Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Pomoc z lodem


Jungkook:


Zostało mi około dwudziestu minut do najważniejszego spotkania w moim życiu. Kończyłem układanie włosów i szybko poleciałem wybrać jakieś ubrania. Stawiłem na swój nieśmiertelny outfit, czyli dużo za luźną białą koszulkę, która lekko odkrywała moje obojczyki, jasne jeansy i ulubione karmelowe trapery. Chwyciłem deskę i popędziłem na miejsce spotkania.

PRZEPRASZAM LUDZIE, ALE NIE MOGĘ SIĘ SPÓŹNIĆ.

Sunąłem chodnikiem omijając średnio dwóch przechodniów na sekundę i słysząc ich przekleństwa kierowane pod moim adresem.

Gdy w końcu dotarłem na miejsce spotkania. Tae jeszcze nie było. Nadal stojąc na deskorolce zdrową ręką wyjąłem telefon – 16:56.

Spokojnie Jungkook. On przyjdzie. Na pewno... przyjdzie... tak?

Schowałem telefon, opuściłem mój środek transportu i zacząłem się nerwowo przechadzać w tę i drugą stronę. Poćwiczyłbym parę tricków, ale przyznam ze z ręką w gipsie nawet normalna jazda jest dość utrudniona. Zacząłem się jeszcze bardziej stresować i rozmyślać nad sposobem przywitania się z aniołkiem, jednak nic mi nie przychodziło do głowy. Pewnie będę działać instynktownie, jak zawsze. Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok.

Gdy podniosłem głowę poczułem jak mój żołądek obraca się o 180 stopni, a na moje policzki wstępują rumieńce. Wyglądał idealnie. Gdy do mnie podszedł poczułem, że robi mi się dość duszno więc wziąłem głęboki wdech. Zapach jego perfum, które wtedy poczułem był cudowny i idealnie się z nim komponował. Nie mogłem oderwać swoich oczu od jego uśmiechu.

Od jego ust...

Jungkook obudź się! Mógłbyś się przywitać, a nie się na niego gapić!

- Ja... Witaj Tae... Em... - podrapałem się nerwowo po karku i opuściłem wzrok.

Zaraz zejdę na zawał, może wystarczy tyle rozmowy?

NIE. Odwagi Kookie, zależy ci na nim.

- Chciałem... Bo podziękować tobie chia... chciałem ci podziękować, że to wtedy był twój głos, znaczy że to ty... ty... ee – wziąłem głęboki oddech i stwierdziłem, że póki co z logicznego zdania nici.

Więc postanowiłem działać instynktownie, jak planowałem wcześniej.

Popatrzyłem w jego oczy, zrobiłem krok w jego stronę i pocałowałem go w policzek. Sekundę potem oddaliłem się od niego na bezpieczną odległość i spuściłem wzrok przygryzając wargę.

Ty i ten twój pseudo-instynkt, Jeon. Świetnie się spisałeś. Ratuj sytuację, głupku.

- Ja... ee... przepraszam – wziąłem głęboki wdech - BOJACHCIAŁEMCIPODZIĘKOWAĆŻEMNIEURATOWAŁEŚ.

Haa, powiedziałem to!

– To ten... co będziemy dziś robić, anio... Tae?


Taehyung:

Uśmiech na mojej twarzy stawał się coraz większy, a spowodowane to było tym, że króliczek gubił się we własnych słowach. Lecz nagle mnie zamurowało, gdy poczułem jak jego miękkie wargi lądują na moim policzku i powodują dreszcz przebiegający po całym moim ciele. Moja dłoń powędrowała do ucałowanego miejsca i lekko go dotknęła. Popatrzyłem na Kookie'go, który odsunął się ode mnie i spuścił wzrok.

Czemu się odsuwasz głuptasie?

On przynajmniej wykonał jakiś krok, a ty stoisz jak kołek.

- Nie musisz mi dziękować za ratunek, to było przyjemne... y... to znaczy przyjemnie było na ciebie patrzeć, ale nie chodzi mi o to, że się cieszę, że coś ci się stało, bo się nie cieszę, tylko... ah – westchnąłem. Wcale nie byłem lepszy w lepieniu zdań - Nie ma za co króliczku, jeśli chcesz zawsze mogę cię ratować.

Co to miało być, Tae?!

- A jeśli chodzi o plany na dzisiaj...

Brawo, nie mam żadnego pomysłu

- To możemy iść na początek na lody albo shake'a. Co ty na to? - zapytałem z uśmiechem i po chwili ruszyliśmy w kierunku znajdującej się kilka ulic od skejta budki z zimnym przysmakiem.

Droga minęła nam bardzo przyjemnie. Jungkook opowiadał mi parę ciekawych rzeczy o sobie, a ja czasem nie mogłem powstrzymać chichotu. Na przykład wtedy gdy opowiadał o swoim ostatnim śnie, w którym walczył w roli Ironmana. Był zdecydowanie przeuroczym króliczkiem. Właśnie gdy chciał zacząć wypytywać o mnie doszliśmy do naszego celu. Wybraliśmy smaki lodów i zapłaciłem również za chłopaka, na co trochę się oburzył.

W takiej wersji też mi się podoba.

Siedliśmy przy plastikowym stoliku i wzięliśmy się za jedzenie lodów. Podniosłem wzrok na króliczka i zaśmiałem się głośno. Może trochę za głośno, bo chyba lekko go przestraszyłem. Od razu zaczął wypytywać o powód mojego zachowania.

- Hah, oj Kookie... ubrudziłeś się lodem na buzi.

Króliczek się nieco zarumienił i od razu zaczął delikatnie przecierać twarz chusteczką.

- Na prawo! Nie, nie to prawo - kierowałem go – oh, poczekaj...

Nachyliłem się w jego kierunku, a kciukiem delikatnie starłem deser z kącika jego ust i zlizałem go z palca.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro