Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

Jessica po raz setny przyglądała się swoim paznokciom, czekając aż pojawią się tajemnicze pazury. Był weekend i dziewczyna siedziała na leżaku w ogródku. Ubrana w jeansowe krótkie spodenki w czarno - białe plamki wyglądające jakby ktoś chlapnął na nie atramentem. Do tego szary top sportowy i okulary przeciwsłoneczne ( nie zdejmowała ich od czasu transformacji jej oczu ). Myślała o tym jak pazury pojawiły się znienacka i tak samo tajemniczo zniknęły. Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Niechętnie wstała i ogródkiem poszła do furtki wychodzącej na przód domu. Z daleka usłyszała radosne szczebiotanie... Princelli! "O nie! Tylko nie ona!" Princella była dziewczynką dwa lata młodszą od 13- letniej Jessicy. Miała ciemne, długie włosy które prawie zawsze spinała w wysoki koński ogon. Jak na swój wiek była wysoka i różnica pomiędzy nią a Jessie wynosiła zaledwie kilka centymetrów. Byłaby nawet znośna, gdyby nie to że ubierała się... jak mała dorosła, lub ( co było bardzo delikatnym określeniem ) ubierała się bardzo dbając by wyglądać dziewczęco. Lubiła różowy, niebieski i futerko na ubraniach. A poza tym strasznie się rządziła i gdy planowała spotkania w osiedlowym parczku, a ktoś się spóźnił wytykała mu: "Spóźniłeś się minutę!" lub "Spóźniłeś się pół minuty!". Mało kto ją lubił. Osobą z którą najczęściej spędzała czas to była Jessica, bo ich rodzice bardzo się lubili. Jessica nagle przerwała rozmyślania i wyszła zza krzaków za którymi stała. Teraz zobaczyła Princellę. Była ubrana we srebrną, błyszczącą koszulkę i różową spódniczkę. "Jeju. Wygląda jak kolorowa kokarda." Pomyślała Jessie. Obok Princelli stała Clarissa; brunetka o lekko falowanych włosach sięgających klatki piersiowej. Clarissa była dziś ubrana w niebieską koszulkę z... długim rękawem! "Dziwne." Dziewczynka miała także czarne legginsy i różowe trampki. Miała tyle lat co Princella, ale w przeciwieństwie do niej nie przykładała wagi do ubioru. Oczywiście przyszła z młodszą od niej o rok siostrą: Domishią. Domishia miała krótkie blond włosy. Jej oczy były tak ciemnobrązowe że czasem Jessice wydawało się że w oku Domishii nie ma tęczówki, tylko źrenica. Była dość nieśmiała i introwertyczna. Wszystkie trzy siedziały na rowerach. Jessica kryjąc się w cieniu drzew i krzaków cicho podeszła do nich niezauważona. Nagle wyszła z krzaków i stanęła oddalona od furtki o jakieś 3 centymetry. Dziewczynki podskoczyły. Jessica roześmiała się.

- Nie rób tak! My tego nie lubimy! - Krzyknęła Princella. Jessica pokładała się ze śmiechu.

- Powinnyście zobaczyć swoje miny! - Wykrzyknęła, po czym spoważniała.

- Co was tu sprowadza? - Spytała.

- Wyjdziesz na dwór? - Spytała Clarissa.

- Okej. Ale na rower?

- Tak.

- Strasznie mi się nie chce.

- Musisz.

- Nie muszę.

- Nie.

- Tak.

- Nie. 

- Tak.

- Nie.

- Tak.

- Nie, bo to dzieciniada.

- Co jest dzieciniadą?

- No... włóczenie się z wami.

- Czyli masz nas za dzieciaki?!

- Przecież nimi jesteście.

- Ty też.

- Wiem.

- I...?

- Co "i...?"?

- No to że nie wściekasz się za to że nazwałam cię dzieciakiem.

- Bo jestem dzieckiem.

- Dziwna jesteś.

- Nie. Ale ty owszem.

- To wyjdziesz?

- ...Mogę.

- Okej.

- To za ile?

- TERAZ!

- Nie wrzeszcz.

- Ty też nie wrzeszcz.

- Nie wrzeszczę.

- Akurat.

- No, nie wrzeszczę.

- To wychodzisz?

- Ok. Tylko się przebiorę.

- Masz rację, ten top jest ohydny.

- Sama jesteś ohydna. A zwłaszcza ta księżniczkowa spódniczka. Chciałam się przebrać , bo wiem żę na wyjście na osiedle top jest... mało... praktyczny.

- Ok. Idź zdejmij to ohydztwo.

- Spadaj.

- Nie zamierzam.

- To idę się przebrać.

- Ok. - Powiedziała Princella. Jessica pobiegła do pokoju przebrać się. Aż kipiała ze złości. Nagle coś błysnęło na jej paznokciu. Spojrzała tam, ale nic nie zauważyła. Nagle zrozumiała: PAZURY.

Gdy już się przebrała w luźną, szarą koszulkę z krótkim rękawkiem i dziurami na ramionach, zeszła na dół i wsiadła na rower. Powiedziała mamie że wróci na obiad i żeby posprzątać po Marmoladce. Princella, Clarissa i Domishia czekały na nią. Razem pojechały do osiedlowego parku. W centrum parku ( czy też raczej parczku ) znajdował się mostek, który prowadził nad kanałkiem, w którym zbierała się deszczówka. Kanałek był wąski, ale prowadził po środku parczku, równolegle do dłuższej jego części. W parczku było wiele drzew i krzaków , które były wspaniałą kryjówką gdy dzieciaki grały we flagi, berka lub chowanego. Były tam także dwie  duże bujane ławki. Jessie często bujała je tak mocno że aż dotykały słupów, na których był powieszony ten sprzęt, a potem z nich skakała. Poza ławkami bujanymi były też dwie zwykłe, na których w upalne dni dziewczyna kładła się i "opalała". Teraz w parczku nie było żywej duszy. Przynajmniej tak się na pierwszy rzut ok mogło wydawać. W jednej chwili koło Jessie ze świstem przeleciały trzy strzałki od Nerfa. Zaraz potem dziewczyny usłyszały:

- Kurczę! Było tak blisko!

- Mówiłem że nie trafisz?

- Ty też nie trafiłeś! - Nagle z krzaków wyszło trzech chłopaków, na oko w wieku Jessicy.

- Elo, Brandon, Mickel i James.

- Siema.

- Gramy we flagi?

- Nie.

- Czemu?

- Bo nam się nie chce.

- Debile.

 - Ty jesteś debilką.

- To gracie?

- Musimy... - Zaczął Mickel, ale nie dokończył bo dostał od Jessie porządnego kopniaka w łydkę.

- Dobra, zagramy. - Zgodził się potulnie i skierował się w stronę mostku. Zrobili to też Brandon, i James, oraz Princella, Clarissa i Domishia. Jessica przez chwilę stała i przyglądała oddalającym się chłopakom i dziewczynom. Pierwszy z chłopaków, Mickel był wysokim brunetem. Miał 14 lat. Był porywczy, nieprzewidywalny i nieco... idiotyczny. Udawał dzielnego. Umiał się bić i to Jessica najbardziej w nim lubiła, o ile w ogóle mogła w nim coś lubić. Był okropnie pewny siebie i to ją drażniło. Zwykle nosił luźne t - shirty i dresy lub krótkie spodenki do kolan. Część chłopców mówiła o nim jako o "królu".  Byli to jednak tylko ci, którzy należeli do jego "fanclubu". Dziewczyny śmiały się z niego i wołały: "Król Mickeluś Pierwszy!". 

Brandon był za to niski i miał 12 lat. Wszyscy ( no dobra, prawie wszyscy ) wiedzieli że potajemnie podkochuje się w Princelli. Zresztą z wzajemnością. 

James zaś był w wieku Mickela, ale on nigdy nie bił się z nikim i traktował wszystkich lekceważąco.

- Halo! Jessie! Idziesz? - Krzyknął Mickel tym samym przerywając jej rozmyślania. Dziewczyna nacisnęła pedały, wprawiając rower w ruch. Zostawiła go pod drzewem obok hulajnogi Jamesa, skutera Mickela, hoverborda Brandona i rowerów dziewczyn. Nagle poczuła na ręku ból. Zrozumiała od razu : Ci idioci strzelili ją z Nerfa. Zalała ją faja gniewu. Jednym skokiem pokonała  6 metrów dzielących ją od mostku i... co? Pazury? "No jasne! Gniew = Pazury! Wszystko jasne!" Spróbowała się uspokoić nikt nie mógł zauważyć tajemniczych "narośli". Gdy złość z niej wyparowała, pazury zniknęły. "Wiedziałam! Wiedziałam!"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro