2
Pov Niall
Zaopatrzam się w bombonierke i jadę do Holly. Zrezygnowałem z kwiatów, bo nie raz widziałem, że jak miała podły humor to jadła coś słodkiego, a kwiaty za szybko więdno i nic z nich nie pozostaje. Wysiadam z auta i idę w stronę domu. Zanim jednak naciskam na dzwonek to stoję chwilę przed drzwiami. Mam nadzieję, że znowu mnie nie wyrzuci, bo mogę stracić nad sobą panowanie i zrobić coś czego ogromnie pożałuję. Przecież musi wreszcie zrozumieć, że ja nie jestem winien śmierci naszego dziecka.
Pełen niepewności naciskam na ten dzwonek. Kilka sekund później drzwi zostają otworzone i widzę przed sobą Holly. W odróżnieniu ode mnie ona wygląda normalnie, najwidoczniej nie przeżyła tego naszego rozstania tak boleśnie jak ja.
- Mogę wejść? - pytam, a ona nic nie odpowiadając się przesuwa. Wchodzę do środka i podążam wraz za nią. Aż docieramy do salonu, tam siadam w fotelu. - To dla ciebie kochanie - kładę pudełko z czekoladkami na stoliku.
- Mogę wiedzieć co cię tu sprowadza? - to pytanie naprawdę wyprowadza mnie z równowagi. Czyżby ona w ogóle za mną przez ten czas nie zatęskniła. Pół roku rozłaki ze mną w ogóle na nią nie podziałało?
Najwyraźniej nic nigdy dla niej nie znaczyłem. Ja głupi się w niej zakochałem i wierzyłem, że ona też mnie kocha.
- Chciałem zrobić pierwszy krok w stronę naszego pogodzenia. Spotkała nas ogromna tragedia, ale tego nie da się już cofnąć. Nasze dziecko nie żyje i już nic nie można z tym zrobić. Jednak to nie oznacza, że nie możemy być ze sobą. Trzeba wreszcie wrócić do normalnego życia - komunikuje jej spokojnym i opanowanym tonem. Nie chcę na razie na nią krzyczeć.
- Nie jestem na to jeszcze gotowa. Potrzebuję czasu.
- Na co? - odrobinę podnoszę ton. Nie rozumiem tego jej uporu. Zachowuje się zupełnie tak jakbym sam osobiście zamordował naszą córeczkę. - Czy w tym czasie nie powinniśmy się razem wspierać? Na pewno byłby nam łatwiej, ale ty wolałaś postawić między nami mur. Dlaczego Holly?
Podnosi się do pozycji stojącej i podchodzi do okna.
- Gdybym nie była w ciąży to odeszłabym od ciebie po tym jak dusiłeś mnie o byle głupstwo. Stwierdziłam jednak, że muszę znieść ten twój zły humor by moje dziecko nie wychowywało się w rozbitej rodzinie. Teraz jednak nie ciąży nade mną żadna presja i chcę wreszcie zacząć żyć tak jak mi się będzie podobać.
- Dałbym ci tyle swobody ile tylko będziesz chciała. Holly ja nie radzę sobie bez ciebie.
Jestem ogromnie zdesperowany. Jej nie przeszkadza nasza rozłąka i jeśli teraz jej nie przekonam by do mnie wróciła to ona może kogoś poznać i już na zawsze ją stracę.
- Sam nawet w to nie wierzysz. Ludzie się nie zmieniają.
Wstaje, podchodzę do niej i klękam. Ona wróci dziś ze mną z własnej woli lub nie.
Im więcej waszych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro