Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piąty - Mistrz Eliksirów

Promienie słońca przedostające się przez okno naszego dormitorium rozbudziły mnie na dobre. Była 7.00, w brzuchu burczało mi niemiłosiernie. Dzisiaj pierwszy dzień zajęć. Zwlokłam się z łóżka i wyjęłam z kufra szatę. Dziewczyny dalej spały w najlepsze, tylko Hermiony nie było w pokoju. Otworzyłam drzwi łazienki i zamknęłam na klucz. Szybko założyłam szatę i uczesałam rude włosy w kucyk. Umyłam zęby i twarz, po czym wyszłam z łazienki. Lavender widząc mnie pisnęła, po czym z szybkością błyskawicy podleciała do drzwi łazienki. Parvati dopiero się wybudzała, a Fay była już gotowa, co bardzo mnie zdziwiło. Dziewczyna widząc moje zdziwione spojrzenie, szybko wytłumaczyła jakim cudem już była gotowa.

- Wstałam o 5, ubrałam się i poszłam spać. W ten sposób miałam tylko się uczesać. I umyć zęby, ale to zdążyłam zrobić wcześniej. - mrugnęła do mnie, po czym dodała: - Tak w ogóle to hej. Idziemy na śniadanie?

- Tak, jasne. - odparłam, po czym wraz z brunetką zeszłyśmy po schodach do pokoju wspólnego, a z niego wyszłyśmy przez obraz Grubej Damy. Idąc przez korytarz natknęliśmy się na Bonnie, która sama szła na śniadanie.

- Cześć Bonnie. - powiedziałam wesoło, patrząc na przyjaciółkę. - Co u ciebie?

- Cześć Nici. Wiesz, wszystko okej. Nie mogę się doczekać zajęć. A ty? - zapytała.

- Jakoś mi się do nich nie spieszy, jednak ciekawi mnie, czego będziemy się uczyć. - odparłam, i dalej szłyśmy we trójkę w kierunku wielkiej sali. Gdy doszłyśmy pod jej drzwi, pożegnałyśmy się z Bonnie, i usiedliśmy obok Rona i Harry'ego.

- Nie widzieliście gdzieś Hermiony? - zapytałam brata i jego przyjaciela.

- Jak tu weszliśmy, ona już wychodziła z planem lekcji w ręce. Pewnie poleciała pod salę do eliksirów, bo to mamy pierwsze. - Harry pokazał mi plan zajęć, na którym faktycznie pierwsze widniały eliksiry. Fay zajęczała smętnie.

- Nienawidzę eliksirów. Moja mama je uwielbia, i odkąd dostałam list z Hogwartu, wpajała mi wszelkie tajniki sztuki eliksirów. - mruknęła z niezadowoleniem

- Na pewno nie będzie tak źle. - próbowałam ją pocieszyć.

- Miejmy nadzieję, że przynajmniej będzie jakiś fajny nauczyciel. - Fay próbowała sama siebie podnieść na duchu.

Zjedliśmy razem śniadanie, po czym pobiegliśmy do lochów, aby nie spóźnić się na pierwszą lekcję eliksirów. Pod salą byliśmy o 8.03. Może nauczyciel nie zdenerwuje się za takie małe spóźnienie? Zapukałam delikatnie w drzwi, a usłyszawszy poważne "wchodzić!" otworzyłam je delikatnie. W sali siedzieli patrzący na nas Gryfoni i Ślizgoni.

- Przepraszamy za spóźnienie, panie profesorze. Trochę zabłądziliśmy. - zaczęła nas tłumaczyć Fay mężczyźnie, którego dopiero teraz zauważyłam. Miał czarne oczy i czarne włosy. Wyglądał, jak dla mnie, dziwnie.

- Gryfoni? - w odpowiedzi pokiwaliśmy głowami. - Pan Wealey, panna Dunbar i... pan Potter. Ciekawie. Za spóźnienie na pierwszą lekcję Gryffindor traci przez was 10 punktów. A teraz siadać!

- Przepraszam - powiedziałam cicho, patrząc w stronę nauczyciela. - To przeze mnie się spóźniliśmy. Zaprowadziłam ich w zły korytarz. To moja wina.

Profesor patrzył na mnie chwilę z niedowierzaniem, po czym wykrztusił z siebie tylko:

- L-lily? Lily Evans?

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Znał moją mamę?

- Nie, panie profesorze. Jestem Nicolette Potter. - powiedziałam.

- Potter? Przecież Potter jest tylko jeden. - spojrzał z widoczną nienawiścią na mojego brata.

- Jest dwóch Potterów w tej szkole, panie profesorze. Mój brat, i ja.

- No... dobrze. - nauczyciel był wyraźnie zbity z tropu, jednak tylko ja to poznałam. - Teraz siadaj. Więc, tak jak mówiłem przed bezczelnym przerwaniem przez pana Weasleya, pana Pottera, panny Dunbar... oraz panny Potter, jestem Severus Snape, dla was pan profesor lub profesor Snape. Nie toleruję spóźnień. Proszę to sobie zapamiętać! - popatrzył na mojego brata. - Pan Potter. Dobrze. A więc jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym?

- Nie wiem, panie profesorze. - wyjąkał mój brat.

- A pan Potter wie, gdzie będziesz szukał, jeżeli ci powiem, żebyś znalazł bezoar? - zapytał Snape. Ręka Hermiony, którą zauważyłam dopiero teraz, wystrzeliła w górę.

- Tego też nie wiem, panie profesorze.

- Widzę, że słynny Harry Potter nie umie nic! Więc jednak sama sława nie wystarcza. Przez twoją głupotę Gryffindor traci 5 punktów. - powiedział z triumfem Snape, gryfoni zajęczeli a ślizgoni zaczęli się śmiać. W tym Draco! Niedoczekanie! Wstałam gwałtownie, a oczy wszystkich w klasie zwróciły się w moją stronę.

- Pan nie może odjąć mu punktów! To pierwszy dzień zajęć, skąd on miał wiedzieć rzeczy, o których w życiu na uszy nie słyszał?! - wybuchnęłam. Po chwili doszło do mnie, co powiedziałam. Już szykowałam się na szlaban, ochrzan ze strony Snape'a. Po chwili dotarł do mnie ten lodowaty głos.

- Hmm, widzę że panna Potter ma charakterek? Świetnie. Nie dam ci szlabanu, bo nie zasługujesz. Ale panu Potterowi i tak odejmę punkty. Ty zostaniesz po zajęciach. - spojrzał na mnie z pogardą, jednak po chwili się uśmiechnął. Reszta lekcji minęła dosyć spokojnie. Już nikt się nic nie powiedział. Dopiero pod koniec zajęć odezwał się Snape:

- Koniec zajęć! Wynocha wszyscy! Ah, zapomniałbym dodać. Każdy napisze 4 stopy pergaminu na temat użycia bezoaru! Żegnam!

Wszyscy w popłochu wyszli z klasy. Harry przesłał mi podnoszące na duchu spojrzenie i uśmiechnął się pocieszająco, po czym wyszedł.

- Panna Potter. - Snape wypowiedział moje nazwisko z wyczuwalnym jadem. - Masz charakterek. Po ojcu. Ale wygląd po Lily. Czuję, że będziesz sobie dobrze radzić na moich lekcjach.

- Znałeś moją mamę? - spytałam zuchwale. Spodziewałam się ujemnych punktów. Przeliczyłam się.

- Tak. Znałem. - powiedział spokojnie. - Była wspaniałą kobietą. Możesz już iść. Do widzenia!

Wyszłam z klasy. Nie nakrzyczał na mnie. Nie odjął mi punktów. A to podobno najsurowszy nauczyciel w Hogwarcie! Co się dzieje? Zamyślona ruszyłam korytarzem w stronę Wielkiej Sali. Tak spotkałam Harry'ego, Rona i Fay.

- Nici! - brunetka do mnie podleciała i serdecznie przytuliła. - Co on ci zrobił? Ile straciliśmy punktów? Spokojnie, nadrobimy to na zaklęciach albo transmutacji... - mruczała do siebie. Zaśmiałam się. Chłopcy i moja przyjaciółka spojrzeli na mnie zdziwionym wzrokiem.

- Nie odjął mi żadnych punktów. Rozczulił się nad naszą mamą i powiedział, że jestem do niej strasznie podobna. Nawet nic nie powiedział, gdy zwróciłam się do niego jak do was. - ze spokojem przyglądałam się zmianom, jakie zachodziły na twarzach przyjaciół.

- Ale jak? To niemożliwe! Fred i George stracili tyle punktów, na nas tak jakby się uwziął! Może ty jesteś jakaś magiczna? - Ron podszedł do mnie i wymacał mi twarz. Wraz z Harrym i Fay wybuchnęliśmy śmiechem.

- Wszyscy tutaj jesteśmy magiczni. - przypomniał Rudemu Harry, ocierając łzy spowodowane śmiechem. - Hagrid zaprosił mnie do siebie. Chcecie iść ze mną?

- Ja z chęcią. - powiedziałam a reszta mnie poparła.

Za pięć trzecia opuściliśmy zamek i poszliśmy przez park. Doszliśmy pod chatkę mieszczącą się na skraju Zakazanego Lasu. Harry zapukał do drzwi, na co w środku odezwało się szczekanie.

- Leżeć, Kieł! Spokój! - usłyszeliśmy głos Hagrida. Po chwili drzwi się otworzyły, a przed nami stał ten sam mężczyzna, którego spotkałam w dniu przyjazdu do zamku.

- Nie bójcie się. - "przywitał" nas. - Nic wam nie zrobi. Wchodźta.

Weszliśmy do chatki. Było tam, jak dla mnie, bardzo przytulnie. Hagrid wskazał na kanapę, na której mieliśmy usiąść. Zajęliśmy miejsca.

- Hagridzie, to Ron, mój przyjaciel, Fay, moja przyjaciółka i Nicole, moja siostra. - przedstawił nas Harry. Olbrzym chwilę się nam przyglądał.

- Kolejny Weasley, co? - zagadnął. - A ty pewnie Dunbar? Tak, znałem twojego ojca, gdy tu chodził. Nicole - tutaj na chwilę się zawiesił. - cała Lily. Ale oczy masz Jamesa.

- Wszyscy mi to mówią. - uśmiechnęłam się.

- Bo to prawda. Ale podobno charakterek masz po ojcu. Już ja słyszałem plotki o tym, co Snape'owi powiedziałaś.

Potem wesoło rozmawialiśmy, i o nauczycielach, i o Filchu, który dzisiaj chciał dać szlaban Harry'emu i Ronowi. W pewnym momencie Harry chwycił Proroka codziennego leżącego na ławie i z zaciekawieniem zaczął czytać. Po chwili zawołał:

- Hagridzie! To włamanie było w moje urodziny! Może nawet wtedy, kiedy tam byliśmy!

Wiedziałam, o co mojemu bratu chodzi. Słyszałam o włamaniu w Gringottcie. Zauważyłam, że Hagrid nie chciał spojrzeć Harry'emu w oczy.

- Smakują wam ciasteczka? - olbrzym zmienił temat.

- Hagridzie, o co chodzi? - zapytałam. Gajowy był chyba strapiony.

- Ciemni się już. Idźta, bo wam jeszcze szlaban pirwszygo dnia dadzą. Do zobaczenia! - krzyknął, wypychając nas z chatki i głośno trzaskając drzwiami. A najlepsze było to, że dochodziła dopiero 16! Co oznaczało, że za godzinę mieliśmy lekcję latania!

- Chodźmy, bo trzeba się przygotować na latanie. - powiedziałam, i wszyscy ruszyliśmy do wieży Gryfonów. Przed obrazem Grubej Damy powiedzieliśmy hasło, i każdy poszedł w swoją stronę. Szczerze nie mogłam doczekać się lekcji latania.

- Trochę boję się lekcji latania. - wyznała Fay, gdy siedziałyśmy w dormitorium. - A co, jeśli spadnę z miotły i zrobię z siebie pośmiewisko?

- Nie martw się. - usiadłam obok niej i objęłam ramieniem. - Na pewno nie będzie tak źle. A jeśli ty spadniesz, to ja też spadnę, żebyś nie była sama w skrzydle szpitalnym.

Brunetka zaśmiała się szczerze.

- Jesteś świetną przyjaciółką. - rzekła, po czym mocno mnie przytuliła. I chwilę tak trwałyśmy w tym uścisku, każda zatopiona w swoich myślach.

~~~~~~
Hej hej wszystkim! ^^
Jak podoba wam się dzisiejszy rozdział?
Ja osobiście sądzę, że nie jest źle :P
Dzisiaj 1496 słów :)
Na 100 gwiazdek lub 1.5k wyświetleń mam w planach zorganizować coś fajnego ^^
Bo naprawdę, 100 i 1.5k to dla mnie ogromne liczby :D
Rozdział pisał się 6 dni. Się namęczyłam xD
To co? Miłej niedzieli, smacznego rosołu, i dobrze się uczcie, jeśli jesteście uczniami :)
Dementorkax

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro