Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX

Jessica spróbowała wstać. Niestety nie mogła. Dziwiła się do momentu gdy spojrzała na swoje ciało: Zamiast nóg miała łapy, zamiast rąk miała łapy, na końcu jej tułowia był ogon. Wiedziała już co się stało: jest KOTEM. Obróciła głowę i zauwarzyła Marmoladkę spokojnie siędzącą obok zajadającej trawę Darkness.
- Okej... Znosiłam jakąś durną wizję, to że zwierzęta gadają, ale TO to już jest przesada! - Powiedziała wściekła.
- Nic nie rozumiesz? - Spytała Marmoladka. Dziewczyna pokręciła głową bo jedynie na taki ruch było ją stać. Zaraz potem jej uwagę przykuł inny fakt.
- Czemu nie słyszę twojego głosu w głowie tylko słyszę go tak jakbym rozmawiała na przykład z mamą?
- Bo teraz jesteś jednym z nas. - Odpowiedziała kotka.
- Jakto: jednym z was? Kim są wy?
- To wszystkie koty na ziemi. Duże i małe, domowe i leśne. Ja jestem akurat domowym.
- To to wiem.
- Normalnie koty leśne i domowe nie mają prawie w ogóle kontaktu, ale ja dzięki tobie jestem wyjątkiem.
- Jakto: dzięki mnie?
- Koty z tego lasu poprosiły mnie bym gdy nadejdzie czas przyprowadziła cię tu. Koty z klanów mają ciężkie czasy.
- Jakie klany do jasnej, ciasnej?!
- Spokojnie. Chodzi o cztery klany kotów leśnych zamieszkujących ten las.
- Coś mi się wydaje że nie jesteśmy w tym samym lesie przez, który przed chwilą galopowaliśmy.
- Masz rację. Jesteśmy w Silvenii. - Odpowiedziała kotka. Gdy ostatnie słowo wybrzmiało, Jessica doznała tego samego uczucia kiedy Darkness ją poniosła i dziewczyna spotkała grupę kotów.

- Czemu mam takie dziwne wrażenie że kojarzę tą nazwę?
- Może nadszedł czas by opowiedzieć ci historię twojej rodziny. Otóż wiele tysięcy lat temu, twoi przodkowie osiedlili się blisko przejścia do Silvenii. Najpierw koty chciały bronić swojego terytorium przed ludźmi. Ale wtedy tak jak teraz były trudne czasy. Jeden z kotów z pewnego klanu uznał że pomoc człowieka jest niezbędna. Nie chciał jednak mówić o tym przywódcy bo wiedział że pewnie spotka się z oporem. Przemycił człowieka do lasu i poszedł z nim w miejsce zwane Matczyne Źródło i kazał człowiekowi się w nim zanurzyć. Człowiek ten po wyjściu ze źródła dostał zdolność zamieniania się w kota. Szczegółów tego jak uratował kocią krainę nie mogę ci zdradzić bo owiane są tajemnicą dostępną jedynie przywódcom. Koty były tak wdzięczne że zapowiedziały że gdy las znów będzie w niebezpieczeństwie narodzi się w tej rodzinie potomek który będzie miał wspaniałą moc i zdoła uratować cztery klany.  Wszystko wskazuje na to że to ty. Nazwały też swoją krainę na cześć waszej rodzinie: Silvenia.

- Okej... To dzieje się za szybko. A co z moimi rodzicami? Oni wiedzą?

- Jeśli chcesz wrócić to nie ma mowy. Przebyłyśmy tą drogę i nie wolno nam się poddać. A poza tym spójrz na Darkness, ledwo zipie. 

- To co mamy robić?

- Najrozsądniej jest pójść do Grzmotnej Gwiazdy.

- Kogo?

- Przywódczyni Klanu Słońca.

- Nadal nic nie rozumiem.

- Nie musisz. - Ucięła Marmoladka.

- Darkness, wróć do stajni. O tej porze prawie nikogo tam nie ma. - Poinstruowała klacz kotka.

- Dobrze. - Odpowiedziała Darkness. Oddaliła się. Gdy przeszła przez światło, Jessica prowadzona przez Marmoladkę podążyła w głąb lasu. Widziały wielkie krzewy i drzewa zwieszające swoje gałęzie ku ziemi. Ziemia byłą tu lekko wilgotna. Co jakiś czas koty mijały wielkie kamienie lub nory jakiś zwierząt. Nagle Jessica drgnęła bo coś jej się przypomniało. Zatrzymała się. Marmoladka tego nie zauważyła i szła dalej. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę że Jessie nie idzie za nią. Odwróciła się i zauważyła że stoi i przygląda się swoim łapom. 

- Co się dzieje? - Spytała.

- Nic. Ale ja tak naprawdę nie wiem jak wyglądam.

- Jak to?

- No bo nie jestem tak wygimnastykowana jak wy, koty i trudno mi się całą zobaczyć.

- Okej. Jesteś cała czarna z białą końcówką ogona. Masz broązowe pasy na grzbiecie i białą łatę na oku.

- Szkoda. Jestem zwykłym dachowcem.

- A co chciałaś być kotem rasowym?

- No.

- Bycie rasowym kotem to największa hańba dla naszego gatunku.
- Akurat. One wygrywają mnóstwo nagród. I są czempionami.

- Ale gdyby taki kot wszedł do lasu najprawdopodobniej by już nie wyszedł.

- Serio?

- Tak. Jest przyzwyczajony do luksusów tak że w lesie mógłby dostać zawału serca.

- To już wolę być dachowcem.

- Słuszna decyzja. - Powiedziała Marmoladka i ruszyła w drogę.

- Nogi mnie bolą. - Oznajmiła po pół godzinie Jessie. Marmoladka spojrzała na nią z ukosa.

- Nogi? - Spytała z kpiną.

- Ha ha. Łapy.

- To jest to. - Uśmiechnęła się Marmoladka. Jessica natomiast spuściła głowę i przystanęła, dysząc.

- Trzeba zabrać się za twoją kondycję.- Druga kotka spojrzała na nią. Jessie usiadła i nadal wyglądała na wyczerpaną.

- Nie możemy odpocząć? Na przykład przez noc? - Spytała błagalnie.

- Jutro rano musisz zameldować się w domu.

- A to czemu?

- Musisz naświetlić rodzicom sytuację.

- Nie uwierzą.

- Znają przepowiednię. Oni tylko nie wiedzą że to ty jesteś tą wybraną.

- Aha.

- Więc w drogę.

- Znowu. - Mruknęła czarno - brązowa kotka. Po jakiś 20 minutach kotki dotarły naturalnego tunelu stworzonego przez krzaki jagód.

- No i jesteśmy. - Powiedziała zatrzymując się Marmoladka. Tunel był wysoki lecz gałęzie krzaków zwieszały się nisko więc wbrew pozorom w środku było mało miejsca. Wnioskując z tego co powiedziała Marmoladka to właśnie jest obóz tego całego Klanu Słońca. Cały teren obozu otoczony był tym samym gatunkiem krzaków jagód. Jessie dojrzała jednak iż przed tymi krzakami rosną inne, mocniejsze, potężniejsze i jak się okazało naszpikowanie ostrymi cierniami. "Pewnie to dla obrony." pomyślała kotka. Marmoladka zachęcającym ruchem ogona wskazała jej wejście do obozu. Wyszła na prowadzenie po czym zniknęła w jagodowych krzakach. Jessica uczyniła to tuż po niej. W tunelu było ciemno. Jednak koci wzrok robił swoje, tak iż kotki nie pogubiły się w tych ciemnościach. Nagle Jessica ujrzała światło, zasłaniane częściowo przez Marmoladkę. A potem obie wyszły na dużą polankę, pozbawioną częściowo trawy i mocno wydeptaną tysiącami łap. Obóz nie był ani duży ani mały. Po jednej stronie stała skała, częściowo pochylona. Pod nią znajdowało się co najmniej dwadzieścia posłań zrobionych najprawdopodobniej z mchu. Naznoszone tam gałęzie i liście tworzyły niski murek w około posłań. Dalej były wielkie krzaki paproci ułożone na kształt dużej podkowy mogącej pomieścić około dziesięć dorosłych kotów. Tuż obok paproci był zwalony pień drzewa, a na nim krople zaschniętej krwi. Jessica zadrżała. Pewnie tam koty jedzą. "No cóż, w końcu czymś żywić się muszą." pomyślała. Blisko paproci o około trzy metry od nich był utworzony z liści i gałęzi mały "domek". Był bardzo szczelny bo Jessie nic z tego co działo się w środku nie widziała. Przykryty był wielkimi liśćmi. Wyglądały jak bananowca, albo czegoś jeszcze innego. Po drugiej stronie była skała równie przechylona jak ta przy pierwszych legowiskach. Ale pod nią było mniej legowisk. Więcej było po prostu trawy rozrzuconej w nieładzie. Ale największą uwagę przykuwała wielka skała na środku polany. Miała może z dwa metry wysokości, a u jej podnóża była mała grota, szczelnie zasłonięta liśćmi i małymi gałązkami. Skała nie była szeroka, miała może czterdzieści centymetrów szerokości. Ale nawet gdyby Jessica miała swoją ludzką postać, skała byłaby imponująca. Jeden jej bok był łagodny, wszystkie inne zaś strome. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się że to koniec niespodzianek, ale w głębi obozu Jessica odkryła wąskie wejście. Tylko gdzie i do czego? Postanowiła to w najbliższym czasie zbadać. Po obozie kręciło się mnóstwo kotów, różnych wiekiem, wielkością, i kolorem. Jessica zauważyła małą, białą kotkę siedzącą w paprociach. Obok niej siedział czarny kocur i zajadał... szarą mysz! Czarno - brązowa kotka zmarszczyła pysk. Przeniosła wzrok na to miejsce w którym było więcej posłań. Tam z kolei siedziały dwa potężne koty. Jeden leżał w jednym z posłań. A drugi właśnie wychodził i kierował się w stronę małego "domku". W miejscu gdzie legowisk było mniej wylegiwało się kilka kotów wyglądających na raczej już mocno wiekowe. Nie miała czasu na dalsze rozmyślania bo Marmoladka trąciła ją delikatnie i ruchem ogona wskazała wielką skałę na środku polanki. Obie wyszły z cienia i poszły w stronę wejścia do groty. Jessica słyszała ciche szepty kotów gdy szły w stronę skały. Nie umiała rozróżnić słów ale wśród nich górowało: "Marmoladka", "To ona." i "Kociak domowy". Odprowadzona zaciekawionymi spojrzeniami kotów stanęła przed wejściem do groty. Marmoladka zawołała:

- Grzmotna Gwiazdo. To my.

- Proszę. - Odpowiedział głos ze środka. Dwie kotki weszły do dość małego "pomieszczenia". W środku było ciemno, ale powietrze było świeże. Znajdowało się tam tylko jedno posłanie. Siedziała na nim szara kotka, nie było na niej ani jednej białej, lub czarnej plamy. Kotka wydawała się drobna, ale emanowała silną energią przywódczyni. Jessica po trosze bała się jej. Szara kotka odezwała się:

- Widzę że przyprowadziłaś mi ją. - Powiedziała. Marmoladka odpowiedziała:

- Tak, Grzmotna Gwiazdo.

- A więc dziękuję. Czy mogłabym teraz na chwilę zostać sama z... Jessicą?

- Oczywiście.- Powiedziała Marmoladka i wyszła po cichu z groty. Jessica niespokojnie poruszyła się. Grzmotna Gwiazda patrzyła na nią ze spokojem.

- Witaj Jessico. - Powiedziała

- Dzień dobry... to znaczy... witaj...

- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy.

-  Wiem... to znaczy... rzeczywiście trochę się boję. - Plątała się Jessie.

- Nic nie rozumiesz z tego, prawda?

- Tak, prawda.

- Więc chciałabyś się dowiedzieć? - Kontynuowała szara kotka.

- Bardzo, bo z każdą minutą coraz mniej rozumiem.

- A więc... znasz już historię swej rodziny, prawda?

- Tak.

- A teraz poznasz powód, dla którego tu jesteś.

- Jestem ciekawa.

- A więc słuchaj. Las nawiedziły trudne czasy. Koty mówiły że to jeszcze nie pora. Ale ja wiedziałam swoje. Poprosiłam Marmoladkę by miała na ciebie oko. W chwilę potem niechcący mój zastępca, Kruczy Tygrys dowiedział się. Powiedział że wyjawi moje przypuszczenia tylko swojemu uczniowi, Czarnej Łapie. TO stało się szybko. Lisi Ogon przyniósł mojemu zastępcy i jego uczniowi informację. Niestety przepłacił to zdrowiem. Teraz byliśmy pewni. I rzeczywiście. Zaraz potem zaczęłaś się zmieniać. Marmoladka prawie nie zdążyła, ale się udało. A teraz pewnie jesteś ciekawa czemu... jesteś kotem. W twoich żyłach płynie kocia krew.

- CO?! - Krzyknęła Jessica.

- Spokojnie. To w skutek obietnicy kotów w przeszłości. Ale spokojnie masz tez normalną ludzką krew. Dlatego będziesz mogła zmieniać się i człowieka i w kota. Ale teraz jesteś krótko po przemianie, więc jeszcze nie posiadasz tej umiejętności.

- To za dużo wiadomości jak na jeden raz.

- Wiem. Dlatego resztę zostawię na później. Ale mam jeszcze jedno pytanie. Podziwiam twoją odwagę i to jak przyjęłaś te... nieoczekiwane wieści. Marmoladka od kiedy się urodziłaś zdaje mi sprawozdania o tobie i wiem że jesteś dzielna. Dlatego chcę byś dołączyła do naszego klanu. Byłabym twoim mistrzem. Wiem że to trudna decyzja i zostawiam ją tobie. Proszę byś zakomunikowała mi ostateczną decyzję najpóźniej jutro gdy powiesz wszystko rodzicom.

- To... pochopna propozycja... czuję się zaszczycona. Powiem co zadecydowałam przed określonym terminem.

- Dobrze.

- A... Mam pytanie... Czy mogłabyś mi przedstawić koty? - Spytała Jessie i natychmiast pożałowała. Wyjdzie na idiotkę. "Trudno. Raz kozie śmierć!" pomyślała. Ku jej uldze, Grzmotna Gwiazda odparła:

- Oczywiście. - Kotki wyszły z groty. Marmoladka rzuciła jej pytające spojrzenie. Bez słowa podeszła do nich i stanęła koło Jessicy. Kotki ruszyły przez obóz. Grzmotna Gwiazda kierowała się w stronę małego "domku".

- To jest kociarnia. Tutaj mieszkają kotki które spodziewają się młodych i te które niedawno urodziły. Kociaki do szóstego księżyca również tutaj przebywają. - Jessica uśmiechnęła się. Więc ten "domek" to jednak była kociarnia. Akurat z otworu wychodziła czarno - biała kotka.

- To jest Mleczna Skórka. - Wyjaśniła, po czym zwróciła się do Mlecznej Skórki:

- Czy możemy wejść do kociarni?

- Oczywiście. - Odparła kotka. Wszystkie trzy weszły przez wąskie wejście do kociarni. W środku było ciepło i ciemno. Jessie zauwarzyła dwie kotki i piątkę kociąt. W kącie siedział duży kocur. Gdy trzy kotki podeszły bliżej, Grzmotna Gwiazda powiedziała:

- To jest Brązowy Kieł. - Wskazała na brązową kotkę z białą końcówką ogona.

- Jest matką tych trzech kociąt: Kwiatka, Tygryska i Srebrzystej.- szara kotka wskazała kolejno na biało - brązowego, cętkowanego i srebrno - szarego kotka.

- A to Cętkowany Pysk, matka Listka i Ciemnej. - Grzmotna pokazała pyskiem  w stronę  cętkowanej kotki, białego i szaro - czarnego kociaka.

- To jest ojciec tych dwóch przyszłych wojowników. - Wskazała na czarnego kota.

- Nazywa się Ciemna Stopa. - Dopowiedziała. Kot uśmiechnął się, a potem na powrót skupił wzrok na kociakach. Trzy kotki cicho wyszły z kociarni. Grzmotna Gwiazda poprowadziła Jessie i Marmoladkę w stronę paproci.

- Można powiedzieć że idziemy chronologicznie. Najpierw była kociarnia, a teraz legowisko terminatorów. - Przywódczyni uśmiechnęła się. Marmoladka zamruczała z rozbawieniem.

- Terminatorów? - Spytała Jessie.

- To oznacza tyle samo co uczniów. - Wyjaśniła przywódczyni.

- Aaa. - Jessica nareszcie zrozumiała. Kotki weszly w paprocie

- To tutaj byś spała gdybyś zdecydowała się zostać w naszym klanie. - Powiedziała Grzmotna.

- Przeż podczas deszczu to będzie przeciekać. - Zaoponowała Jessie.

- Wcale nie. My jesteśmy jeszcze w tak zwanym "przedsionku". - Miałknęła szara kotka i zniknęła w paprociach. Dwie kotki weszł za nią. W gaszczu liści było dość ciemno, ale widocznośc nie pogorszyła się. Było tam wyściełane trawą i mchem. Jessica spojrzała w górę i zobaczyła że gąszz paproci szczelnie chroni przed opadami atmoswerycznymi. Na mchu spały trzy koty. Jeden był cały biały, drugi rudy, a trzeci rudo - czarny.

- To są Biała Łapa, Płomienna Łapa i Lisia Łapa. - Wskazała koty, które miałknęły na powitanie. Jedynie Lisia Łapa siedział ponury. Trzy kotki wyszły z legowiska terminatorów i Grzmotna Gwiazda skierowała ich w stronę legowisk ( tych więkrzych ). Teraz już tam żadnego kota nie było. Przywódczyni powiedziała:

- To legowisko wojowników. Tu śpią i jedzą. - I poszła dalej. Jessie z trudem za nią nadążała. Grzmotna Gwiazda stanęła przed miejscem w którym legowisk było zaledwie kilka.

- Tutaj śpi klanowa starszyzna. Co to starszyzna nie muszę wam chyba tłumazyć. - Kotka uśmiechnęła się.

- Nie. A co jest tam? - Spyta jessie i wskazała na wąskie przejście w krzakach otaczających obóz.

- To pokażę ci innym razem. - Odpowiedziała przywódczyni.

- Eee... Grzmotna Gwiazdo... bo... ja... zobaczyłam... jak to wszystko jest... wspaniałe i... ja... Chcę dołączyć do Klanu Słońca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro