" Włoski papa"
( Domenico La Torre)
Kurwa jego mać.
Jestem skończonym idiotą.
Ja pierdole!
- Katia! - wołam za blondynką, pośpiesznie wsiadającą do samochodu. Prędko okrążam pojazd i uniemożliwiam jej zatrzaśnięcie drzwi. Czasem mówię rzeczy, których nawet nie mam na myśli.
- Odjeb się! - warczy wściekle, siłując się ze mną drzwiami. Kiedy zdaje sobie sprawę, że jej wysiłek jest nadaremny, uderza dłońmi w kierownice, a klakson może wybudzić ze śpiączki umierającego. - Puszczaj te drzwi, pierdolony ignorancie! To ja wyciągam do ciebie pomocną dłoń,a ty ją spektakularnie odgryzasz.
- Katia, to nie tak...
- A jak?
- Nie miałem na myśli, że nie chcę należeć do twojej rodziny.
- Ach tak? - parska śmiechem, jakbym mówił do niej same kłamstwa. Kurwa jego mać i wszystkie demony razem wzięte. Wytłumaczenie się tej kobiecie ze swoich błędów jest niemożliwe. Ja pierdolę! - Sam powiedziałeś, że mam się pieprzyć. Ba! To ja chcę, abyś należał do mnie i mojej rodziny! Ciebie obchodzisz tylko ty! Puszczaj te drzwi zanim zmielę ci fiuta w maszynce do mięsa!
- I co jeszcze? Użyjesz gorącego pogrzebacza?
- Dwóch! A nawet trzech! Jeden wsadzę ci prosto do gęby!
- Katia, jestem wkurwiony na maksa za to co spotkało moją siostrę. Chcę ci przypomnieć, że to moja jedyna rodzina, dlatego zależy mi na tym, aby wyrwać ją z łap Biagio. Mówiąc mi, że została zakopana żywcem, obudziłaś we mnie dzikie zwierzę chorujące na wściekliznę.
- Mhm...
- Ujmę to tak. Chcę, abyś została panią La Torre. - blondynka zerka na mnie z ukosa.
- Wyczuwam tutaj jedno z moich ulubionych słów. „Ale"?
- Chcę powiedzieć „tak" w obecności mojej siostry, kiedy to od władzy odejdzie mój ojciec i stryj.
- No tak tak... A pamiętasz może, że w tym miał pomóc ci Fedir? Całkowicie go zlałeś!
- Co byś zrobiła, gdybyś dowiedziała się, że Fedir bądź Dmitrij są w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Czekałabyś, aż ktoś wpadnie na pomysł, jak pomóc, czy działałabyś na własną rękę? - blondynka wzdycha, po czym wysiada z samochodu z zawieszoną głową. Cofam się, aby zachować między nami dystans, na wypadek, gdybym miał zaraz stracić klejnoty. Cholera wie, co trzyma w torebce. Ostatnio miała tam pistolet i gaz pieprzowy. Teraz może mieć ze sobą nóż, nożyczki, tasak, a może nawet w bagażniku samochodu trzyma karabin. To siostra Popowa, przy niej łatwo coś stracić, a mimo to pragnę jej. Nasza relacja rozwija się błyskawicznie. Ledwie się poznaliśmy, a już planujemy ślub. W naszym świecie żyje się szybko. Trzeba czerpać z niego całymi garściami, dlatego jestem przekonany, że ta kobieta sprawi, że moje serce zmięknie.
Dome, co ty pieprzysz? Już ci zmiękło. Inaczej miałbyś głęboko w dupie fakt, że ją skrzywdziłeś! Racja...
- Szlag by to... - mamrocze, po czym dzieją się dwie rzeczy.
Dłoń Katii zderza się z moim policzkiem z siłą karła wystrzelonego z armaty, a w następnej chwili jej usta dociekają się oddania pocałunku.
Dome, nie stój jak figura woskowa! Całuj no!
Biorę jej twarz w dłonie, a ciałem popycham o bok samochodu. Zwiększam nacisk swojego pocałunku. Pragnę jej. Z każdą kolejną kłótnią coraz mocniej. Jedno jej spojrzenie rozpala mnie do czerwoności. Jeden jej uśmiech przyśpiesza bicie mojego serca. Każdy jej dotyk jest jak uzależnienie, z którym nie chcę walczyć.
Nie chcę walczyć z rosnącymi uczuciami.
Chyba zaczynam się w niej zakochiwać...
O ile już się to nie stało, Domenico.
- Jesteś dupkiem! - kwituje na bezdechu, kiedy przerywa złączenie naszych ust.
- Wiem.
- Proszę obiecaj mi, że nie rzucisz się na samodzielną pogoń za ojcem i stryjem. Dmitrij jest przy Aidzie. - gładzi mnie po policzku. - Ocali ją. Nie pozwól, aby emocje tobą kierowały. W przeciwnym razie, zginiesz. A nie chcę zostać prawie wdową.
- Prawie wdową? - parskam śmiechem.
- Traktuję nasze narzeczeństwo poważnie! - nachylam się by pocałować ją w czoło.
- Obiecuję, że nie zostaniesz prawie wdową.
- Nie byłbym tego taki pewny. - zamieram, a na moich plecach pojawia się gęsia skórka. Wzrok Katii skierowany jest za osobę, stojącą za mną. Ten głos rozpoznam wszędzie. Nieśpiesznie odwracam się w stronę mojego ojca, zasłaniając własnym ciałem Katię. Jeśli mam zginąć to sam. Ona nie jest niczemu winna. - Witaj, synu. Miło cię widzieć.
- Pieprzenie. Ckliwe słówka do ciebie nie pasują.
- Racja. Wolałbym wiedzieć cię martwego.
- Kochany tatuś. - parskam śmiechem.
- Ojciec na medal. - kwituje Katia za moim plecami.
Cholera, wariatko! Siedź cicho!
- Uciekłeś aż do Rosji. - kwituje z niezadowoleniem. - Chyba nie sądziłeś, że jesteś bezpieczny na terytorium wroga.
- W zasadzie jestem tu bezpieczniejszy niż gdziekolwiek indziej. - stwierdzam bez chwili zawahania. Wchodzę do rodziny Popow, więc siłą woli mam ich wsparcie. Liczę, że mój ojciec nie ma zielonego pojęcia o moich układach z Fedirem. Ba! Mam nadzieję, że nie wie, kim jest kobieta za moimi plecami. Ona musi przeżyć.
- Na terenie Fedira Popowa nawet szczur nie jest bezpieczny.
- Więc co tu robisz? - wgapiam się w sylwetkę krągłego mężczyzny, do którego niegdyś zwracałem się „papo" bądź „tato". Od zamordowania mojej matki jest dla mnie po prostu wstrętnym kutasem. Jego twarz jest czerwona ze złości, a jedna z jego dłoni nerwowo trzyma pasek od spodni. Znam tą pozę. Czeka na odpowiedni moment by znienacka do mnie strzelić.
Oszczędź, Katię. Proszę...
- Mariolina wspomniała coś o twojej kochance. - próbuje dostrzec blondynkę, lecz moja postura zasłania ją całą. - Nie kłamała. Rosjanka?
- Narodowość jak narodowość. - wzruszam ramionami.
- Spoufalasz się z wrogiem?
- O jeny, mordeczko. Ja spoufalam się ze smerfami z doliny siedmiu wzgórz i nawet nieźle na tym wychodzę.
- Bailey? - raduje się Katia.
- To ja! We własnej osobie. - kłania się, jakby przed nim stała królowa Brytyjska. - Zapytam wprost. Co twój kutas robi w Moskwie, Traiano?
___
Hej misie 😍
Za błędy przepraszam 😊
Napisałam rozdział w przerwie między wykładami🤭
Buziole 🥰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro