Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 7 - każdy ma jakąś swoją historię

Poniedziałek. Pieprzony poniedziałek. Ponownie trzeba stawić czoło temu całemu gównionemu światu. Musiałem ponownie spojrzeć na matkę, która była nieźle na mnie wkurzona. Mogłem się pożegnać z kluczami do mojego auta do końca życia, a tak bardzo mi go brakowało.

Sięgnąłem po telefon. Wczoraj dostałem kilkanaście wiadomości od Horan'a, abym na siebie uważał.

No tak, ktoś pobił moich dwóch przyjaciół i była możliwość, że moja dupa będzie następna.

Bardzo chętnie spotkam się z osobą, która skrzywdziła moich przyjaciół. Najpierw pogratuluję, a później zabiję.

Wolnym krokiem zszedłem na dół. Z kuchni wydobywał się tylko dźwięk stukania naczyń. Nie chciałem jeść z nimi, ale od wczorajszego obiadu nic nie jadłem. Skręcało mi żołądek jak diabli.

– Dzień dobry – wyburczałem i usiadłem na miejscu Louis'a, który akurat wstał po coś do lodówki.

Chwyciłem jego kubek i wypiłem całą jego zawartość. Nie przejmując się nikim, zabrałem się za jedzenie kanapek, które chłopak zrobił pewnie, zanim się pojawiłem.

Usłyszałem szuranie krzesła. Odwróciłem wzrok w tamtą stronę. Louis, nie przejmując się niczym, usiadł obok i nadal herbaty do kubka. Sięgnął przez moją rękę i wziął jedną z kanapek.

– Harry... – Głos mamy był nad wyraz spokojny, co mnie zdziwiło. Zmarszczyłem czoło. Nie odwracając wzroku od mamy, chwyciłem za kubek, akurat w tym samym momencie co Louis. Kiedy nasze palce zetknęły się, przeszedł po mnie dziwny prąd... albo inaczej. Przeszedł przeze mnie prawdziwy prąd. Maksymalne napięcie. Nie mogłem oderwać ręki. Cholera, co się ze mną dzieje?! – Pojedziez dziś z Louis'em do szkoły...

Nie słuchałem w ogóle matki. Spojrzałem na chłopaka. Trzymał zawzięcie kubek. Z jego ruchu warg można było wyczytać: 'Puszczaj. Jest mój.'

Jego wargi. Cholera!! Nie patrzyłem przecież na nie. Matko, tylko dlaczego to robiłem?! Styles, opanuj dupę!

Oderwałem dłoń od kubka, odwracając wzrok. Ze całych sił próbowałem skupić się na wszystkim, tylko nie na nim. Nie powinno być to trudne ale, kurwa, było!

Wstałem od stołu i spróbowałem się skupić na tym, co mówiła do mnie mama. Nie dawałem rady. Chyba oszalałem.

– Poczekaj na Louis'a... – Mama podała mi kluczyki i wskazała na błękitnookiego. Zajebiście. Umrę...

Nie mogłem być w tym samym pomieszczeniu co on, a co dopiero być zamkniętym w tym samym aucie. I to do tego sam na sam!! Cholera, a jak ja coś zrobię?! Nosiło mnie przecież jak nie wiem co.

Wyszedłem przed dom i spojrzałem na moje auto. Myśl, Styles... Myśl!!

Moglibyśmy pogadać, aby odciągnąć moje myśli od chęci pocałowania go, no ale jak, skoro on nie mówi?!

Myśl! Myśl!

Zanim coś wymyśliłem, obok mnie pojawił się Louis. Podciągnął rękawy bluzki, przez co mogłem zobaczyć obrazki na jego rękach. Przyciągały jak magnes.

Skup się, do cholery...

Powiedz coś. Cokolwiek, co odwróci twoją uwagę od jego tyłka, ciała, od wszystkiego.

– Jest jakaś możliwość, abyśmy mogli normalnie porozmawiać? – O czym ja pierdole?! Normalnie? Czyli jak, Styles?! Przecież on nie może mówić!

Patrzyłem, jak Louis wyciągał telefon z kieszeni. Nie mogłem odwrócić wzroku od jego dłoni. Padło mi na mózg, prawda?

Chłopak wystukał coś na telefonie i po chwili rozbrzmiał ciężki, męski głos.

Możliwe.

Otworzyłem szeroko usta. Przyglądałem się, jak chłopak obszedł auto, czekając po stronie pasażera.

Nie no, Styles, popisałeś się swoją mądrością. Nie ma co... Idiota ze mnie, przecież był dwudziesty pierwszy wiek, teraz wszystko jest możliwe. Takich pomocnych aplikacji było pewnie od groma.

Chyba powinienem uderzyć się w głowę.

Wcisnąłem przycisk otwierający auto. Nim miałem możliwości dodania czegokolwiek, Lou siedział już w aucie.

Westchnąłem, bo tylko tyle mi pozostało. Kurwa mać... co się ze mną dzieje?!

Nagle tuż przy krawężniku zatrzymała się taksówka. Spojrzałem zdziwiony w tamtą stronę.

Gemma wysiadła uśmiechnięta od ucha do ucha. Co jest kurwa?! No dobra, nie widziałem jej od momentu, gdy nas podrzuciła do domu.

Podeszła do mnie i ucałowała w policzek, a później jakby nigdy nic weszła do domu.

No nieźle... coś mnie ominęło?!

Wsiadłem do auta. Louis patrzył przed siebie, wystukując jakiś rytm na swoim kolanie. Nic dobrego z tej naszej podróży nie wyjdzie.

Włożyłem kluczyk do stacyjki i go przekręciłem. Dźwięk silnika trochę zagłuszył moje myśli, ale nie na długo. Wyprowadziłem auto spod podjazdu i ruszyliśmy w stronę szkoły.

– Skąd masz tyle tatuaży? – Nie wiedziałem, po co o to pytam, ale spoko... Dobra, to czysta ściema. Chciałem wiedzieć, skąd wzięło się tyle atramentu na jego ciele.

Nie odwracałem wzroku od jezdni i czekałem na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony.

'Pewnie z salonu tatuażu, tak jak ty.'

Teraz musiałem na niego spojrzeć. Szczerzył się jak głupi do sera. Ok. Ciekawe...

– Bardzo śmieszne... tylko chyba zapomniałem się zaśmiać – rzuciłem w jego stronę. Chłopak z głupim uśmiechem wzruszył tylko ramionami. – To inaczej... dlaczego je masz?

Kątem oka widziałem, jak pisze coś powoli, jakby ważył każe słowo. Był tak skupiony, przez co wyglądał jeszcze... piękniej... Cholera.

'Pierwszy tatuaż zrobiłem sobie trzy lata temu. Wszystko mnie przerastało. Poszedłem do kolegi i po prostu sobie go zrobiłem. Ból nieziemski. Ojciec się wściekł, co mnie ucieszyło. Od tamtej pory robię je sobie, jak mam akurat kaprys.'

Zatrzymałem auto na poboczu i wlepiłem w niego wzrok. No zajebliście. Miałem przecież na niego nie patrzeć.

– Grasz...

Chłopak machnął ręką, abym zamilkł. Zamknąłem usta i pokiwałem głową. Odwróciłem od niego wzrok i zacząłem zastanawiać się, co ja teraz robię. Co mi odbiło, że stanąłem na tej przeklętej drodze i rozmawiałem z tym chłopakiem?! Ni i Zu pewnie by mi teraz przygadywali. Ja pierdole, co ja robię ze swoim życiem?!

'Mama nauczyła mnie grać.' Podskoczyłem, kiedy znienacka znowu rozbrzmiał głos tego faceta. 'Umiała bardzo pięknie grać i śpiewać. Zawsze chciałem jej dorównać, więc ciągle się uczę. Może kiedyś będę tak dobry jak ona.'

Uśmiechnął się szeroko, a mnie rozpłynęło się serce. Nie mogłem ogarnąć tego, co się ze mną działo. To wszystko chyba zaczęło mnie przerastać. Ten chłopak mnie po prostu rozmiękczał. Przy nim czułem się jak jakieś ciepłe kluchy. Czy to możliwe, że coś we mnie pękało?

– Masz tak od początku? Chodzi mi o głos...

Patrzył na mnie chwilę, przeczesując swoje włosy. Wyglądał, jakby nad czymś myślał. Miałem wrażenie, że nie powinienem o to pytać. Już miałem mu powiedzieć, że nie musi odpowiadać, ale zaczął coś pisać. Więc:
a. powie mi;
b. właśnie pisze, że nie powinienem mieszać się w nie swoje sprawy.

'Kiedyś mówiłem i to nawet bardzo dobrze, ale w wieku dwunastu lat miałem poważny wypadek i wszystko się skończyło.'

– Wypadek? Szczegóły... każdy miał jakiś wypadek. – Uśmiechnąłem się do niego. Wiem, że nie powinno mnie to interesować, ale coś kazało mi drążyć temat.

'Wypadek samochodowy. Moja mama w nim zginęła.'

Jego palce zawisły nad telefonem, a ja przełknąłem ślinę. Dłonie zaczęły mi się trząść. Poczułem, jak spada na mnie cała odpowiedzialność za krzywdę, jaką mu wyrządziliśmy od kiedy pojawił się w naszej szkole.

Każda chwila jak w kalejdoskopie przepłynęła mi przed oczami. Słowa Gemmy uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Miała rację... utracił głos z dnia na dzień, a ja go gnębiłem. Nawet nie mogłem sobie wyobrazić, co mógł czuć.

Byłem totalnym dupkiem. Znęcanie się nad nim nie czyniło mnie lepszym.

'Mama zginęła na miejscu, a ja trafiłem do szpitala z urazem szyi. Okazało się, że mam porażenie strun głosowych... obu. Po wysiłku często nie mogę przez to złapać powietrza. Okazało się, że uszkodzenie jest nieodwracalne. Rehabilitacja nic nie dała. Nie będę mówił do końca życia.'

Jego dłonie się zatrzęsły, telefon upadł mu pod nogi.

Po moim ciele przeszedł prąd. Czułem się jak Frankenstein, w którego nawiedzony naukowiec próbował tchnąć życie.

Moje ciało było martwe... Moje życie było martwe. Żyłem, próbując się odizolować od tego wszystkiego. Próbowałem odizolować się od życia, przez co umarła jakąś cząstka mnie, która była odpowiedzialna za miłość do drugiej osoby.

Byłem martwy... martwy w środku.

Oparłem głowę o kierownicę i próbowałem wymyślić coś, co mógłbym mu powiedzieć... jednak sława nie mogły opisać tego, co czułem.

Właśnie odkryłem, że w ciągu jednej nanosekundy można przestać kogoś nienawidzić, a zacząć dażyć sympatią... Bo to co teraz czułem, to była sympatia, prawda?

– Przepraszam...

Chłopak machnął ręką i podniósł telefon.

Nie wiedziałem, co teraz zrobić, jednak wiedziałem jedno... nie mogę pozwolić na to, żeby Niall czy Zayn go tknęli, choćby małym paluszkiem.

Odpaliłem auto i ruszyłem w stronę szkoły. Byłem trochę zdenerwowany. Nie wiem, dlaczego wcześniej nie chciałem poznać jego historii. Ułatwiło by nam to przynajmniej sytuację.

Dobra, odpowiedź była prosta. Byłem zadufanym w sobie dupkiem, który nie widział więcej niż swój własny nos.

Zatrzymałem się na parkingu przed szkołą i rozejrzałem się. Na boisku stali ludzie, niektórych z nich gnębiłem, a przecież każdy z nich miał za sobą jakąś historię. Każdego coś gryzło, a ja dobijałem im gwóźdź do trumny.

Spojrzałem na Louis'a. Miał zaciśnięte dłonie na telefonie. Wyglądał, jakby nie wiedział, co ma robić.

– Pora zmierzyć się ze szkołą – mruknąłem. Chłopak nawet na mnie nie spojrzał, po prostu otworzył drzwi i wysiadł. Jak w transie patrzyłem na to, jak nakłada plecak na ramię. Potrząsnąłem głową i wysiadłem. Zakluczyłem auto i podbiegłem do Louis'a. Założyłem rękę na jego ramiona i uśmiechnąłem się w jego stronę. To był prawdziwy uśmiech. Przyjemne uczucie. To było to uczucie, gdy coś rozpiera cię od środka i jedyną rzeczą, którą możesz zrobić w tym momencie, to wywalić szeroki uśmiech na twarzy... aby wszyscy wiedzieli, że jesteś szczęśliwy.

Szliśmy tak przez boisko. Nie zwracałem uwagi na nic. Miałem wszystkich w dupie, do momentu, gdy usłyszałem za sobą krzyk Zayn'a.

– Hazz... nie wiedziałem, że się spoufalasz z tym pedałem! – Przystanąłem gwałtownie. Louis spojrzał na mnie przerażony. Nie miałem oczywiście nic do gejów, bo Nick był gejem. Nie przeszkadzało mi to, a po za tym Zayn sypiał z Liam'em, więc o co mu chodziło?!

No dobra... było jedno małe ale. Ja nie byłem gejem i nie miałem zamiaru, aby ktoś mnie nawet o to podejrzewał. Stracenie pozycji lidera w tej szkole była dla mnie równe rzuceniu się pod pociąg.

– Jesteś gejem? – zapytałem powoli, choć rozsadzało mnie od środka. Nie wierzę, że mi o tym nie wspomniał. No dobra... nie pytałem o to. Louis pokiwał tylko lekko głową. – Popieprzyło cię, do cholery?!

Louis wygrzebał z plecaka zeszyt. Wyrwał kartkę i szybko coś na niej zapisał, a później wepchnął mi ją do ręki.

Byłem tym tak zdziwiony, że nie zauważyłem kiedy odszedł.

Jestem gejem i będę pieprzonym pedałem do końca życia, ale przynajmniej będę sobą! Ty zawsze będziesz pieprzonym dupkiem, udającym kogoś innego!

Zgniotłem kartkę w dłoni. Zagotowałem się od środka. Miałem ochotę kogoś zabić.

Zayn stanął tuż obok mnie i uśmiechnął się, choć słabo mu to wyszło z powodu lekko opuchniętej twarzy i znacznej rany na prawym policzku. Wyglądał jak po wizycie na ringu.

– Później pogadamy. – Ruszyłem przed siebie. Miałem coś jeszcze do obgadania z Louis'em. To może nie być najlepsza rozmowa.

Na szczęście nie musiałem go szukać, bo zamknął się w kiblu, a tak przynajmniej mi powiedziano.

Wszedłem do środka. Tomlinson opierał się o ścianę. Patrzył ciągle w telefon. Nie wyglądał, jakby się przejął tym, że może ponownie dostać niezły łomot. Poniósł na mnie wzrok. Potarł czoło i schował telefon do kieszeni. Teraz wyglądał, jakby zderzył się z pociągiem. Szybka zmiana.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytałem, podchodząc do niego bliżej. Chłopak wzruszył ramionami. Zjechał po ścianie i schował twarz w dłoniach. Powinienem mu teraz przyłożyć za to, że nie powiedział mi całej prawdy, ale... zrobiło mi się go cholernie szkoda. – Lou, spoko... jesteś gejem. Świat się na tym nie kończy, ale mogłeś mi powiedzieć. – Kucnąłem przy nim. – Mógłbym jakoś na to zareagować, mógłbym się inaczej zachować. – Podniosłem się do góry. – Widzimy się po lekcjach. – Wyszedłem z łazienki.

Czekało mnie jeszcze spotkanie z Zayn'em i rozmowa na temat tego, co się wydarzyło. Musiałem wysłuchać całej relacji z zaistniałej sytuacji w klubie. Nawet przez myśl mi nie chciało przejść, że jednak to co wydarzyło się im obu ma ze sobą coś wspólnego.

Stałem przy przyjacielu i słuchałem jak krok po kroku opowiada o wszystkim.

– ... a później po prostu oberwałem czymś metalowym po pysku. Kiedy upadłem, dostałem jeszcze kopniaka w brzuch. Ktoś mnie podniósł i wylądowałem w szpitalu. Zeszyli mnie, ale nie powstrzymało mnie to przed wydzwanianiem do ciebie...

Pokiwałem głową i dalej go nie słuchałem. Próbowałem jakoś złożyć to w całość. Ktoś znienacka przypieprzył Niall'owi, a później podrzucił pod drzwi jego domu. Kolejny był Zu, który też oberwał i został zawieziony przez kogoś do szpitala. Byłem jeszcze ja... ktoś na pewno wpakował mnie do taksówki i podrzucił do Nick'a.

To wszystko stanowiło jedną wielką zagadkę. Chyba naprawdę pora zacząć się pilnować. Nie miałem zamiaru mieć obitej twarzy... dopóki nie dowiem się za co obrywamy.

Po zajęciach ruszyłem w stronę swojego auta. Louis siedział na jego masce i czytał książkę. O nie.... nie... nie... Dupkowi się oberwie za to, że tak zbezcześcił moje czarne cudeńko. Pożegnałem się z Zayn'em. Umówiliśmy się na wieczór. Mieliśmy odwiedzić blond kalekę.

Podszedłem do auta i zwaliłem Louis'a z maski.

– Zabiję cię, jeśli jeszcze raz zrobisz to mojej niuni. Nie wolno po niej chodzić! – Zacząłem ścierać z maski ślady jego butów. Louis patrzył na mnie z niedowierzaniem, aby później się szeroko uśmiechnąć. – Zabawne?!

Podszedłem do niego. Byłem zły, ale... nie tak do końca.

Kiedy szatyn zauważył, że idę w jego kierunku, zaczął uciekać, a ja jak głupi za nim pobiegłem. Musieliśmy zabawie wyglądać, ganiając się po boisku.

Jednak kiedy Lou upadł i nie mógł zaczerpnąć powietrza, przestało być zabawne.

Nie skłamię mówiąc, że nie miałem zielonego pojęcia co zrobić, bo to w stu procentach prawda. Byłem przerażony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro