R 15 - kocham?
(od au.: rozdział zawiera scenę delikatną scenę +16, a także scenę +18. Jeśli nie chcesz czytać sceny +18, to możesz ją pominąć. Bd zaznaczona)
Coś ciepłego przylegało do mojego ciała. Czyjeś włosy łaskotały mnie po szyi. Odgarnąłem je i skrzywiłem się. Chciałem się rozciągnąć, ale nie wyszło. Ktoś bardzo mocno przytulał się do mnie.
Otworzyłem delikatnie oczy i spojrzałem w dół. Karmelowe włosy Louis'a były praktycznie wszędzie. Uśmiechnąłem się. To było naprawdę przyjemne, budzić się przy jego boku. Mógłbym tak wiecznie, ale czy byłem na to gotowy? Czy byłem gotowy powiedzieć całemu światu, że jesteśmy ze sobą blisko?
Jednak żaden z nas nic nie deklarował. Taki układ powinien mi odpowiadać, przecież się nie angażowałem. Teraz cholernie tego chciałem. Chciałem stworzyć z nim parę.
Miłość...
Ona zmuszała mnie do takiego myślenia. To było jednak dobre. Na samą myśl, że mógłbym budzić się przy jego boku codziennie, robiło mi się przyjemnie.
Poczułem delikatny dotyk na brzuchu. Musiałem się powstrzymać, aby nie jęknąć. Poranna erekcja plus dotyk Lou równała się z silnie bolącym kroczem. Jeśli nie przestanę o tym wszystkim myśleć, to zgwałcę go tu zaraz, albo będę musiał gnać do łazienki i pojechać na ręcznym.
- Dzień dobry - szepnąłem i zacisnąłem zęby, aby nie jęknąć, kiedy jego noga otarła się o moje krocze.
Nie myśl o tym. Nie myśl o tym. Nie myśl o tym!
Nawet mi nie pomógł jego senny szeroki uśmiech. Cholera!
- Mamusiu... - teraz już się nie powstrzymałem, kiedy ponownie się o mnie otarł. - Nie ruszaj się... - Poczułem, jak ciało chłopaka sztywnieje. - Jeśli nie chcesz, abym zszedł z powodu tego, co dzieje się poniżej mojego pasa to leż spokojnie, proszę.
Louis spojrzał w moje oczy, a później w miejsce, gdzie był mój penis, przez co mój przyjaciel ponownie boleśnie drgnął. Uśmiech, który mi posłał, kiedy spojrzał na mnie ponownie nie wróżył nic dobrego. Chciałem coś powiedzieć, ale przyłożył mi palec do ust, dając mi do zrozumienia, że mam nic nie mówić.
O mało nie dostałem zawału, kiedy głowa Louis'a wylądowała między moimi nogami.
- Lou, nie... - słowa ugrzęzły mi w gardle. Mój penis właśnie został uwolniony z bielizny - O Boże... - Zacisnąłem dłonie na prześcieradle. Poczułem ciepły język Lou u nasady mojego członka. - Louis, nie musisz... - Przegrałem, kiedy poczułem jego usta. W pewnym momencie czułem jego dłonie i usta wszędzie. Nie miałem szans wytrzymać długo. Musiałem zagryźć pięść, aby nie krzyknąć. Po moim ciele przeszedł silny dreszcz. Prąd, który dźgał moje mięśnie, wywołał całkowite zesztywnienie. Orgazm był tak silny, że na chwilę odebrało mi możliwość mowy.
Louis zawisł nade mną. Na jego ustach widniał szeroki uśmiech. Nie wiem, co mną kierowało, ale zrobiłem coś czego wcześniej nigdy nie zrobiłem. Wpiłem się w jego usta. Nie interesowało mnie nic. Chciałem go tylko całować.
Oderwaliśmy się od siebie. Oczy Louis'a świeciły. Wyglądał pięknie. Nie wiem jakim cudem dopiero teraz się w nim zakochałem.
- Pierwszy raz... - zacząłem, ale nie było mi dane dokończyć.
- Cokolwiek tam robicie zejdźcie na śniadanie. - Oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi. Głos Gemmy brzmiał jakby była rozbawiona. Nie no, cudownie. - Mówię do was...
- Zaraz... - mruknąłem w odpowiedzi.
Louis zszedł ze mnie i stanął na środku pokoju. Zaczął się rozciągnąć, co oczywiście mi się podobało. Mógłbym tak na niego patrzeć i patrzeć, ale musiałem wstać i się ogarnąć.
- Wyjdziesz pierwszy, kotku, a ja się spóźnię. Jak zawsze.
I tak się stało. Louis poszedł na śniadanie, a ja pojawiłem się dziesięć minut później. Dostałem oczywiście kazanie na temat spóźniania się. Chciało mi się śmiać, ale powstrzymywałem się od tego. Nie chciałem mieć na głowie jeszcze dodatkowego gadania mamy.
- Dziękuję. - Uśmiechnąłem się w stronę Louis'a, który położył na moim talerzu kanapkę. Chciałem zacząć już jeść, kiedy chłopak szturchnął mnie w ramię. Między nami na stole leżał telefon z otwartą wiadomością. Zmarszczyłem czoło, ale przeczytałem ją.
'Nie przyzwyczajaj się. Jutro Ty robisz śniadanie.'
Pokręciłem głową i roześmiałem się. Chwyciłem za jego kubek i napiłem się z niego. Louis chwycił za niego i go zabrał. Jego mina mówiła: to moje.
- Nasze - szepnąłem na tyle cicho, aby tylko on mógł mnie usłyszeć. Chłopak tylko przewrócił oczami.
Reszta śniadania minęła w miarę spokojnie. Nie licząc oczywiście tego, że za karę musiałem posprzątać. Powinienem chyba zabić za to Lou, ale dla takich poranków mógłbym nawet wyczyścić kibel szczoteczką do zębów.
Czas pomiędzy śniadaniem a obiadem spędziliśmy w ogrodzie. Rozłożyłem się na trawie i przysłuchiwałem się otoczeniu. Mama i Gem siedziały na tarasie. Dyskutowały zawzięcie. Klara od czasu do czasu wychodziła z domu i dołączała się do rozmowy. Ernest i Austin zniknęli w gabinecie tego pierwszego. Lou leżał na leżaku tuż obok mnie. Drażnił mnie trochę, bo co jakiś czas ocierał stopą o moje krocze. Nie wiem do czego zmierzał, ale za jakiś czas moja erekcja będzie odznaczać się na spodenkach. Miałem ochotę go zabić. W pewnym momencie już nie wytrzymałem. Złapałem za jego bosą stopę i pociągnąłem, przez co chłopak spadł z leżaka i wylądował na mnie. Musiało to wyglądać dość niebezpiecznie, bo po chwili mama znalazła się obok nas ze zdenerwowaną miną. Spojrzałem z dołu na twarz Lou.
- Harry, co wy tu wyprawiacie?! - No dobra, jak zawsze wszystko na mnie. Co ja do cholery jasnej takiego zrobiłem?!
- Nic... - Zepchnąłem z siebie Lou. Może zrobiłem się dość obojętny, ale się wkurzyłem. Zawsze wszystkiemu winien. - A co możemy robić?
Widziałem już jak twarz mamy robi się czerwona i czekałem tylko na wybuch. Poszczęściło mi się oczywiście, bo akurat z domu wyszła Klara i ją zawołała.
- Jeszcze porozmawiamy...
Nie inaczej. Jak zawsze. Wszystko zło, które się działo, było moją winą.
Aby zejść matce z linii ognia, wróciłem do swojego pokoju. Nie musiałem długo czekać, aby pojawił się w nim też Lou. Miał na sobie tylko spodenki. Jego, a raczej moja koszulka gdzieś zniknęła z jego ciała. Chłopak dość dziwnie mi się przyglądał. Jego oczy płonęły. Przełknąłem ślinę. Całe moje ciało krzyczało, że chce jego ciała. Lou jak na zawołanie podszedł do mnie i zarzucił swoje ramiona na moją szyję. Jego usta szybko odnalazły moje. W moim żołądku zrobił się totalny kocioł, a przez głowę przeszło tornado.
(od au.: gdzieś tu zaczyna się scena +18. Przepraszam was za tę scenę... totalnie nie umiem pisać takich rzeczy. Nie lubisz... pomiń. Zaznaczone bd gdzie się kończy!)
Moje dłonie wylądowały na jego pośladkach. Uniosłem go do góry. Jego nogi obwinęły się wokoło moich bioder.
Całowaliśmy się zachłannie, jakbyśmy mieli nie doczekać jutra. Nawet nie wiem kiedy wylądowaliśmy na łóżku, a ja zostałem w samych bokserkach. Ściągnąłem z Louis'a spodenki i rzuciłem je w kąt. Przewróciłem chłopaka na plecy i zawisłem nad nim. To wszystko szło w dość niebezpiecznym kierunku. Powinniśmy to przerwać zanim nie stanie się coś, czego moglibyśmy później żałować.
- Lou... nie dam rady się powstrzymać jak dalej będziemy to kontynuować - wyszeptałem wprost w jego usta. Byłem napalony. Mój penis błagał o uwolnienie. Zwykła zabawa teraz raczej mi nie pomoże. Lou, jakby nie słysząc moich słów, zabrał się za ściąganie ze mnie bielizny. Ponownie zaczęliśmy się całować. Chwilę później leżeliśmy nadzy. Louis wił się pode mną, wbijając paznokcie w moje plecy. Całowałem go po szyi, pozostawiając na niej kilka mało widocznych malinek. Moje ręce gładziły go po całym ciele. To było świetne czuć go przy sobie. Jego usta błądziły po moim ramieniu. Kiedy jego nogi oplotły mnie ponownie, przyciskając do swojego krocza, poległem.
- Lou, proszę - wyjęczałem - Nie dam rady się powstrzymać.
Chłopak tylko pokręcił głową. Z szafki nocnej zabrał mój telefon i szybko coś na nim napisał. Podstawił mi go pod nos.
'Przestań pieprzyć głupoty, a zacznij mnie.'
- Lou, ja... - Jego usta przywarły do moich, nie pozwalając mi dokończyć. Nie odrywając się od niego, przechyliłem się w stronę szafki. Otworzyłem szufladę w poszukiwaniu żelu, który zabrałem ze sobą, aby sobie dogadzać. Wyszło, że nie musiałem radzić sobie sam. Wyciągnąłem buteleczkę i położyłem tuż obok głowy chłopaka.
- Kochanie, nie mam prezerwatyw - oderwałem od niego usta. Louis wzruszył tylko ramionami. - Chcę, abyś czuł się komfortowo. - W odpowiedzi wpił się w moje usta. Westchnąłem. Byłem na pozycji przegranej. Zjechałem ustami na jego szyję. - Nigdy tego nie robiłem. Daj znać, jak będę robił coś nie tak. - Uniosłem się do góry i spojrzałem na Lou. Chłopak przystawił palec do ust. - Mam być cicho? - Pokiwał głową. - Okej.
Wróciłem do całowania go po szyi. Robiłem wszystko delikatnie i na spokojnie, aby się tym wszystkim delektować. Chciałem, aby i on czuł to na wysokim poziomie.
Zjechałem na jego klatkę piersiową i przyssałem się do jego prawego stuka. Chłopak wygiął się w łuk. Jego dłonie znalazły się w moich włosach. Kiedy zmierzałem do drugiego, Louis zaczął dyszeć. Szybko uniosłem głowę i spojrzałem na niego z przerażeniem. Nie chciałem, aby zaczął się dusić.
- Wszystko, ok? - Lou pokiwał głową. Chwilę patrzyłem na jego rozchylone usta i zamglone oczy. Nie było na świecie innego obrazka, który by mnie tak podniecał. - Jesteś piękny...
Klatka piersiowa chłopaka przestała się poruszać, tak jakby stracił oddech. Lou wpatrywał się we mnie jakby nie dowierzał w to, co przed chwilą powiedziałem. Pocałowałem go w miejsce, gdzie znajdowało się serce. Biło teraz, jakby miało mu zaraz wyskoczyć z piersi.
Kocham cię - powiedziałem w myślach i wróciłem do całowania ciała chłopaka. Powoli schodziłem w stronę jego krocza. Oczywiście nie myślałem o tym dużo. Nigdy nie robiłem nikomu loda. Musiałem wyłączyć myślenie.
Przejechałem nosem po jego przyrodzeniu. Louis pociągnął mnie za włosy. Teraz kilka razy przejechałem po nim językiem. Ciało pode mną drgnęło. Musiałem iść na spontan, przecież nigdy nie robiłem tego z facetem.
Czy to nie będzie dla mnie obrzydliwe, gdy wezmę go do ust?!
Dobra, pieprzyć sprawę. Raz się żyje.
Przystawiłem usta do główki jego penisa i lekko zassałem. Lou wypchał biodra do góry, przez co jego 'przyjaciel' wylądował w moich ustach. Już nie miałem wyjścia. Poruszałem delikatnie głową w górę i w dół. Dłonie zaciskające się na moich włosach mówiły mi, że mu się podoba.
Oderwałem się od jego penisa, podciągnąłem się do góry i zawisłem nad jego ustami. Złożyłem na nich szybkiego całusa. Zabrałem żel i wróciłem do jego krocza. Ponownie wziąłem go do ust. Ciało chłopaka wygięło się w łuk. Cholernie się tym wszystkim podniecałem. Mogłem dojść od samego dogadzania mu.
Wycisnąłem żel na palce i zacząłem robić kółeczka wokół jego dziurki. Żałowałem, że nie mogłem go usłyszeć, ale za to mowa jego ciała mówiła wszystko.
Kiedy włożyłem palec wskazujący, Louis mocniej pociągnął mnie za włosy. Świst, który wydobył z siebie podczas oddychania, kazał mi unieść głowę do góry i sprawdzić, czy z nim wszystko okej.
- Okej? - W odpowiedzi szarpnął za moje włosy i nakierował z powrotem na swoje krocze.
Zacząłem poruszać powoli swoim palcem, aby po chwili dodać i drugi. Ciągle z dołu obserwowałem chłopaka. Nie chciałem, aby stała się mu krzywda.
Dołożyłem trzeciego palca. Lou mocno szarpnął za moje włosy i się wygiął.
Był gotowy, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Wyciągnąłem z niego palce. Wytarłem je o pościel i wylałem trochę żelu na swojego czerwonego i naprężonego do granic możliwości penisa. Przejechałem po nim kilka razy ręką. Ulżyło mi trochę, ale to nie było to.
Nachyliłem się nad Louis'em i złączyłem nasze usta. Wolną ręką naprowadziłem penisa na odpowiednie miejsce. Powoli zacząłem w niego wchodzić. Był tak cholernie ciasny.
- O Boże... - wysapałem w jego ust, gdy znalazłem się w nim całą długością. Nie poruszałem się. Chciałem, aby Lou przyzwyczaił się do mnie. - Wszystko ok? - Pokiwał głową. Dotknąłem palcem jego rozgrzanego policzka. No i wtedy wpadłem na doskonały pomysł. Oplotłem go ramionami i przewróciłem się na plecy, uważając, aby nie wyjść z niego. Louis patrzył na mnie zdziwiony z góry. Siedział na moich biodrach. - Przynajmniej nie zrobię ci krzywdy. Zacznij jak będziesz gotowy... - Wiem dziwnie to zabrzmiało, ale chciałem, aby czuł się dobrze.
Jeździłem ciągle palcami po jego udach. Czekałem cierpliwie, patrząc w jego świecące błękitne oczy.
Louis rozłożył swoje dłonie na mojej klatce piersiowej i zaczął się powoli poruszać. Nie powiem, że takie wolne ruchy mnie drażniły, ale musiałem być silny. Jego ruchy z czasem zaczęły przyspieszać, a ja ze wszystkich sił starałem się nie jęczeć. Wisiałem ciągle na krawędzi... nie mogłem dojść. Nie wytrzymałem, przewróciłem Lou i znowu byliśmy w pozycji wyjściowej, ze mną na górze. Wchodziłem w niego szybko i mocno. Jego paznokcie żłobiły głębokie ślady na moich plecach.
Złapałem za jego penisa i szybko pocierałem go dłonią. Chłopak doszedł chwilę później. Jego zaciskające się mięśnie na moim penisie wywołały to do czego dążyłem. Upadłem na jego ciało i musiałem się wgryźć w jego szyję, aby zagłuszyć mój krzyk. Silny prąd przeszedł po moim ciele. Wytrysnąłem w niego. Wiem, że powinienem najpierw o to zapytać, ale nawet przez myśl mi to nie przeszło. Cały ja.
- Kocham cię... - cichy szept wydostał się z moich ust. Zesztywniałem cały, gdy zorientowałem się, że naprawdę to powiedziałem. Ciało pode mną jakby przestało oddychać. Wysunąłem się z niego i uniosłem na rękach - Louis, ja... - zamilkłem, bo nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Mogłem powiedzieć, że to nie prawda, ale po co kłamać. Kości zostały rzucone, a teraz należy poczekać na wynik.
(od au.: tak... tak... ON TO POWIEDZIAŁ!!)
Zdziwiłem się, gdy Lou pocałował mnie w miejsce, gdzie biło moje serce. Szeroki uśmiech wyszedł na jego usta. Spojrzał na mój telefon. Podałem mu go. Ściągnął ze mnie swoje ręce i zaczął pisać. Kiedy skończył, pokazał mi, co napisał.
'Powiedz to jeszcze raz.'
Musiałem wziąć kilka głębokich oddechów.
- Kocham cię...
'Nie wiem jak, ale ja ciebie też kocham.'
Moje serce na chwilę przestało bić, aby po chwili walić tak, jakby miało wyskoczyć. Ogarnęło mnie ogromne szczęście. Miałem go przy sobie.
Leżeliśmy przytuleni do siebie, nie przejmując się w ogóle, że lepimy się od spermy. To nawet było zabawne.
Standardowo usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Zero prywatności.
- Hazz, widziałeś Lou? - zniecierpliwiony głos Gemmy rozszedł się po całym pokoju.
- Nie...
- To powiedz mu, że szuka go babcia - mruknęła - Tak w ogóle to zejdźcie, bo Ernest rozpala grilla.
- Zaraz.
Louis pokręcił głową i wtulił się we mnie mocniej. Ja tez nie miałem ochoty wychodzić z pokoju, ale siła wyższa.
Z prędkością światła wylądowaliśmy pod prysznicem. Starałem się nie myśleć o jego nagim ciele. Mógłbym zesztywnieć bardziej niż byłem i mielibyśmy problem.
Pozwoliłem Lou wyjść pierwszemu i jak zawsze pojawiłem się spóźniony. Wszyscy siedzieli przy stole w ogrodzie i zajadali się grillowanym jedzeniem. Mama spojrzała na moje mokre włosy, a później na Lou.
- Rozumiem, że się spóźniłeś, bo brałeś prysznic...
- Tak. Louis za długo okupował łazienkę. - Chłopak wzruszył ramionami jakby go to nie ruszyło.
Usiadłem naprzeciwko niego. Patrzyłem jak pochlania sałatkę, zaraz później zabrał się za resztę jedzenia. Cały czas się zastanawiałem, gdzie on to wszystko gubi!
Po obiedzie musiałem się przejść. Najlepiej to bym się napił jakiegoś piwa. Od ostatniej imprezy nic nie piłem.
- Styles... - podskoczyłem, gdy usłyszałem za sobą głos Ernest 'a.
- Greyson...
- Słuchaj, dzieciaku, cokolwiek robisz z moim wnukiem, to radzę ci zaprzestać.
- Nic z nim nie robię - broniłem się.
- Myślisz, że was nie słychać? Masz go zostawić w spokoju...
- On tu jest starszy i to mnie powinno się chronić przed nim.
-
Ale każdy wie, kto tu jest większym dupkiem, Styles...
Mężczyzna posłał mi ostatnie ostrzegawcze spojrzenie i odszedł. Pokręciłem głową. Nie miałem oczywiście zamiaru rezygnować z Lou.
Po moim trupie, Panie Greyson.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro