Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 4 - zmądrzej wreszcie

(od au.: dużo brzydkich słów... aaaa a Nick, mimo swojego chamstwa, może być miły :P)

Włożyłem na siebie czarną koszulkę i czarne spodenki. Zapowiadał się upalny dzień. Ledwo wstałem, a miałem wrażenie, że się rozpuszczam.

Jeszcze do tego musiałem wstać wcześniej, bo matka zabrała mi klucze od auta, gdyż:

a. zerwałem się ze szkoły;

b. uszkodziłem mienie szkoły;

c. uszkodziłem sobie;

d. byłem niemiły dla Louis'a.

Kara jak stąd do Waszyngtonu. Nie ma co. Ona zawsze wiedziała, jak mnie ukarać, ale Nick'owi też się oberwało, jak tylko oboje pojawiliśmy się w domu. Matka wrzeszczała na niego jak opętana, a szczególnie po tym, jak zobaczyła moje dłonie.

Nick słuchał wszystkiego z kamienną twarzą. Nawet mu powieka nie drgnęła. Był już na nią uodporniony, co wychodziło wszystkim na dobre.

Wychodząc, posłał mi spojrzenie typu: Zajebię cię, gówniarzu.

No i właśnie dlatego stałem teraz tuż przy aucie Austin'a i oglądałem zdjęcia na Instagramie. Nudziło mi się w cholerę. Pierwszy raz będę pół godziny szybciej w szkole... Co ja będę robił tam tyle czasu?!

Matka chciała się w ten sposób na mnie zemścić, o tak! Z żadnym Zayn'em nie pojedziesz. Zachowuje się, jakby Zu miał jakąś chorobę zakaźną. Pojedziesz z Austin'em i nawet ze mną nie dyskutuj. No oczywiście, kto by śmiał?! Po szkole widzę cię czekającego, aż cię odbierzemy. Tak, matko. Będę tam czekał, aż zamarznę.

Kiedy drzwi domu otworzyły się i zobaczyłem wychodzących Louis'a i Austin'a, miałem ochotę zaśpiewać na cześć tego, że wreszcie opuścili jamę.

– Harry, czy nie mogłeś zjeść z nami śniadania jak cywilizowany człowiek? – Moja prawa brew pofrunęła ku górze, kiedy usłyszałem jego słowa.

– Piiiiii... wiadomość z ostatnich chwili, nie jestem cywilizowany. – Posłałem mu szeroki uśmiech i jak tylko dotarł do mnie charakterystyczny dźwięk otwierania auta, wsiadłem do środka. Rozsiadłem się na przednim siedzeniu audi. Nie lubię tych aut, albo po prostu nie lubię Austin'a.

– Rozgość się... proszę – powiedział mężczyzna obojętnie. Louis zajął kanapę z tyłu i wreszcie ruszyliśmy w stronę szkoły.

Całą drogę panowała cisza... Tak jakby, bo z nudów co chwilę zmieniałem stacje w radiu. Chciałem trochę podenerwować chłoptasia mamusi, ale się nie udało. Nawet go nie wzruszyła religijna stacja i jakaś wyjąca baba.

Uradowałem się, gdy wreszcie zatrzymaliśmy się pod szkoła i zobaczyłem, że przyjaciele postanowili mnie wesprzeć i przyjechali szybciej.

Nawet nie zauważyłem, że zostałem sam z Austin'em w aucie. Louis jakby wyparował.

– Harry... – spojrzałem na niego pytająco – jeśli coś stanie się mojemu synowi i okaże się, że to twoja wina... nie ręczę za siebie. – Spojrzał na mnie gniewnie. – Zawsze zaprzecza, że to ty. Wiedz, że nie odpuszczę – wysyczał, a ja miałem ochotę się roześmiać.

– Grozisz mi?

– Obiecuję, a teraz idź. – Machnął ręką w stronę szkoły.

Wkurwiłem się. Znowu. Miałem ochotę wyrwać mu głowę i nakarmić nią głodne koty na śmietniku.

Dlaczego wszyscy musieli mnie ostatnio wkurzać i o obwiniać o każdą pojedynczą rzecz. Nie zrobiłem przecież jeszcze nic temu idiocie, ale mi się zbiera. Możliwe, że teraz nie będę miał żadnych oporów, aby rozkwasić piękną twarzyczkę Louis'a.

Wysiałem z auta i ruszyłem w stronę przyjaciół. Byłem tak zły... tak wkurwiony, że pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, gdy stanąłem przez Zayn'em, było przywalenie mu w pysk. Chłopak zachwiał się i poleciał na maskę swojego samochodu.

– Hazz, co ty odpierdalasz? – Niall odepchnął mnie od Zayn'a. – Pojebało cię?!

– Mnie?! To przez was, dupki, mam przejebane w domu! – Wskazałem na obu palcem, mierząc ich wzrokiem. Żaden z nich się nie odezwał, więc odwróciłem się do nich plecami i poszedłem do szkoły. Nie wiedziałem, co będę tam robić, ale lepsze to niż stanie tu i wpatrywanie się w ich pyski.

Najgorsze było jednak to, że znowu zagotowałem się od środka i nie wiedziałem, gdzie mam ulokować swoją złość.

Na korytarzu stało już wielu uczniów, więc idąc przed siebie, wytrącałem im rzeczy z rąk.

Wiem, zabawa godna przedszkolaka, ale musiałem coś ze sobą zrobić.

Dzień jakoś mijał. Zayn w okolicy trzeciej lekcji pojawił się i jakby nigdy nic zaciągnął mnie na fajkę. Nie wracaliśmy do sytuacji z rana, choć lekki siniak pod jego okiem przypominał o tym.

Omijaliśmy Louis'a szerokim łukiem, co oczywiście nie zakłócało mi tego, aby go pilnować. No i tak po piątych zajęciach tego dnia, plecak Louis'a wylądował w koszu na śmieci z pomocą jakiegoś kolesia z jego klasy.

Poczekałem, aż Louis wydobędzie swoje rzeczy i odejdzie. Pośród śmiechów wkroczyłem do akcji. Złapałem winowajcę za koszulkę i przyparłem go do ściany.

– Jeszcze raz go dotkniesz, a cię zabiję – wysyczałem mu w twarz. – Rozumiemy się? – Chłopak skinął głową, ale mi to nie wystarczyło. Podniosłem go i wrzuciłem głową do kosza. Wszyscy patrzeli na mnie ze zdziwieniem, a ja tylko wzruszyłem ramionami. Tak, to było dziwne, bo nigdy nie stawałem w obronie innych. No ale sama myśl o wyprowadzce do ojca kazała mi zachowywać się poprawnie.

Ale czy to było na pewno to?

Spojrzałem ponownie na chłopaka. Siedział na podłodze w dość znacznej odległości od innych, skupiony na książce, którą trzymał w dłoniach.

Ruszyłem w jego stronę. Stanąłem przed nim i kopnąłem w książkę. Upadła tuż przy naszych nogach.

Lou spojrzał na mnie, a jego oczy zwęziły się. Odwrócił ode mnie wzrok i podniósł książkę. Otworzył ją ponownie, i całkowicie mnie olewając, wrócił do czytania.

Kopnąłem w jego buta i czekałem, aż uraczy mnie swoim spojrzeniem. Pięknym spojrzeniem. Matko jedyna... o czym ja pieprzę?!

– Kurwa mać! – syknąłem. Ostatnio moje myśli zjeżdżały na nieodpowiednie tory. Najpierw gapiłem na jego tyłek, a później oczy. Co będzie następne? Będę, kurwa, wąchał jego włosy?!

Chłopak spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem. Wyglądał śmiesznie.

– Nie jest ci za gorąco? – zapytałem, wskazując na jego bluzę. Jako jedyny miał na sobie długi rękaw. Było to dość dziwne, zważywszy na panujący upał.

Pokręcił głową i mocniej zaciągnął rękaw bluzy na prawą dłoń.

Chciałem już coś dodać od siebie, ale nagle ktoś zarzucił mi ramiona na barki i pociągnął w stronę wyjścia ze szkoły. Tym kimś okazał się Zayn, który zachowywał się jak naćpany. Mruczał bez przerwy do mojego ucha niezrozumiałe rzeczy i to tak przez całą przerwę, a o lekcji nie wspomnę. Niall siedział cały czas w telefonie, jarząc się do niego jak żarówka, tak jakby rozdawali darmowe bułeczki.

Zamiast słuchać babki od matmy, ja rysowałem po zeszycie. Narysowałem gościa skaczącego w przepaści, a Zayn dorysował jego zwłoki leżące na skałach. Arcydzieło jak z galerii! No przynajmniej tak wyglądało, zanim Niall nie dorysował na nim na samym środku PENISA. Palnąłem go za to w głowę.

No i tak minęła nam cała matma. Wraz z dzwonkiem z szerokimi uśmiechami wyszliśmy ze szkoły. Cieszyłem się, że na dziś mam z głowy tę budę, bo miałem już dość.

Nagle Niall zaczął biec przed siebie, potykając się prawie o swoje nogi. No i wtedy zobaczyłem czerwonego Mini Coupera. Dziewczyna, która się o niego opierała, była szczupła jak zapałka.

Niall pochwycił dziewczynę w ramiona i kilka razy odkręcił się z nią wokół własnej osi. Podeszliśmy do nich z Zayn'em.

– Barbara Palvin, wieczna studentka... – mruknąłem w stronę dziewczyny, kiedy tylko udało się jej wydostać z objęć Niall'a.

– Harry Styles, największy dupek Londynu. – Barb zakleszczyła mnie w swoich ramionach i przykleiła swoje umalowane na czerwono usta do mojego policzka.

– Bierz to... – mruknąłem, odsuwając się od niej i robiąc kwaśną minę. Starałem z policzka pozostałości po jej szmince. Ona dobrze wiedziała, że tylko żartuję. Tak naprawdę miałem ochotę wyściskać ją za wszystkie czasy. – Co tu robisz?

– Stęskniłam się za moim chłoptasiem. – Żeby potwierdzić te słowa, przytuliła do siebie Niall'a. – Zayn buraku, nie przywitasz się ze mną? – Dziewczyna rozłożyła ramiona i uśmiechnęła się szeroko w stronę naszego ukochanego przyjaciela.

Tych dwoje się nie lubiło, więc każde ich spotkanie wyglądało dość zabawnie.

– Coś się zmieniło od mojej ostatniej wizyty? – zapytała, opierając się o blondyna.

– Niall, chyba zmienił orientację. – Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy oczy blondyna zrobiły się przeogromne. Oczywiście dobrze wiedział, o czym mówię.

– Naprawdę?! Cholera... zawsze marzył mi się seks z dwoma facetami. – Barb klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się szeroko. Tego to się nie spodziewałem, no ale to była Barbara... z nią nigdy nic nie wiadomo. – Moglibyśmy wziąć Harry'ego!

– Co? Mnie? Cholera... dlaczego mnie?! – skrzywiłem się.

– Na ciebie lecą wszyscy... nawet Louis. – Wskazała ruchem głowy w stronę chłopaka siedzącego na schodach. Jak zawsze czytał książkę. Pokręciłem głową na jej słowa. Powinni karać ludzi za ich głupie myślenie, a szczególnie za takie. Nie wiem, co dziewczyna miała teraz w głowie, ale na pewno nie było to nic mądrego.

– Hazz, czy to czasem nie Nick? – Zayn wskazał czarne BMW stojące przy krawężniku nieopodal nas. No oczywiście, że to był on... Nikogo innego w okolicy nie było stać w na zakup takiego auta.

Zastanawiałem się, skąd się tu wziął i po co?

Pożegnałem się z przyjaciółmi i ruszyłem w stronę Nick'a. Mężczyzna stał oparty o maskę swojego auta i przyglądał się temu, jak idę w jego stronę. Jego wzrok był skupiony na moich butach. Spojrzał w moje dopiero, gdy stanąłem tuż przed nim. Miał dość zaciętą minę. Jego oczy jak zawsze nie zdradzały, co działo się w jego głowie. Jednak ja wiedziałem, znałem go tyle czasu, że od razu wykryłem, że coś jest nie halo.

– Nick?

– Nie... Abraham Lincoln. – Posłał mi szeroki uśmiech. Coś się za nim kryło i zdawało mi się coś, że Nick oderwie mi głowę.

– Co tu robisz? – Wystawiłem dłoń w jego stronę i mężczyzna ją ścisnął.

– Twoja matka kazała mi was odebrać.

– Nas?

– Tak, was... – Nick odsunął się od auta i stanął tuż obok mnie. Posłał mi drętwy uśmiech, ulokowując swój wzrok na szkole. – Loui! – Zesztywniałem. Nie... proszę. Nie rób mi tego. – Lou, chodź! – Nick pomachał do chłopaka, który zaczął się rozglądać, gdy usłyszał swoje imię. Kiedy ujrzał machającego do niego Nick'a, wstał i ruszył w naszą stronę, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Dlaczego on mi to robił?!

Niech ta przeklęta ziemia się rozstąpi i pochłonie mnie w pizdu. Czułem na sobie wzrok wszystkich. Akurat dzisiaj musiało stać tu tak dużo ludzi.

– Louis kolego. – Nick przytulił do siebie drobne ciało chłopaka, a moja szczęka opadła mi po kolana. Ze mną nigdy się tak nie witał. – Zapraszam do auta... – Otworzył przednie drzwi i pozwolił Louis'owi zająć miejsce obok kierowcy.

Że kurwa co?! To moje miejsce, a ten... mógłbym zabić ich obu w tym momencie. Z zaciśniętymi ustami usiadłem z tyłu. Rozłożyłem się na kanapie i zamknąłem oczy. Miałem już wszystko w dupie i przeogromną ochotę, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Najlepiej jeszcze jakby nikt nie widział tej sceny sprzed chwili, ale o tym mogłem jedynie pomarzyć.

– Hazz... pasy.

– Nie mogę, bo leżę. – Machnąłem w jego stronę ręką i rozłożyłem się wygodniej. Mógłbym tu usnąć. Nick kupował tylko wygodne auta, co mu się chwaliło.

– To usiądź.

– Nie – mruknąłem sennie.

– Zachowujesz się jak dziecko. – Otworzyłem oczy, wpatrując się z uśmiechem w twarz przyjaciela.

– Lubisz to. – Posłałem mu całusa i wróciłem do poprzedniej czynności.

Nick wprowadził auto w ruch, przez co uśmiechnąłem się pod nosem. Odpuścił... będę mieć spokój, a tak przy najmniej mi się wydawało. Auto nagle gwałtownie się zatrzymało, w wyniku czego moje bezwładne ciało wylądowało miedzy tylną kanapą a przednimi siedzeniami.

Podniosłem się i spojrzałem na uśmiechniętą twarz przyjaciela. Louis też nie ukrywał szerokiego uśmiechu.

– Definitywnie, lubię to – odpowiedział Nick.

Siadłem na kanapie i z krzywą miną zapiąłem pasy. Pokazałem Nick'owi środkowego palca i oparłem głowę o zagłówek. Miałem dość...

Z wymuszonym spokojem przysłuchiwałem się rozmowie osób siedzących z przodu. W sensie, słuchałem Nick'a. Louis tylko machał rękoma, co pewnie oznaczało jakieś słowa. Nawet nie wiedziałem, że Nick zna język migowy. To wszystko było dziwne. Kurde... nie wiedziałem o nim wielu rzeczy, a byliśmy przecież przyjaciółmi.

– Co jest, kurwa?! – nie wytrzymałem. Jechaliśmy jakąś okrężną drogą. Powinniśmy być już dawno w domu, a nie w drodze.

– Też kobieta – odparł mi Nick, posyłając gniewne spojrzenie w lusterku.

– Taaaaa, a w pizdzie ma skarbonkę... – zacisnąłem mocno zęby, kiedy dostałem od niego ostrzegawcze spojrzenie. Cholera, co się dzieje?! Nie mogłem w to uwierzyć. Nick przecież zawsze był wyluzowanym człowiekiem, a teraz zachowywał się jakby miał kij w dupie.

– Mam cię wysadzić?

– Jakbyś mógł...

– Spoko, a twojej matce powiem, że sprzedałem cię na czarnym rynku. Na pewno się ucieszy...

Pokazałem mu środkowego palca. Oparłem się o oparcie i zamknąłem oczy. Czy to miała być jakaś kara za wczoraj? Nie zdziwiłbym się, jakby mścił się za wczorajszy wykład mojej matki.

Odetchnąłem z ulgą, gdy wreszcie zatrzymaliśmy się pod domem. Czekałem wytrwale, aż Louis opuści auto Nick'a. Chciałem mu powiedzieć co o tym wszystkim myślę, ale nim otworzyłem usta, Nick mnie uprzedził.

– Musimy pogadać, głąbie. – Odwrócił się do twarzą. – Twój ojciec do mnie dzwonił. Nie jest zadowolony z twojego zachowania. – Prychnąłem w odpowiedzi. – Ja też nie jestem. Powiedz mi, jak chcesz dostać się do najlepszej uczelni z takim zachowaniem, idioto?! – Jego palec wbił się w moje czoło. – Twoja matka też do mnie wydzwania, bo jestem jedyną osobą, która niby potrafi ci przemówić do rozumu. – Zacisnąłem zęby. – I wiedz, że rozmowa z twoją matką jest ostatnią rzeczą, o której śnię w nocy. – Uśmiechnął się szeroko. – Hazz, musisz się ogarnąć. Poprawić swoją ocenę z zachowania. To jest tylko kilka miesięcy. Dasz radę, a później wyjedziesz na drugi koniec świata i będziesz miał spokój. Nawet z tobą zamieszkam, aby twoja matka nie trzęsła dupą. Zrobię wszystko, pomogę ci... ale, do jasnej cholery, ogarnij się, idioto! – Dostałem w czoło od Nick'a. – Zostaw Lou... Nie rozumiem, dlaczego tak się go czepiasz... powinieneś raczej czepić się córeczek Desa, przecież te idiotki na samo wspomnienie twojego imienia robią się mokre. – Przerwał na chwilę. – A ty czepiłeś się tego biednego chłopaka. Spróbuj się z nim zaprzyjaźnić... choć na te kilka miesięcy. Jeśli to zrobisz, to ci pomogę... a jeśli nie, umywam ręce, Hazz.

– Jasne. – Zaczęło się we mnie gotować. Słowa Nick'a dźgały mnie jak igiełki. Chciałbym mu odpyskować, ale czy to było odpowiednie? Cholera... pogorszę tylko sytuację. – A niby jak mam się z nim dogadać?!

– Rusz tą swoją makówką! Jesteś inteligentnym chłopakiem. Piszcie do siebie albo cokolwiek. Louis to naprawdę ciekawy chłopak. Skrywa w sobie więcej tajemnic, niż mógłbyś pomyśleć. – Zmarszczyłem czoło. O czym on gada... jakie tajemnice? Nick uśmiechnął się, zauważając, że mnie zaciekawił. – Powinieneś znaleźć sobie wreszcie jakiś wzór do naśladowania i niekoniecznie powinien być to twój ojciec...

– To może ty?

– Hazz... Ja? – Zaczął się śmiać. – paliliśmy razem trawkę i bzykaliśmy tą samą laskę... Choć nigdy nie zrozumiem, jak się na to zgodziłem. –Oboje zaczęliśmy się śmiać. Na samo wspomnienie tamtej imprezy miałem ochotę płakać i tarzać się po ziemi. Nagle Nick spoważniał. – I jeszcze jedno, Hazz. Jeśli nie dasz spokoju Louis'owi... powiem twojej matce o twojej przygodzie z narkotykami i o każdej sytuacji, kiedy to zgarniałem cię z komisariatu.

Moje ciało zesztywniało. Nawet nie zauważyłem, kiedy to wszystko zrobiło się tak poważne. Miałem przejebane i to konkretnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro