej czasu niż bym tego chciał ?
- Nikt nie każe ci mnie niańczyć! Potrafię o siebie zadbać!
- Nie wiesz kim są ci ludzie!
- A ty nie wiesz kim jestem ja!
- A ty nie wiesz kim jestem ja! - wypowiada tą samą kwestią, wydzierając się na całe gardło. - I byłoby miło, gdybyś wzięła moje słowa na poważnie!
- Wiesz co byłoby miłe? Gdybyś przestał być takim dupkiem!
- A ty suką!
- Nie przestanę nią być, bo inaczej wejdziesz mi na głowę, weneryczny fiucie!
- Więc dupek zostaje, Barbie!
- Pierdol się!
- Z tobą? - parska śmiechem. - Wolałbym włożyć fiuta do kwasu!
- Mogę ci zaraz ten kwas załatwić!
- Śmiało!
- Świetne! Już dzwonię! - wyjmuję komórkę z torebki, by skontaktować się z Fedirem, lecz Domenico prędko ją przechwytuje i wyrzuca przez otwarte okno, pędzącego mercedesa. - Co ty zrobiłeś?
- Jesteś skazana na mnie, Barbie. - wypowiada ze złością. - Teraz siedzimy w tym gównie razem, więc pozbyłem się nadajnika GPS. Nie pozwolę się zabić, tylko dlatego że jesteś wariatką!
- Coś ty powiedział?
- Jesteś wariatką! - marszczę brwi i ponownie sięgam do torebki po ostatnią rzecz, która służy do samoobrony. Błyskawicznie wbijam w ramię Domenico ostry jak brzytwa, scyzoryk. - Kurwa mać! - traci na moment panowanie nad kierownicą, lecz prędko zatrzymuje samochód na środku jezdni. - Czy ty kurwa jesteś poważna? - wyjmuje z ramienia ostre narzędzie, a ja z zadowoleniem poprawiam swoją szminkę na ustach.
- Ojej - zerkam na niego z ukosa. - Znalazłeś mój scyzoryk! Gdzie był? - udaję niewiniątko, a Domenico robi ostatnią rzecz jakiej bym się spodziewała. Rozdziera rękaw mojej marynarki, po czym związuje nim swoją ranę, a ja z rozdziawioną buzią obserwuję swój ubiór.
- Zwariowałeś? To była nowa marynarka!
- Ojej - wydyma wargi. - Pomyliłem marynarki
Ja mu zaraz pomylę...Ale cukier ze środkami przeczyszczającymi.
___
Hej misie ❤
Jak podoba Wam się nowa okładka ?
Buziole ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro