01.11.2017

To był zwykły dzień. Nic nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć. Z resztą, rzadko mamy okazję wiedzieć o rzeczach tego typu wcześniej. O to chodzi w niespodziankach... nikt się ich nie spodziewa.

Jechaliśmy pustą drogą, otoczoną przez lasy i łąki, z sąsiedniego miasta. Zbliżał się wieczór i robiło się już ciemno, a na drogę padały małe kropelki deszczu, ale do domu został nam tylko kawałek. Zazwyczaj nie wyjeżdżaliśmy nigdzie daleko, jednak tego razu postanowiliśmy zrobić wyjątek, żeby obejrzeć łóżeczka dla dziecka. Może i było jeszcze za wcześnie, ale woleliśmy już zacząć szukać, żeby wiedzieć jak duży wydatek nas czeka.

Z pieniędzmi nie było u nas najlepiej, ale jakoś wiązaliśmy koniec z końcem. Liczyło się tylko to, że byliśmy razem. Ta świadomość dodawała nam obojgu siły.

Śmialiśmy się i beztrosko rozmawialiśmy, ciesząc się z udanego wyjazdu, kiedy los postanowił obdażyc nas niemiłą niespodzianką. Z nikąd nagle przed auto wyskoczyło zwierzę.

Chłopak zaczął gwałtownie hamować i wpadliśmy w poślizg. Samochód, ślizgając się na przymarzniętym od zimnego powietrza deszczu, zarzucał nami na boki.

Pamiętam, że zaczęłam krzyczeć przerażona, a on starał się odzyskać kontrolę nad autem. Kurczowo trzymałam się jego ramienia i płakałam ze strachu. Pas wbił mi się w brzuch, ratując przed uderzeniem głową w schowek, ale byłam zbyt przestraszona, żeby skupić na tym uwagę. Dopiero kiedy udało nam się zatrzymać na poboczu, zorientowałam się, że coś jest nie tak...

Do napisania,
Nienawidząca niespodzianek