Niespodzianka II
01.11.2017
Muszę teraz zmierzyć się z moim znienawidzonym uczuciem-bezsilnością. Chcę coś zrobić. Cokolwiek, żeby tylko jej pomóc... Żeby pomóc im, bo nie jest sama. Wiem, że nie mogę, nie potrafię. Zostaje mi tylko krążyć pod drzwiami, za które zabrali ją lekarze.
Czuję się jak zwierzę zamknięte w klatce. Duszę w sobie wszystkie emocje. Mam ochotę rozszarpać każdego człowieka w szpitalnym uniformie, który wychodzi zza drzwi i nie udziela mi żadnych informacji. Boję się.
W głowie męczy mnie wizja jej przerażonej twarzy i paniki w oczach. Co chwilę siadam na plastikowych krzesłach na korytarzu, starając się uspokoić i zebrać myśli, ale ona powraca i znów wytrąca mnie z równowagi.
Jak mogłem pozwolić żeby stała im się krzywda? Przecież byli pod moją opieką! Powinienem lepiej się nimi zajmować, bardziej się starać. Byłem głupi, że wracałem z nimi w takich warunkach. Mogłem lepiej to przemyśleć. Wystarczyło wyjechać w drogę do domu godzinę wcześniej i nic by sie nie stało. To moja wina!
•••••••••••••••••••••••••
Już go nie ma... Straciłam je... Mówili coś do mnie. Chyba starali się mnie pocieszyć, ale nie słyszałam ich słów. Tak po prostu...nie ma. Z niedowierzaniem patrzyłam na swoje poplamione krwią spodnie i starałam się zrozumieć jak to się stało, że istotka, którą tak kochałam... nie żyje.
Słabo wykształcone stopki nie będą kopać. Cieniutki jak igła kręgosłup nie urośnie. Płuca nie wezmą pierwszego oddechu. Oczy nie zobaczą świata. Uszy nie usłyszą dźwięku. Rączki nie poczują delikatnego dotyku.
Jego serce nie zabije, swoją ciszą zabijając moje.
Coraz ciaśniej zawijam się kołdrą, ale ciągle czuję chłód. Wiem, że to nie pomoże, bo wypełza on ze mnie, z mojego serca, nie dam rady przed nim uciec. Bólu też nie uniknę, bo żadne tabletki nie pomagają znieczulić rozerwanej na strzępy, pustej duszy.
Do napisania,
Martwa w środku
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro