Rozdział III
Gdy Violet weszła do klasy, wszyscy stali przed panią Flaming; wysoką, szczupłą i bardzo ładną nauczycielką. Pani Flaming zmierzyła Violet groźnym spojrzeniem i powiedziała:
- Violet Spark! Spóźnienie.
Violet wbiła wzrok w podłogę i podeszła do innych uczniów. Kilka metrów od niej stała Jessie i rozmawiała z... Vanessą! Violet przedarła się przez uczniów i stanęła oko w oko z Vanessą. Powiedziała groźnym głosem:
- Zostaw Jessie w spokoju, wiedźmo!
- Ja i Jessie tylko sobie gadamy. Prawda Jess?
- Prawda. - Odpowiedziała dziewczyna. "Jak ona mogła! Przecież w lato ta idiotka wylała na ulubioną książkę Jess sok. A poza tym tylko ja mam prawo zwracać się do niej Jess. To nie fair." Pomyślała Violet. Po chwili odezwała się:
- Jess... Jesteś pewna? W końcu... No... Niezbyt się lubicie.
- Jestem pewna Violet. Idź, weź sobie księcia z bajki, ja nie będę ci przeszkadzać. - Odpowiedziała Jessica. Vanessa uśmiechnęła się z zwycięsko. Jessica w tym samym czasie wskazała kciukiem w stronę gdzie stał wysoki, barczysty i zabójczo przystojny chłopak.
- Ma na imię Branden. - Poinformowała dziewczynę Jessie.
- Z kąd znasz jego imię? - Spytała Violet.
- Vanessa mi powiedziała. - Odparła Jessica.
- Serio, nie rozumiem jak możesz zadawać się z taką jędzą, ona...- Głos Pani Flaming przerwał Violet:
- Proszę o ciszę. Będę teraz mówiła kto, z kim siedzi w ławce. Potem macie czas by lepiej się poznać.-. Po czym powiedziała:
- Violet Spark będzie razem z Willem, Jessica z Vanessą, Branden z Benem, Virginia z Lizzie, Aaron z Candy, Sasha z Heather, Bryan z Holly, Kelsey z Renem, a Christy z Bloom.- Zakończyła wykład Pani F. "No super!" Pomyślała Violet "Pani F. już zaczęła do mnie mówić imieniem i nazwiskiem." Pani Flaming miała zwyczaj mówić do uczniów którzy spóźnili się pierwszego dnia do szkoły, imieniem i nazwiskiem. W tym roku to Violet była tą "szczęściarą". Rok temu ona razem Jessie spóźniły się o 20 minut ponieważ dostały głupawki i 15 min. się przebierały. "Przestań o niej myśleć", skarciła siebie w myślach, "Ona ma Vanessę". Z zazdrością popatrzyła na Jessie i Vanessę. Kątem oka spostrzegła że Branden idzie w stronę Jessicy. "Nie! Nie mogę na to pozwolić!" Pomyślała i pobiegła w tą stronę. Nagle specjalnie wywaliła się u stóp zdziwionego chłopaka.
- Sorki. - Powiedziała.
- Nie ma za co.
- Jest za co. Okropna ze mnie niezdara.
- Przestań. Każdy czasem traci równowagę.
- Dzięki.
- Znów nie ma za co.
- Jest za co.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak. Naprawdę dziękuję. Dla ciebie to nic, ale dla mnie to wszystko.
- Nie przeceniaj mnie.
- Nie przeceniam.
- Strasznie mi schlebiasz.
- Mam powody.
- Serio? Jakie?
- Uratowałeś mnie.
- Kiedy? Przecież zanim zdążyłem zareagować, wyłożyłaś się juz plackiem na podłodze.
- Wtedy kiedy złapałeś Jessie.
- Nie rozumiem.
- Gdyby coś jej się stało to chyba bym się zabiła.
- A spoko. Szkoda by było takiej dziewczyny ja ty.
- Znamy się z Jess od kiedy skończyłyśmy dwa latka.
- To długo.
- No.
- A ty? Masz kogoś?
- W jakim sensie?
- W obu.
- W takim razie odpowiedź brzmi: nie i nie.
- To szkoda.
- No.
- A co ty na to żeby...- Dzwonek zagłuszył jej dalsze słowa. Branden uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro