Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Odpokutowanie winy"

(Domenico La Torre)

Raisa Popow to dostojna, pełna gracji kobieta, starzejąca się z godnością. Widać na pierwszy rzut oka, iż nie jest zwolenniczką usług medycyny estetycznej, więc bez problemu dostrzegam podobieństwo między nią, a jej córką. Mają takie same zadarte nosy i duże niebieskie oczy z naturalnie gęstymi rzęsami.

Jeśli za trzydzieści lat Katia będzie wyglądać tak dobrze jak jej rodzicielka, to może warto zastanowić się teraz, czy przypadkiem nie wziąć tej wariatki pod swoje skrzydła.

Nie, Domenico! Prędzej ta kobieta wpędzi cię do grobu niż dożyjesz dnia, w którym będzie wyglądać jak odbicie lustrzane swojej matki.

Naciesz się upojnymi chwilami, a potem powiedz: "Addio".

-La Torre - Raisa wypowiada moje nazwisko z naciskiem. Siada na krześle w ogromnej jadalni, a jej wzrok lustruje mnie na wskroś. Czuję się nagi pod wpływem jej badawczego, a zarazem surowego spojrzenia. - W jaki sposób moja córka wpadła w twoje łapska?

-Zawdzięczam jej życie. - wyznaję szczerze, ponieważ seniorka rosyjskiego rodu powinna znać prawdę. Szczytem nieodpowiedzialności byłoby skłamać, a mam świadomość, że ta kobieta ma swoje sposoby, by zweryfikować każde moje słowo. Okłamanie jej, nie wchodzi w grę.

Nie, kiedy jej syn właściwie wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Zależy mi, by moja siostra była bezpieczna, z dala od Biagio i jego obślizgłego fiuta, który rwie się do niej jak kot do myszy.

-Zamieniam się w słuch. - kwituje jedynie.

-Mój ojciec wydał na mnie wyrok śmierci. - wyznaję. - W dniu mojej egzekucji, pojawiła się Katia. Szukała pomocy po pustkowiu, ponieważ jej samochód zakopał się w błocie. Wraz z jej pojawieniem, zyskałem więcej czasu by uwolnić się z węzłów. Gdyby nie jej natręctwo, moje kości walałby się po polach.

-Twój ojciec, Biagio i ty powinniście gnić w ziemi już od kilkunastu lat. - wydyma wargi z niezadowolenia.

Um, Domenico. Już wiesz, że ta kobieta cię nienawidzi, więc tym bardziej nie bierz wariatki pod swoją opiekę. Mieć taką teściową to kara za wszystkie grzechy.

Już diabeł bardziej ulżyłby mi w cierpieniu.

-Jestem tego świadomy.

-A mimo to, jesteś tutaj. - wypowiada powoli, wręcz melancholijnie. - Prowadzasz się z moją córką, wchodzisz w układy z moim synem, lecz jesteś wrogiem.

Nie ma sensu, bym się spierał. Pomimo tego, że w wojnie między seniorem świętej pamięci Popow, a moim ojcem, nie brałem czynnego udziału,jestem wrogiem, którego najbezpieczniej zgładzić. Wystarczy, że noszę w sobie krew Traiano La Torre'a.

-Nie mam złych intencji. - zapewniam.

-Wiem. - stwierdza bez wahania, czym zaskakuje mnie dość mocno. Nie wygląda na miłą i ciepłą osobę, a jej postawa budzi respekt, więc tym bardziej jestem w szoku, że nie ciska we mnie piorunami. - Pomimo tego, że wciąż widzę w tobie twojego parszywego ojca, to znam powód, dla którego chciano cię zgładzić. Dam ci szansę na odkupienie winy. Będę się tobie przyglądać, a jeden zły ruch, a dokończę to, co przerwała moja córka. Czyli w skrócie, zabiję cię.

- To zrozumiałe. - kwituję jedynie.

Równie dobrze, mógłbym robić pod siebie, ponieważ Raisa Popow nigdy nie rzuca gróźb bez pokrycia, aczkolwiek nie czuję lęku. Wiem, że nie zrobię nic, co mogłoby mnie zabić.

Poza tym jestem dłużnikiem Fedira i klnę się na swój honor, że nie zawiodę.

- Mam jeszcze jedno ważne pytanie.

- Tak?

- Co czujesz do mojej córki? - unosi wypielęgnowaną brew, czekając na odpowiedź, która ją usatysfakcjonuje.

- Nie wiem. - wzruszam ramionami. - W zasadzie nie znam jej.

- Ach, czyli jak rozumiem moja córka zawróciła ci w głowie swoim tyłkiem?

- No, można tak powiedzieć. - Raisa wstaje z krzesła, a kącik jej ust jest lekko uniesiony ku górze. Nieśpiesznie przemierza dzielącą nas odległość, po czym szepcze mi do ucha:

- Ona potrzebuje kogoś takiego jak ty, La Torre. Nie spieprz tego.

Ja pierdole...

Właśnie czuję ciężar odpowiedzialności na moim barkach.

Jezu, Domenico...lepiej weź wariatkę pod swoje skrzydła. Dla dobra siebie samego!

- AchI jeśli chcesz odpokutować winy ojca, po prostu przytaknij. - niepewnie kiwam potwierdzająco głową. - Świetnie. Mam dla ciebie propozycję...

( Katia)

- Matka rozmawia z Domenico! - panikuję, krążąc nerwowo po gabinecie Fedira, który obserwuje każdy mój ruch.

Phi Pewnie boi się, że ponownie coś mu tu zniszczę. Mój stan emocjonalny to dla niego nic nieznaczący szczegół. A ja tu przeżywam koszmar.

Moja matka z całą pewnością wbija teraz swoje szpony w krtań dupka. Nienawidzi rodu La Torre, więc Domenico nie wyjdzie z tej pogawędki cało. Zmiażdży jego jądra jak byk jeźdźca na rodeo. Obedrze go ze skóry i zrobi sobie z niej posłanie dla swojego łysego kota. Wydrapie mu gałki oczne, a włosy i skórę głowy przypali zapalniczką.

W końcu to moja matka...Nic dziwnego, że jest rządna torturowania.

- Katia, uspokój się.

- Sam się uspokój, pierdoło perfidna! Wiedziałeś, że mama dzisiaj wpadnie z wizytą.

- Wiedziałem. - parska śmiechem. - Nawet liczyłem na to, że na nią wpadniecie. - raptownie się zatrzymuję przed jego biurkiem.

- Coś ty powiedział, wieprzu owłosiony? - kładę dłonie na oparciu pustego fotela, mierząc brata ostrym jak brzytwa, spojrzeniem. Sprowadził na mnie i na mojego dupka plagę rosyjską.

- Myślę, że słuch masz całkiem dobry. - nabija się.

- To nie jest zabawne! Ona go zje!

- Mam imię, dziecko. Chociaż wolałabym abyś zwracała się do mnie po prostu mamo. - odwracam się, by na nią spojrzeć, lecz prędko mój wzrok pada na nietkniętego Domenico. Wygląda tak, jak go zostawiłam, więc może myliłam się, co do sadystycznych motywów Raisy Popow.

A to nowość...

- Cieszę się, że Domenico wciąż oddycha.

- Och, ja też. - uśmiecha się do mnie. - Ale chciałabym omówić pewne kwestie z Fedirem, więc spadajcie stąd.

Nie musi mi dwa razy powtarzać. Dobiegam do Domenico, chwytam go za dłoń i wyprowadzam z gabinetu, zanim moja matka postanowi jednak, trochę go potorturować.

- Gdzie ci się tak śpieszy? - pyta rozbawiony, ale pozwala się prowadzić przez ciemne korytarze.

- Do domu. - mamroczę. - Wisisz mi bzykanko.

- A nie obchodzi cię, o czym rozmawiałem z twoją matką?

- Nie...Nie teraz.

- Na pewno?

Uch...No jasne, że moja ciekawość musi zostać zaspokojona. Przystaję, by mieć lepszy wgląd w jego twarz.

- A więc? Co chciała moja matka?

- Abyś zmieniła nazwisko na La Torre, mała...

______
Hej misie 🥰
Taki szybki rozdzialik na lepszy sen😍
Buziole❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro