Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 14 - nie jedno imię ma...

(uwaga: ten rozdział może wywołać cukrzycę, od nadmiaru cukru)


Przeciągnąłem się i ze smutkiem stwierdziłem, że byłem sam. Po porannym spacerku pożegnaliśmy się z Lou pod drzwiami i każdy poszedł w swoją stronę. Nie wiem, co się ze mną stało, że ostatnio nagle zacząłem potrzebować przy sobie Louis'a. Cholera... przecież jeszcze tydzień temu gnębiłem go jak każdego innego człowieka w naszej szkole, a teraz brakuje mi jego najmniejszego dotyku. Nie przeszkadzało mi nawet to, że nie mówi. Jakoś nam szło dogadywanie się ze sobą. Jednak musiałem nauczyć się języka migowego.

Wstałem z łóżka, ubrałem na siebie koszulkę i spodnie. Zszedłem na dół. W kuchni było trochę cicho i nie powiem, że się nie ucieszyłem, gdy przy stole siedział tylko Lou. Podszedłem do niego cicho i zasłoniłem mu oczy dłońmi. Odchylił głowę, opierając się o moje krocze. Uśmiech na jego ustach wywołał we mnie przyjemne ciepło. Zabrałem dłonie z jego oczu i zatonąłem w ich błękicie. Nawet nie wiem kiedy z moich ust wydobyło się jedno słowo.

– Przepraszam...

Jego usta rozszerzyły się w większym uśmiechu.

'Wybaczam' – tyle zdążyłem wyczytać z jego ust, zanim usłyszałem otwieranie drzwi wejściowych. Złożyłem szybkiego całusa na jego wargach i odsunąłem się. Usiadłem na krześle akurat w momencie, gdy Klara weszła do kuchni.

– O, chłopcy... – Postawiła na szafce kosz z kwiatami. – Obaj spóźniliście się na śniadanie. – Zmarszczyła brwi. – Mam nadzieję, że to nie ma nic wspólnego z tymi skrzypiącymi drzwiami wyjściowymi tuż nad ranem.

Przełknąłem ślinę, ale dalej się uśmiechałem. Ukradkiem spojrzałem na Lou. Chłopak schował twarz w dłonie.

– Ja nie mam nic przeciwko temu, że się wykradacie po nocach, ale twoja mama, Harry, nie byłaby zadowolona. – Odwróciła się i spojrzała na nas. Ja dalej szczerzyłem się jak głupi. – Bo ponoć się nie lubicie. – Wzruszyłem ramionami. – Wasi rodzice nie wiedzą, prawda?

– O czym? – Serce mi stanęło. Cholera, czy ona podejrzewa, że my...

– Że się jednak lubicie.

– Oczywiście, że nie. Bawimy się przy tym dobrze. – Louis lekko kopnął mnie w kostkę. Skrzywiłem się trochę, ale nie chciałem dać po sobie nic znać. – Nie sypniesz nas, prawda? – Tym razem oberwałem z otwartej dłoni w czoło. – Ała... za co to było?

Potarłem bolące czoło i spojrzałem na Lou. Chłopak właśnie posyłał mi spojrzenie typu zabiję cię. Uśmiechnąłem się tylko i pokręciłem głową.

– Lou, idę na cmentarz... idziesz ze mną?

Mina chłopaka od razu się zmieniła. Teraz już nie wyrażała gniewu, tylko smutek. Louis pokiwał głową i stał się taki nieosiągalny. Nie odtrącił mojej dłoni, którą położyłem na jego udzie, ale poczułem między nami jakąś dziwną barierę. Chciałem go teraz przytulić, pocieszyć... zrobić coś, aby wrócił do mnie.

Resztę poranka spędziłem w swoim pokoju. Czułem się dziwnie. Tak jakby jakaś cząstka mnie została z Louis'em, za jego niewidzialnym murem. Byłem trochę zły, że nagle zrobił się dla mnie taki zimny, choć nie powinienem. Przez ostatnie miesiące byłem dla niego takim chujem, że nawet nie powinienem czuć tego co teraz czułem i nie powinienem od niego oczekiwać całkowitego oddania.

A po za tym, to miało związek z jego mamą. Pewnie jeszcze źle to znosi.

Byłem egoistycznym dupkiem, myślącym tylko o sobie.

Nawet nie wiem kiedy moje oczy zamknęły się, a ja usnąłem. Było mi nawet przyjemnie, choć gdzieś z zakamarków mojej świadomości do moich snów przechodziła tęsknota... Tęsknota za chłopcem o karmelowych włosach i błękitnych oczach.

Na granicy jawy i snu poczułem jak łóżko w okolicy moich nóg ugina się pod naporem czyjegoś ciężaru. Zerwałem się i usiadłem. Tuż obok siedział Lou. Patrzył przed siebie i obracał telefon w palcach.

– Lou? – zapytałem zaspany. Myślałem, że mam jakieś zwidy. Przetarłem oczy i jeszcze raz przyjrzałem się osobie siedzącej obok mnie. Tak... To był na pewno Lou.

'Przytul mnie.'

– Coś się stało? – byłem trochę zdezorientowany. Nie do końca wiedziałem, co się dzieje.

'Po prostu mnie przytul.'

Jego oczy patrzyły na mnie ze smutkiem, rozpaczą.

Rozpostarłem ramiona i poczekałem, aż Louis się we mnie wtuli. Poczułem przyjemne ciepło. Pustka, którą wcześniej czułem, zapełniła się.

Lou... to zawsze był on... to zawsze był brakujący element mnie.

Położyłem się delikatnie na plecy, ciągnąc za sobą ciało chłopaka. Louis wtulił się we mnie, a ja zdałem sobie nagle sprawę, że nie miałem nadmiernej potrzeby przebywania przy nim i nie mogłem powiedzieć, że nie mogę żyć bez niego, bo tak nie było... ale ta magia, która była między nami, skłaniała mnie do tych wszystkich rzeczy. To coś, co było między nami, kazało mi wierzyć w to, że życie bez niego tuż obok nie będzie tak kolorowe.

Włożyłem swoją dłoń pod jego koszulkę i zacząłem gładzić jego plecy. Nigdy tego nie robiłem, nawet wtedy, gdy chodziłem z Taylor, a ona wypłakiwała się w moją koszulkę. Nie objąłem jej nawet. Tylko ten chłopak wywoływał we mnie te wszystkie uczucia.

Jeśli uświadamiasz siebie, że chcesz się budzić co rano obok tej jednej osoby... wiedz, że przepadłeś.

Moja dłoń delikatnie jeździła po plecach Louis'a. Czułem, jak chłopak się odpręża. Nie zaprzestałem swojej czynności nawet wtedy, gdy usnął.

Dzięki niemu stawałem się innym człowiekiem. Przez to wszystko nawet zapomniałem o swoich najlepszych kolegach.

Sięgnąłem ostrożnie po telefon. Nie chciałem obudzić chłopaka. Napisałem szybko wiadomość do Zayn'a z pytaniem o to jak idzie sprawa. Nie oczekiwałem szybkiej odpowiedzi, ale się uśmiechnąłem, kiedy ją otrzymałem. Nie miałem nic przeciwko leżeniu z przytulonym do mnie Louis'em, no ale pewnie w pewnym momencie zacznę się nudzić i co wtedy?

ZuZu: Uspokoiło się. Dalej nie możemy odnaleźć tych gości z klubu.

Ja: Może po prostu się pomylili i w ramach przeprosin zawieźli cię do szpitala.

ZuZu: A Ni?

Ja: Niall lubi zadzierać nosa. Możliwe, że kogoś wkurzył.

ZuZu: A Ty? Jak wyszedłeś z baru?!

Ja: Wyczołgałem się.

ZuZu: Jesteś takim kretynem, Hazz.

Chciałem już mu odpisać i to nie koniecznie napisać coś miłego, ale otwierające się drzwi i słowa osoby, która weszła, kazały mi się skupić na sytuacji.

– Harry... – Gemma stanęła z szeroko otwartymi oczami. Prawdopodobnie nie dowierzała w to, co widzi.

Odłożyłem telefon i przyłożyłem sobie mentalnie w twarz. Jaki byłem głupi, do cholery jasnej!! A co jakby to była mama albo Austin?! Co ja bym im wtedy powiedział?! Nie chciałem jak na razie pokazywać im, że żyjemy w lepszych stosunkach... a szczególnie takich.

Posłałem szeroki uśmiech siostrze. Spojrzałem na śpiącego chłopaka i zorientowałem się, że cały czas głaskałem go po plecach.

– Czy wy... – zapytała cicho, wskazując to na mnie to na Lou. Przewróciłem tylko oczami. Nie miałem ochoty na takie rozmowy. – Mniejsza o to. Tylko pamiętaj... nie skrzywdź go. Mieszkacie razem...

– Cokolwiek. Czego chcesz?

– przyszłam zawołać was na obiad, ale powiem, że obaj śpicie – zmarszczyłem czoło – osobno, oczywiście.

Machnąłem na nią ręką i pokręciłem głową. Moja siostra nieraz była wrzodem na dupie.

– Naucz się wreszcie pukać.

Po wyjściu Gemmy ponownie spojrzałem na śpiącego chłopaka. Odgarnąłem z jego czoła włosy. Uśmiechnął się przez sen i mocniej się do mnie przytulił. Poczułem się przez to lepiej. Kiedy był przy mnie... czułem się jakoś inaczej.

Wpatrywałem się cały czas w niego, a kolejne minuty mijały. Nawet nie wiedziałem, że patrząc na kogoś można stracić poczucie czasu. Zdziwiłem się, gdy po spojrzeniu na zegarek odkryłem, że minęła godzina. To było niemożliwe.

Ciało leżące na mnie zaczęło się kręcić. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że Louis powoli otwiera oczy. Moje serce zaczęło bić mocniej. Dla takiego widoku naprawdę warto odrzucić te swoje wszystkie uprzedzenia i przekonania. Cholera... chyba się ZAKOCHAŁEM w jego sennych oczach.

Rozum krzyczał, że nie mogłem się zakochać... bo jak?! Przecież nie byłeś gejem, Styles!

Na to moje serce wystawiło środkowego palca i rzekło: A jednak można!

– Dzień dobry – wyszeptałem, ciągle wpatrując się w chłopaka. – Jak się spało? – Przejechałem palcem po jego policzku. Chłopak uśmiechnął się szeroko. Jego ciepła dłoń wsunęła się pod moją koszulkę. Przeszły mnie przyjemne dreszcze. – Powiesz mi, co się stało? – Przytuliłem go mocniej do siebie. Uśmiech szybko zszedł mu z twarzy. Zrobił się nagle taki obcy. Jego oczy stały się zimne. Cholera... to nie tak miało być. – Nie mów, jeśli nie chcesz...

Louis wydobył spomiędzy nas telefon, od razu zaczynając coś na nim szybko pisać.

'Po prostu, gdy idę na grób mamy, łapię doła. Często trwa to kilka dni. Dziś szybko mi przeszło. Dziękuję, że mogłem się do ciebie przytulić.'

– Nie ma za co. Cieszę się, że mogłem pomóc. – Nachyliłem się i przycisnąłem swoje usta do jego czoła. – Zawsze możesz przyjść do mnie i się poprzytulać.

'Dlaczego taki jesteś?'

– Dlaczego jestem miły? – Chłopak pokiwał głową. – Nie wiem, ale odczuwam taką potrzebę. Przy tobie nie czuję się taki martwy w środku.

Chyba za dużo powiedziałem. Przełknąłem ślinę. Louis usiadł i znowu zaczął pisać coś szybko na telefonie.

'Martwy? Dlaczego czujesz się martwy?'

– To pewnie przez to jaki jestem...

'To dlaczego taki jesteś?'

Krew opłynęła na chwilę z mojej twarzy. Serce przestało bić. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie byłem tak do końca pewien, czy powinienem otwierać się przed nim. Jednak z jednej strony, on kiedyś otworzył się przede mną.

– Gdy miałem siedem lat, moi rodzice się rozwiedli. Prędzej strasznie się kłócili. Nie zwracali na mnie uwagi. – Skrzywiłem się na samo wspomnienie tamtych lat. – Czułem, jakby całkowicie o mnie zapomnieli. Sam rozwód był masakryczny. – Zaśmiałem się gorzko. – Zauważyłem, że zwracali na mnie uwagę tylko wtedy, gdy rozrabiałem. Tak więc robiłem się nieznośny, a później chyba już mi tak zostało. Po rozwodzie przenieśliśmy się do Londynu. – Przetarłem czoło, tak jakbym się zaczął pocić. – Poznałem tu Zayn'a i Niall'a. Zu był dupkiem od zawsze. Nadmiar kasy rodziców poprzewracał mu w tyłku. Ni taki się chyba urodził. – parsknąłem – staliśmy się postrachem dzielnicy. Wszyscy o nas mówili, a mama i tata musieli znaleźć dla mnie dużo czasu. Ciągle tłumaczyli się sąsiadom, a ja z uśmiechem na twarzy znosiłem ich krzyki. – Zaśmiałem się na samo wspomnienie. – Podrosłem, a ojciec się wyprowadził. Wtedy chyba powinienem się uspokoić, ale bycie dupkiem weszło mi w krew. – Westchnąłem. – Jestem dupkiem, Lou. Takiego mnie wykreowano i takim zostanę.

Louis przytulił mnie do siebie, jakby chciał mi powiedzieć, że będzie dobrze... bo przecież nie mogło być gorzej.

– Obejrzymy jakiś film?

Chłopak podniósł się i pokiwał głową.

Zeszliśmy na dół, zachowując się jakbym nie wypowiedział żadnych słów. Cieszyłem się, nie chciałem ciągnąć tego wszystkiego. Nie chciałem do tego wracać do.

Rozsiedliśmy się wygodnie w salonie i po dość długiej dyskusji, w której stanąłem po stronie przegranej, zaczęliśmy oglądać 'Zakochanego kundla'. Próbowałem nie ziewać.

Jakiś czas później dołączyły się do nas Gemma i Klara. Obie kobiety zajęły fotele, podczas gdy ja i Lou okupowaliśmy kanapę. Cały film spędziłem oglądając go w różnych pozach. Siedząc na podłodze, leżąc na kanapie z nogami na nogach Louis'a lub z głową na jego kolanach. Ostatecznie usnąłem i zostałem brutalnie obudzony przez Gemmę.

Spojrzałem zdezorientowany na siostrę, która szarpała mnie za ramiona. Kolana Lou zniknęły mi spod głowy. Rozejrzałem się za nim. Chłopak siedział przy TV i zmieniał płytę w odtwarzaczu.

Usiadłem, rozciągnąłem się i w tym momencie na ekranie ukazał się napis 'Piękna i Borys Bestia'. Nie, nie, nie... proszę!! Chciałem zaprotestować, ale w tym akurat momencie do salonu weszli mama i Austin. Zagryzłem zęby, kiedy zasiedli obok mnie. Teraz zostałem odgrodzony od przyjemnego ciała Louis'a. Nawet mama, która się teraz we mnie wtulała, nie mogła mi go zastąpić. Nie wytrzymałem długo. Przeprosiłem wszystkich i poszedłem do swojego pokoju. Po drodze zahaczyłem o łazienkę ,aby wziąć prysznic, chcąc pozbyć się tych wszystkich swoich dziwnych myśli, co nie było łatwe. Serce i rozum dalej toczyły walkę. Czułem się, jakbym miał na jednym ramieniu aniołka, a na drugim diabełka.

– O matko – szepnąłem, opierając czoło o zimną ściankę. Wszystko we mnie wrzało. Miałem wybór, albo dalej walczyć, albo się poddać. Nie musiałem oczywiście wybierać już teraz, bo miałem jeszcze czas, ale gdy się odwróciłem i zobaczyłem stojącego na środku łazienki Louis'a, już wiedziałem, że rozum przegrał.

Wystarczyło go bliżej poznać, aby zakochać się w jego uśmiechu i oczach. Dużo nie trzeba było, aby zmienić tok myślenia. Dzięki niemu zmieniłem się...

Zmieniłem się... długo obijało się to w mojej głowie. Nawet gdy znaleźliśmy się w sypialni Lou, ciągle miałem te myśli. Spojrzałem na śpiącego Louis'a. Wtulił się we mnie mocno, jakby bał się, że ucieknę.

To, że byliśmy w jego pokoju, dawało mi możliwość ucieczki nad ranem, tak jak on to zrobił... no ale nie miałem takiego zamiaru, bo chęć zobaczenia go jak przebudza się rano... była silniejsza.

Objąłem go mocniej ramionami i zamknąłem oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro