" Postrach kosmetyczki"
(Domenico La Torre)
Tak chcesz się bawić, mała wariatko?
Wściekły, po raz tysięczny przepłukuję twarz, wodą znalezioną w bagażniku mercedesa. Piecze mnie cała twarz. Ledwie widzę, a w środku gotuje się we mnie nieokiełznana wściekłość na pierdoloną nieszczerbatą Rosjankę.
Już dawno powinienem być w drodze na lotnisko. Nie mogę tu zostać. Nie, kiedy mój własny ojciec wydał na mnie wyrok śmierci, ale oczywiście dla lalki Barbie ważniejsze są paznokcie.
Chce paznokcie?
Ja jej kurwa dam paznokcie...
~***~
( Katia Popow)
- Wiesz, że ta gruba małpa puściła się za pieniądze? - zagaduje Edvige, podczas piłowania moich paznokci.
- Masz na myśli, Ofelię?
- No tak! - mamrocze. - Najpierw odbiła mi narzeczonego, potem go rzuciła, a teraz daje dupy za pieniądze, bo nie ma za co nakarmić rozciągniętego od przejadania się, żołądka.
- A to przypadkiem nie ty odbiłaś jej narzeczonego? - pytam, obserwując jej sprawne dłonie, tworzące na moich paznokciach arcydzieło.
- No tak - przyznaje. - Ale to ona jest tłusta jak mamut z epoki lodowcowej i się puszcza.
Co prawda Edvige ma talent, co do manicure, ale jest płytsza niż ja i nawet o tym nie wie... Ja przynajmniej mam świadomość tego, jaka jestem, a jestem płytka. Z tą różnicą że ona jest bardziej.
- Też ostatnio przybrałaś na wadze. - stwierdzam.
- Tylko odrobinkę. Muszę jakoś przetrwać zimę, a jestem zmarzluchem, więc więcej tuszy nie zaszkodzi.
- Edvige, tutejsza zima jest jak wiosna w Moskwie. - drwię.
- Dla mnie każda temperatura poniżej piętnastu stopni jest nie do przyjęcia. - drzwi do gabinetu kosmetycznego otwierają się z impetem. Szklana szyba roztrzaskuje się pod wpływem uderzenia o ścianę, a do pomieszczenia wkracza nieokiełznana bestia wabiąca się Domenico.
- Szlag! - Edvige gwałtownie podnosi się ze swojego fotela i z przerażeniem wpatruje się we Włocha, wyglądającego jak panda. Z tą różnicą, że jego oczy podkreślają czerwone kółka.
Jest wściekły...Nic dziwnego. Też byłabym gdyby ktoś zaatakował mnie gazem pieprzowym, ale jakim prawem przerywa mi manicure?
- Wynocha! - fukam ze złością. - Nie widzisz, że jestem zajęta?
- Zajęta? - wrzeszczy. - Pierdzisz w pieprzony fotel i piłujesz sobie paznokietki, podczas gdy niektórzy mają tutaj poważne problemy!
- A co mnie obchodzą czyjeś problemy? Edvige! - unoszę swoje dłonie, by pokazać, że w dalszym ciągu mam nie dokończony kształt paznokci. - Mogłabyś zająć się pracą? - ponownie spoglądam na ciemnowłosego. - Jak widzisz, przystojniaczku. Jestem egoistką. - posyłam mu buziaka.
- Tak się składa, że ja też jestem egoistą. - błyskawicznie pokonuje dzielącą nas odległość. Chwyta mnie za włosy, więc szeroko otwieram oczy. Zmusza mnie, bym wstała, więc to robię, ponieważ wolę nie zostać łysa. - Oddaj kurwa kluczyki. - syczy tuż przy moim uchu. - A potem możesz wrócić do tego gówna. - wskazuje na lakiery, poukładane na stole.
- Poczekaj cierpliwe, aż skończę. Potem możemy jechać na lotnisko.
- Okej - puszcza mnie, po czym chwyta swoją łapą lampę UV i rozbija ją na kawałki o ścianę.
- Co ty robisz? - krzyczę ze złością. - Mało ci gazu pieprzowego? Chcesz dokładkę? Chętnie ci zafunduję, pierdolony dziwkarzu!
Powinnam była nacisnąć za spust, kiedy miałam ku temu doskonałą okazję.
Kogo ja uratowałam? Nieczułego na estetykę gnoja, którego zaraz nafaszeruję ołowiem! Wsadzę mu lufę karabinu do tyłka, a potem wystrzelę! Niech mu rozsadzi cały układ wydalniczy z fiutem włącznie!
Właśnie zadarł z niewłaściwą osobą... Dopóki nie skończę paznokci, on też się stąd nie ruszy. Mam tylko nadzieję, ze Edvige ma w zapasie co najmniej sto takich lamp.
- Kluczyki, malutka. - góruje nade mną, więc zadzieram głowę by posłać mu jadowite spojrzenie.
- Pierdol się. - odpowiadam powoli, by mieć pewność, że zrozumiał przekaz tych słów.
- A czy - głos Edvige drży. No pięknie! Moja kosmetyczka się boi zmutowanego gryźli. - Możecie stąd wyjść?
- Nie skończyłaś moich paznokci! - oburzam się.
- Naprawdę, wyjdź stąd Katia. - cała się trzęsie. - Ja go znam. - niemal płacze.
- Super. - kwituję. - A teraz dokończ to co zaczęłaś!
- Katia! Wyjdź! - krzyczy płaczliwie. - Nie chcę mieć problemów! - Domenico z cwanym uśmieszkiem spogląda na wystraszoną szatynkę, która pod wpływem jego spojrzenia osuwa się po ścianie w rogu pomieszczenia.
Czy ta kobieta właśnie mnie wyrzuca, a tym samym sprawia, że jestem na przegranej pozycji w walce z Domenico?
- Widzisz, malutka. - zwraca się do mnie parszywy drań. - Jesteś we Włoszech i nie masz pojęcia kim jestem. Za to ona - wskazuje na szatynkę. - Doskonale wie kto właśnie z tobą rozmawia.
- Widzisz, malutki. Ty również nie masz pojęcia z kim masz do czynienia, a ona - spoglądam na nieprofesjonalną zdzirę. - wie z kim rozmawiasz. - mierzymy się wzrokiem. Oboje ciskamy piorunami.
Zabiję go...
Uduszę...
Przejadę walcem...
Szkoda, że Fedir nie posiada smoka, jako psa obronnego...
- A więc trudno - wypowiada po chwili i ponownie chwyta mnie za włosy, mocno zaciskając na nich swoją dłoń. - Pójdziesz ze mną, przybłędo. - ciągnie mnie za sobą przez całe pomieszczenie. Mam wrażenie, że tracę włosy wraz z cebulkami, więc biegnę, aby choć trochę ulżyć sobie w bólu.
Ktoś tu nie wie jak powinno traktować się kobietę.
Poczekaj gnoju, aż zadzwonię do brata.
Nie...
Czekaj...
Ja cię do niego osobiście zaprowadzę...
____
Hej misie ❤
Jakie macie odczucia po tych trzech rozdziałach?
Buziole ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro