Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Włoski papa"

( Domenico La Torre)

Kurwa jego mać.

Jestem skończonym idiotą.

Ja pierdole!

- Katia! - wołam za blondynką, pośpiesznie wsiadającą do samochodu. Prędko okrążam pojazd i uniemożliwiam jej zatrzaśnięcie drzwi. Czasem mówię rzeczy, których nawet nie mam na myśli.

- Odjeb się! - warczy wściekle, siłując się ze mną drzwiami. Kiedy zdaje sobie sprawę, że jej wysiłek jest nadaremny, uderza dłońmi w kierownice, a klakson może wybudzić ze śpiączki umierającego. - Puszczaj te drzwi, pierdolony ignorancie! To ja wyciągam do ciebie pomocną dłoń,a ty ją spektakularnie odgryzasz.

- Katia, to nie tak...

- A jak?

- Nie miałem na myśli, że nie chcę należeć do twojej rodziny.

- Ach tak? - parska śmiechem, jakbym mówił do niej same kłamstwa. Kurwa jego mać i wszystkie demony razem wzięte. Wytłumaczenie się tej kobiecie ze swoich błędów jest niemożliwe. Ja pierdolę! - Sam powiedziałeś, że mam się pieprzyć. Ba! To ja chcę, abyś należał do mnie i mojej rodziny! Ciebie obchodzisz tylko ty! Puszczaj te drzwi zanim zmielę ci fiuta w maszynce do mięsa!

- I co jeszcze? Użyjesz gorącego pogrzebacza?

- Dwóch! A nawet trzech! Jeden wsadzę ci prosto do gęby!

- Katia, jestem wkurwiony na maksa za to co spotkało moją siostrę. Chcę ci przypomnieć, że to moja jedyna rodzina, dlatego zależy mi na tym, aby wyrwać ją z łap Biagio. Mówiąc mi, że została zakopana żywcem, obudziłaś we mnie dzikie zwierzę chorujące na wściekliznę.

- Mhm...

- Ujmę to tak. Chcę, abyś została panią La Torre. - blondynka zerka na mnie z ukosa.

- Wyczuwam tutaj jedno z moich ulubionych słów. „Ale"?

- Chcę powiedzieć „tak" w obecności mojej siostry, kiedy to od władzy odejdzie mój ojciec i stryj.

- No tak tak... A pamiętasz może, że w tym miał pomóc ci Fedir? Całkowicie go zlałeś!

- Co byś zrobiła, gdybyś dowiedziała się, że Fedir bądź Dmitrij są w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Czekałabyś, aż ktoś wpadnie na pomysł, jak pomóc, czy działałabyś na własną rękę? - blondynka wzdycha, po czym wysiada z samochodu z zawieszoną głową. Cofam się, aby zachować między nami dystans, na wypadek, gdybym miał zaraz stracić klejnoty. Cholera wie, co trzyma w torebce. Ostatnio miała tam pistolet i gaz pieprzowy. Teraz może mieć ze sobą nóż, nożyczki, tasak, a może nawet w bagażniku samochodu trzyma karabin. To siostra Popowa, przy niej łatwo coś stracić, a mimo to pragnę jej. Nasza relacja rozwija się błyskawicznie. Ledwie się poznaliśmy, a już planujemy ślub. W naszym świecie żyje się szybko. Trzeba czerpać z niego całymi garściami, dlatego jestem przekonany, że ta kobieta sprawi, że moje serce zmięknie.

Dome, co ty pieprzysz? Już ci zmiękło. Inaczej miałbyś głęboko w dupie fakt, że ją skrzywdziłeś! Racja...

- Szlag by to... - mamrocze, po czym dzieją się dwie rzeczy.

Dłoń Katii zderza się z moim policzkiem z siłą karła wystrzelonego z armaty, a w następnej chwili jej usta dociekają się oddania pocałunku.

Dome, nie stój jak figura woskowa! Całuj no!

Biorę jej twarz w dłonie, a ciałem popycham o bok samochodu. Zwiększam nacisk swojego pocałunku. Pragnę jej. Z każdą kolejną kłótnią coraz mocniej. Jedno jej spojrzenie rozpala mnie do czerwoności. Jeden jej uśmiech przyśpiesza bicie mojego serca. Każdy jej dotyk jest jak uzależnienie, z którym nie chcę walczyć.

Nie chcę walczyć z rosnącymi uczuciami.

Chyba zaczynam się w niej zakochiwać...

O ile już się to nie stało, Domenico.

- Jesteś dupkiem! - kwituje na bezdechu, kiedy przerywa złączenie naszych ust.

- Wiem.

- Proszę obiecaj mi, że nie rzucisz się na samodzielną pogoń za ojcem i stryjem. Dmitrij jest przy Aidzie. - gładzi mnie po policzku. - Ocali ją. Nie pozwól, aby emocje tobą kierowały. W przeciwnym razie, zginiesz. A nie chcę zostać prawie wdową.

- Prawie wdową? - parskam śmiechem.

- Traktuję nasze narzeczeństwo poważnie! - nachylam się by pocałować ją w czoło.

- Obiecuję, że nie zostaniesz prawie wdową.

- Nie byłbym tego taki pewny. - zamieram, a na moich plecach pojawia się gęsia skórka. Wzrok Katii skierowany jest za osobę, stojącą za mną. Ten głos rozpoznam wszędzie. Nieśpiesznie odwracam się w stronę mojego ojca, zasłaniając własnym ciałem Katię. Jeśli mam zginąć to sam. Ona nie jest niczemu winna. - Witaj, synu. Miło cię widzieć.

- Pieprzenie. Ckliwe słówka do ciebie nie pasują.

- Racja. Wolałbym wiedzieć cię martwego.

- Kochany tatuś. - parskam śmiechem.

- Ojciec na medal. - kwituje Katia za moim plecami.

Cholera, wariatko! Siedź cicho!

- Uciekłeś aż do Rosji. - kwituje z niezadowoleniem. - Chyba nie sądziłeś, że jesteś bezpieczny na terytorium wroga.

- W zasadzie jestem tu bezpieczniejszy niż gdziekolwiek indziej. - stwierdzam bez chwili zawahania. Wchodzę do rodziny Popow, więc siłą woli mam ich wsparcie. Liczę, że mój ojciec nie ma zielonego pojęcia o moich układach z Fedirem. Ba! Mam nadzieję, że nie wie, kim jest kobieta za moimi plecami. Ona musi przeżyć.

- Na terenie Fedira Popowa nawet szczur nie jest bezpieczny.

- Więc co tu robisz? - wgapiam się w sylwetkę krągłego mężczyzny, do którego niegdyś zwracałem się „papo" bądź „tato". Od zamordowania mojej matki jest dla mnie po prostu wstrętnym kutasem. Jego twarz jest czerwona ze złości, a jedna z jego dłoni nerwowo trzyma pasek od spodni. Znam tą pozę. Czeka na odpowiedni moment by znienacka do mnie strzelić.

Oszczędź, Katię. Proszę...

- Mariolina wspomniała coś o twojej kochance. - próbuje dostrzec blondynkę, lecz moja postura zasłania ją całą. - Nie kłamała. Rosjanka?

- Narodowość jak narodowość. - wzruszam ramionami.

- Spoufalasz się z wrogiem?

- O jeny, mordeczko. Ja spoufalam się ze smerfami z doliny siedmiu wzgórz i nawet nieźle na tym wychodzę.

- Bailey? - raduje się Katia.

- To ja! We własnej osobie. - kłania się, jakby przed nim stała królowa Brytyjska. - Zapytam wprost. Co twój kutas robi w Moskwie, Traiano?

___
Hej misie 😍
Za błędy przepraszam 😊
Napisałam rozdział w przerwie między wykładami🤭
Buziole 🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro