Rozdział 2 - Najgorsza decyzja
Notkę piszę na wstępie, żeby ktoś nie pominął itd.
1: Przeeeeepraszam, że rozdział wstawiam dopiero teraz, ale... No wiecie. Przez prawie dwa tygodnie nie miałam internetu, weny też brak... :c Obiecuję, że teraz będzie już tylko lepiej...!
2: Dziękuję za te wszystkie pozytywne komentarze <3 To naprawde pomaga i wiem, że ktoś to czyta. Kocham was za to <3
3: Rozdział jest taki... Nijaki. Osobiście uważam, że jest do kitu :_: Krótki, wąski... Hah. Ale dla urozmaicenia, daję wam perspektywę Alfy i zdjęcie Nev'a :3
4: Chciałabym dedykować ten rozdział osobie, dzięki której zaczęłam pisać na WT. Poznałam ją dzięki WT, jest wspaniałą pisarką, genialną dziewczyną i kochaną przyjaciółką. Yup! Ten rozdział jest właśnie dla ciebie Lexi <3
A teraz, żeby nie zanudzać...
*Ava POV*
Dość pewnym ruchem, otworzyłam drzwi wejściowe do mojej nowej szkoły. Tak. Nowej. To będzie już… Czwarta? Z poprzednich zostałam wyrzucona, a z jednej sama odeszłam. Bywa. Ta jest wręcz „opanowana” przez watahę z tego rejonu. Czasy się zmieniają, a moi bracia nie są tu królami, tylko dlatego, że brakuje im tutaj alfy. Poprawka, brakowało.
Już na wejściu zaatakowało mnie mnóstwo zapachów. Jedne bardziej, a drugie mniej znane, np. tropikalne perfumy Mikeya, truskawkowy szampon Luke’a, poranne naleśniki Nathaniela. Dodając zawieszkę z auta Arin’a, który rano podwiózł chłopaków do szkoły, była tu cała moja wataha.
-Cholera, spóźnię się…! - Warknęłam pod nosem, gdy usłyszałam dzwonek, kończący 6 godzinę lekcyjną. Miałam jakąś minutę na znalezienie klasy Nate’a. Zajęło mi to oczywiście więcej czasu, gdyż prawie 5 minut, ale kto by zwracał uwagę na drobne szczegóły…?
Kiedy udało mi się w końcu znaleźć klasę biologiczną, mój braciszek opierał się o ścianę, rozmawiając z kilkoma osobami na raz. Co jakiś czas poprawiał czerwono-czarnego snapback’a, ignorując blondynkę, która uczepiła się rękawa jego bluzy. Zwrócił na nią uwagę dopiero, gdy przypadkowo otarła się ręką o udo ukryte pod materiałem czarnych jeansów. Mruknął jej coś na ucho, zauważając mnie ponad ramieniem dziewczyny.
-No wreszcie! Ile można czekać? - Westchnął i podszedł do mnie, szturchając blondi ramieniem. Zaśmiałam się cicho widząc jej mordercze spojrzenie, kierowane w moją stronę.
- Nate, braciszku… Też się cieszę, że cię widzę. - Uśmiechnęłam się do brata.
-Mniejsza… - Burknął. Nienawidzi, gdy mówię na niego braciszek. Owszem, jest starszy, ale tylko o rok. - Byłem za ciebie w sekretariacie i odebrałem papiery. Pokażę ci gdzie masz szafkę i mniej wię… - Przerwał mu jakiś wysoki brunet, który tak między nami, był całkiem całkiem.
-Nate, przyjacielu… Czyżbyś awansował? Czuć od ciebie alfę. - W jego głosie widoczne było rozbawienie, ciekawość i lekka zazdrość. Prychnęłam pod nosem i przewróciłam oczami.
-Nev, przyjacielu… -Zaczął Nathaniel, przedrzeźniając go. - Poznaj moją siostrzyczkę, Avę. Jest alfą w moim stadzie. - Uśmiechnął się lekko i wskazał na mnie głową.
Mina Nev’a? Bezcenna. Zlustrował mnie wzrokiem i po chwili spojrzał na mojego brata z kpiną w oczach. Dopiero teraz postanowiłam mu się przypatrzeć. Na pewno jest umięśniony, co ukazywała ciemno beżowa koszulka z rękawami trzy-czwarte i trzema guziczkami przy dekolcie. Długie nogi, ukryte pod materiałem jeansów z dziurami na kolanach i szarymi Nike’ami.
-Prawie się nabrałem stary, ale… Nie uwierzę, że taka urocza dziewczynka jest krwiożerczą alfą. - Zaśmiał się. Jego radość przerwał dzwonek. Powiadomił nas, że ma jeszcze w-f i musi już iść, po czym zwrócił się w moją stronę z krótkim i cichym „Do zobaczenia.”
Nathaniel, lekko zdenerwowany przez kolegę, oprowadził mnie po całej szkole, po czym musieliśmy czekać na pozostałą dwójkę rodzeństwa, na parkingu. Brat wykorzystał te dziesięć minut, zapoznając mnie z paroma jego znajomymi. Gdy Michael i Luke zaszczycili nas swoją obecnością, ruszyliśmy spacerem w kierunku domu.
Znacie to uczucie? Czujecie się obserwowani, ale w okolicy nie ma nikogo, oprócz ciebie? Nie licząc Mikeya, który opiekuńczo obejmował mnie ramieniem, nikt nie zwracał na mnie uwagi. A mimo to przez całą drogę czułam się obserwowana. Parę razy odwracałam się, ale nie zauważyłam niczego dziwnego. Jakaś trójka dzieciaków szła do parku, para nastolatków siedziała na ławce i przytulała się do siebie, chłopak w kapturze, rozmawiający przez telefon. Rozdzieliłam się z chłopakami, gdy stwierdzili, że pójdą do parku, a ja stanowczo odmówiłam. Wydaje mi się że to była jedna z moich najgorszych decyzji.
Od domu dzieliło mnie jakieś 50 metrów, gdy brunet idący w przeciwną stronę, minął mnie. Niby przypadek, a jednak wywołało to u mnie wybuch emocji. No, może nie to, że szturchnął mnie ramieniem, tylko…
-Przepraszam. - Mruknął cicho i ruszył dalej, a ja…? Ja zamarłam. Nie znałam go, a jedno jego słowo doprowadziło moje serce do szaleńczego tempa. Poczułam ogarniający mnie spokój i radość. Odwróciłam się ze zdziwieniem, ale on zniknął. Rozpłynął się, jakby był tylko wytworem wyobraźni…
*Rush POV*
Cholera! Nie planowałem jej dotykać, czy nawet się odzywać, a jednak…! Ugh! Miałem tylko zobaczyć jak wygląda i czy warto, pozwolić radzie na przeniesienie mnie. Ale oczywiście, mój umysł i ciało nie współpracowały ze sobą. Mogłem ją minąć i tyle. Przysięgam, że nie wiem jakim sposobem, moje ramię wysunęło się w bok, aby po sekundzie spotkać się z jej barkiem. Przysięgam też, że nie mam pojęcia dlaczego w ogóle się odezwałem, dlaczego ukradkiem dotknąłem delikatnej skóry dłoni dziewczyny i dlaczego zacząłem uśmiechać się jak głupi.
Nie oszukuj się. Dobrze wiesz czemu to zrobiłeś.
1:0 dla głosiku w mojej głowie. Wiem czemu. Chciałem tego. Nie wiem jeszcze dlaczego, ale chciałem. Jeśli mam być szczery, następne godziny były okropne. W środku czułem pustkę, która bolała. I to jak cholera.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro