Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 6 - kiedyś każdy dostanie, to na co zasłużył

(od au.: standardowo... rozdział może zawierać brzydkie słowa i brzydkie sceny...)


Sobotnie śniadanie jedliśmy w ciszy. Louis siedział tak sztywno, jakby połknął kij od miotły, no ale kto go tam wie.

Kiedy mama zajęła się rozmową z Austin'em, ja dyskretnie podciągnąłem widelcem rękaw bluzy Louis'a. Tatuaż na nadgarstku wyglądał jak opaska z figurami kart do gry. Tak, to było naprawdę kreatywne.

Louis szybko zabrał rękę i schował ją pod stół. Niezbyt mi się to podobało, ponieważ chciałem obejrzeć każdy z jego tatuaży. Ciekawiło mnie też, dlaczego je ukrywał. Każda laska w naszej szkole poleciałaby na niego, przecież one to lubią. Mógłby być w szkole kimś.

Pokręciłem lekko głową, Louis zmrużył oczy. Po wczorajszym nakryciu go w szkole muzycznej, po prostu wyszedłem z tej rudery i wróciłem do domu. Mogłem bez żadnego ale iść na imprezę do Niall'a, ale jakoś było mi dziwnie. Najpierw tatuaże, a później gra na pianinie. Ciekawiło mnie, co ten chłopak jeszcze ukrywał.

- Idę do Nick'a. - Wstałem od stołu. Musiałem wszystko przemyśleć, a dom Nick'a był odpowiednim miejscem, aby zapomnieć o wszystkim i o wszystkich.

- Mógłbyś dać mu wreszcie święty spokój. - Mama także się podniosła i posłała mi ostrzegawcze spojrzenie. - Zajmujesz mu tylko czas...

- Idę do Nick'a - powtórzyłem i odszedłem. Nie potrzebowałem Nick'a jako niańki. Przecież mógł robić co chciał. Wystarczy, że mogłem zamknąć się w jednym z jego pokoi gościnnych. Niczego innego nie potrzebowałem. Tak naprawdę Nick był jedyną osobą, która potrafiła mnie wysłuchać i jakoś pomóc.

- Harry... Posłuchaj mnie, dziecko... - Mama złapała mnie za nadgarstek. To nie musiał być silny uścisk, aby stanął. Może i byłem na nią wściekły, ale nigdy nie zrobiłbym krzywdy własnej matce.

- Ja mam cię posłuchać? - zapytałem zły. Miałem ochotę uderzyć się parę razy w głowę. Zawsze musiałem słuchać kogoś... A kiedy ktoś wreszcie wysłucha mnie? - A kiedy ktoś posłucha mnie? - Strząsnąłem rękę mamy ze swojej. - Wiecznie mnie o coś obwiniasz... nawet nie dasz mi się wytłumaczyć! Zawsze jestem winny temu, co się dzieje Louis'owi. - Nie, cholera, nie. Nie wymówiłem jego imienia. - Dobra przyznaję się, pobiłem go... ale to było siedem miesięcy temu.... siedem... rozumiesz? Siedem. Od tamtej pory nawet go nie tknąłem. No ale tak, przepraszam cię - zwróciłem się do Louis'a - za to, że spuściłem ci głowę w kiblu, a teraz... wychodzę. Wrócę jutro. - Odwróciłem się i wybiegłem z domu, po drodze zgarniając swoje buty.

Szedłem na boso w stronę domu Nick'a, nie interesowało mnie to, że ludzie się na mnie gapili, a mój telefon cały czas brzęczał. Byłem przekonany, że to matka. Nie miałem z nią najmniejszej ochoty rozmawiać. Od kiedy w naszym domu pojawił się Lou, kobieta zbzikowała. Rozumiem, że często pracowała z takimi osobami, ale do jasnej cholery, byłem jej synem i chyba to ja powinienem być dla niej na pierwszym miejscu.

Dobra, zasłużyłem sobie na takie traktowanie, no ale...

Wyciągnąłem wreszcie telefon z kieszeni. Miałem dwadzieścia nieodebranych połączeń od Niall'a. Okej... co jest?!

Oddzwoniłem do niego.

-Herri... - Prawie nie zrozumiałem, co do mnie mówił - nie powe ys zis do kuby... - Przetwarzałem powoli to, o czym do mnie seplenił, ale nic nie zrozumiałem.

- Ni, brałeś coś?

- Pise onowios - mruknął i rozłączył się. Wpatrywałem się dość długą chwilę w wyświetlacz. Nie skumałem tego w ogóle.

Nagle na wyświetlaczu ukazała mi się wiadomość Horana.

'Nie mogę iść dziś do klubu'

Usiadłem na krawężniku i westchnąłem głęboko. Dlaczego wszyscy mnie tak olewają?! Z kim ja się dziś napiję?! Do jasnej anielki, potrzebowałem tego!

Ja: Co się stało?

Blondie: Ktoś mnie napadł wczoraj wieczorem. Dopiero wypuścili mnie ze szpitala. Mam obitą twarz! I ledwo się trzymam.

Ja: Co ty pierdolisz?! Bd za 15 minut.

Blondie: Czekam. Z opuchniętą mordą?

W pośpiechu nałożyłem buty i pobiegłem w stronę domu Horan'a. Niall nie mieszkał daleko, ale jeśli ten burak mnie wkręcał, to wypieprzę mu tak w pysk, że na pewno będzie potrzebował wizyty w szpitalu.

Piętnaście minut później stanąłem zdyszany przed drzwiami Horan'ów. Musiałem oprzeć się o futrynę, aby złapać oddech. Chyba się trochę zapuściłem.

Ostatnimi siłami wcisnąłem dzwonek, czekając, aż ktoś mi otworzy. Jeśli okaże się to być Niall i jego twarz będzie w jedym kawałku, jakoś znajdę trochę siły, aby mu przyłożyć.

- Witaj, Harry... - Uniosłem głowę i uśmiechnąłem się do mamy Irlandczyka.

- Witaj, Maura. - Wyprostowałem się, próbując udać, że wcale się nie zmęczyłem. - Jest Niall?

- U siebie. - Zrobiła mi trochę miejsca, bym mógł swobodnie przejść. - Nie męcz go za długo. - Okej... No czyli coś było na rzeczy.

Przeszedłem przez salon, witając się z kuzynem Niall'a, który ostatnio u nich zamieszkał.

Wszedłem do małego korytarzyka prowadzącego w stronę garażu. Tak, Niall zamieszkał tuż obok garażu, aby odciąć się od swojej rodzinki i mieć bliżej do swojego motoru.

Nie bawiąc się w pukanie, wszedłem od razu do jego pokoju. Horan leżał na łóżku z czymś na twarzy, co po bliższym obejrzeniu okazało się być okładem.

- Niall... - Poklepałem go po nodze. Chłopak usiadł i ściągnął okład, a ja praktycznie padłem na łóżko ze zdziwienia. Jego prawa strona twarzy była napuchnięta, a siniak praktycznie czarny. Normalnie nie wierzę. Miałem ochotę kogoś zabić. To, że uważałem Niall'a za dupka, nie znaczyło, że ktoś mógł go uszkodzić, a ja będę tylko na to patrzeć. - Co się stało, do cholery?!

Niall dotknął swojej twarzy i lekko się skrzywił...

- By-byłem wczo...raj po... imp...rezie... odp...rowa...dzić... Bar-b... i... kt...oś... mni...e... na...pa...dł... Ma...tk...a... mn...ie... zaw...ioz...ła... do... szp...it...al...a... Ta...m... mn...ie... zos...taw...ili... Dz...i...ś... wysz...ed...łem... i... bo...li... m...ni...e... j...ak... ch...u...j
(od au.: tłumaczenie : Byłem wczoraj po imprezie odprowadzić Barb i ktoś mnie napadł. Matka mnie zawiozła do szpitala, a tam mnie zostawili. Dziś wyszedłem i boli mnie jak chuj. Wiem składnia zdań jest do dupy, ale Ni słabo gada, morda go boli, więc idzie na skróty :P)
Po długiej przemowie położył się i okrył twarz okładem. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Nie spodziewałem się tego. Przecież każdy znał Horan'a i nikt nigdy nie wchodził mu w drogę, aż do wczorajszego dnia. Mógłbym skręcić kark temu, kto tak potraktował mojego przyjaciela.

Powiedziałem jeszcze z dwie godziny z Niall'em, a potem wreszcie ruszyłem do punktu docelowego. Byłem ciągle wkurzony. Cały czas miałem przed oczami twarz Horan'a. Chciałem zacząć poszukiwania tego gnojka, który go tak potratował. Jednak Niall nie chciał o tym słyszeć.

Zayn po dowiedzeniu się, co wydarzyło się Niall'owi, wpadł w jakiś szał. Uparł się, że jednak pójdziemy do klubu, bo musi to zapić. Ni... ponoć nie miał nic przeciwko.

Przeskoczyłem przez ogrodzenie. Nie chciało mi się dzwonić do bramy. Przecież Nick się nie obrazi. Jak ostatnim razem pojawiły się trzy psiaki. Pogłaskałem każdego po łbie i z uśmiechem przekroczyłem próg domu Grimshaw'a.

- Kochanie, wróciłem!! - krzyknąłem na cały głos od samego wejścia. Miałem ochotę się śmiać, ale gdy zobaczyłem nagiego kolesia, musiałem się oprzeć o ścianę i powstrzymywać przed zwymiotowaniem.

- Hazz, cholera... Co tu robisz?! - Nie uniosłem wzroku. Nie chciałem widzieć tego, co mogło by mnie zabić.

- Próbuję nie zwymiotować - odparłem, stając do niego plecami. Już nieraz Widziałem Nick'a nago, ale nigdy nie na trzeźwo. Po prostu jak się napił to zawsze się rozbierał i biegał z gołym tyłkiem, tego się nie dało przeskoczyć.

- Twoja matka do mnie dzwoniła. Dlaczego masz wyłączony telefon, głąbie...? - wyprostowałem się i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Od konwersacji z Zayn'em bateria mi się rozładowała. Pięknie. - Już jestem ubrany, idioto - mruknął, ale nie do końca byłem przekonany, czy to prawda. Odwróciłem się powoli i na moje szczęście mówił prawdę. Miał na sobie szlafrok, który kiedyś kupiłem mu w prezencie urodzinowym. Coś dźgnęło mnie w pierś. Nawet nie pomyślałem, że go używa. Nick miał to do siebie, że wszystkie prezenty po prostu chował. Byłem dlatego zdziwiony. A poza tym nigdy go w nim nie widziałem, a było widać, że szlafrok ma na sobie ślady użytkowania.

Zrobiło mi się niebezpiecznie przyjemnie. To było cholernie niebezpieczne uczucie.

- Gdzie byłeś?

- U Niall'a, ktoś go pobił. - Powoli zacząłem się cofać. Oczy Nick'a odrobinę się zwężyły, jakby intensywnie o czymś myślał. - To ja idę się położyć... a wy sobie nie przeszkadzajcie, tylko bądźcie cicho.

Szybko wszedłem po schodach i znalazłem się w oszklonym holu. Przeszedłem przez niego i skierowałem się do ostatnich drzwi po prawej stronie. Niebieski pokój wyglądał prawie tak samo jak ostatnio, z małym wyjątkiem. Pościel na łóżku była inna, a ubrania leżały ładnie złożone na komodzie. Sprzątaczka Nick'a spisała się na medal.

Podłączyłem telefon pod ładowarkę. Włączyłem go i wyskoczyło mi, że mam koło stu połączeń od mamy i Nick'a. Okej... bywa.

Rzuciłem się na łóżko, przykrywając głowę poduszką. Miałem ochotę usnąć i się nie obudzić. Coś się ostatnio we mnie zmieniało i to nie było dobre. Chciałem być dawnym sobą. Nie chciałem czegokolwiek czuć. Odruchy ludzkie niszczą człowieka.

Moja matka długo cierpiała zanim się pozbierała po tym jak Marien zaciążyła, a ojcem dziecka okazał się mój kochany tatuś. Ojciec zawsze miał słabość do młodszych dziewczyn.

Odruchy ludzkie nie były dobre...

Z tymi myślami zapadłem w sen. Śniło mi się, że znowu wróciłem do czasów, gdy byliśmy z mamą sami. Żadnych problemów, żadnych kar i żadnego Louis'a. Wszystko było piękne... ale nie tak jak jego oczy. No i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zobaczyłem jego cudowne oczy, które niebezpiecznie wisiały nad moimi. Jego usta były zbyt blisko moich. Mógłbym uciec, ale nie mogłem... nie chciałem. Miałem strasznie silną ochotę poczuć jego usta na swoim...

Usiadłem gwałtownie i rozejrzałem się po całym pomieszczeniu. Serce waliło mi jak oszalałe. Cały się trząsłem, jakbym śnił najgorszy senny koszmar w życiu. Taki chyba nawet był. W głowie się nie mieści, że chciałem pocałować jakiegoś chłopaka, a szczególnie Louis'a.

Musiałem jak najszybciej znaleźć się na imprezie i przelecieć jakąś laskę, aby wymazać ten przeklęty obraz z mojego umysłu.

Chwyciłem za telefon, zegarek pokazał ósmą wieczorem. Wygrzebałem się z łóżka. Miałem godzinę na ogarniecie się i znalezienie się w klubie.

Szybki prysznic trochę mnie otrzeźwił, ale nie wymazał wizji niebieskich oczu Louis'a i jego smakowitych ust. Ja pierdole!

Zbiegiem na dół. Nick siedział na kanapie w salonie i przeglądał jakieś papiery.

- Wychodzę...

- Taaaa... Tylko tak, żebym nie musiał po ciebie przyjeżdżać.

Machnąłem ręką i wyszedłem z domu. Droga do klubu była długa i żałowałem, że nie poprosiłem Nick'a o podrzucenie.

Pod klubem byłem kwadrans po dziewiątej. Zayn już na mnie czekał. Zaczął gadać o Niall'u i o tym, co się stało. Nie mógł tak samo jak ja uwierzyć w tę całą sytuację. Przy shotach serwowanych przez barmana, zastanawialiśmy się, kto mógł napaść na naszego przyjaciela. Mieliśmy kilku wrogów, ale żaden z nich do tej pory nie był na tyle odważny, aby któremuś z nas coś zrobić.

- Może to był jakiś pijany koleś, wiesz, Niall też nie był trzeźwy - mruknął Zayn. - Wiesz mi... Ni miał w sobie tyle alkoholu, że nie dziwię się, że matka nie pozwoliła mu zrobić imprezy na chacie.

- Cały Horan - odpowiedziałem i łyknąłem kolejnego shota.

Po większej ilości alkoholu przestaliśmy myśleć o Niall'u i jego mordzie. Gdzieś koło północy przeleciałem jakąś słodką blondynkę w kiblu. Trochę mi ulżyło, ale to jeszcze nie było to. Nie wiem dlaczego, ale dalej miałem ochotę pocałować Louis'a.

Cholera... Na samą myśl chciało mi się rzygać.

Wróciłem do stolika. Zayn zagadywał właśnie jakąś panienkę. Usiadłem obok nich i zamówiłem dla siebie piwo. Wiem, że mieszanie alkoholu nie wyjdzie mi na dobre, ale wszystko na ten moment było dobrym pomysłem... byleby zapomnieć o Lou.

Zayn wyszedł do kibla, informując mnie, że wróci za moment. Oczywiście wiedziałem, że nie pojawi się za szybko, bo bzyknie tę lalkę, którą intensywnie bajerował.

Nie wiem, ile czasu minęło, ale wiedziałem, że wypiłem za dużo. Wskazywała na to ilość szklanek i kieliszków na stole.

Zacząłem widzieć dziwne rzeczy. Ludzie jakoś zwolnili i wszystko zaczęło wyglądać śmiesznie. Próbowałem wyjść z klubu, ale to było dla mnie za trudne. Potykałem się i śmiałem ze wszystkiego. Ludzie wyglądali zabawnie, a moja koordynacja ruchowa była godna pożałowania.

Nagle poczułem, jak ktoś mnie łapie. Nie widziałem za dobrze, więc nie przejąłem się tym, że prowadzi mnie jakaś postać w czarnej bluzie.

A może to wszystko mi się wydawało? Byłem przecież zalany w trzy dupy.

Zostałem wsadzony do auta, wtuliłem się w czyjeś ciało, które było przyjemnie ciepłe. Usnąłem...

Obudziła mnie chęć zwymiotowania własnych wnętrzności. Otworzyłem z trudem oczy i zorientowałem się, że leżę na kanapie w salonie Nick'a. Matulu, jak ja się tu niby znalazłem?

Miałem straszną dziurę w pamięci. Strzępki wczorajszej nocy nie wnosiły nic pożytecznego do wyjaśnienia sytuacji.

- O ja pierdole - mruknąłem, kiedy chciałem się podnieść. Przesadziłem wczoraj z alkoholem. No chyba że ktoś mnie pobił.

- No właśnie, Hazz... Ja pierdole -odezwałem się Nick. Siedział po mojej prawej stronie i pił kawę. Tak, to ewidentnie była kawa. Także miałem na nią ochotę.

- Jak tu trafiłem? - Coś mi świtało, że ktoś mnie tu przywiózł. - Ktoś mnie przywiózł?

- Jeśli mówisz o tym brodatym taksówkarzu, który zadzwonił do moich drzwi o drugiej nad ranem... To tak, ktoś cię przywiózł. - Nick uśmiechnął się do mnie szeroko. Jego żart był słaby i oznaczało, że mam jakieś omamy.

- Miałem wrażenie, że ktoś mnie tu przyprowadził i nie chodzi mi o taksówkarza. - Ponownie położyłem się na kanapie. W głowie mi trochę wirowało. Przesadziłem wczoraj... umrę w męczarniach.

- No coś pieprzyłeś o jakimś gościu, ale myślałem, że mówisz o Zayn'ie, więc do niego zadzwoniłem.

Kiwnąłem głową. Dobrze, że miałem Nick'a i nikt nie wciskał mi żadnej bujdy, kiedy miałem kompletną pustkę w głowie.

Musiałem zapamiętać, aby nie pić tyle. Brak pamięci nie jest tym, z czym chciałbym się budzić każdego dnia tuż po imprezie.

Z wielkim trudem wziąłem prysznic i przebrałem się w czyste ubrania. Musiałem jakoś szybko dojść do siebie. Czekał mnie jeszcze powrót do domu, a matka na pewno nie będzie zadowolona z mojego wyglądu i z tego, że sobie wczoraj po prostu wyszedłem.

Siedziałem w pokoju, próbując jakoś ogarnąć wczorajszy wieczór, kiedy zadzwonił mój telefon.

- Co jest, Zayn? - zapytałem, kiedy tylko odebrałem.

- Z tobą wszystko w porządku?

- Tak, a co miałoby być? - Byłem trochę zdziwiony. Takie pytania od Zayn'a? Czyżby uderzył się w głowę i oszalał?

- Martwiłem się, kiedy zniknąłeś. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłem, kiedy zadzwonił Nick - mówił pośpiesznie. - Że co?! No nie wierzę...

- Co się stało, Zu? - Byłem strasznie zdenerwowany. Zayn nigdy tak się nie zachowywał. Zazwyczaj wracaliśmy sami z imprez i żaden nie trząsł portkami o drugiego.

- Hazz... Ktoś na mnie napadł... jak wychodziłem z kibla, oberwałem kastetem po mordzie - przerwał na chwilę - najpierw Niall, a później ja... ktoś na nas chyba poluje... pilnuj się.

Jego słowa ciągle chodziły mi po głowie. Czy to możliwe, że ktoś napadł na chłopaków z z tego samego powodu? Jeśli tak, to ja byłem następny.

Cholera! W co my wdepnęliśmy?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro