Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 - część 2

Elizabeth POV:

- Nie, nie zrobię tego. Nie wyjdę za niego!- Krzyknęłam w przypływie złości.

- Kochanie, dobrze wiesz, że w twoim wieku nie przystoi nie mieć męża. Minęły dwa miesiące od ucieczki Luka. On już nie wróci, proszę, pogódź się z tym. Musisz żyć dalej, a Arturo to naprawdę wspaniały mężczyzna, będzie dobrym mężem, może nawet lepszym niż ten niedojrzały chłopak.

- Ja to rozumiem, ale ja mam dwadzieścia lat, natomiast on czterdzieści! Nie wyobrażam sobie spędzić z nim nocy poślubnej. Poza tym, jego wygląd...nie zgadzam się, nie zostanę jego żoną!

- Dosyć tego! Poślubisz Arturo, czy tego chcesz, czy nie. Poprzednim razem pozwoliliśmy Ci z ojcem zdecydować kto będzie twoim narzeczonym i co z tego wyszło?! Jutro odbędzie się cała uroczystość, więc przygotuj się na nią porządnie i nie przynieś nam wstydu. 

***

Kiedy mój ojciec wziął mnie pod ramię, wiedziałam, że muszę to zrobić. Organy zaczęły grać, kiedy ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę ołtarza. Już za parę minut zostanę mężatką. Cieszyłaby się, gdyby nie fakt, że moim mężem ma zostać mężczyzna, którego nie darzę żadnym uczuciem. Powstrzymałam mdłości i uśmiechnęłam się lekko, kiedy poczułam lekkie szturchnięcie ze strony ojca. Mój przyszły mąż jest szanowanym malarzem. Swoje dzieła sprzedaje za kilka, czasami kilkanaście tysięcy florenów. Moja rodzina jest dumna, że taki wspaniały arystokrata zgodził się ze mną ożenić. Szkoda tylko, że nikt nie wziął pod uwagi mojego zdania. 

- Czy ty Lady Elizabeth Foster zgadzasz się zostać żoną Arturo Gatto, oraz ślubujesz mu miłość, wierność i że go nie opuścisz, aż do śmierci?- Głos kapłana rozniósł się echem po świątyni. Pan młody złożył już swoją przysięgę. Teraz wszyscy czekają aż powiem to jedno słowo-tak. Tyle, że ja nie mogę tego zrobić. Spojrzałam stronę Arturo, który patrzył na mnie przymrużonymi oczami. Mimo tego wieku, na jego głowie nie znajduje się żaden włos. Jego brzuch dosięga prawie mojego, choć stoimy od siebie dosyć daleko. 

- Ja...ja nie mogę, przepraszam.-Ruszyłam pędem w stronę wyjścia. Za mną słychać było poruszenie gości, którzy najwidoczniej nie mogli uwierzyć, że uciekłam właśnie sprzed ołtarza. Zbiegłam po schodach kościoła, nie oglądając się za siebie. Szybko zrzuciłam niewygodne szpilki i boso pobiegłam w stronę ogrodu znajdującego się tuż koło świątyni. Uśmiechnęłam się, czując się wolna. Już dawno nie czułam tego uczucia. Zwykle to moi rodzice mówili mi co mam robić, a teraz wreszcie podjęłam własną decyzję. 

Biegłam naprzód nie oglądając się za siebie. Cóż...do domu nie mam po co wracać. Rodzice na pewno mnie wydziedziczą. Trudno, przynajmniej teraz czuję, że mogę sama podejmować decyzje o swoim życiu. Wybiegłam na ulice, nie oglądając się. To był mój błąd. Ostatnie co usłyszałam to stukot kopyt, rżenie koni, a później nastała ciemność. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro