Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Paprotka"

- Ha! - parskam śmiechem, by ukryć swoją frustrację. Moja matka wymusiła na Domenico małżeństwo. Ze mną!

Ha! Kocham ją...

Tra la la Katia będzie miała przystojnego męża!

Ale zanim to nastąpi, muszę wypowiedzieć swoje zdanie na ten temat.

- Jaja sobie robisz? - fukam i zakładam dłonie na biodrach. - To są oświadczyny?

- Ta. - mamrocze pod nosem, jakby miał w tyłku powagę sytuacji. - Coś nie tak?

- Wszystko jest nie tak, parszywy dupku!

- Z czym ty masz problem, wariatko? Nie zostaniesz starą panną, a na tym zależało twojej matce!

- Gdzie pierścionek? Kwiaty? Romantyczne słówka?

- No cholera jasna z kobietami! - nerwowo przeczesuje swoje włosy, a wściekłość bijąca od jego ciała udziela się mi. Jeśli myślał, że pomogę mu tak łatwo wejść w łaski mojej matki, to jest w błędzie. Co prawda łatwo dałam mu się wydymać, aczkolwiek to była zupełnie inna sytuacja!

- Chcę chociaż pierścionek! Nie wymagam wiele! Drobny brylant będzie w porządku.

- Srylant, a nie brylant. - bełkocze złośliwie. - Skąd ja mam ci teraz wyczarować pierścionek, co?

- Nie wiem! Sam wyprodukuj!

- Ach, przepraszam. Zapomniałem dzisiaj zjeść na obiad diamenty, więc wybacz, ale nie wydalę całego pierścionka. - wypowiada ironicznie, po czym zaciska szczękę. Mierzymy się wzorkiem i jestem przekonana, że Domenico ma ochotę mnie teraz udusić tak samo mocno, jak ja chcę wsadzić mu do tyłka rozgrzany do czerwoności pogrzebacz.

- To chociaż kwiaty, nieczuły dupku! - wzdycha przeciągle, a następnie odchodzi w stronę parapetu, na którym w doniczkach rosną paprocie. Ku mojemu zdziwieniu ciemnowłosy, bierze do ręki roślinę i prędko wraca do mnie.

- Masz i się kurwa ciesz. - wpycha mi doniczkę w dłonie. - Wyjdziesz za mnie? - pyta zjadliwie, więc marszczę brwi.

- Zabiłeś całą magię tej chwili!

- Ups?

- Czy ty nie masz w sobie uczuć?

- Nie.

- Mhm! - rzucam z impetem doniczką w podłogę, a ta roztrzaskuje się w drobny mak. - Więc ja nie przyjmuję żadnych oświadczyn, a tą paproć wsadź sobie w nos!

- Jak tam sobie chcesz. - nonszalancko opiera się o ścianę, wgapiając się w swoje paznokcie i cicho podgwizdując pod nosem. - Nie zamierzam się przed tobą płaszczyć. - nabija się. - Skoro mówisz nie, to mówisz nie.

Czekaj, co?

Zraniłam jego męskie ego, czy po prostu on nie będzie za mną latał, jak Fedir za Josephine?

Co za nieczuły gnój!

- Spoko. - kwituję. - Znajdę kogoś, kto mnie pokocha! - odrzucam włosy do tyłu, po czym odwracam się, by odejść. Jak dla mnie, Fedir może go w tej chwili wykastrować. Nie będę się prosić, by jednak został moim mężem. Nie chce się starać, więc ja nie będę za nim biegać.

- Powodzenia, wariatko.

- Nie jestem wariatką! - ponownie odwracam się w jego stronę. - To źle, że mam marzenie, by ktoś mnie pokochał, draniu? - wzrusza jedynie ramionami i nic nie odpowiada.

Tak chcesz się bawić, La Torre? Dobra...Odchodzę!

- Myślę, że skończyliśmy już rozmawiać. - kwituję.

- Ta.

- Fajnie.

- Ekstra. - unosi wzrok prosto na moją twarz. - Aczkolwiek zasługujesz na kogoś, kto cię pokocha. - wypowiada spokojnie, a z jego ust znika ten złośliwy uśmieszek.

- Ty nie możesz tego zrobić? - pytam bez owijania w bawełnę. Nie mam już nic do stracenia, zwłaszcza w obliczu rychłego zakończenia naszej znajomości.

Domenico milknie. Jego oczy zwężają się, a oddech przyśpiesza. Nic nie mówi. Jedynie patrzy. Moje serce zamiera, oczekując na bolesny cios zadany przez tego drania. Wiem, że myśli, w jaki sposób mnie teraz zranić.

Wiem to...

Zrobi to...

- Mogę. - wypowiada cicho, niemal szeptem. - Ale nie dajesz mi na to szansy.

- O czym ty mówisz? - w trzech dużych krokach pokonuje dzielącą nas odległość, po czym jego usta desperacko wpijają się w moje wargi, zmuszając mnie do pocałunku. Oddaję go niemal natychmiast.

Uch, mówiłam że jestem łatwa...

Domenico zgrabnie i z wyczuciem porusza językiem, pogłębiając pocałunek z każdą sekundą. Całuje tak, jakby jutra miało nie być. Wplątuję dłonie w jego włosy, a z moich ust wydobywa się cichy jęk.

Nagle odsuwa się ode mnie, ciężko dysząc. Wpatruje się we mnie intensywnie,a jego źrenice są ciemne z pożądania.

- Katia La Torre? Czy Katia nie La Torre? - pyta, mocno ściskając moje biodra, jakby chciał zatrzymać mnie przed ucieczką, a wcale nie zamierzam uciekać.

- Katia La Torre. - uśmiecham się, po czym jego usta ponownie atakują moje.

( Aida La Torre)

Kulę się w kącie w swojej więziennej celi, a Biagio stoi nade mną z pasem w dłoniach. Jego psychopatyczny uśmiech przyprawia mnie o dreszcze. Trzęsę się ze strachu przed wujem. Trzęsę się ze strachu, myśląc o Domenico, którego szuka całe wojsko ojca. Trzęsę się z zimna,samotności i lęku. Salvatore musiał uciec przed egzekucją, mój brat zaginął, więc zostałam sama.

- Niegrzeczna z ciebie dziewczynka, Aido. - wypowiada nieśpiesznie stryj, bawiąc się czarnym skórzanym paskiem. - Przez ciebie cierpią ludzie. Gdybyś trzymała buzię na kłódkę, na Domenico nie czekałaby śmierć. Przez ciebie Salvatore również dostanie kulką prosto w serce.

- Nie prawda! - spieram się płaczliwie. - To przez ciebie! To ty dobierasz się do mnie odkąd zaczęłam dojrzewać, a gdy nie udało ci się mnie posiąść, wściekłeś się! - skórzany pas uderza z hukiem o metalową poręcz krzesła, stojącego obok mnie.

- Stul pysk, mała żmijo! Gdzie jest twój brat?

- Nie wiem!

Trzask. Pasek mocno smaga moje ręce.

- Gdzie jest twój brat? - powtarza ostrzej.

- Nie wiem! - krzyczę.

Nawet gdybym posiadała takie informacje, wolałabym być bita i poniżana niż skazać Domenico na rychłą śmierć. Pasek ponownie uderza mnie w ramiona. Krzywię się z bólu, a oczy napełniają się łzami.

- W takim razie, gdzie jest Salvatore?

- Nie wiem! - pasek odbija się na mojej piersi, a następnie na policzku. Odrzucam głowę w prawo, zaciskając oczy.

- Gówno prawda!

- Naprawdę nikt mi nic nie mówił!

- Na pewno?

- Tak! Tak!

- Nie wierzę ci. Udowodnij. - słyszę uderzenie sprzączki paska o podłogę, więc spoglądam na stryja, lecz prędko tego żałuję. Stoi przede mną w rozkroku, a w dłoni trzyma swoje przyrodzenie, delikatnie je masując. - Weź go do buzi, mała suko, a przestanę cię bić.

Unoszę wzrok na jego twarz i z przekonaniem wypowiadam:

- Zabij mnie...

___
Hej misie ❤
Miłej nocy
Buziole

Zapraszam Was również na moją stronę autorską na Facebooku pod nazwą Caroline Angel-strona autorska❤
Link w opisie na moim profilu (Wattpad )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro