Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sezon 1: Odcinek 1: Kielich Anioła

Luke stał nad ciałem młodej kobiety. Kolejna taka ofiara w ostatnim czasie, a on miał pewne podejrzenia. Obejrzał dokładnie ciało ze swoją partnerką. Nagle jego telefon zadzwonił. Znowu Jocelyn, odrzucił połączenie. Kolejne odebrał, ale po szybkiej rozmowie, rozłączył się.

Clary weszła do sali, gdzie czekały już osoby z akademii artystycznej. Podała im swoje prace i spojrzała uśmiechnięta.

- A te na teczce? - wskazali na szaro-czarne rysunki.

- To nic, tak czasami bazgrole. Taki przypadek - chciała zabrać teczkę, ale kobieta w brązowych włosach nie pozwoliła jej.

- Nie wierzymy w przypadki tutaj.

Po chwili Clary wyszła przybita i smutna popatrzyła na Simona. Ten od razu zmienił minę na poważną. Wstał od stolika.

- Kogo mam załatwić? - patrzył uważnie na dziewczynę i wziął od niej dokument, który szybko przeczytał - " Clarisso Fairchild, została Pani przyjęta do Akademii Artystycznej ". Ty mała oszustko - uśmiechnął się szeroko - Musimy to uczcić dzisiaj.

Wypili kawę, rozmawiając o dzisiejszym dniu. Nagle Clary zauważyła, że kawałek chleba ( dop.aut. zmienię jak ktoś mi powie, jak to się nazywało) zniknął, a pojawił się na jej teczce jego rysunek. Zdziwiona zagapiła się na niego, ale zaraz została wyrwana z transu przez Simona, który chciał już wychodzić.

Wróciła do domu z uśmiechem na twarzy, przytuliła mamę i usiadła przy blacie. Jocelyn podeszła do niej i wręczyła małe pudełeczko. Otworzyła je i wyjęła wąski, długi przedmiot zrobiony jak jej się wydawało z jakiegoś kamienia.

- Co to? - zapytała zdziwiona.

- Stela, kochanie. - powiedziała - Chciałabym z tobą porozmawiać na temat związany między innymi z tą stelą.

- Rodzinna pamiątka? - dziewczyna patrzyła krzywo na przedmiot.

- Tak jakby, od dzisiaj wszystko się zmieni - przerwała widząc wchodzącego Simona.

- To co, zbieramy się? - powiedział tryskając energią.

- Tak, dziękuję mamo za stelę - przytuliła go i pomachała do wchodzącego Luke'a - Porozmawiamy rano, okey? Teraz muszę już lecieć - złapała Simona za rękę i skierowała się do wyjścia.

Jocelyn popatrzyła na Luke'a zmartwiona. Oparła się o krzesło i przygniotły ją wspomnienia z przeszłości.

Siedziała w parku, a kilkuletnia Clary bawiła się nad małym jeziorem. Rozmawiała z pewną kobietą i nagle usłyszała krzyk dziewczynki i zobaczyła demona wyłaniającego się z wody, nałożyła szybko runy i podbiegła do córki. Odsunęła ją od kreatury i kilkoma ruchami ostrza zabiła demona. Szybko zabrała Clary z tamtego parku i poszła do jedynego czarownika, który byłby skłonny jej pomóc. Magnusa Bane. Mężczyzna niechętnie wysłuchał jej prośby, ale w końcu wymazał rudowłosej dziewczynce wspomnienia o świecie cieni i nałożył blokady na jej umysł.

- Jocelyn, gdy stanie się pełnoletnia, wszystko wróci - popatrzył na nią z poważną miną.

- Wiem, Magnusie. Ale na razie będę ją chronić, póki starczy mi sił.

Alec stał skupiony twarzą do witryny sklepowej, chwilę później odwrócił się i ruszył za siwym mężczyzną, który był demonem. Jace i Izzy również obserwowali go, ale z góry. Demon przybrał jeszcze wygląd dwóch osób i wszedł do klubu Pandemonium, a Nefilim za nim. Izzy po drodze zderzyła się z rudą dziewczyną. Zdziwiła się, że ta ją zobaczyła, ale musiała zająć się demonem, więc szybko weszła do klubu.

Clary zdenerwowana weszła do Pandemonium. Chciała znaleźć blondynkę i z nią porozmawiać.

Trójka Nefilim obserwowała jak demon w ciele młodej kobiety podaje krew dwójce z Kręgu. Magnus również zauważył mężczyzn z bladymi runami. Podszedł do nich szybko.

- Nie chcemy tu nikogo z Kręgu - powiedział powoli.

- Spokojnie czarowniku - zaśmiał się jeden. Magnus użył magii i po chwili obaj wisieli parę centymetrów nad ziemią i dusili się.

- Prosiłbym was o wyjście - uśmiechnął się. Mężczyźni po chwili poddali się i wyszli szybko z klubu.

Tymczasem Nefilim weszli do osobnego pomieszczenia i Izzy skupiła ich uwagę na sobie wchodząc na podest i tańcząc. Jace podszedł do demona i zaczął go wypytywać. Wyciągnął miecz, kiedy jakaś dziewczyna obroniła demona przed jego atakiem. Izzy zeskoczyła od razu i jej bicz okręcił się wokół kostki jednego z kreatur. Alec po chwili jej pomógł w pozbywaniu się ich. Jace w pewnym momencie stracił ostrze z dłoni, jego parabatai rzucił mu swój. Niestety demon przemycający krew uciekł. Izzy zauważyła przerażoną minę rudej dziewczyny. Chciała do niej podejść, ale ta szybko uciekła.

Clary wbiegła do domu przerażona. Jej matka popatrzyła na nią zmartwiona.

- Ci ludzie zabijali innych jakimiś ostrzami, jedna miała bicz - wszystko wylewało się z niej szybko.

- Clary, o tym chciałam z tobą porozmawiać - zaczęła, ale Dot wbiegła przez drzwi.

- Namierzyli cię - krzyknęła. Jocelyn podbiegła do okna i spojrzała na dwóch mężczyzn z Kręgu. Podbiegła do córki i zawiesiła jej na szyi naszyjnik.

- Kochanie, przeniesiesz się teraz na posterunek i powiesz wszystko Luke'owi. I noś ten naszyjnik - przytuliła zdezorientowaną dziewczynę.

- Ale mamo, co się dzieje?!

- Masz wszystko powiedzieć Luke'owi - Dot otworzyła portal - Gdzie masz się przenieść?

- Na posterunek - wpadła do portalu, a Jocelyn pobiegła do pokoju Clary i podpaliła wszystko. Złapała eliksir do rąk i ostrze. Parę mężczyzn z kręgu otoczyło ją.

- Potrzebujemy tylko kielicha - powiedział jeden.

- Nigdy wam go nie dam.

- To nie dla nas, to dla niego.

- On żyje? - popatrzyła przerażona.

- Też nie wiedział, że żyjesz - zaczęli do niej podchodzić.

- Nigdy go nie dostaniecie - złapała eliksir i wypiła trochę. Upadła na podłoże.

Clary znalazła się na posterunku i szybko skierowała do jego biura. Zobaczyła jak rozmawia z dwójką ludzi.

- Nic mnie z nimi nie łączy. Nie są dla mnie ważni. Zdobędę dla was kielich i wam go przyniosę - usłyszała z ust Luke'a i przyłożyła załamana dłoń do ust. Szybko wstała i wybiegła z budynku.

Clary wpadła do domu przerażona zniszczeniami i zaczęła szukać matki. Wbiegła na górę i z łzami w oczach wołała ją, ale nikt się nie odezwał.

- Clary - usłyszała cichy głos i zobaczyła Dot idącą w jej stronę - Porwali Jocelyn.

- Dot, kto?

- Nocni Łowcy, którzy szukali Kielicha Anioła. Pomyśl, gdzie mogła go schować?

- Nie wiem, może jeden ze staroci na dole?

- Nie, nie, to nie ten. Myśl, Clary. To pomoże ocalić Jocelyn - podeszła do niej blisko.

- Nie mam pojęcia, o niczym takim mi nie mówiła - powiedziała coraz bardziej spanikowana. Dot nagle zmieniła się w potwora z mackami, który zaczął wydawać głośny krzyk. Dziewczyna oparła się przerażona o ścianę i patrzyła na zbliżającą się do niej kreaturę. Nagle przez demona przeszło ostrze, a ten rozpadł się na pył. Clary zobaczyła przed sobą czarnowłosą dziewczynę, która patrzyła na nią z uśmiechem, jednak chwilę później rudowłosa straciła przytomność, a Izzy złapała ją w ramiona.

Dziewczyna obudziła się na łóżku w nieznanym jej miejscu i od razu zobaczyła tą samą czarnowłosą, która uratowała ją. Siedziała na łóżku obok niej i patrzyła z uśmiechem.

- Jestem Izzy - powiedziała wesoło - To jest Jace, a tamten sztywny to Alec - wskazała na dwójkę stojących obok.

- Nie jestem sztywny, po prostu nie możemy trzymać przyziemnej w instytucie - powiedział patrząc nieufnie na rudowłosą.

- Wyciągnij miotłę z tyłka, bracie. Nie jest przyziemną, zabiła demona tam w tym klubie i widzisz? Działają na nią runy - dotknęła rysunku na jej szyi, przejeżdżając opuszkami palców po nim. Clary zrobiła się lekko rumiana na policzkach.

- Powinniśmy to zgłosić do Clave - dodał tak samo sztywno i surowo. Jace jednak wyciągnął go za drzwi, zostawiając je same.

- Macie magiczne moce? - spytała rudowłosa.

- Nie, nie jesteśmy czarownikami - pokręciła rozbawiona głową - Jesteśmy Nocnymi Łowcami.

- Kim? - dalej nic nie rozumiała - Nie chcę się do was przyłączyć, ani nic. Chcę tylko znaleźć moją mamę. Porwali ją. Proszę pomóż mi - złapała ją za dłoń i popatrzyła z łzami w oczach.

- Jeśli z nami zostaniesz, będziesz miała szansę ją odzyskać - spojrzała uśmiechnięta na nią. Clary nagle złapała telefon i przyłożyła do ucha.

- Simon.

- Czemu nie odbierałaś telefonu od dwóch dni?

- To skomplikowane.

- Powiedz mi gdzie jesteś, bo według Znajdź Swoich Przyjaciół w opuszczonym kościele. Jestem na zewnątrz.

- Daj mi 5 minut, ubiorę się.

- Co? Co ty robisz rozebrana w opuszczonym kościele? Czy masz jakiś problem, o którym chcesz ze mną porozmawiać?

- Zaraz tam będę - rozłączyła się i popatrzyła na Izzy - Gdzie moje ubrania?

- Jad demona, nie pamiętasz pewnie tego. Tam odłożyłam ci jakieś moje ubranie - uśmiechnęła się i obserwowała ją. Clary zrobiła wielkie oczy na obcisłą skórzaną sukienkę i spojrzała na Izzy z małych uśmiechem. Po chwili była przebrana i wyszła z czarnowłosą przed Instytut, gdzie czekał już Simon.

- Clary - podszedł do niej szybko - Co ty masz na sobie? - ściągnął swoją kurtkę i nałożył jej na ramiona - Chodźmy do domu.

- Ja już go nie mam, Si - powiedziała poważnie - Cóż... - nagle odwróciła się na głos mężczyzny stojącego za nią i cofnęła się.

- Clary Fairchild, musisz iść ze mną - powiedział i wyciągnął ostrze. Chwilę później Izzy sprawnie go obezwładniła i kiedy chciał ją zaatakować wbiła mu ostrze i zabiła.

Simon patrzył na Clary jak na wariatkę, ponieważ nic się nie działo przed nimi, a ona panikowała. Nagle pojawiło się ciało mężczyzny, a po chwili mógł zobaczyć czarnowłosą.

- Clary, co tu się dzieje? - złapał ją za ramiona - Chodźmy stąd.

- Zostajesz ze mną, to członek Kręgu, przyszedł po ciebie - Izzy podeszła również do niej.

Tymczasem w Czarnobylu ludzie z Kręgu przybyli z Jocelyn, która zapadła w śpiączkę. On od razu do niej podszedł i dotknął policzka.

- Moja droga Jocelyn - przechylił głowę przyglądając się jej - Gdzie kielich?

- Nie znaleźliśmy, ukryła go bardzo dobrze. Wypiła eliksir, zapewne od czarownika. Sprzymierzyła się z przyziemnymi, jest tchórzem - powiedział jeden z nich.

- Ukrywała się 18 lat przede mną, myślisz, że tchórz by tak potrafił? - podszedł do niego z szaleńczą miną.

- Zdradziła Krąg i cuchnie przyziemnymi - powiedział ostro. Valentine podszedł bliżej i wbił mu strzykawkę w kark. Tamten upadł na ziemię z krzykiem cierpienia i wił się na posadzce chwilę.

- Ma córkę - powiedział drugi. Valentine popatrzył na niego z zaskoczeniem.

- Jocelyn ma córkę? - uśmiechnął - Cóż, chciałbym z nią porozmawiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro