Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 - część 3

Elizabeth POV:

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Łóżko na którym leżałam, odstraszało samym swoim zapachem, nie wspominając o wyglądzie. Postanowiłam podejść do okna, aby odsłonić żaluzje, może wtedy będę wiedziała, gdzie jestem. 

- Nie radzę tego robić.- Odwróciłam się, szukając właściciela głosu.- Szkoda byłoby, gdyby taka ślicznotka przez swoją niewiedzę obróciła się w popiół.- Mężczyzna podszedł do mnie bliżej,

tak, że zdołałam zobaczyć jego twarz. Nie mogłam się mu dokładnie przyjrzeć, gdyż było za ciemno, jednakże jego oczy wyróżniały się z całej reszty, bowiem ich kolor przypominał rubiny. 

- Gdzie ja jestem?- Zadałam pytanie, próbując nie patrzeć natarczywie w jego tęczówki. 

- Na strychu w opuszczonej kamienicy. 

- Co tu robię? 

- Nie uważasz, że to trochę niegrzeczne zadawać tyle pytań, uprzednio nie dziękując mi za okazaną pomoc? 

- Oh, wybacz. Ostatnie co pamiętam to jak wybiegłam na uliczkę, a potem usłyszałam rżenie koni. Domyślam się, że wpadłam pod powóz. To mogło skończyć się dla mnie tragicznie, jeśli mnie uratowałeś, wiedz, że mam u ciebie dług wdzięczności i...

- Umarłaś.- Jego grobowy głos przerwał moją wypowiedź.

- Słucham?- O czym on mówi? Przecież jestem tutaj, rozmawiam z nim, jak mogłam umrzeć? 

- Umarłaś, było dokładnie tak jak powiedziałaś. Wybiegłaś na ulicę i wpadłaś pod mój powóz. 

- Ale...ja nic z tego nie rozumiem. 

- Oh...jesteś jeszcze taka głupiutka. Skarbie, przemieniłem cię w wampira.- Próbowałam się powstrzymać, naprawdę, ale w pewnej chwili nie wytrzymałam i wybuchłam głośnym śmiechem.- No tak, mogłem się domyślić, że mi nie uwierzysz. W takim razie zaraz Ci to udowodnię.- Spojrzałam na niego zdziwiona, kiedy zaczął grzebać w swojej torbie, którą dopiero teraz zobaczyłam. Wyjął z niej małą paczuszkę, otworzył ją delikatnie, a kiedy to zrobił, do moich nozdrzy dotarł najpiękniejszy zapach jaki kiedykolwiek poczułam. Chciałam to zdobyć, musiałam. Oh...pragnienie narastało z każdą chwilą. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że moje oczy zaczęły mnie piec, a  przednie zęby zmieniły swój kształt. Ale, to niemożliwe. Z resztą, nieważne, muszę zdobyć paczuszkę z tą cudowną substancją. Rzuciłam się w stronę mężczyzny niczym zwierzę, wyrywając mu zawartość z jego ręki. Łapczywie spijałam każdą kroplę tego cudownego nektaru, nie przeszkadzał mi fakt, że najprawdopodobniej jest to czyjaś krew.- Od dzisiaj Elizabeth, jesteś wampirem, ponieważ to ja jestem twoim stwórcą, kiedyś upomnę się o przysługę, którą będziesz musiała spełnić. W tej torbie masz jeszcze kilkanaście torebeczek z krwią. Później będziesz musiała nauczyć się sama ją zdobywać. Żegnaj, skarbie. Chociaż właściwym słowem powinno być, dowodzenia.- Tajemniczy mężczyzna zniknął tak szybko jak się pojawił, zostawiając mnie samą na pastwę losu z bardzo małą ilością krwi. Cóż...chciałam być niezależna, więc jestem. Nauczę się jak być wampirem. Poradzę sobie, sama. 

Ostatni rozdział na dzisiaj. Mam nadzieję, że teraz bardziej zrozumiecie zachowanie Elizabeth wobec niektórych postaci. Oczywiście, nie wyjaśnia on jeszcze wszystkiego, a sama wampirzyca ma wiele sekretów do ukrycia. Gwiazdkujcie i komentujcie:* Miłej nocki, życzę:)

PS. Dziękuję za 296 miejsce w rankingu fantasy. Może się wam wydawać, że to nic wielkiego, ale dla mnie to wielkie wyróżnienie:*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro